piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 15

Nadeszła sobota. Dzień meczu. Czekałam na moją przyjaciółkę przyodziana w koszulkę Reusa. Przypomniała mi się chwila, gdy zaproponowałam jej wspólne wyjście na mecz. 
- Cześć Bonn. Masz jakieś plany na sobotę ? - podeszłam do niej w szkole.
- Ehh. - westchnęła tylko.
- Eii co jest? - zaniepokoiłam się.
- Chciałam iść w sobotę na mecz, bo wiesz to Bayern, więc bardzo chciałam kibicować chłopakom... Erikowi... Ale już nie było biletów. - wyjaśniła niemalże zrozpaczona dziewczyna. - Moje jedyne plany na sobotę to rozpaczanie nad tym. Nigdzie mnie nie wyciągniesz. - dodała.
- Ehh. No to trudno. Zapytam taty czy nie poszedłby ze mną na mecz. - udałam smutek.
Bonnie podniosła na mnie zdziwiona wzrok i patrzyła przez chwilę.
- Że co proszę? Masz bilety ! Ale skąd?! - niemalże wykrzykiwała pytania.
- Dostałam dwa od Marco. No nic idę dzwonić do taty, żeby nie robił na sobotę żadnych planów. - wyjaśniłam po czym wstałam i zaczęłam od niej się oddalać.
- Ann Hofmann ani kroku dalej! - zarządziła. 
Stałam do niej tyłem z uśmiechem i czekałam, aż do mnie podejdzie.
- Tak? Co się stało? - zapytałam przybierając poważny wyraz twarzy.
- Nie udawaj Hofmann. - spojrzała na mnie groźnym wzrokiem. - Idę z Tobą na ten mecz.
- Ale mówiłaś, że masz inne plany.
- Nieaktualne. W sobotę jestem wolna. - odpowiedziała i wyszczerzyła się do mnie.
Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z zamyśleń. Po otworzeniu zobaczyłam moją przyjaciółkę uśmiechniętą od ucha do ucha. Widząc ją stanęłam jak wryta, a po chwili czym prędzej dotknęłam jej czoła.
- Ann co Ty wyprawiasz? - zapytała zdziwiona.
- Sprawdzam czy nie masz gorączki. - odpowiedziałam.
- A dlaczego? 
- Nie no temperatura wydaje się normalna. - rzekłam zabierając dłoń z jej czoła. - A no dlatego, że wyglądasz jak nienormalna! Ta wielka łapka to Ci potrzebna?! Ta wuwuzela też jest konieczna?! 
- To są bardzo ważne elementy na mecz! - broniła się.
- No chyba nie! Koszulka i szalik Ci w zupełności wystarczą. - odpowiedziałam i wyrwałam jej z ręki gadżety rzucając je w przedpokoju i wychodząc na zewnątrz.
- No ei! Oddaj mi to! - gorączkowała się.
- A w życiu! Oddam Ci po meczu. A teraz chodź. - odpowiedziałam jej i ruszyłam przed siebie.
Bonnie coś burknęła po ciuchu i ruszyła za mną obrażona. Po chwili zwolniłam kroku i zrównałam się z nią.
- Jeszcze jesteś na mnie zła? - zapytałam obijając się o jej bok.
- Tylko i wyłącznie z tego względu iż to dzięki Tobie idę na mecz to masz szczęście i nie jestem już zła. - odpowiedziała i się wyszczerzyła do mnie.
- Uff to dobrze. Widzę, że koszulka Durma się prezentuje. Czyżby to coś poważnego? - zapytałam i uniosłam brwi.
- Ty w Reusa też wyglądasz niczego sobie. - odpowiedziała próbując uniknąć tematu.
- Kochana ja i Marco to jesteśmy na innym etapie niż Ty i Erik, więc mnie nie wymanewrujesz. Opowiadaj jak to jest. 
- Jeju no co mam Ci powiedzieć? Tak podoba mi się! Podoba i to cholernie. Chyba się nawet zakochałam! Ale nie wiem czego oczekuje Erik. Ciężko z jego zachowania wywnioskować cokolwiek. - wyżaliła się.
- A powiedziałaś mu o tym? 
- Czyś Ty zgłupiała?! Niby co mu powiem? 'Hej Erik chyba Cię kocham. A Ty mnie?' - mówiła wymachując rękoma.
- No coś w tym stylu. - odpowiedziałam patrząc na nią.
- Hofmann serio? - spojrzała na mnie wzrokiem pt. Are you fucking kidding me?!
