piątek, 30 maja 2014

Rozdział 20

- No to o czym chce nam pan powiedzieć? - przerwałam ciszę panującą w salonie. 
- Ja pana znam. - odezwał się mój tata. - To z panem widziałem niedawno moją córkę. O co tu chodzi? 
- To państwo o niczym nie wiecie? - zapytał zdziwiony. - Vicki nie powiedziałaś im? - zwrócił się do mojej siostry.
- Przepraszam, ale nie wiem o czym pan mówi. - odezwała się Vicki. - Tato to jest mój były szef. - dodała zdenerwowanym głosem.
- O czym nie wiemy? - tata zignorował wypowiedź mojej siostry. 
Mama zajęła miejsce na krześle obok mnie po czym zerknęłyśmy na siebie nie rozumiejąc nic z zaistniałej sytuacji.
- Nie udawaj, że nie wiesz! - uniósł się mężczyzna co mnie zdziwiło, bo do tej pory był bardzo opanowany. - To było też moje dziecko! 
- Dziecko? - zapytała zdziwiona mama.
- Jakie dziecko? - odezwałam się zaraz po mamie patrząc na Victorię, która w momencie zrobiła się blada jak ściana.
- Nnie ssłuchajcie ggo. - jąkała się zdenerwowana Victoria. - To ssą jakieś brednie.
- Nie miałaś prawa tego robić! 
- Proszę nie krzyczeć na moją córkę, w moim domu! - krzyknął tata. - Vicki powiesz czy to prawda co mówi ten pan? - spojrzał na brunetkę.
Nie przypuszczałam, że cała ta sytuacja przybierze taki obrót. Na początku byłam przekonana, że Victoria zrobiła jakąś głupotę, która da mi wewnętrzną satysfakcję, ale dowiedziawszy się o tym, że moja siostra była w ciąży i zabiła własne dziecko sama nie wiem co poczułam. Żal w stosunku do niej i jej sytuacji, czy złość, że była w stanie usunąć ciążę. 
- Victoria odpowiedz mi. - ponownie odezwał się tata.
Spojrzałam na moją mamę i zobaczyłam w jej oczach smutek i łzy. Chcąc dodać jej odrobinę otuchy złapałam ją na dłonie i mocno je ścisnęłam. Odwzajemniła mój gest nawet na mnie nie patrząc.
- Tak byłam w ciąży! I tak usunęłam to dziecko! - wykrzyczała przez łzy.
- To było jego dziecko?! - krzyknął tata. 
- Kochanie uspokój się. Krzyk nic nie pomoże. - odezwała się mama chcąc złagodzić trochę jego złość.
- Odpowiedz mi czy to było jego dziecko?! - ponowił pytanie do Victorii.
- Tak. - odpowiedziała cicho patrząc w podłogę. 
- Ty sukinsynie! - krzyknął tata i ruszył w stronę Smitha. - Jak mogłeś to zrobić mojej córce! Przecież ona jest od Ciebie dwa razy młodsza! - próbował go uderzyć, lecz w porę dobiegłyśmy z mamą i go powstrzymałyśmy.
- Lepiej będzie jak pan już pójdzie. - zwróciłam się do mężczyzny i wskazałam na drzwi.
- Victoria chce Ci tylko powiedzieć, że nie kłamałem mówiąc, że odejdę od żony. Za tydzień mamy pierwszą rozprawę rozwodową. - powiedział spokojnie i ruszył do wyjścia.
Gdy były szef mojej siostry opuścił nasz dom ta zaczęła biec do swojego pokoju.
- A Ty dokąd?! Wracaj tu! - krzyknął tata i zaczął za nią iść.
- Ja z nią pójdę pogadać. - weszłam mu w drogę i go zatrzymałam.
Ruszyłam na górę. Zapukałam cicho po czym otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Victoria leżała tyłem do drzwi. 
- Możemy pogadać? - zapytałam siadając na skraju łóżka. 
Odpowiedziała mi głucha cisza. 
- Vicki dlaczego to zrobiłaś? To było niczemu winne dziecko. 
- Nie udawaj, że się tym przejmujesz. - powiedziała oschle. - Doskonale wiem, że w głębi siebie cieszysz się, że wszystko się wydało. 
- Wcale tak nie jest. - mówiłam powoli. - Nie jestem tak perfidna jak Ty.
- No właśnie! Nie jesteś! Bo Ty jak zawsze jesteś tą dobrą i niewinną Ann! A ja jestem tą, która zabija własne dziecko! - wykrzyczała mi gniewnie. - Wyjdź z mojego pokoju! - dodała.
Nie odpowiedziałam jej nic tylko tak jak nakazała opuściłam pokój. Zeszłam na dół, gdzie byli moi rodzice.
- I jak? Co Ci powiedziała? - zapytała mama. 
- Słyszeliście co mi powiedziała. Nie chce ze mną gadać. - odpowiedziałam obojętnie i ruszyłam w stronę drzwi.
- Nie zostajesz? - mama poszła za mną.
- Nie dzisiaj jeszcze nie. Musimy wszyscy po tym ochłonąć. - posłałam jej lekki uśmiech.
- A powiesz mi chociaż u kogo się zatrzymałaś?
- U Jake'a. Nie martw się o mnie. - powiedziałam i przytuliłam się do niej. - Muszę już iść. Porozmawiamy jutro. - dodałam po czym wyszłam z domu.

~Marco~

- Siema młody. - powiedział do mnie pogodnie Kuba.
- Hej. Wszystko dobrze? - Łukasz jako jedyny zauważył mój podły nastrój.
- Bywało lepiej. Wchodźcie. - otworzyłem szerzej drzwi.
- No co Ty. - rzekł Kuba.
Spojrzałem na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Kuba wpadł na genialny pomysł pójścia do klubu. - wytłumaczył Piszczu przewracając oczami.
- Ale my jutro mamy trening. - powiedziałem pełen obaw.
- No dajcie spokój. Nie będziemy pili dużo. - zachęcał nas.
- Haha. Dobry żart. - powiedział z sarkazmem Łukasz.
- Ubieraj się Reus i chodź. - zarządził Błaszczu ignorując przyjaciela.
Tak jak powiedział tak też uczyniłem. Pod moim domem czekała taksówka, którą pojechaliśmy do klubu. 
- Jak na środek tygodnia to sporo tu ludzi. - powiedziałem do Łukasza próbują przekrzyczeć muzykę.
- Tu zawsze tyle jest. - odpowiedział mi.
- Widać, że często tu bywasz. - zaśmiałem się.
- Tylko jak Kuba pokłóci się z Agą. Trzeba go mieć wtedy na oku. - wyjaśnił i stanęliśmy przy barze.
Kuba na początek zamówił nam po kieliszku wódki. 
- Co się dzisiaj stało, że trener wysłał Cię do domu? - zapytał Błaszczykowski, gdy wypiliśmy nasz napój. - Pokłóciłeś się z Kloppem? 
- Idioto. - podsumował Łukasz. - Przecież to o Ann chodzi. - wyjaśnił mu.
- Jeszcze się nie pogodziliście? - zapytał zdziwiony.
- Jak widać nie. - odpowiedziałem ponuro. - Jeszcze raz to samo poproszę. - zwróciłem się do barmana.
Po dwóch godzinach spędzonych w klubie dość mocno wstawieni postanowiliśmy wrócić do domu.
- Panowie wracamy pieszo. - powiedziałem, gdy staliśmy już przed budynkiem klubu. 
- Marco Ciebie już do końca rozum opuścił. - odpowiedział Kuba stojąc w miejscu i kołysząc się jak na karuzeli.
- Tak, tak. Przez park będzie najszybciej. - rzekłem i ruszyłem chwiejnym krokiem przed siebie.
- Halo, halo Reus do Twojego domu to w drugą stronę. - powiedział Piszczek, który chyba oszukiwał w piciu z nami, bo wcale nie wyglądał na pijanego.
- Aa tak masz pan rację. - podniosłem dłoń do góry i zawróciłem robiąc przy tym wielkie koło.
Wyprzedziłem chłopaków. Szli za mną i o coś się dochodzili. Zwolniłem tempa żeby się im przysłuchać.
- No co Ty gadasz Kuba. Przecież Arsenal lepszy. 
- Niby dlaczego? - zapytał Jakub.
- No przecież Wojtuś tam gra. - wyjaśnił. - My kochamy Wojtusia. - rozczulał się nad swoim kolegą z reprezentacji.
- Oj Piszczu ja nie wiem co Ty piłeś, ale nie pij już tego więcej. - podsumował przyjaciela Błaszczykowski.
- Nie powiem kto tu prawie, że bełkocze. - odgryzł mu się. - A niby co jest lepszego w Realu Madryt?! No przedstaw swoje stanowisko.
- Przedstaw swoje co? - zapytał Błaszczykowski marszcząc czoło. - Zresztą nie ważne. Wracając do Realu. Przecież tam gra Cristiano Ronaldo! I on ma taki fajny żel do włosów.
- I tylko dlatego? - zapytał Łukasz przybierając poker face.
- Daj mi dokończyć! Ja Ci nie przeszkadzałem! - oburzył się. - No i on mi kiedyś po jednym meczu pożyczył ten żel. Chciałem mu go oddać, ale on powiedział 'No co Ty Kuba. Możesz go sobie zatrzymać. - gestykulował zmieniając ton głosu. - I wyobraź sobie ja ten żel jeszcze mam! - dokończył.
Zacząłem się śmiać, lecz gdy się na mnie spojrzeli udawałem, że przyglądam się drzewom. 
- Już skończyłeś? - zapytał Piszczu.
- Tak. - odpowiedział mu krótko.
- To powiedz mi co ma ten żel wspólnego z Realem Madryt? 
- No jak to co?! W Realu gra Cris i on używa tego żelu, więc jakbym ja tam był to byśmy go sobie pożyczali! Piszczek, ale Ty dzisiaj nie kumasz. - pokręcił głową z dezaprobatą.
- Całe życie z wariatami. - podsumował Łukasz.
- Ei chłopaki patrzcie! Wcale nie jestem taki pijany! Idę prosto po krawężniku. - krzyknąłem do nich chcąc odwrócić ich uwagę od debaty na temat klubów.
- Marco uspokój się, bo sobie jeszcze mogę złamiesz. - podbiegł do mnie Piszczek.
- Ja jestem lepszy! - krzyknął Kuba.
Odwróciliśmy się w jego stronę i zobaczyliśmy go spacerującego po ławce. Nie zastanawiając się poszedłem w jego ślady i wskoczyłem na drugą ławkę. 
- Założę się, że nie wykrzyczysz na cały głos, że kochasz Ann. - powiedział zaczepnie mój przyjaciel.
- Kuba nie zachęcaj go! Jest środek nocy! - odezwał się najrozsądniejszy z naszej trójki.
- A ja założę się, że nie wykrzyczysz, że kochasz Agatę. - odpowiedziałem ignorując Piszcza. 
- To co na trzy. - powiedział Kuba.
- To się źle skończy. - powiedział załamany Piszczek i usiadł na ławce, na której stałem.
- Jeden. 
- Dwa. - rzekł Kuba.
- Trzy. - zakończyłem
- Kocham Ann! 
- Kocham Agatę! 
Krzyknęliśmy równo. Po chwili po naszych twarzach zaczęło świecić jakieś irytujące światło. 
- Co jest? - zapytał Kuba patrząc w stronę dobiegającego światła.
- Dobry wieczór panom. Widzę, że dobrze się bawimy. - przed nami pojawili się dwaj policjanci. 
- Proszę zejść z ławek. - odezwał się drugi.
Posłusznie zrobiliśmy to co nam kazali i stanęliśmy obok siebie. 
- Uu widzę, że impreza się udała. No to my ją trochę przedłużymy i zapraszamy na komisariat.
- Komisariat? Ale panie władzo. Nie możemy tego tutaj jakoś załatwić? - mówił lekko poddenerwowany Piszczek. 
Ja wraz z Kubą podśmiewaliśmy się po ciuchu z tego. 
- Kolegom jest wesoło. Zapraszamy do auta. - powiedział i wskazał drogę.
- Mówiłem, że to się źle skończy! Mówiłem, to mnie olewaliście! - pieklił się Łukasz kierując się w stronę samochodu.

