poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział 31

Poznaliśmy się kilka miesięcy temu na imprezie. Spędziliśmy razem noc po czym odeszłam bez słowa. Nie liczyłam na ponowne spotkanie z Nim. Jednak los chciał tak, że pojawił się w domu mojego przyjaciela. To się chyba nazywa przeznaczenie...? Na początku staraliśmy się być przyjaciółmi. Lecz obydwoje doskonale czuliśmy do siebie coś więcej. Zostaliśmy parą. Wtedy zaczęły się kłopoty. Najpierw moja siostra Victoria starała się wszystko między nami popsuć co prawie jej się udało. Jednak jak każde kłamstwo ma ono krótkie nogi. Myśleliśmy, że wszystko co złe już za nami. Wtedy pojawił się Taylor - mój były chłopak. Bardzo mnie skrzywdził, ale przeprowadzka do innego miasta i odizolowanie się od niego pomogło mi się pozbierać. Bardzo się starał naprawić relację między nami. Postanowiłam więc dać nam szansę na wspólną przyjaźń. W końcu każdemu daję się drugą szansę. Jednak nic więcej do Taylora nie czułam. Miałam przecież Marco. To Jego kochałam i powtarzałam Mu to niejednokrotnie. Jednak zazdrość wzięła nad Reusem górę co doprowadziło do kilku nieporozumień między nami i uświadomiło mi to, że potrzebujemy czasu... Że musimy od siebie odpocząć...
Nazywam się Ann Hofmann i chyba mam złamane serce...

Siedziałam na parapecie okna i przelewałam słowa na kartkę nie wiem w jakim celu. Czułam się lżej na duchu pisząc to wszystko. Z Marco nie widziałam się miesiąc. Dzwoni do mnie codziennie jednak ja nie odbieram. Za każdym razem zostawia wiadomości głosowe, których nie mam odwagi odsłuchać. Z zamyśleń wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. 
- Proszę. - powiedziałam chowając zeszyt pod poduszkę leżąca na parapecie. 
Po chwili w drzwiach pojawiła się moja mama. 
- Mogę? - zapytała lekko się uśmiechając.
- Jasne. - odpowiedziałam i zeszłam z parapetu.
- Kochanie powiedz mi jak się czujesz. - zapytała z troską w głosie siadając obok mnie na łóżku.
- Dobrze się czuję. Nie rozumiem skąd to pytanie? - odpowiedziałam zdziwiona.
- Wiesz, że nie pytam o zdrowie tylko o Twoje serce. Czy Marco coś Ci zrobił? 
- Nie. Mówiłam Ci, że to ja podjęłam decyzję, abyśmy przez jakiś czas się nie spotykali. 
- Skoro Ty podjęłaś taką decyzję...
- Mamo to nie jest dla mnie łatwa sytuacja. - przerwałam jej wypowiedź. - Ale zapewniam Cię, że jest dobrze. - dodałam wysilając się na uśmiech. 
- Ale gdyby coś...
- Tak wiem, że zawsze mogę z Tobą porozmawiać. - po raz kolejny przerwałam jej wypowiedź przytulając ją.
- A jak czuje się Bonnie? - zapytała zmieniając temat.
- Raz lepiej, raz gorzej. Najważniejsze, że porozmawiała z Erikiem i zmieniła zdanie co do adopcji. 
- Rozmawiałam z jej mamą i była w szoku, gdy dowiedziała się o jej planie. 
- Mówiłam jej, żeby przed podjęciem decyzji porozmawiała z rodzicami, a przede wszystkim z Erikiem, bo on też miał coś do powiedzenia. Ale nie słuchała. - wzruszyłam ramionami. - Co tak na mnie patrzysz? - zapytałam zdziwiona.
- Patrzę na jaką mądrą i śliczną kobietę Ci wychowałam. - odpowiedziała uśmiechając się. 
- Ohh mamo nie mów tak. Czuję się wtedy tak staro. - powiedziałam i zaczęłyśmy się śmiać. 