- Po prostu spotkacie się gdzieś i pogadacie o tym. Wtedy będziesz wiedziała na czym stoisz. Chociaż jestem pewna, że Erik czuje to samo, ale tak jak Ty mośku boi się poruszyć ten temat myśląc, że Ty nic do niego nie czujesz. - odpowiedziałam i ją przytuliłam.
- Ty to wiesz jak pomóc człowiekowi. - odpowiedziała z lekką ironią w głosie i się zaśmiała.
- No ba! Jestem w tym najlepsza! - powiedziałam i wybuchnęłyśmy śmiechem.
Byłyśmy już przed Singal Iduna Parkiem. Weszłyśmy do środka, gdzie już było sporo kibiców i odszukałyśmy swoje miejsca. Mecz zaczął się punktualnie o 18.30. W początkowej fazie nie układał się pomyślnie Borussi. Już w 20 minucie piłkę w siatce umieścił Ribey. Jednak Bawarczycy nie cieszyli się długo zdobytą bramką, gdyż 5 minut później do wyrównania po rzucie rożnym doprowadził Hummels. Jednak los przechylił szale na korzyść Bayernu. W 44 minucie jeden z piłkarzy Bayernu upadł w polu karnym rzekomo popychany przez Großkreutza. Karnego dla przeciwników wykonywał Ribery. Na przerwę Pszczółki schodziły z jednopunktową stratą.
- Czy ten sędzia jest ślepy! No gdzie tam był karny! Jak tam był karny to ja Matką Teresą jestem! - wydzierała się na cały głos Bonnie.
- Uspokój się. Jest jeszcze druga połowa. - próbowałam ją jakoś ostudzić.
- Uspokoić się?! Czy Ty oglądasz ten sam mecz co ja?! Jak mam być spokojna kiedy taki ciul, a nie sędzia dyktuje karnego, którego sobie uroił! 
- Jesteś niemożliwa. - podsumowałam ją i wywróciłam oczami.
- Ja jestem niemożliwa? To te marne aktorzyny w Bayernie są niemożliwi! Oscar im wszystkim się należy, za komedie roku! - krzyczała i wymachiwała rękoma. Wolałam się trochę odsunąć, żeby nie oberwać w twarz.
Po 15 minutach na boisku zaczęli pojawiać się gracze. Rozpoczęła się druga połowa. Nie obyło się bez nerwów, gdyż Bayern Monachium o mały włos nie podwyższył przewagi nad Borussen. Borussia wyszła z szybką kontrą i chwilę później do wyrównania doprowadził Aubameyang po podaniu Erika. Zadowolenie mojej przyjaciółki nie miało końca. 
- Jeszcze 30 min. To dużo czasu. Chłopaki dają radę. - pocieszała się moja przyjaciółka. - No gdzie podajesz debilu! - krzyknęła po złym podaniu jednego z Borussen.
Ja tylko w ciszy przyglądałam się jej chwilowym napadom furii nie chcąc się zbytnio narażać. 
Patrzę na zegar odmierzający czas do końca i widzę 89 minutę, a wynik nadal ten sam 2:2... Kibice Borussi jak i sami zawodnicy zaczynają odczuwać napływający z każdą sekundą stres. Trybuna Południowa jak tylko może dopinguje swoich zawodników. Nagle idealne podanie otrzymuje Piszczek, który mknie przed siebie ile tylko sił. Tuż przed polem karnym zatrzymuje się, gdyż nie ma żadnego z zawodników żółto-czarnych. Po chwili zza jego pleców wybiega Marco Reus, który to przedziera się przed dwóch zawodników Bayernu i otrzymuje piłkę od Piszczka. Marco staje sam na sam z bramkarzem. Nie pozostaje mu nic innego jak tylko oddać idealny strzał i zapewnić swojej drużynie zwycięstwo. Kibice BVB zamarli. Po chwili z głośników słychać krzyk spikera.
- GOOOOOOOOOOLLLLLLLL !!!! MARCOOOO REUSS !!!
Cały stadion szaleje ze szczęścia. Marco podbiega w stronę trybun do miejsca w którym siedzę i tworzy z dłoni serce, które skierowane jest do mnie. Po chwili na blondyna rzucają się szczęśliwi koledzy z drużyny. Z niecierpliwieniem czekamy na to aż sędzia zakończy mecz. I oto rozlega się gwizdek kończący. Stadion szaleje ze szczęścia i my z Bonnie również. Szczęśliwi piłkarze podchodzą do Żółto-Czarnej Ściany i celebrują swoje zwycięstwo razem z kibicami. Z kolei piłkarze Bayernu opuszczają boisko ze spuszczonymi głowami.