~Ann~

- Co się stało? Ann. Halo! Wróć do nas. - wyrwałam się z zamyśleń i spojrzałam na moją przyjaciółkę. 
- Co? Coś mówiłaś? - zapytałam.
- Pytałam co się stało? Dogadałaś się wczoraj z rodzicami? - usiadła obok mnie na podłodze i oparła się o szafki.
Chwilę potem obok mnie pojawił się Fabian.
- Wszystko dobrze? Jake mówił, że jakaś taka przybita wróciłaś wczoraj do domu. - zapytał.
- Ze mną wszystko w porządku. Nie rozmawiałam wczoraj z rodzicami o naszej kłótni. Wydarzyło się coś... innego. - wyjaśniłam.
- A możemy wiedzieć co? - zapytał ostrożnie Fabi.
Opowiedziałam im o wizycie byłego szefa Victorii i o tym co ukrywała moja siostra.
- Vicki była w ciąży?! - wykrzyknęła Bonnie.
- A możesz trochę ciszej?! - zapytałam ze złością w głosie.
- Wybacz, ale to dla mnie szok. Jak ona mogła zrobić coś takiego?! 
- Też się zastanawiam. Dlatego poszłam z nią wtedy pogadać. 
- Ty? Po tym wszystkim co Ci zrobiła? - wtrącił Fabi.
- Ja nie jestem taka jak ona. Zraniła mnie i to bardzo, ale chciałam jej jakoś pomóc. Zrozumieć dlaczego to zrobiła - wyjaśniłam.
- I dało to coś? 
- Wykrzyczała mi tylko co o mnie myśli i kazała wyjść z pokoju. - odpowiedziałam obojętnie.
- Wredna zołza. - podsumowała Bonnie.
- Po tym wyszłam z domu i nie wiem co się działo. Pewnie rodzice próbowali z nią pogadać. - wzruszyłam ramionami.
Fabian objął mnie ramieniem, aby dodać mi otuchy.
- A kiedy z nimi pogadasz? - zapytał.
- Dzisiaj po szkole pójdę może nam się uda. - odpowiedziałam uśmiechając się lekko.
- A państwo nie mają zamiaru udać się na lekcje? Już 5 minut po dzwonku. - nad nami stanęła nauczycielka ze srogim wyrazem twarzy.
Rzeczywiście korytarz wokół nas wiał pustkami. Byliśmy tak pogrążeni w rozmowie, że nawet nie usłyszeliśmy dzwonka na lekcje. 
- Tak, tak już idziemy. - odpowiedział Fabi po czym szybko wstaliśmy chwyciliśmy nasze torby i pobiegliśmy szybko do klasy. 
Wbiegliśmy do środka. Na szczęście naszej nauczycielki od języka niemieckiego jeszcze nie było. Odetchnęliśmy z ulgą i zajęliśmy nasze miejsca śmiejąc się.
- Jak to możliwe, że nie słyszeliśmy dzwonka? - zapytałam Bonnie.
- A no może dlatego, że byliśmy pochłonięci rozmową o... - dyskretnie zaalarmowałam moja przyjaciółkę, aby nie wygadała o czym rozmawialiśmy.
Jessica i jej niby przyjaciółki siedziały niedaleko nas. Doskonale słyszały o czym rozmawiamy. Nie mogłam pozwolić, aby dowiedziały się o ciąży Vicki.
- ... o stworku, który mieszka w mojej szafie. - dokończyła po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

Cztery godziny później nasze lekcje dobiegły końca. 

- Cholera. - rzekłam przeszukując moją torbę, gdy byłyśmy już z Bonnie przy wyjściu ze szkoły.
- Co się stało? - stanęła i zapytała.
- Zapomniałam moich notatek. A w poniedziałek mamy test. Poczekaj chwilę wrócę po nie. - odpowiedziałam i pobiegłam w stronę klasy, w której miałyśmy ostatnią lekcje.
Weszłam do pomieszczenia, w którym przebywał jeszcze nauczyciel.
- Ja tylko na moment. Zapomniałam notatek. - uśmiechnęłam się do pana Benzko. 
- Czy to te? - zapytał miłym głosem.
- Tak właśnie te. - odpowiedziałam i zabrałam od niego moją zagubioną rzecz. - Dziękuję i do widzenia. 
- Do widzenia. - odpowiedział. 
Szłam szybkim krokiem do mojej przyjaciółki, gdy z jednej sali dobiegła do mnie głośna rozmowa. Przystanęłam starając się pozostać niezauważoną i słuchałam.
- Victoria jak to wyjeżdżasz?! 
Victoria? - zapytałam się w myślach. A co ona tutaj robi? 
- Muszę. Trochę się pewne sprawy pokomplikowały i muszę stąd wyjechać. - tłumaczyła moja siostra. - Ale sprawa z Marco jest załatwiona. Ann nie domyśla się, że to wszystko było zaplanowane i nic nie zaszło między mną a tą piłkarzyną. - powiedziała z sarkazmem.
- Czyli mam od Ciebie zielone światło? - zapytała Jessica. 
- Jak najbardziej. Dobrze wiesz, że zrobiłam to dla Ciebie. 
Słysząc o czym mówiła moja siostra nogi ugięły się pode mną i poczułam się słabo. A więc to wszystko było jednym wielkim kłamstwem! A ja nie wierzyłam ani Marco, ani Bonnie. 
- Idiotka. - szepnęłam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę wyjścia.
- No nareszcie! Pisałaś na nowo te notatki czy co? - powiedziała Bonnie.
- Bonn ja nie wracam z Tobą. - powiedziałam i otworzyłam drzwi na zewnątrz.
- Ale Ann. Co jest grane? - wyszła za mną.
- Jestem cholerną idiotką! Miałaś rację. Obije mieliście rację! Marco jest niewinny. Muszę z nim pogadać. - odpowiedziałam i pobiegłam do autobusu stojącego już na przystanku. 
Wsiadłam do niego i wyjęłam telefon z torebki. Wybrałam numer blondyna i czekałam, aż odbierze. Nie zdziwiło mnie to, że nie odebrał. W końcu ja też z nim nie chciałam gadać. Zaklęłam po cichu i schowałam telefon niecierpliwie tupiąc nogą. Droga na stadion dłużyła mi się niemiłosiernie. W końcu znalazłam się pod Iduną i ruszyłam w stronę boiska treningowego chłopaków. Doskonale wiedziałam, że o tej porze chłopaki trenują. Miałam więc nadzieję, że spotkam tam też Marco. Dotarłam tam, lecz nikogo nie zastałam. Kawałek dalej kilku piłkarzy rozmawiało z kibicami. Rozglądałam się czy nie ma tam Marco. Zauważyłam jedynie Piszczka. Podbiegłam do niego. Odeszliśmy kawałek dalej.
- Ann, a co Ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony.
- Muszę pogadać z Marco. Możesz go zawołać? 
- Ale Marco dzisiaj nie ma na treningu. - wyjaśnił.
- Jak to go nie ma? - zdziwiłam się. - Stało się coś? - zapytałam ze strachem w oczach.
- Nic się nie stało. Po prostu nie był w stanie dzisiaj przyjść. - uśmiechnął się lekko.
- Zgaduję, że się wczoraj lekko zalał? - zapytałam.
- Lekko to za mało powiedziane. - puścił mi oczko. - Z Kubą zrobili sobie małe party w klubie, a potem wylądowaliśmy na komisariacie.
- Na komisariacie?! - wykrzyknęłam.
- Ciszej. Nikt nic nie wie. No z Kubą wykrzykiwali różne głupoty w nocy w parku i nas zgarnęli. Ale ugadałem się z policjantami i wszystko dobrze się skończyło. 
- Czyli jest w domu? 
- Jak go ostatnio odprowadzałem to tak.
- Dzięki wielkie. - powiedziałam i zaczęłam odchodzić.
- Poczekaj! - zatrzymał mnie Polak.
- Co jest?
- Dam Ci kluczę do jego domu. Zaczekaj tu. - powiedział i pobiegł w stronę szatni. Po chwili wrócił z kluczami Reusa i mi je dał.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko i odbiegłam od chłopaka. 
10 minut później stałam pod domem chłopaka szukając w torebce kluczy, które dał mi Łukasz. Gdy znalazłam się w środku zastałam śpiącego blondyna na kanapie w salonie. Podeszłam do niego i lekko go szturchnęłam.
- Marco. Marco obudź się. 
Jak mogłam się domyślić spał jak zabity. Westchnęłam i ruszyłam do kuchni zrobić sobie coś do picia, a przy okazji przyszykować jakiś środek na kaca dla Reusa.