Następnego dnia
- Cześć bąbelki! - rzekłam podchodząc do Bonnie. - Jak się czujesz? - zapytałam głaskając jej zaokrąglający się brzuch.
- Ohh daj spokój. Dzisiaj miałam takie mdłości... Myślałam, że umieram! - odpowiedziała.
- Jeszcze z miesiąc i potem będzie z górki. - starałam się ją pocieszyć. 
- Dzięki za wsparcie i zrozumienie. - pokazała mi język. 
- Do usług. - wyszczerzyłam się do niej.
- Wpadniesz dzisiaj do mnie na noc? Wchłoniemy w siebie milion kalorii, pogadamy, pooglądamy filmy. - zapytała moja przyjaciółka.
- Jasne bardzo chętnie. - uśmiechnęłam się do niej.
- Cześć dziewczyny. - podeszli do nas Lisa i Fabi.
- Cześć. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Oo Lisa dobrze, że jesteś. Zapraszam Cię dzisiaj do mnie na noc. - powiedziała Bonnie.
- Ei! A ja?! - oburzył się Fabi.
- Sorry to babski wieczór. - poklepałam go po ramieniu. 
- To jak? Przyjdziesz? 
- Oczywiście, że tak ! Tylko wcześniej musimy się wybrać z Fabianem na zakup garnituru. Wiecie egzaminy coraz bliżej, a on nadal nie gotowy. - przewróciła teatralnie oczami. 
- Możemy to zrobić jutro. - zaprotestował chłopak.
- Ale zrobimy dzisiaj, bo chce mieć to już załatwione. - odpowiedziała dominująco dziewczyna, a ja i Bonnie zaśmiałyśmy się cicho.

Wieczorem siedziałam u mojej przyjaciółki i zajadałyśmy się toną lodów i chipsów. Kobiety w ciąży potrafią straaaasznie dużo jeść... Rozmawiałyśmy na przeróżne tematy i czekałyśmy na przybycie Lisy.
- Chłopaki wyjechali dzisiaj na tydzień na zgrupowanie. - odezwała się nagle Bonnie.
- Erik pewnie niepocieszony. - odpowiedziałam śmiejąc się i zanurzając łyżkę w pudełku lodów.
- Rozmawiałam z Marco przed wyjazdem. - zaczęła ostrożnie.
Uśmiech z mojej twarzy nagle zniknął.
- Fajnie. - odpowiedziałam wbijając wzrok z pudełko lodów.
- Pytał co u Ciebie. Bardzo chce z Tobą porozmawiać. Odbierz od niego telefon. Jemu na prawdę nie jest łatwo.
W domu Bonnie rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Oo to pewnie Lisa. Siedź, siedź ja pójdę otworzyć. - odezwałam się szybko wstając i biegnąc do holu.
Dzwonek do drzwi był moim wybawieniem. Nie miałam ochoty na kontynuowanie tego tematu. Tak jak się spodziewałam po otworzeniu drzwi ujrzałam dziewczynę mojego przyjaciela.
- Co się stało? - zapytałam widząc jej minę. 
- Ten facet jest niemożliwy! - zaczęła ściągając kurtkę. 
Udałyśmy się do salonu, gdzie czekała na nas Bonnie. 
- Co jest? - brunetka ponowiła pytanie.
- Rozszarpie go kiedyś jak Boga kocham! - krzyczała układając dłonie w geście duszenia.
- Ale...? - zaczęłam lecz Lisa nie pozwoliła mi dokończyć.
- Ten jest za szeroki, ten ma nie taki kolor, ten za elegancki, ten za luzacki. - gestykulowała naśladując ton głosu swojego chłopaka. - No ludzie! Ile to problemu w kupnie zwykłego garnituru. - dokończyła.
- No wiesz my też mamy problem z kupnem sukienki. - odpowiedziała jej Bonnie.
- Ale tu chodzi o czarny, zwykły, najzwyklejszy garnitur. Daj mi to pudełko. - zwróciła się do mnie. Posłusznie podałam jej opakowanie z lodami leżące obok mnie.
- Ale kupiliście w końcu? - zapytałam.
- Po wielkich trudach, marudzeniach i jękach tak. - odpowiedziała z pełną buzią.

~Marco~
Jesteśmy już na zgrupowaniu drugi dzień. Oczywiście moje myśli krążą wokół Ann i nie dają mi spokoju. Moje nadzieje na odzyskanie jej z każdym dniem maleją. Codzienne nieodebrane telefony bolą coraz bardziej. Mieliśmy tylko od siebie odpocząć, poukładać sobie wszystko. Tymczasem minął już ponad miesiąc, a nie mam żadnej informacji ze strony blondynki. Nawet Bonnie nic nie wie na ten temat. Chyba, że nie chce mi powiedzieć... 
- Reus Ty się dobrze czujesz? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Piszczka.
- Tak, a dlaczego pytasz? - odpowiedziałem nie wiedząc o co mu chodzi.
- Człowieku wyglądasz jak zombie. Widziałeś się w lusterku dzisiaj? Przecież Ty masz gorączkę. - odpowiedział przykładając mi dłoń do czoła.
- Aa to. To nic. Nic mi nie jest. - zapewniłem go. - Lekkie przeziębienie. - dodałem i zacząłem kaszleć.
- No nie powiedziałbym. Idź Ty może lepiej do naszego lekarza, bo się jeszcze bardziej zaziębisz i nie będzie mógł zagrać w Lidze Mistrzów za dwa tygodnie. 
- Dobra pójdę, ale tylko po to żeby mu zasygnalizować, że jestem tylko TROCHĘ zaziębiony. - odpowiedziałem dając nacisk na słowo trochę. 
Po drodze do medyka spotkałem trenera.
- Marco, a Ty się dobrze czujesz? - zapytał z troską w głosie. - Dasz radę trenować? 
- Dobrze się czuję i dam radę trenować. - odpowiedziałem i ponownie zacząłem kaszleć. - Idę do lekarza, żeby dał mi jakieś leki na przeziębienie.
- Idź, ale nie wydaje mi się, żeby pozwolił Ci trenować. A jeśli nie on to ja Ci zabronię na kilka dni. - powiedział stanowczo.
- Ale trenerze, mi na prawdę nic nie jest. 
- Idź do lekarza i potem pogadamy. - odpowiedział i odszedł.