~Marco~

Szczęśliwi schodziliśmy do szatni śpiewając klubowe piosenki. Po drodze natknęliśmy się na Mario.
- Chciałem wam pogratulować. - uśmiechnął się do nas. - Zasłużyliście na wygraną. 
- Dzięki stary. - odpowiedział Nuri i poklepał go po ramieniu.
Uśmiechnąłem się tylko do niego i wszedłem do naszej szatni. Po 30 minutach odświeżony opuściłem szatnię zostałem zaczepiony przez kilku dziennikarzy.
- Marco jesteś dzisiaj bohaterem meczu. - rozpoczął dziennikarz. - Jak się czujesz bo golu, który dał zwycięstwo Twojej drużynie?
- Takie gole na pewno bardzo cieszą, ale prawda jest taka że gdyby nie gra całej drużyny tego gola bym nie zdobył. - odpowiedziałem uśmiechając się.
- A gest który uczyniłeś w stronę trybuny. Zadedykowałeś tą bramkę komuś szczególnemu? - dociekał mężczyzna.
- Tak. Zadedykowałem tą bramkę najważniejszej kobiecie w moim życiu. - odpowiedziałem nie chcąc zdradzać więcej. - Dziękuję za wywiad. - zakończyłem szybko i odszedłem.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Ann.
- No hej. - usłyszałem głos dziewczyny.
- Gdzie jesteś? - zapytałem.
- Czekam na Ciebie przed stadionem.
- To skieruj się na parking i poczekaj przy moim samochodzie. Ja za chwilę tam będę. 
- Ok. - odpowiedziała mi i się rozłączyła.
Na parking dotarłem po 5 minutach. Ann wraz z Bonnie czekały już na mnie.
- Noo i oto idzie nasz bohater. - zaczęła z uśmiechem dziewczyna. - Dziękuję za serduszko. - dodała i złożyła na mych ustach gorący pocałunek.
- EHEM. - odchrząknęła głośno Bonnie na co Ann i ja się zaśmialiśmy.
- Nie ma za co. - odpowiedziałem, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Ja wiem, że się kochacie itd. no ale błagam nie przy ludziach. - rzekła w żartach dziewczyna. - Dzięki Marco za uratowanie meczu. - dodała i puściła mi oczko.
- I dzięki za uratowanie mnie. - włączyła się Ann. - Wiesz co ona wyprawiała podczas meczu? - zapytała z rozpaczą w głosie wskazując na przyjaciółkę.
- Może wolę nie wiedzieć. - odpowiedziałem i się zaśmiałem.
- Aa tam Ann wyolbrzymia. - wywróciła oczami.
- To co robimy? - zmieniła temat moja dziewczyna.
- Chcecie gdzieś jechać? Jakaś impreza? - zapytałem.
- Ja się umówiłam z Erikiem, więc możecie jechać. Zaczekam tu na niego. - wyjaśniła Bonn.
- Aa no to trzeba było tak od razu. - odpowiedziała blondynka. - Pamiętaj wiesz o czym. - dodała tajemniczo.
- Tak, tak postaram się. - odpowiedziała jej przyjaciółka machając ręką.
- Mówię poważnie. - odezwała się Ann.
- Do zobaczenia w poniedziałek w szkole. Cześć Marco. - zmieniła temat odchodząc od nas.
- Cześć. - odpowiedziałem i otworzyłem drzwi Ann.
- O co chodzi? - zapytałem, gdy również znalazłem się w samochodzie.
- Za dużo chciałbyś kochanie wiedzieć. - zmierzwiła mi włosy uśmiechając się. - Gdzie mnie zabierasz? - zmieniła temat.
- Do mnie. - odpowiedziałem zapalając auto.
- Do Ciebie? 
- Tak zapraszam Cię do mnie na kolację. Tylko po drodze musimy zrobić zakupy. 
- Aa czyli sami będziemy gotować. Brzmi świetnie. 
Kupiliśmy potrzebne składniki i po 30 minutach dotarliśmy do mojego domu.