~Marco~

Obudziłem się z niemiłosiernym bólem głowy. Powoli otworzyłem oczy przyzwyczajając je do nadmiernej ilości świata w pomieszczeniu. Miało być tylko kilka drinków Reus - skarciłem się w myślach. Sięgnąłem mój telefon, żeby zobaczyć godzinę. 
- 14.30?! - zerwałem się na równe nogi co nie było dobrym pomysłem.
Na wyświetlaczu zobaczyłem kilka połączeń. Włączyłem pocztę głosową i odsłuchałem pierwszą wiadomość.
- Reus Ty i Błaszczykowski wisicie mi mega piwo! Oficjalnie zatruliście się jakimś składnikiem w pizzy, której ja z wami nie jadłem. Ale uprzedzam was, że to był ostatni raz. Nie mam zamiaru świecić za was oczami przed Kloppem ani przed policją. Zrozumiano?! 
Policją? Jaką policją? Co się wczoraj wydarzyło? - zadawałem sam sobie mnóstwo pytań. Usłyszałem kroki dochodzące z kuchni. Po chwili w salonie zobaczyłem Ann. Zdziwiony patrzyłem na nią nie wiedząc co ona tutaj robi.
- Cześć. - powiedziała nieśmiało. 
- Ann co Ty tutaj robisz? - zapytałem.
- Byłam na treningu i Łukasz mi dał klucze. Chyba nie masz mu tego za złe? - wyjaśniła.
- Nnie, nie mam. 
- Chciałam z Tobą pogadać. Proszę tu masz tabletki i wodę. - powiedziała i podała mi to.
- Dziękuję. - odpowiedziałem połykając tabletkę i upijając duży łyk wody. - O czym? - zapytałem po chwili.
- Marco byłam idiotką, że Ci nie wierzyłam. Teraz wiem, że to wszystko nie było prawdą.
- Dlaczego tak nagle zmieniłaś zdanie? - zapytałem obojętnym tonem.
Blondynka spuściła głowę i milczała przez chwilę.
- Usłyszałam rozmowę Victorii z Jessicą. Ona to zrobiła, żeby Jess mogła z Tobą być. 
- Dopiero jak usłyszałaś to od Victorii to dotarło do Ciebie, że to było kłamstwem. Dlaczego nie masz do mnie zaufania? 
- Marco przepraszam Cię. Sam wiesz, że w moim życiu wydarzyło się sporo. Nie raz sparzyłam się ufając innym. Tym razem jest mi cholernie źle z tym, że uwierzyłam jej, a nie Tobie. Wybaczysz mi? 
Przez chwilę milczałem myśląc nad słowami dziewczyny. 
- Dobrze rozumiem Cię doskonale. To ja już sobie pójdę. Cześć. - powiedziała Ann i ruszyła w stronę drzwi.
- Zaczekaj. - odezwałem się podchodząc do dziewczyny, składając na jej ustach gorący pocałunek. 
________________________
Przybywam z 20 :D Jak to zleciało już tyle rozdziałów :o Za pomysł do części tego rozdziału dziękuję Bogusi ;**


Do następnego ;*

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 19

Byłam już pod blokiem mojego znajomego, gdy poczułam, że ktoś zakrywa mi oczy i usta i ciągnie w nieznanym mi kierunku. Próbowałam się wyrywać, ale osoba, która mnie trzymała była silniejsza ode mnie...

Przestraszona, nie wiedząc kto jest tajemniczą osobą siedziałam w samochodzie, bojąc się odezwać słowem. Po jakimś czasie auto zatrzymało się i zostałam wyprowadzona dalej mając zakryte oczy. Domyśliłam się, że jestem w jakimś pomieszczeniu. Zostałam posadzona na krześle. Dłoń z moich oczu zniknęła. Powoli nie wiedząc czego się spodziewać zaczęłam je otwierać. 

- CZY WYŚCIE OSZALELI?! - krzyknęłam będąc jeszcze w szoku. - O CO TU CHODZI?! CHCECIE ŻEBYM ZAWAŁU DOSTAŁA?! - wydzierałam się na całe gardło.
- Spokojnie. Inaczej byś nas nie wysłuchała. - odezwał się Marco.
- To jego pomysł nie mój. - dodała Bonnie wskazując na blondyna. - Ja nie byłam za tym, żeby tak zrobić, ale nie było wyjścia. Nie chciałaś mnie słuchać. - tłumaczyła się.
- I teraz też was nie będę! - krzyknęłam i wstałam kierując się w stronę drzwi wyjściowych. 
- Nigdzie nie pójdziesz. - nagle przede mną pojawił się Marco.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! 
- Nie wyjdziesz stąd! Ann do cholery możesz nas wysłuchać?! - Bonnie zaczęła tracić cierpliwość. 
Patrzałam na nią zdziwionym wzrokiem po czy wróciłam do salonu Marco i usiadłam na kanapie.
- No proszę. Słucham was. - powiedziałam od niechcenia krzyżując dłonie na piersi.
Chciałam to już mieć za sobą i móc stąd wyjść. Widok blondyna nie pomagał mi w walczeniu z moimi uczuciami. 
- Marco na prawdę nic nie zrobił. - zaczęła Bonnie.
- Pff. - przerwałam jej wypowiedź na co przyjaciółka zmierzyła mnie groźnym wzrokiem. - Ok, ok kontynuuj. - powiedziałam unosząc dłonie.
- Ja wtedy na imprezie nie wypiłam dużo. Nie mogłam się od tak zalać. Ann ja wypiłam tylko dwa piwa. Aż takiej słabej głowy nie mam. Victoria dobrze wiedziała, że Erik poprosi Ciebie o pomoc i perfidnie to wykorzystała. 
- Jak Ty poszłaś z Erikiem i Bonnie do jej domu pojawiła się Victoria. Pytała o Ciebie. Chyba chciała się upewnić, że poszłaś. - wtrącił się Marco.
Przeszyłam go wzrokiem, ale się tym nie przejął i mówił dalej.
- Starałem się ją spławić, ale nie chciała się odczepić. Gdybym nie brał tego piwa od niej... - zatrzymał się spoglądając w bok. - Napiłem się tylko łyka żeby odpuściła, a potem poczułem się senny i następne co pamiętam to Ciebie stojącą w drzwiach. Ann na prawdę między nami do niczego nie doszło. - zakończył i podszedł do mnie klękając i chwytając mnie za dłonie.
Wyswobodziłam się z jego uścisku i wstałam podchodząc do okna. W oczach poczułam łzy, ale szybko je opanowałam i odwróciłam się w ich stronę starając się zachowywać obojętny wyraz twarzy.
- To wszystko co chcieliście powiedzieć? 
- Ann proszę... - powiedział Marco.
- Jeżeli tak to ja już pójdę. Jak dobrze wiecie nie nocuję dzisiaj u siebie. - nie czekając na ich odpowiedź wyszłam z domu Reusa. 
Udałam się na najbliższy przystanek autobusowy. Po 15 minutach byłam już w mieszkaniu Jake'a.
- Gdzieś Ty tyle była? - zapytał zaniepokojony chłopak. 
- Mówiłam, że na spacerze. - odpowiedziałam siląc się na uśmiech. - Jake. Powiedz mi czy widziałeś coś jeszcze na tej imprezie? - zapytałam zmieniając temat.
- Dziewczyno jesteś strasznie przemarznięta. Chodź do kuchni zrobimy gorącej czekolady i wtedy pogadamy. - odpowiedział biorąc ode mnie kurtkę i wieszając ją na wieszaku. 
Chwilę później siedzieliśmy w saloniku i piliśmy nasz gorący napój. 
- Pytasz o Twoją siostrę?
- Tak. - odpowiedziałam z wyraźną niechęcią w głosie słysząc to określenie. 
- Nie widziałem wiele. Zobaczyłem ich przypadkiem jak rozmawiali w kuchni. Marco nie miał zbytniej ochoty na pogaduszki z tą panną. A potem ich widziałem jak tańczyli. Nic więcej. - wyjaśnił.
- A Marco? Podczas tańczenia nie zachowywał się jakoś inaczej? 
- Inaczej? To znaczy jak? 
- No nie wiem. Widziałeś go chwilę wcześniej jak rozmawiał w kuchni a potem jak tańczył to nie wyglądał jakby wypił za dużo czy coś? 
- Nie nic takiego nie zauważyłem. Przykro mi. - odpowiedział.
- Gdzie mam spać? - zapytałam zmieniając temat. - Chciałabym się już położyć. Za dużo wrażeń dzisiaj miałam. - uśmiechnęłam się do niego. 
- Chodź pokaże Ci pokój. - uśmiechnął się pogodnie. Wstając objął mnie po przyjacielsku i ruszyliśmy w kierunku pokoju, który miałam przez kilka dni zajmować. 

~Marco~

- Ja już nie wiem co mam mówić, żeby ona nam uwierzyła. - powiedziałem do Bonnie siadając załamany na kanapie.
- Daj jej kilka dni. Widziałam po jej zachowaniu, że zaczyna się łamać. Przemyśli to sobie, poukłada i odezwie się do Ciebie. - starała się mnie pocieszyć.
- A jak nie? 
- Prędzej uwierzę w to, że mnie zabije za to, że przystałam na ten Twój głupi pomysł porwania jej niż to, że się nie odezwie. 
- Inaczej by z nami nie pogadała. 
- Znalazłabym sposób, że by pogadała. - pokazała mi język.
- Tak taki genialny jak ten z rozmową w szkole. - również pokazałem jej język. 
- Dobra Reus nie przeginaj. Wracam do siebie. - powiedziała i wstała ruszając w stronę drzwi. 
- Czekaj odwiozę Cię. - rzekłem wstając z kanapy i podbiegając do brunetki. Zabrałem kluczyki z komody, odziałem się w kurtkę i wyszedłem razem z Bonnie z domu.

Następnego dnia rano udałem się na trening. Jednak wcale nie miałem głowy do trenowania tego dnia. Trener to chyba zauważył, bo zawołał mnie do siebie. 