- No to się zaprawiłeś Marco. - pół godziny później odezwał się lekarz.
- O czym pan mówi? 
- Masz zapalenie oskrzeli. 
- A to oznacza...?
- A to oznacza mój drogi, że wracasz do Dortmundu i zaczynasz leczenie. - wyjaśnił wypisując mi karteczkę z lekami.
- Co?! Ale jak to?! Przecież ja dam radę trenować. Czuję się dobrze. - zaprotestowałem i zacząłem kaszleć.
- Noo właśnie widzę jak się czujesz. - odpowiedział. - Na szczęście to jest początek zapalenia, więc jak teraz zaczniesz brać leki to myślę, że za kilka dni będzie już dobrze.
- No to nie mogę tu zostać? - zapytałem z nadzieją w głosie.
- Nie widzę sensu. I tak nie będziesz trenować. 
- Ehh no dobrze. - odpuściłem wiedząc, że i tak nic nie wskóram. 
Zabrałem karteczkę z zaleceniami i wyszedłem z gabinetu. Dwie godziny później byłem już w drodze do Dortmundu.

~Ann~
Siedziałam w salonie z telefonem w ręku. Na wyświetlaczu widniał numer Marco. Biłam się z myślami. Zadzwonić czy nie zadzwonić? Co jeśli nie będzie chciał ze mną porozmawiać? Co jeśli on już nie chce ze mną być? W pewnej chwili mój telefon zaczął dzwonić. Wystraszona nagłym dźwiękiem, aż podskoczyłam. Spojrzałam kto dzwoni z nadzieją, że może to blondyn. Niestety nie był to Marco.
- Cześć Taylor. - odezwałam się bez większych emocji. 
- Cześć. Jesteś zajęta? - zapytał wesoło.
- W sumie to nie. 
- To świetnie. Spotkamy się w tej kawiarni niedaleko Ciebie? 
- Jasne może być. 
- Za 30 minut? 
- Spoko mi pasuje.
- To do zobaczenia. 
- Pa. - rozłączyłam się i ruszyłam na górę zabrać torebkę. 
Pół godziny później siedziałam z Taylorem w kawiarni i piliśmy kawę.
- Więc dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? - rozpoczęłam rozmowę.
- Dawno się nie widzieliśmy. Stało się coś, że się nie odzywałaś? 
- Nie nic się nie stało. Po prostu mam dużo nauki przed maturą. - wymigałam się od odpowiedzi.
- A między Tobą a Marco jak? 
- Na razie się nie spotykamy. 
W torebce usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a.
- Przepraszam. - zwróciłam się do Taylora i sięgnęłam po torebkę.
Szukając mojego telefonu natknęłam się na klucze do domu Marco.
- Cholera. - przeklęłam cicho.
- Co się stało? - zainteresował się chłopak.
- Przez cały czas miałam klucze do domu Marco. Muszę mu je oddać. 
- Myślisz, że nie będziecie już razem? 
- Nie wiem. Muszę z nim pogadać. Moja mama prosi mnie o telefon. Przepraszam Cię pójdę zadzwonić. - odpowiedziałam i wstałam od stolika. 
Po niecałych 5 minutach wróciłam do Taylora.
- Już jestem. - wysiliłam się na lekki uśmiech. 
- Cieszę się. - odpowiedział mi uśmiechając się. 
Wzięłam łyk kawy i rozpoczęliśmy z Taylorem rozmowę. Po jakiś 30 minutach zaczęłam się robić dziwnie senna.
- Taylor ja już chyba będę szła do domu. - odpowiedziałam słabo.
- Ann dobrze się czujesz? 
- Jakoś tak mi się sennie zrobiło. Obym nie była chora. - powiedziałam i wstałam.
- Czekaj pomogę Ci. - poczułam jego uścisk na moim łokciu. 