- No, no Reus. Domyślałam się, że masz duży dom, ale żeby aż tak to nie spodziewałabym sie. - zaśmiała się wychodząc z auta.
- Mam rozumieć, że Ci się podoba? - zapytałem obejmując ją.
- Jak najbardziej. Ale nie jest za duży dla jednej osoby? - spojrzała na mnie.
- Nie, uważam, iż jest w sam raz. - odpowiedziałem i zacząłem się śmiać. - Zapraszam do środka. - dodałem otwierając przed dziewczyną drzwi.
Skierowaliśmy się do kuchni i wypakowaliśmy produkty na naszą kolację. Posiłek po godzinie był już gotowy.
- Marco nakryj do stołu, a ja to jeszcze doprawię. - zarządziła Ann.
- Dobrze. Wino białe czy czerwone? 
- Czerwone. - uśmiechnęła się do mnie.
Po zjedzonej kolacji udaliśmy się do salonu.
- Teraz jakiś film? - zapytałem dolewając nam wina.
- Chyba nie zdążymy. Za chwilę powinnam wracać do domu. - odpowiedziała.
- Jak to? - zdziwiłem się. - Myślałem, że zostaniesz na noc. 
- To chyba nie jest dobry pomysł.
- No proszę. Nie daj się dłużej namawiać. Taki miły wieczór mamy. - uśmiechnąłem się do niej i zrobiłem maślane oczy.
- Grr Reus Ty i to Twoje cholerne spojrzenie. - powiedziała. - Idę zadzwonić do rodziców, a Ty wybierz film.
- Kocham Cię! - uradowany pocałowałem ją w policzek.
Ann wyszła do kuchni a ja przeglądałem filmy.
- Horror? Serio? - zapytała mnie, gdy wróciła do salonu.
- Nic ciekawszego nie znalazłem. - uśmiechnąłem się.
Taa nie znalazłeś. Reus niezły bajerant z Ciebie jest - zaśmiałem się w myślach.
- Weź no to wyłącz, bo nudny ten horror. - odezwała się po godzinie znudzona Ann.
- Nie boisz się w ogóle? - zapytałem zdziwiony.
- Czego niby? Tej sztucznej krwi i tony efektów specjalnych? Ojj Reus Twój plan nie wypalił. - odpowiedziała i mnie pocałowała.
Pogłębiłem jej pocałunek kładąc ją na sofie. Składałem na jej ciele coraz śmielsze pocałunki. Jedna dłoń spoczywała na jej policzku, a druga błądziła po jej idealnym ciele.
- Marco nie. - zaprotestowała wyrywając się z uścisku.
- Dlaczego? Co się stało? - zapytałem.
- Nie czuję się gotowa. - wyjaśniła.
- Ale... - zacząłem mówić, lecz Ann mi przerwała.
- Tak wiem, że wtedy w klubie gdy się spotkaliśmy spędziliśmy noc. Ale byliśmy pijani i. - ucięła.
- I? Ann o co chodzi? - zapytałem, gdy nic nie mówiła.
- Boże zabrzmi to dziwnie, ale muszę to powiedzieć. Marco byłeś moim pierwszym facetem, z którym to zrobiłam. - odpowiedziała zakrywając twarz dłońmi.
- Ty... nigdy... wcześniej... nie...? - dukałem zdziwiony.
- Nie, nigdy wcześniej nie uprawiałam seksu. Takie to dziwne? - zapytała z wyrzutem. 
- Nie, nie skąd. To jest raczej zadziwiające. 
- Mówiłam Ci, że jestem dziwna. - zaśmiała się.
- I za to Cię kocham. - odpowiedziałem i pocałowałem ją w skroń. - Jeśli nie czujesz się gotowa to ok rozumiem to i nie będę Cię namawiał. Ale spać w jednym łóżku możemy? - zapytałem.
- Jeśli będziesz miał łapki przy sobie to tak. - odpowiedziała i dźgnęła mnie w bok. - Ale musisz mi użyczyć jakiejś koszulki i spodenek.
- Już sie robi. - odpowiedziałem i ruszyliśmy do mojej sypialni. - Łazienka jest tam. - powiedziałem, gdy znalazłem już odpowiednie ubranie dla dziewczyny.