- Co jest trenerze? - zapytałem, gdy stanąłem naprzeciwko niego.
- Marco co się dzieje? Ostatnio nie wyglądasz zbyt dobrze. 
- Mam małe problemy. Ale to nic takiego dam radę trenować. - uśmiechnąłem się do niego lekko.
- Nie dzisiaj raczej z Ciebie nic już nie będzie. Jedź do domu, odpocznij i zobaczymy się jutro na treningu. - poklepał mnie po ramieniu i odszedł w kierunku trenujących chłopaków.
Udałem się do szatni, przebrałem się i po 10 minutach szedłem powolnym krokiem do swojego samochodu. Po dotarciu na miejsce wszedłem do domu i kompletnie nie miałem pojęcia co mam teraz ze sobą począć. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor na pierwszym lepszym kanale zupełnie nie zwracając uwagi na to co leci. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Ann z nadzieją, że pogada ze mną. Pierwszy sygnał nic... Drugi sygnał nic... Trzeci sygnał nic... W końcu odezwał się jej głos w poczcie głosowej. Rozłączyłem się nie zostawiając żadnej wiadomości dobrze wiedząc, że i tak jej nie odsłucha. Udałem się na piętro do mojej sypialni przebrałem się w dresy, zabrałem telefon ze słuchawkami i wyszedłem z domu w stronę parku, aby pobiegać. 

~Ann~

- Haha  Jake przestań! No przestań! Spóźnimy się do szkoły! Haha przestań mnie łaskotać już. - wyrywałam się w kuchni chłopakowi.
- Przestanę jeśli obiecasz, że już nie będziesz taka smutna. - postawił warunek.
- Ok, ok już widzisz, że nie jestem smutna. - mówiłam przez śmiech.
- I to mi się podoba. To Ty idź się przebrać w jakieś normalne ciuchy, bo przecież w piżamie nie pójdziesz, a ja dokończę robić śniadanie, które Ty zaczęłaś przygotowywać. - zarządził.
- Tak jest. - zasalutowałam mu i ruszyłam w stronę łazienki po drodze zabierając ubrania z pokoju. 
Po 15 minutach gotowa weszłam do kuchni, gdzie czekały na mnie grzanki z nutellą. 
- Już jesteś gotowa? - zapytał zdziwiony Jake.
- A nie widać? Ty myślałeś, że ja spędzę godzinę w łazience? - odpowiedziałam mu pytaniem i zaczęłam się śmiać.
- Noo tak jakby tak myślałem. - odpowiedział.
- Ale jak widać mi potrzeba góra 15 minut. - uśmiechnęłam się i napiłam herbaty.
- Ty jesteś ideałem kobiety dla każdego faceta. - rozmarzył się. - Nie spędzasz godzin na strojeniu się, lubisz grać w fife. Słyszałem jak rozwaliłaś Fabiana parę razy. - zaczął wyliczać.
- Dobra już tak nie wyliczaj, bo popadnę w samozachwyt. - szturchnęłam go i zaczęliśmy się śmiać.
Naszą rozmowę przerwał mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i mina mi zrzedła.
- Rodzice. - odgadł Jake na co tylko skinęłam głową. 
Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha.
- Słucham? 
- Ann kochanie gdzie Ty jesteś? - usłyszałam zmartwiony głos mamy.
Słysząc troskę w jej głosie poczułam się okropnie, że zrobiłam im wczoraj taką awanturę. Jednak nie dałam tego poznać po swoim głosie.
- Aż tak was to interesuje? 
- Nie bądź taka. Jesteś naszą córką. Kochamy Cię. I Twoją siostrę też. - tłumaczyła.
- Nie nazywaj jej moją siostrą. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Proszę Cię wróć do domu. Martwimy się z tatą o Ciebie. Albo chociaż przyjdź do domu i porozmawiajmy na spokojnie. 
- Przyjdę do domu po szkole, ale tylko, żeby pogadać. - odpowiedziałam jej. - Muszę już kończyć śpieszę się do szkoły. - dodałam i się rozłączyłam.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam oczy. Jake przyglądał mi się.
- Wszystko dobrze? - zapytał.
- W jak najlepszym. Pomijając to, że czeka mnie dzisiaj niemała przeprawa to jest ok. - uśmiechnęłam się do niego i wstałam od stoły. - Idziemy? - zapytałam zatrzymując się w drzwiach kuchni.
- Tak, tak chodźmy. - odpowiedział wstając ze swojego miejsca i podążając za mną.

~Marco~

Biegałem już jakiś czas po parku. Skupiony na własnych myślach i muzyce nie zwracałem uwagi na otaczających mnie ludzi. Nagle przede mną pojawiła się Victoria. Niechętnie zdjąłem słuchawki i patrzyłem na nią.
- No ileż można Cię wołać? - zapytała udając oburzenie.
- Czego chcesz? - zapytałem z wyraźną niechęcią do jej osoby.
- Może tak milej co? - wykrzywiła usta w grymasie.
- A niby dlaczego? Sama do tego doprowadziłaś. 
- Nie zapominaj, że Ty też byłeś w tym łóżku skarbie. - powiedziała i położyła dłoń na mojej klatce piersiowej. 
- Nie dotykaj mnie! - warknąłem strzepując jej dłoń. - Jak Ty możesz w lustrze patrzeć sobie w twarz?! Victoria do cholery Ann to Twoja siostra! 
- No i co z tego, że to moja siostra? - zapytała obojętnie. - Smarkula dostała to na co zasługiwała.
- Tak?! A na co zasługiwała?! Przecież ona nic Ci nie zrobiła! - krzyczałem na nią.
- No właśnie! Nic nie zrobiła! Ona jak zawsze ta święta cnotka! Poza tym mówiłam Ci, że Ty też tego chciałeś, więc się teraz nie wymiguj i nie zganiaj wszystkiego na mnie. - uśmiechnęła się cwaniacko.
- Jesteś nienormalna. - rzekłem mrużąc oczy. - Ale pamiętaj. Prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw i Ty gorzko tego pożałujesz. - odpowiedziałem i odbiegłem od niej nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. 
Wściekły dobiegłem do mojego domu i wszedłem do środka mocno trzaskając drzwiami. Wziąłem prysznic nieco rozładowując emocje po czym usiadłem w salonie i wykonałem telefon do Piszczka i Błaszczykowskiego. Umówiłem się z nimi na wieczór.

~Ann~

Dzień w szkole minął mi błyskawicznie. Nie było dzisiaj Jess to i nie miał mi go kto umilać...
- A Ty dalej jesteś na mnie zła? - zapytała mnie Bonnie, do której nie odzywałam się cały dzień.
- A jak myślisz? - zapytałam nie patrząc w jej stronę.
- Ile razy mam Cię jeszcze przepraszać? Mnie też się ten pomysł nie podobał, ale nie było innego wyjścia, abyś nas wysłuchała. - tłumaczyła się.
- Bonnie do cholery to mogliście chociaż powiedzieć, że to wy! Wiesz jak ja się wtedy bałam?!
- Dziewczyny o co chodzi? - obok nas pojawił się Fabian.
- O nic! - krzyknęłyśmy do niego równo.
- Dobra już o nic nie pytam. - odpowiedział zdziwiony po czym zaczął odchodzić. - Dziewczyny. - dodał po cichu, ale go zignorowałyśmy.
- Ann jeszcze raz bardzo, ale to bardzo Cię przepraszam. - mówiła ze skruszoną miną moja przyjaciółka. 
Nie odpowiedziałam nic tylko podeszłam do niej i przytuliłam mocno na znak zgody.
- Ale jeszcze jeden taki numer i przysięgam, że Cię zabije. - zagroziłam, gdy się od siebie odsunęłyśmy.
- Będę pamiętać. - uśmiechnęła się do mnie.
- Mogę jechać z Tobą? - zapytałam zmieniając temat.
- Jasne. Ale jedziesz do domu? 
- Tak obiecałam, że dzisiaj przyjadę, żeby z nimi pogadać. - wyjaśniłam.
Wsiadłyśmy do auta Bonnie i kontynuowałyśmy naszą rozmowę.
- Wracasz do domu? 
- Na razie tylko jadę z nimi pogadać. Ale nie wydaje mi się, żebym teraz wróciła.
- Dlaczego? 
- Nie chce patrzeć na Victorie, a znając ją gdy wrócę to będzie prowokować nowe kłótnie. Nie mam już na to siły.
- Jedyny sposób to nabić ją na pal. W końcu dawno temu tak robiono z czarownicami. - zażartowała Bonnie na co ja zaczęłam się śmiać.
- Ale gdzie my taki wielki pal znajdziemy? Przecież ona na żaden się nie zmieści. - dodałam dalej się śmiejąc.
- Coś byśmy wymyśliły.
- Oo tak my na bank.
- A z Marco gadałaś? - zaczęła ostrożnie moja przyjaciółka.
- Nie. Dzwonił rano, ale nie odebrałam. - odpowiedziałam krótko.
- Nie wierzysz nam prawda? 
- Bonnie ja za dużo widziałam wtedy, żeby uwierzyć w jakąś historyjkę z dosypywaniem czegoś. Skąd niby Vicki miałaby pewność, że pójdę z Tobą? I skąd ona mogła wiedzieć którą butelkę z piwem weźmiesz? 
- Ann bo tak jakby ja tą butelkę na chwilę zostawiłam na stoliku jak szłam tańczyć z Erikiem. - speszyła się.
Nie odpowiedziałam nic tylko zapatrzyłam się w okno. A co jeśli oni mówią prawdę? Co jeśli Vicki rzeczywiście im coś dosypała? Nie to na pewno nie tak. Marco próbuje się po prostu od tego wykpić. 
- Bonnie nie chce już o tym gadać. - powiedziałam po chwili milczenia. - Dzięki za podwiezienie. - dodałam i wysiadła z jej samochodu.
Ruszyłam w stronę mojego domu. Już miałam wchodzić na podwórko, gdy ktoś mnie zaczepił.
- Przepraszam czy Ty jesteś może siostrą Victorii? 
Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę. Gdzieś go już chyba widziałam. Po chwili do mnie dotarło, że to ten sam mężczyzna, który wczoraj jechał za mną, gdy wracałam do domu.
- A o co chodzi? - zapytałam niepewnie.
- Muszę się z nią spotkać. Przepraszam nie przedstawiłem się. Nazywam się Joe Smith. Byłem jej szefem, gdy była na stażu w Anglii.
- To nie może pan do niej zadzwonić? 
- Próbowałem, ale nie odbiera ode mnie telefonów. Muszę wiedzieć co z nią. 
- Co z nią? Stało się tam coś? - zaciekawiona zapytałam.
- Mógłbym wejść? Nie chciałbym rozmawiać na ulicy.
- Jasne. To może nawet lepiej. Rodzice też się dowiedzą. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi z cwaniackim uśmieszkiem. Mężczyzna podążał za mną, więc nie widział mojej miny.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. 
- Mamo, tato! Jestem! - krzyknęłam od wejścia. 
Ściągnęłam kurtkę, buty i weszłam do salonu.
- Mamy gościa. - powiedziałam wskazując na mężczyznę. 
W salonie pojawiła się Vicki. W dłoni trzymała szklankę z piciem. Gdy ujrzała osobę stojącą za mną szklanka wysunęła jej się z ręki i rozbiła się na milion małych kawałków. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Co też ona nawywijała w tej Anglii - pomyślałam.
- No to zapowiada się interesująca rozmowa. - rzekłam zadowolona i usiadłam przy stole w salonie czekając, aż w moje ślady pójdzie reszta domowników.
________________________
Dziękuję Wam, za tyle komentarzy! ;* Nie spodziewałam się, że zachowanie Ann wywoła tyle emocji :D 
Dzisiaj rozdział chyba krótszy... Nie wiem tak jakoś wyszedł :D Ann nadal wkurzająca, ale już mniej :D W 20 rozdziale wszystko się pozmienia, ale nie będę Wam więcej zdradzać :D 