Obudziłam się nie wiem po jakim czasie. W dodatku nie byłam w swoim domu! Rozejrzałam się po pomieszczeniu i po chwili dotarło do mnie, że jestem w domu Marco. Nie rozumiejąc co się dzieje podniosłam się lekko. Na kanapie obok siedział... Taylor?! 
- Taylor co się dzieje? Czemu tu jestem? 
- Myślałem, że mój plan nie wypali, ale Ty mi go jeszcze bardziej ułatwiłaś. - odpowiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- O czym Ty mówisz? Jaki plan? 
- Widzisz kotku. Mam kilku ludzi do spłacenia, a zbytnio nie mam za co, a że Twój chłoptaś ma kasy pod dostatkiem to się chyba nie obrazi jak sobie trochę przywłaszczę. - odpowiedział podchodząc do mnie. - Musiałem się do was zbliżyć, a że Marco mi od początku nie ufał musiałem szukać innego sposobu. Straciłem już nadzieję po tym waszym zerwaniu wtedy Ty znalazłaś klucze do jego domu. Kiedy odeszłaś zadzwonić kilka kropel środka nasennego zrobiło swoje. - wyjaśnił uśmiechając się.
- Więc Ty ten cały czas... - urwałam i poczułam łzy napływające do oczu. - A ja myślałam...
- Co myślałaś?! Że zapomnę co mi zrobiłaś?! - zaśmiał się ironicznie.
- Ja Ci zrobiłam?! - podniosłam głos. 
- Przez Ciebie mam wyrok na koncie! Gdybyś wtedy była grzeczna nic by się nie stało. Ale nie martw się. Za chwilę dostanę to czego nie dostałem tamtym razem. - odpowiedział i przejechał mi palcem po policzku. 
- Chyba śnisz. - syknęłam i próbowałam go spoliczkować, lecz Taylor był szybszy i złapał moją dłoń.
- Tak się nie będziemy bawić kochanie. - odpowiedział spokojnie i uderzył mnie w policzek. 
Upadłam na kanapę i poczułam na ustach smak ciepłej krwi. 
- Radzę Ci, żebyś była grzeczna. - Taylor wyciągnął z kieszeni scyzoryk i dotknął nim mojego policzka. - A teraz rozejrzyjmy się co tu ma nasz pan piłkarz. - odszedł ode mnie i zaczął rozglądać się po salonie Reusa. 
W duchu cieszyłam się, że Marco jest na zgrupowaniu daleko stąd. W tej chwili pożałowałam tego co pomyślałam. Drzwi do domu blondyna zaczęły się otwierać, a w środku pojawił się Marco.
- Co tu...? - zaczął. - Co tu się do cholery dzieje?! Co wy tu robicie?! Ann wszystko dobrze?! - zapytał ze strachem w głosie.
- Marco idź stąd. - odezwałam się płaczliwym głosem.
- Ależ skąd! Marco nigdzie nie pójdzie! - odpowiedział wesoło Taylor. 
- Co wy tu robicie?! Co TY tu robisz?! - zwrócił się z groźnym spojrzeniem do Taylora. 
- Nie krzycz proszę tylko usiądź. - mówił spokojnie Taylor wskazując scyzorykiem fotel.
Marco stał niewzruszony na jego słowa.
- Siadaj, albo potnę tą jej piękną buźkę. - odpowiedział groźniej podnosząc mnie i przystawiając ostrze do twarzy.
- Ok, ok! Ale puść ją! - Marco podniósł dłonie w geście poddania i zaczął zbliżać się powoli w kierunku fotela. 
Taylor puścił mnie i rzucił na kanapę. 
- Ann odsuń się! - usłyszałam głos Marco i po chwili zobaczyłam blondyna rzucającego się na Taylora. 
Zaczęli się szarpać raz po raz wymierzając sobie ciosy w twarz. Nagle Taylor zamachnął się scyzorykiem i wbił go Marco w brzuch.
- NIEEEE! - pisnęłam.
Marco jednak dalej szamotał się z Taylorem. Ja rozglądałam się po pokoju szukając czegoś, aby pomóc blondynowi. W rogu pokoju zobaczyłam szklany wazon. Podbiegłam po niego jak najszybciej. Gdy znalazłam się za Taylorem uderzyłam go wazonem, a ten rozprysł się na milion małych kawałków. 
- Boże zabiłam go! - krzyknęłam w szoku patrząc na leżącego chłopaka.
- Zadzwoń po karetkę i policję. - usłyszałam słaby głos Marco.
Blondyn po chwili upadł bez ruchu na podłogę...
_____________________
No i jestem. W końcu wymęczyłam rozdział :) Chyba nie wyszedł, aż taki zły :) Nie wiem czy moja wyobraźnia na koniec za bardzo nie poszalała :) Pisałam to wczoraj wieczorem kiedy byłam już mega zmęczona :) Początek to był taki nagły impuls :D Skojarzyło mi się to z jakimś filmem czy serialem nie mogę sobie przypomnieć tytułu i musiałam to wpleść do rozdziału no po prostu musiałam :)



Do następnego ;**