~Ann~

Wstając spojrzałam na niego jeszcze zaspanymi oczami, w za dużej koszulce, z rozmazanym makijażem i rozwalonymi od spania włosami. On przyglądał mi się przez chwilę z fascynacją.
- Śliczna jesteś wiesz?! - zapytał mnie uśmiechając się.
- Co chcesz Reus? - zapytałam podejrzliwie na niego patrząc.
- Nic. Mówię Ci, że jesteś śliczna. - odpowiedział i rzucił się na mnie łaskocząc mnie.
- Aaa Marco puść mnie! No puszczaj! - krzyczałam zanosząc się ze śmiechu.
- Ooo nie, nie. Tak łatwo Ci nie pójdzie. - nie przestawał mnie łaskotać.
- Zrobię wszystko tylko przestań.
- Poproszę jajecznicę i świeżą kawę. - rzekłem.
- Ok! Ale przestań. - krzyczałam. Marco w momencie przestał mnie łaskotać.
Wstałam i ruszyłam do łazienki zabierając wczorajsze ciuchy. Dobrze, że pod koszulką Borussi miałam białą bokserkę - pomyślałam.
- Reus wiem, że się gapisz na mój tyłek. - powiedziałam czując na sobie wzrok blondyna.
- No ale co ja zrobię jak on tak seksownie wygląda w moich spodenkach? - zapytał z rozpaczą w głosie.
- Weź wyjdź! - odpowiedziałam w żartach i weszłam do łazienki.
Po 5 minutach wyszłam ubrana w moje ciuchy. Marco nie było w pokoju. Zeszłam do kuchni i zobaczyłam blondyna szykującego śniadanie.
- Ei. Ja miałam zrobić. - oburzyłam się.
- Ale Cię uprzedziłem. - pokazał mi język. - Proszę nalej sobie kawy, jajecznica za chwilę będzie.
Zjedliśmy śniadanie i stwierdziliśmy z Marco, że wybierzemy się do centrum handlowego. Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Chodziliśmy od sklepu do sklepu co jakiś czas przymierzając różne ubrania. 
- Marco proszę Cię przynieś mi tamten szary sweter. - powiedziałam, gdy byliśmy w jednym ze sklepów.
- Który? 
- No jest tam na wieszaku. Pójdziesz prosto i zobaczysz. - wyjaśniłam.
- Ale ja tam nic nie widzę. 
- No idź tam to zobaczysz. - zaczynałam powoli tracić cierpliwość.
Blondyn westchnął i poszedł we wskazanym przeze mnie kierunku. Ja weszłam ponownie do przymierzalni mierząc inne rzeczy. 
- Otwórz przyniosłem Ci. 
- Marco czy ja mówię w jakimś niezrozumiałym języku?! Prosiłam o SZARY, a nie o BIAŁY! - wybuchłam.
- Kazałaś mi iść prosto i tak zrobiłem, a tam były tylko takie! - bronił się. 
- Aa na was facetów to w ogóle nie można liczyć! - zdenerwowana wyszłam z przebieralni i ruszyłam do wyjścia ze sklepu.
- No Ann nie denerwuj się. Przecież nie zrobiłem tego specjalnie. - biegł za mną.
Nie odpowiadałam mu nic. 
- Odwieziesz mnie do domu? Czy mam wracać autobusem? - zapytałam.
- Nie wygłupiaj się. Odwiozę Cię.
Ruszyliśmy do samochodu chłopaka nie odzywając się do siebie. Drogę do mojego domu też przebyliśmy w ciszy.
- Ann no o taką głupotę będziesz się złościć. - zaczął Marco, gdy byliśmy pod moim domem. - Pięknie się złościsz, ale no weź no już mi odpuść. - zaśmiał się.
- Reus nie przeginaj. - powiedziałam poważnym tonem.
- Ok, ok. No ale nie gniewaj się już. - zbliżył się do mnie i dał buziaka w policzek.
- No dobra nie gniewam się już. - odpowiedziałam. - Ale muszę już iść, bo cały dzień mnie w domu nie było. Nie chce, żeby rodzice mieli do mnie pretensje. - dodałam.
- Jasne, rozumiem. To widzimy się jutro. - odpowiedział.
- Zdzwonimy się. - dodałam. Pocałowaliśmy się i opuściłam samochód chłopaka.
________________________