Koszulka z konkursu przyszła do mnie wczoraj :D Tak jak obiecałam wstawiam zdjęcia :D 


Do następnego ;*


niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 18

- Ann wyjdziesz w końcu z tego pokoju? Otwórz te drzwi! - dobijała się do mnie mama.
Wcale nie miałam chęci aby wpuszczać ją do środka, ale powolnie zebrałam się z łóżka i podeszłam, aby otworzyć. 
- Nie mam ochoty rozmawiać. - powiedziałam smętnie po czym ponownie położyłam się na łóżku.
- Nie możesz tak funkcjonować. Od trzech dni nie wychodzisz z pokoju. Nie możesz zaniedbywać szkoły. - powiedziała łagodnie lecz stanowczo mama.
- Nie mam na to ochoty.
- Nie zrozumiałyśmy się kochanie. Mnie nie interesuje, że nie masz ochoty. Jutro wracasz do szkoły. Masz maturę w tym roku i nie możesz jej odpuścić.
- Jestem pełnoletnia i mam prawo robić co chcę. 
- Nie przeginaj. - powiedziała już bardziej surowym tonem. Z tej strony nie znałam mojej mamy. Prędzej bym się tego po tacie spodziewała, ale nie po niej.
- Dobra niech będzie! Pójdę jutro do szkoły. Zadowolona? A teraz chciałabym zostać sama w pokoju. - odpowiedziałam wywracając oczami. - Proszę. - dodałam widząc, że mama nie ma zamiaru opuścić pomieszczenia.
Moja rodzicielka nie odpowiadając wstała i wyszła z pokoju. Ja zaś zostałam sama z moimi myślami. Może ona ma rację? Nie mogę zaniedbywać szkoły. Nie mogę pokazywać Vicki i Jess, że się poddałam. Muszę im, a przede wszystkim muszę samej sobie pokazać, że jestem silna i nic nie jest w stanie mnie złamać. Z taką myślą pogrążyłam się w głębokim śnie.

- Ann no w końcu jesteś! Próbuję dodzwonić się do Ciebie od kilku dni! Muszę Ci coś ważnego powiedzieć. Z Marco... - moja przyjaciółka gadała jak nakręcona, lecz słysząc najmniej oczekiwane imię szybko jej przerwałam.

- Bonnie nie chce o nim rozmawiać. Nie obchodzi mnie co on powiedział. Nie i koniec. - odpowiedziałam i zamknęłam szafkę ruszając w stronę klasy.
- No, ale musisz mnie wysłuchać. - nalegała.
- Już przeciągnął Cię na swoją stronę? Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką. - rzuciłam z wyrzutem i usiadłam w ławce. 
- Bo jesteś. Dobra przepraszam już nic nie będę mówić na ten temat. - odpowiedziała lekko zawiedziona. 
- Dziewczyny moja nowa przyjaciółka była ostatnio na imprezie i wiecie kogo na niej wyrwała? - przede mną w ławce usiadła podekscytowana Jessica.
- No kogo? - zapytały jej służki.
- Samego Marco Reusa! - odpowiedziała piskliwym głosem. 
Słysząc to na moment przestałam oddychać. W moim gardle ugrzęzła ogromna kula i poczułam, że moje oczy robią się wilgotne.
- Marco Reusa? - zapytały zdziwione. - On nie jest z Ann? - zapytały i spojrzały na mnie.
- Niee coś wam się musiało pomieszać. Ann wam potwierdzi. To była jej siostra. Prawda Ann? - odwróciła się do mnie i posłała sztuczny uśmiech.
Tylko spokojnie. Nie daj się sprowokować. Jej tylko o to chodzi - powtarzałam sobie w myślach. Przełknęłam gulę i odpowiedziałam.
- Oo tak, ale ona tak samo jak Ty puszcza się z kim popadnie. Jesteście podobne do siebie pod tym względem. - odpowiedziałam również posyłając jej sztuczny uśmiech. 
Jess chciała mi coś odpowiedzieć, ale do klasy weszła nauczycielka i rozpoczęła się lekcja. Całe 45 minut walczyłam sama ze sobą aby nie myśleć, ani o Jessice, ani o Vicki, ani o Marco. Gdy lekcja się skończyła wyszłam szybko z klasy i udałam się do łazienki. Gdy znalazłam się w środku obmyłam twarz zimną wodą. Patrzałam jak krople z mojej twarzy kapią na blat w łazience. Powstrzymywałam się jak najlepiej umiałam aby nie wybuchnąć płaczem. Jednak gdy w pomieszczeniu pojawiła się moja przyjaciółka coś we mnie pękło. Łzy leciały ciurkiem po mojej twarzy. Usiadłam na podłodze a obok mnie pojawiła się Bonnie mocno mnie przytulając. 
- Dobrze, że nie dałaś się sprowokować tej tlenionej małpie. - powiedziała.
- Bonnie ja już tak nie umiem. Dobrze wiesz, że ona nie odpuści. 
- Ale skąd ona o tym wie? Przecież jej nie było na tej imprezie. - zdziwiła się moja przyjaciółka.
- Bonn ona się zna z Vicki. - wyjaśniłam.
- Że co?! - niemalże krzyknęła. 
Drzwi do łazienki otworzyły się, stanęły w nich dwie dziewczyny z młodszych klas. 
- Skorzystajcie z innej łazienki. - powiedziała Bonnie mrużąc gniewnie oczy, że nam przeszkodziły.
Dziewczyny nie chcąc się narażać bez słowa wyszły z pomieszczenia. 
- No więc? - powróciła do mnie przyjaciółka.
Opowiedziałam jej o całym zdarzeniu z niedzieli.
- Wyrzuciłaś ją z domu?! Na serio?! - zapytała pełna podziwu.
- No mówię przecież. Byłam taka wściekła, że nie panowałam nad sobą. 
- No, no Hofmann tego bym się po Tobie nie spodziewała. - odpowiedziała i zaczęła się śmiać. - Chciałabym widzieć minę tej wiedźmy. - dodała i wybuchnęła jeszcze większym śmiechem.
- To jeszcze nie wszystko. - powiedziałam.
- A co jeszcze? - zapytała przestając się śmiać.
- No tak jakby pobiłam się z Victorią. - odpowiedziałam spuszczając głowę na dół.
- Pobiłaś?! No mów! - ponagliła mnie.
Zaczęłam streszczać dalszą część mojego zdarzenia. Gdy skończyłam usłyszałam dzwonek na lekcje. Wstałam i szybko zaczęłam poprawiać makijaż. 
- Bonnie ja nie mam ochoty iść na dalsze lekcje. Powiedz, że się źle poczułam i poszłam do domu ok? 
- Ann chciałabym Ci jeszcze coś powiedzieć. - zaczęła. 
- Nie teraz. Pogadamy kiedy indziej. - odpowiedziałam i szybko wyszłam z łazienki. 
Przemknęłam przez korytarz tak, aby żaden nauczyciel mnie nie zauważył i opuściłam budynek. Było zimno, strasznie zimno, ale szłam powolnym krokiem w stronę domu. Dobrze wiedziałam, że jak wrócę wcześniej to mama zacznie zadawać pytania, a nie miałam ochoty na kolejną kłótnię z nią. 
Idąc ulicami Dortmundu miałam wrażenie jakby ktoś za mną szedł. Obejrzałam się za siebie, ale nikogo tam nie było. Po ulicy jechało tylko ciemne auto. To tylko Twoja chora wyobraźnia - odpowiedziałam sobie w myślach. Pokonując drogę do domu zatraciłam się we własnych myślach. Nawet nie zauważyłam kiedy, a znalazłam się na mojej ulicy. I w tym momencie znowu powróciło to uczucie, że ktoś za mną jest. Ponownie odwróciłam głowę i nikogo nie zauważyłam. Nikogo prócz... Czy to auto nie jechało już jak wyszłam ze szkoły? - zadałam sama sobie pytanie. Przyspieszyłam kroku nieco przestraszona. Kto to mógł być? Odwróciłam się kolejny raz, lecz starałam się teraz zachować nieco dyskrecji i przyjrzałam się mężczyźnie siedzącemu za kierownicą. Miał około 40 lat. Włosy czarne nieco już siwawe. Nigdy wcześniej go nie widziałam. A może mi się tylko wydaje, że za mną jedzie? Może wcześniej było podobne auto? Po chwili stanęłam przed moim domem i nieco spokojniejsza weszłam do środka. 
- Ann to Ty? - w progu pojawiła się mama. - Co tak wcześnie? 
- Pani od matematyki zachorowała i przepadły nam dwie lekcje. - wymyśliłam na poczekaniu.
- A no dobrze. - odpowiedziała i weszła do salonu. 
Ruszyłam za moją mamą. W salonie spotkałam tatę i osobę, której nienawidzę z całego mojego serca. 
- Cześć tato. - uśmiechnęłam się do niego lekko i ruszyłam po schodach do góry.
- Cześć siostrzyczko. - odezwała się Victoria.
Nie odwracając się udałam że jej nie słyszę. Weszłam do mojego pokoju i z hukiem zamknęłam drzwi. 