No to jestem z 15 :) Powiem Wam nieskromnie, że bardzo podoba mi się opis meczu :D No ale w sumie Wy to same ocenicie czy wyszło to jakoś czy nie :D 

Po raz drugi dziękuję za nominację do Liebster Award, ale niestety nie mam na to czasu choć bardzo bym chciała :(





Do następnego ;*





piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 14

- Co Ty tu robisz? - zapytałam stając wbita w podłogę widząc osobę siedzącą na kanapie.
- Nie cieszysz się z powrotu siostry? - zapytała uśmiechając się.
Za dobrze ją znałam i doskonale wiedziałam, że to był sztuczny uśmiech...
- Vicki zrobiła nam niespodziankę. - wyjaśnił tata.
- Właśnie widzę. - rzuciłam cierpko i ruszyłam do swojego pokoju.
Weszłam do środka i nie zapalając światła rzuciłam się na łóżko. Jedna osoba, a jak potrafi zepsuć tak mile spędzony dzień. - pomyślałam. Kiedyś między nami było dobrze. Bynajmniej tak mi się wydawało... A teraz? Teraz ona doprowadziła do tego, że jej nienawidzę. Nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. Po chwili rozmyślań wstałam i udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i odświeżona wróciłam do łóżka. Leżałam i patrzałam się tępo w sufit. Po chwili usłyszałam wibrację mojego telefonu. Zabrałam go z szafki nocnej i otworzyłam wiadomość. Była od Marco.

'Kocham Cię <3 I dziękuję za to, że jesteś obecna w moich życiu :) Dobranoc ;*'


Czytając uśmiech sam zagościł na mojej twarzy. 


'Ja też Cię kocham <3 I to ja dziękuję, że Ty jesteś obecny w moim życiu :) :P Dobranoc ;*'


Po wysłaniu wiadomości odłożyłam telefon i po krótkiej chwili zasnęłam.