Nadal siedziałam w pokoju i przeglądałam strony w Internecie. Najczęściej były to strony na temat Marco. Tak wiem, wiem cholerna masochistka jestem. Ale to jest silniejsze ode mnie!

- Ann obiad! - po godzinie usłyszałam wołanie mamy.
Zamknęłam laptopa i zeszłam do kuchni.
- Miałam interesujący telefon. - zaczęła mama patrząc na mnie.
- Jaki? - zapytałam.
- Dzwoniła Twoja wychowawczyni zapytać czy już się lepiej czujesz.
Gdy to powiedziała przerwałam w połowie swój posiłek. Cholera tego nie przewidziałam - pomyślałam.
- Więc co masz nam do powiedzenia? - zapytał tata.
- Źle się poczułam i wróciłam do domu. - odpowiedziałam.
- A dlaczego skłamałaś, że nie ma nauczycielki? - zapytał.
- Bo dobrze wiedziałam, że będziecie robić mi wyrzuty.
- A to niby ja kłamię. - wtrąciła się Vicki.
- Nie odzywaj się! - krzyknęłam na nią.
- Ann uspokój się. - powiedział tata.
- Niby dlaczego?! Jej zawsze wszystko uchodzi na sucho, więc dlaczego nie mnie?! Wiecie co mam tego dosyć! Nie wytrzymam decydujcie albo ja, albo Vicki! 
- Ann nie możesz. - powiedziała zszokowana mama. - Nie możemy między wami wybierać.
- Czyli ona. Ok rozumiem. - odpowiedziałam wstając od stołu. 
- Rozkapryszona smarkula. - odezwała się Victoria. 
- Powiedziałam, żebyś się nie odzywała. Jesteś dla mnie zerem! 
Ruszyłam do swojego pokoju.
- Co Ty robisz? - weszła za mną mama.
- Nie widzisz? Wyprowadzam się! - odpowiedziałam jej pakując ciuchy do niewielkiej torby.
- Ann proszę. Nie działaj impulsywnie. Porozmawiajmy.
- Mamo rozmawiamy odkąd ona wróciła. Jak jej nie było to było wszystko dobrze. Wróciła i na nowo zaczęła mi życie rozpieprzać. Ja już tak dłużej nie mogę.
- Niby dokąd się wyprowadzisz? - w drzwiach pojawił się tata.
- To moja sprawa. Przepuść mnie proszę. - powiedziałam chcąc ominąć tatę. 
Zbiegłam po schodach napotykając się na moją siostrę.
- Proszę! Wygrałaś! Zadowolona?! - zapytałam patrząc na nią z nienawiścią w oczach.
- Bardzo. - odpowiedziała uśmiechając się ironicznie.
Wyszłam z domu i udałam się w pewne miejsce. Zapukałam do drzwi i czekałam. Po chwili otworzyły się .
- Mogę się u Ciebie zatrzymać na kilka dni? - zapytałam z nadzieją w głosie.

~Marco~

Od kilku dni nie mogę znaleźć sobie miejsca. Ann nie odpowiada na moje telefony. Dobrze, że chociaż treningi mam to jakoś trzymam się rzeczywistości inaczej bym zwariował. Jednak dzisiaj trening został odwołany, ponieważ trenerowi wypadło jakieś ważne spotkanie. Aby nie spędzić dnia samemu w domu postanowiłem wybrać się do rodziców. Dawno u nich nie byłem i powiem szczerze, że stęskniłem się za nimi. Wsiadłem więc do mojego samochodu i udałem się na obrzeża Dortmundu, gdzie znajdował się mój dom rodzinny. 
Stanąłem przed drzwiami, po czym nacisnąłem dzwonek, aby zakomunikować moje przyjście i wszedłem do środka. 
- Marco. Jak Cię tu dawno nie było. - na schodach spotkałem uśmiechniętą mamę.
- A wy jak zawsze macie dom otwarty. - odpowiedziałem uśmiechając się. - Cześć mamo. - dodałem i przytuliłem ją.
- Już się bałam, że o nas zapomniałeś. - zażartowała. - No chodź do kuchni zrobię nam coś do picia. 
Ruszyłem za nią.
- Taty nie ma w domu? - zapytałem siadając w kuchni przy stole.
- Kawę czy herbatę? - zapytała. - Tata jest w pracy przecież. - posłała mi swój ciepły matczyny uśmiech.
- Kawę. No tak całkiem mi to z głowy wyleciało. - odpowiedziałem i puknąłem się w głowę.
- Oj synu, synu, żebyś Ty tej głowy kiedyś nie zgubił. 
- O to się nie martw mocno się trzyma na swoim miejscu. - zaśmialiśmy się.
- No mów co tam u Ciebie. Melanie mówiła mi, że podobno z Caro zerwałeś. - mama usiadła naprzeciw mnie.
- Ta co zawsze musi wypaplać. - burknąłem. - Tak nie jestem z nią. Teraz mam...- urwałem przypominając sobie moją sytuację z Ann. 
Mama domyśliła się, że coś jest nie tak. Złapała mnie za dłonie i uśmiechnęła się.
- Mamy przejściowe kłopoty, ale mam nadzieje, że to się niedługo wyjaśni. - odpowiedziałem posyłając jej lekki uśmiech.
- Na pewno. I domyślam się, że ta dziewczyna jest o niebo lepsza od Caro. 
- Nie ma jej co porównywać do Carolin. Ona jest...- próbowałem opisać Ann najlepiej jak umiałem. - Ona jest wspaniała, cudowna, mądra, śliczna. - zacząłem wyliczać, lecz to i tak nie opisywało dokładnie tego co czułem do blondynki.
- Widzę po Tobie jak Ci na niej zależy. Gdy tylko o niej wspomniałam dostrzegłam błysk w Twoich oczach. - uśmiechnęła się do mnie.
W kuchni rozbrzmiał gwizdek oznaczający gotującą się wodę. Mama puściła moje dłonie i wstała dokończyć nasze napoje. 
- A co tam u was? Wszystko w porządku? - zapytałem zmieniając temat.
- Tak jak najbardziej. W niedziele dziewczynki przyjeżdżają na obiad. Do Ciebie też miałam dzwonić, ale jak już tu jesteś to skorzystam z okazji i Cię zaprosze. Chcieliśmy was z tatą o czymś poinformować. Może zabierzesz swoją dziewczynę chętnie ją poznam. - uśmiechnęła się i postawiła przede mną kubek z kawą.
- Nie wiem czy do tego czasu wszystko między nami się wyjaśni. - odpowiedziałem smętnie. - O czym chcecie nas poinformować? Stało się coś? - zapytałem upijając łyk kawy.
- Wolałabym o tym powiedzieć całej waszej trójce razem z tatą. - próbowała uniknąć odpowiedzi.
- Mamo musisz mi powiedzieć, bo teraz będę cały czas o tym myślał. To coś poważnego? - zaniepokoiłem się.
Mama milczała.
- Dobrze wiesz jaki jestem uparty, i że nie odpuszczę.  
- Cały Thomas. - westchnęła mama na co ja się uśmiechnąłem. - No dobrze powiem Ci, ale niech to na razie zostanie między nami. Zależy mi żeby Melanie i Yvonne dowiedziały się o tym ode mnie i taty.
- Jasne. - przytaknąłem i czekałem aż powie.
- Postanowiliśmy z tatą sprzedać dom. - wykrztusiła wreszcie z siebie.
Patrzałem na nią przez chwilę zszokowany.
- Co?! Ale dlaczego?! - nie ukrywałem mojego zdziwienia.
- Marco ten dom jest już dla nas za duży. Yvonne i Melanie mają już własne mieszkania, Ty masz swój dom, więc ten nam nie jest potrzebny.
- Ale mamo.. My się tu wychowaliśmy. Mamy tyle wspomnień. Nie możecie go tak sprzedać. - próbowałem ją przekonać do zmiany zdania.
Moją rozmowę z mamą przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjąłem telefon z kieszeni, aby ją odczytać. Była od Bonnie.

"Marco! Ann nie chciała ze mną gadać! Jeszcze Jessica dolała oliwy do ognia... Gdzie jesteś?! Musimy się spotkać!'


- Coś się stało? - zapytała mama.

- Nie. Tylko muszę już wracać. Wypadło mi coś ważnego. - powiedziałam upijając jeszcze łyk kawy i kierując się w stronę wyjścia. - Przepraszam Cię. Dokończymy tą rozmowę w niedziele. Postaram się być. - dodałem całując ją w policzek. 
- Tylko nie pędź jak wariat. Twoja dziewczyna nie będzie zadowolona jak będziesz miał wypadek. - zaśmiała się. 
- Nie martw się wszystko będzie dobrze. - odpowiedziałem i wsiadłem do auta.
Po drodze wybrałem numer do Bonnie.
- Gdzie Ty jesteś? - usłyszałem po drugiej stronie.
- Jadę od rodziców. Gdzie się spotkamy? - zapytałem patrząc na drogę. 
- W tej kawiarni obok stadionu. Zdążysz dojechać za 30 minut? 
- Ja tam będę za góra 15. - odpowiedziałem przyspieszając.
- To do zobaczenia. - odpowiedziała, rozłączając się.
Tak jak zapowiedziałem 15 minut później parkowałem już obok kawiarni. W środku ujrzałem brunetkę niecierpliwie spoglądającą w okno. 
- No jestem. - powiedziałem i usiadłem przy stoliku. 
- Musimy wymyślić coś innego. Ona w ogóle nie chciała o Tobie dzisiaj słyszeć. Ja nie dam rady z nią pogadać. - mówiła zrozpaczona.
- Mam pewien pomysł, ale nie wiem czy Ci się on spodoba. - powiedziałem.
- Warto zaryzykować. - westchnęła. - Zamieniam się w słuch.
- Zrobimy tak...- zacząłem.

~Ann~

- Jake, ale to na pewno nie będzie problem, żebym tu się zatrzymała na chwilę? - zapytałam po raz setny.
- Mała mówię Ci, że nie ma problemu. I tak mieszkam sam, bo moi rodzice stwierdzili, że muszę się usamodzielnić. - zaśmiał się i puścił mi oczko. 
- Na prawdę nie miałam się do kogo zwrócić. U Bonnie lub i Fabiana od razu by mnie znaleźli. Nie mam zamiaru z nimi na razie gadać. 
- Nie musisz się tłumaczyć. Moje mieszkanie stoi przed Tobą otworem. - wskazał ręką całe pomieszczenie. - A właściwie to co się stało? To znaczy jeśli nie chcesz to nie mów. - zapytał zmieniając temat.
- Chodzi o moją siostrę. Nie umiemy się dogadać - wyjaśniłam pokrótce.
- O tą brunetkę co była na imprezie u Fabiego? - zapytał.
- Tak. A skąd wiesz, że to moja siostra? - zdziwiłam się.
- Usłyszałem jak na imprezie pytała Marco gdzie jesteś. 
Nie odpowiedziałam mu nic. Zaczęłam tępo przyglądać się białej ścianie, na której wisiał wielki plakat przedstawiający konsole DJ-a.
- Fabi mi mówił co się wydarzyło. Przykro mi. - powiedział i mnie przytulił.
- Spoko jest. Na serio. - wymusiłam uśmiech. 
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć. - odezwał się Jake i wstał.
W przedpokoju usłyszałam znajomy głos. Po chwili w saloniku pojawił się Fabian.
- Ann? A co Ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- Chwilowo mam nową współlokatorkę. - odpowiedział za mnie Jake i się wyszczerzył.
- Co? Ale jak to? 
- Wyprowadziłam się z domu. - wyjaśniłam obojętnie. - A u Jake mam pewność, że rodzice nie będą mnie szukać. 
- Co się stało? - usiadł obok mnie i czekał na wyjaśnienia. 
- To co zawsze. Victoria. - odpowiedziałam. - Wiecie co ja się pójdę przejść. Dobrze mi to zrobi. - dodałam i posłałam im uśmiech.
Wstałam i ruszyłam do przedpokoju. Tam założyłam kurtkę i buty i wyszłam z mieszkania. Chodziłam tak po Dortmundzie może z godzinę. Zrobiło mi się zimno, więc postanowiłam wracać do mieszkania Jake'a. Byłam już pod blokiem mojego znajomego, gdy poczułam, że ktoś zakrywa mi oczy i usta i ciągnie w nieznanym mi kierunku. Próbowałam się wyrywać, ale osoba, która mnie trzymała była silniejsza ode mnie...
________________________
O finale nie będę się za dużo rozpisywać... Powinno być 1:0 i bez żadnej dogrywki, ale wyszło jak wyszło :( Jeszcze na koniec widok Marco to już w ogóle załamka :( No ale nic za rok im odbierzemy ten Puchar! :)

Na pocieszenie Marco :)


Co do rozdziału. Jest taki jaki jest. Ann trochę przesadza wiem to, ale jakoś mi tak samo wychodzi pisanie tej postaci chociaż w głowie czasami mam zupełnie co innego :D Mam nadzieje, że mi to wybaczycie :D 

Dziewczyny nie uwierzycie co mi się przytrafiło w zeszłą niedziele :D Ja sama jeszcze w to nie wierzę... xD Ale od początku. Tydzień temu w piątek postanowiłam sobie zamówić koszulkę z nazwiskiem Piszczka [wiem, że opowiadanie o Marco, ale moja przygoda z BVB zaczęła się właśnie od Piszczka :D]. Zamówiłam wszystko ok, aż tu w niedziele wchodzę sobie na maila żeby sprawdzić czy nie mam wiadomości od sprzedawcy, a tam czeka na mnie mail z konkursu BVB! Zapewne oglądacie na TVP Sport program Borussia Dortmund TV :D Więc ja co jakiś czas brałam udział w tych konkursach [wy pewnie też :D], ale jakoś nie wierzyłam w to, że coś wygram. I się udało! :D Koszulka jest w drodze do mnie i jak tylko ją dostanę to się od razu podzielę z Wami zdjęciem :D Tymczasem pochwalę się Wam moją Piszczkową koszulką :D 


Do piątku ;*


piątek, 9 maja 2014

Rozdział 17

Poczułam ciągnięcie i po chwili wylądowałam na ziemi.
- Czyś Ty oszalała?! Chcesz się zabić?! - usłyszałam po chwili głos.
Otworzyłam oczy żeby się upewnić czy to, aby nie sen.
- Fabi? Co Ty tu robisz? - zapytałam otępiałym głosem.
- Wszyscy szukamy Cię już od kilku godzin! 
- Jak to? - zapytałam zdziwiona, że minęło już tyle czasu.
- Ann co Ty chciałaś zrobić? Chyba Ty nie..? - urwał pytanie.
- Nie wiem. Możliwe. - odpowiedziałam znudzonym tonem. 
- Ann do cholery coś Ty najlepszego chciała zrobić! - krzyczał na mnie.
- Zabiłabym się i byłby święty spokój! - uniosłam głos. - Nic mnie tu już nie trzyma! Słyszysz?! Nic! Chłopak, którego kocham mnie zdradził! Moja siostra po raz kolejny pokazała jaka jest, a ja po raz kolejny dałam się nabrać na tą jej szopkę! Mam już tego wszystkiego dość! - zaczęłam płakać.
Fabi nie odezwał się tylko przytulił mnie jak najmocniej. 
- Nie mów, że Cię tu nic nie trzyma, bo tak nie jest. - mówił już spokojnym tonem. - Masz mnie, Bonnie nas nie stracisz. Wracamy już? Wszyscy się na prawdę martwią o Ciebie.
- Nie chcę wracać, ale ok chodźmy. - odpowiedziałam mu, otarłam twarz i ruszyliśmy w stronę domu mojego przyjaciela. - Mam co Ciebie jeszcze prośbę.
- Jaką? - zapytał.
- Nie mów nikomu co tu się wydarzyło. Nie chce żeby o tym gadali.
- Jasne. - odpowiedział i przytulił mnie.
Po 20 minutach dotarliśmy do jego domu.
- Ann gdzieś Ty była?! - od progu naskoczyła na mnie Bonnie. - Bałam się, że coś Ci się stało. - przytuliła mnie mocno.
- Bonnie udusisz mnie. - powiedziałam i próbowałam się od niej odczepić.
- Wszystko dobrze? Wiem o całej sprawie od Mario. Jak on mógł Ci to zrobić! - zaczęła mówić.
- Tak wszystko dobrze. A czy on... On tu jest? - zapytałam.
W tej chwili drzwi do domu Götze otworzyły się, a w progu pojawił się blondyn.

~Marco~

Już od dwóch godzin jeżdżę po całym Dortmundzie, a po Ann ani śladu. Jak ona mogła uwierzyć siostrze, że się z nią przespałem?! Zresztą jak można siostrze taki numer odwalić?! To był błąd, że wziąłem wtedy od niej to piwo. Poza tym powinienem był to przewidzieć, gdy dała mi już otwartą butelkę. 
- Reus Ty zawsze myślisz po czasie! - skarciłem się i uderzyłem rękoma o kierownicę. 
Wziąłem ponownie telefon i po raz już nie wiem który dzwoniłem do Ann.
- Ann do cholery. Dzwonię już setny raz chyba. Odbierz ten telefon! Chcę Ci wszystko wyjaśnić! To z Victorią to nie było tak jak myślisz! Ona...
- Przepraszamy skrzynka głosowa jest już pełna czy chcesz usunąć wiadomość. - głos po drugiej stronie telefonu przerwał mój monolog. 
Wcisnąłem przycisk kasujący wiadomość i zatrzymałem się na parkingu obok parku, w którym na początku mojej znajomości z Ann spotkaliśmy się. Wysiadłem z auta i pospiesznie udałem się w tamto miejsce. Jednak po dziewczynie nie było ani śladu.
- Ann gdzie Ty jesteś? - zapytałem sam siebie siadając na ławce i chowając głowę w dłonie.
Usłyszałem dźwięk telefonu. Wyciągnąłem go jak najszybciej z kieszeni i nie patrząc kto dzwoni odebrałem.
- Ann?! To Ty? - zapytałem z nadzieją w głosie.
- Nie tu Mario, ale Ann jest u nas. Wróciła właśnie z Fabim.
- Dzięki stary! Zaraz u was będę. - odpowiedziałem po czym rozłączyłem się i jak najszybciej pobiegłem do auta.
Po dojechaniu pod dom przyjaciela wbiegłem szybko do środka. Wszyscy znajdowali się w salonie. Ann spojrzała na mnie oczami napuchniętymi od płaczu. Byłem wściekły na siebie, że to przeze mnie płakała. Miałem nadzieje, że mnie chociaż wysłucha.
- Ann proszę porozmawiaj ze mną. - powiedziałem i zacząłem do niej podchodzić.
- Nie mam z Tobą o czym rozmawiać. Wszystko widziałam! - krzyknęła i zrobiła krok w tył.
- Ale to nie tak. Nic między nami nie zaszło. Chyba... - zawahałem się. - Ona mi czegoś do piwa dosypała i straciłem świadomość.
- Nie chce mi się słuchać Twoich śmiesznych wymówek! - chciała mnie wyminąć, ale złapałem ją za rękę.
- Proszę Cię uwierz mi.
- Puść mnie. - powiedziała oschle.
- Jeśli powiesz, że mi wierzysz.
- Marco nie słyszałeś?! Puść ją! - między nami pojawiła się Bonnie. - W ogóle jak Ty masz czelność tutaj przychodzić?! Takie bajeczki to sobie wciskaj jakiejś naiwnej laluni a nie Ann! - krzyknęła na mnie i obie z Ann wyszły.
Oparłem się o ścianę i osunąłem na podłogę. Byłem kompletnie załamany.
- Chłopaki co ja mam zrobić? 
- Trzeba było wcześniej myśleć. - odezwał się Fabian.
- Nie przespałem się z jej siostrą! Mówiłem, że mi czegoś dosypała do piwa! - krzyknąłem i wstałem ruszając w kierunku młodszego z Götze.
- Dobra chłopaki wyluzujcie. Teraz jest wszystko na świeżo. Ann sobie to wszystko przemyśli i pogada z Tobą. Daj jej czas. - odezwał się Mario w obawie, że skoczymy sobie do gardeł razem z Fabim.
- Ehh może i masz rację. Już sam nie wiem. Będę się zbierał już. Cześć. - powiedziałem i nie czekając na ich odpowiedź wyszedłem z domu i udałem się do samochodu.