Było ciemno, ulice nieoświetlone, ponad to lał deszcz. A ja szłam w potarganych ubraniach w nieznanym mi kierunku. Czułam, że po policzku spływa mi ciepła krew. Próbowałam sobie przypomnieć co się stało, ale nie umiałam. Nagle poczułam jak upadam, a za chwilę nade mną zebrała się grupka ludzi.

- Patrz znowu coś brała. - usłyszałam znajomy głos i śmiech.
- Jess? - zapytałam niewyraźnie. - Co się stało? 
- Jak to co? Jestem zwykłą narkomanką! - krzyknęła i poczułam kopnięcie w brzuch.
- O...O czym Ty mówisz?
- Spójrz na swoje ręce. - usłyszałam.
- Bonnie? Ja nic z tego nie rozumiem. - mówiłam ledwo wydobywając z gardła dźwięk.
- Zobacz na ręce.
Zrobiłam tak jak kazała i ujrzałam liczne ślady po igłach. Niektóre były stare ale zauważyłam też i świeże.
- To niemożliwe! Ja nie ćpam! - zaczęłam krzyczeć.
- Każdy narkoman tak mówi. - pojawił się Fabi.
- Ale ja mówię prawdę! - zaczęłam płakać. - Gdzie jest Marco?! Muszę z nim porozmawiać! - zaczęłam się podnosić.
Niedaleko mnie ujrzałam uśmiechniętego blondyna. Uśmiechał się, ale ten uśmiech nie był skierowany do mnie. Marco stał i obejmował jakąś dziewczynę. Podeszłam bliżej i ujrzałam... moją siostrę?!
- On jest mój! - krzyknęłam w jej stronę.
- Już nie. Marco nie zadaje się z ćpunkami. - zaśmiała mi się w twarz.
- Nie jestem żadną ćpunką! To Ty mi to wszystko zrobiłaś! Jak zawsze odbierasz mi to na czym mi najbardziej zależy!
- Nic Ci nie zrobiłam. Marco po prostu zobaczył jaka jesteś na prawdę.
- Marco to wszystko nie jest prawdą! - zwróciłam się do blondyna. - Nie słuchaj jej ! Marco no powiedz coś! - krzyczałam płacząc.

Usłyszałam nagle głośny dźwięk budzika. A więc to tylko sen - pomyślałam. Moja siostra jest tu dopiero pierwszy dzień, a już zaczyna mi mieszać w głowie. 

- Oby tylko ten sen nie oznaczał niczego złego. - powiedziałam do siebie i wstałam z łóżka.

- Dzięki za podwiezienie tato. - uśmiechnęłam się.