~Ann~

- Ann wszystko dobrze? Porozmawiaj ze mną. - przerwała ciszę Bonnie.
- Nie mam siły już o tym i o niczym rozmawiać.
- Ale wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - uśmiechnęła się do mnie.
- Wiem. Fabi mi już to mówił. - nie wysilałam się na uśmiech, bo i tak nic by z tego nie było.
- A gdzie on Cię w ogóle znalazł? - zmieniła nagle temat.
- Siedziałam sobie na tym opuszczonym dworcu kolejowym. - odpowiedziałam ukrywając prawdę przed przyjaciółką.
- Aż tak daleko zaszłaś? - zapytała zdziwiona.
- Szłam nawet nie wiem gdzie i tak się tam znalazłam. A Ty dobrze się czujesz? - stałam się zmienić temat.
- To znaczy?
- No wczoraj trochę poszalałaś z alkoholem. - wyjaśniłam. - Nie masz kaca?
- Aa to. Trochę to było dziwne. 
- Dlaczego? 
- No bo ja nie wypiłam dużo, a nagle urwał mi się film. - wyjaśniła.
- Masz po prostu słabą głowę. - odpowiedziałam siląc się na uśmiech.
- Tak, tak wmawiaj to sobie. - pokazała mi język.
- Ei nie musiałaś mnie odprowadzać pod same drzwi. - powiedziałam, gdy dotarło do mnie, że jesteśmy już pod moim domem. 
- Oj tak, oj tam. - odpowiedziała tylko. - Widzimy się jutro w szkole. - dodała, pożegnała się ze mną i poszła do siebie.
Od razu po wejściu do domu usłyszałam śmiechy w salonie. Chcąc nie chcąc musiałam tamtędy przejść, aby dostać się do mojego pokoju na piętrze. Weszłam i moim oczom ukazała się Jessica i moja siostra.
- Co ona tutaj robi?! - krzyknęłam na cały dom. - Wynoś się stąd! 
- Spokojnie Kochana. - powiedziała wyniośle moja niby siostra. - To jest mój gość i to ja decyduje czy ma już wyjść czy nie. 
- Ty tu nie masz nic do gadania! - syknęłam mrużac oczy. - No już wypieprzaj stąd! - podeszłam szybko do Jessici i szarpnęłam ją, popychając w stronę drzwi.
- Nie pozwalaj sobie śmieciu. - odezwała się farbowana blondi. 
- Odezwała się. Ubytek po Czarnobylu. No już wynocha stąd! - wypchnęłam ją za drzwi i zatrzasnęłam z hukiem.
- Co Ty wyprawiasz?! - krzyknęła Vicki. - Z Tobą jest coś nie tak! Na głowę Ci się rzuca! Nie dziwię się, że Marco Cię olał. - zaśmiała się ironicznie.
- Dziewczyny co tu się dzieje? - z góry zeszła mama a za nią podążał tata.
Ten jej śmiech podziałał na mnie jak płachta na byka. Nie zastanawiając się ani chwili podeszłam do Victorii i wymierzyłam jej siarczysty policzek. Brunetka odwróciła głowę i złapała się za miejsce, w które ją uderzyłam.
- Ty mała dziwko. - powiedziała i rzuciła się na mnie. 
W rezultacie wylądowałyśmy na podłodze, a Victoria próbowała uderzyć mnie w twarz lecz marnie jej to szło, ponieważ mocno trzymałam jej ręce.
- Dziewczyny spokój! Uspokójcie się! - podbiegli do nas rodzice i rozdzielili nas. 
- Mówcie co się dzieje! Natychmiast! - krzyknął stanowczo tata.
- Jej się zapytajcie. Ona jest jakaś nieobliczalna. Sami widzieliście, że się na mnie rzuciła, a wcześniej wyrzuciła z domu moją przyjaciółkę. - mówiła Vicki przybierając ton tej poszkodowanej. 
- Ann co się z Tobą dzieje? - zapytała mama.
- Ze mną co się dzieje?! Ze mną?! To nie ja przespałam się z chłopakiem siostry i to nie ja rujnuję siostrze na każdym kroku życie! A zresztą nie mam wam co mówić, bo wy i tak będziecie starali się ją tłumaczyć. Ale mówię teraz ja już nie mam siostry! Nie chcę Cię znać! - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę pokoju.
- Ann poczekaj. - odezwał się tata.
- Nie mam ochoty rozmawiać. - rzuciłam cierpko i trzasnęłam drzwiami.

~Narracja trzecioosobowa~

Trzasnęła drzwiami do pokoju. Wyjęła telefon z torebki i go włączyła. Miała mnóstwo wiadomości głosowych od blondyna. Wszystkie tej samej treści.
- Ann gdzie jesteś? Odezwij się. Porozmawiaj ze mną, proszę. To nie jest tak jak myślisz! Ona mi czegoś dosypała. Nie zdradziłem Cię.
Z każdą kolejną wiadomością, w oczach Ann zbierały się łzy. Coś w głosie chłopaka przemawiało do niej, że nie kłamał. Ale ona widziała ich na własne oczy. Razem w łóżku. Myśl o tym co ujrzała dzisiejszego ranka doprowadziła do kolejnej dawki płaczu. Jeszcze na domiar tego jej siostra przyjaźni się z dziewczyną, która jej szczerze nienawidzi. Blondynka spędziła resztę dnia zamknięta w swoim pokoju. Nie chciała z nikim rozmawiać. Zwłaszcza z rodzicami. Dobrze wiedziała, że będą chcieli usprawiedliwiać starszą córkę, ale ona tym razem nie da się na to nabrać. Nie chce jej znać i zdania nie zmieni. 
- Cześć Bonnie. - powiedziała słabym głosem.
- Ann. Wszystko dobrze ? - zaniepokoiła się przyjaciółka. 
- Tak. Zmęczona jestem. Słuchaj ja przez kilka dni nie pojawię się w szkole. Możesz powiedzieć, że jestem chora czy coś? 
- Jasne. Ale Ann na pewno wszystko ok? 
- Tak Bonnie nie martw się. Nic mi nie jest. Dzięki, że poinformujesz nauczycieli. - odpowiedziała i zakończyła z nią rozmowę, aby przyjaciółka o nic więcej nie pytała.
Wyłączyła telefon na wypadek, gdyby Reus znowu się do niej dobijał i przeniosła się na parapet, z którego wpatrywała się w ciemne niebo pokryte gwiazdami.

~Marco~

- Teraz to już ma całkiem wyłączony telefon. - powiedziałem zrezygnowanym tonem.
- Chłopie daj jej czas. Musi to sobie poukładać. - Piszczek starał się pocieszyć przyjaciela.
- To samo mówił mi Mario.
- I nie możesz go posłuchać? 
- Stary, ale ja muszę z nią pogadać! Ona musi mi uwierzyć! Nie zdradziłem jej! Zostałem odurzony czymś co było w piwie. - powiedziałem i sięgnąłem po kieliszek z białym trunkiem.
- Może już wystarczy? Jutro masz trening. - zaniepokoił się Piszczek.
- Mam gdzieś trening wiesz? Muszę jakoś odzyskać Ann. - odpowiedziałem przyjacielowi, a po chwili usłyszeliśmy dzwonek do mojego mieszkania. - Może to Ann ! - powiedziałem i pobiegłem otworzyć.
- Cześć.
- Aa to Ty. - powiedziałem zawiedziony. - Wchodź Błaszczu.
- Co za miłe powitanie. No to co się stało? - zapytał i zasiadł na kanapie.
Ja już nie miałem siły opowiadać tego co się wydarzyło, więc wyręczył mnie w tym Piszczek.
- A rozmawiałeś z tą przyjaciółką Ann? Może ona byłaby Ci w stanie jakoś pomóc. - zapytał Kuba, gdy został wtajemniczony.
- Jej się wolę nie narażać. Mało mnie rano nie zabiła. 
- Dzwoń do niej i z nią pogadaj. Jak Cię będzie miała zabić to zrobi to prędzej czy później. - odpowiedział Błaszczykowski wręczając mi telefon.
Wybrałem numer do Bonnie i czekałem aż się odezwie.
- Czego? - usłyszałem po drugiej stronie.
- Bonnie proszę porozmawiaj ze mną. - zacząłem błagalnym tonem.
- O czym? Mam Ci powiedzieć jaką jesteś świnią? - zapytała z wyraźnie wyczuwalną wściekłością w głosie.
- Musisz mi uwierzyć, że ja tego nie zrobiłem.
- Niby na jakiej podstawie mam Ci wierzyć? Ann was widziała. 
- Bonnie, Victoria mi coś dosypała. Ona mnie czymś odurzyła. Ja nic nie pamiętam od momentu jak Ann poszła z Tobą do domu.
- Czekaj, czekaj... - zaczęła. - Mówisz, że Cię czymś odurzyła? 
- No tak. Film mi się urwał.
- I to było po tym jak rzekomo ja za dużo wypiłam i Ann poszła ze mną do domu? 
- Bonnie no mówię przecież. - odpowiedziałem zrezygnowany. 
- Marco ona to wszystko miała zaplanowane! - krzyknęła do słuchawki. - Możemy się zobaczyć? Najlepiej teraz? 
- Jasne. Możesz przyjechać do mnie? Wyśle Ci adres SMS-em.
- Ok. Za pół godziny będę.
- I co? - zapytał Piszczek, gdy się rozłączyłem.
- Nie wiem. - odpowiedziałem.
- Jak to nie wiesz? - zapytał Kuba. 
- Bonnie powiedziała, że ona to miała wszystko zaplanowane. Ale nic więcej nie wiem. Ma tu przyjechać, więc się dowiemy.
- No to nie pozostaje nam nic innego jak czekać na nią. - odpowiedział Błaszczykowski i rozłożył się na kanapie. 
________________________
Ten rozdział był chyba najszybciej napisanym rozdziale w istnieniu tego bloga! Napisałam go w jeden dzień :D Może nie powala, ale nic lepszego bym i tak nie wymyśliła :)

Jutro ostatni mecz ligowy. A za tydzień finał! Matko jestem przerażona jak o tym myślę :o W związku z tym informuje, że następny rozdział dodam w sobotę, bądź niedziele po finale, żeby było wszystko na świeżo :D 



A przed Wami piłkarz BVB sezonu 2013/2014 :D 




Buziol ;** <3