- O której kończysz? Przyjechać po Ciebie? - zapytał.
- Nie dzięki. Wrócę z Bonnie. - odpowiedziałam. - Cześć. - dodałam i wysiadłam z auta.
Ruszyłam w stronę szkoły po drodze mijając kilkoro znajomych.
- No i jak się podoba szkoła? - podbiegł do mnie Jake czym mnie wystraszył.
- Jezu Jake! Nie strasz. - skarciłam go.
- Ups sorki. - uśmiechnął się na co ja odpowiedziałam mu tym samym.
- No szkoła jak szkoła. Dach jest, okna są, a i w klasach nawet drzwi się znajdują! - udałam, że nie zrozumiałam jego pytania.
- Są drzwi?! Na serio?! Dlaczego ja nie widziałem? - zapytał z powagą w głosie.
- Ehh no wiesz starość nie radość. Na oczy Ci już idzie. - odpowiedziałam, a po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
- No, a na serio jak się podoba?
- Hmm no jak? Nie znam jeszcze wszystkich, ale raczej wydajecie się mili, więc jestem zadowolona, że trafiłam do tej klasy. - uśmiechnęłam się do niego. - Cześć Bonn. - powiedziałam podchodząc do mojej szafki, obok której stała moja przyjaciółka.
- To ja wam nie przeszkadzam. Widzimy się na lekcji. - powiedział Jake i odszedł od nas.
- Hej. - odpowiedziała i wróciła do wkładania rzeczy do szafki.
Coś było nie tak...
- Bonnie co jest?
- Nic. - odpowiedziała krótko.
- Jesteś na mnie o coś zła? 
- Nie.
- To dlaczego tak ze mną rozmawiasz? - nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Chcesz wiedzieć? - zapytała i trzasnęła drzwiczkami szafki, aż podskoczyłam z zaskoczenia. - Jestem na Ciebie wściekła! Wściekła o to, że zostawiłaś mnie wczoraj samą z Erikiem! - wyrzuciła w końcu z siebie.
Stałam i patrzałam na nią zdziwionym wzrokiem.
- No przecież mówiłaś, że Ci się podoba. - odezwałam się w końcu.
- Tak, ale nie byłam przygotowana na spotkanie z nim! - odpowiedziała z wyrzutem.
- Bonn randka to nie sprawdzian, na który trzeba się przygotowywać.
- Ann!
- No co? Przecież ładnie wyglądałaś. Poza tym nie na mnie powinnaś być zła tylko na Marco, bo on to wymyślił.
- Na niego też jestem. - odpowiedziała.
- A tak na marginesie to sam Erik chciał Cię poznać, więc nie wiem dlaczego tak się pienisz. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę klasy.
- Że co? - zapytała zdziwiona i poszła za mną.
- Że to! To on prosił Marco o pomoc. - weszłam do klasy i zajęłam miejsce na końcu sali. Moja przyjaciółka usiadła obok mnie.
- Naprawdę? 
- No mówię przecież. - wywróciłam oczami. - Aż tak trudno w to uwierzyć?
- Trochę.
- To uwierz! A teraz mów jak było. - zmieniłam temat widząc, że już nie ciska piorunami w moją stronę.
- Było cudownie. Byliśmy na kawie w tej kawiarni obok stadionu. Rozmawialiśmy jakbyśmy się znali od kilku lat. Okazało się, że mamy nawet podobne zainteresowania! Na koniec Erik odwiózł mnie do domu i wymieniliśmy się numerami. - opowiedziała uśmiechając się na wspomnienie wczorajszego dnia.
- Ehem, więc dlaczego jesteś na mnie zła? - zapytałam zdezorientowana. - Przecież wszystko się udało.
- W sumie to nie wiem dlaczego. - odpowiedziała i zaczęła się śmiać. - Wybacz mi. - dodała po chwili.
Spojrzałam się na początek sali i zobaczyłam Jessice i jej koleżanki. Chyba szukały miejsc, ale odwróciłam wzrok, gdyż nie interesowało mnie to co one robią.
- Ann uważaj! - krzyknęła Bonn, ale było już za późno, gdyż moja bluzka była już mokra od coca-coli.
- Ty się dobrze czujesz?! - krzyknęłam i wstałam.
- Jak najbardziej. To było przypadkiem. - odpowiedziała sztucznie Jess.
- Przypadkiem to Ciebie zrobili! - wykrzyknęłam.
- Licz się ze słowami. - syknęła.
- A Ty się liczysz? Co Ty myślisz, że możesz wszystko?!
- Hahahaha. - zaśmiała mi się w twarz. - Tak, tak właśnie myślę. - odpowiedziała po chwili z poważną miną. - A i mam wiadomość dla Ciebie. Odpieprz się od Reusa! On jest mój!
- Chyba jesteś śmieszna! Nie interesują go takie plastiki. - odpowiedziałam i wyszłam z klasy kierując się do łazienki.
- Jeszcze tego pożałujesz! - usłyszałam Jessicę.
Po drodze wzięłam koszulkę z szafki, którą miałam przeznaczoną na w-f. Szybko się przebrałam i już po dzwonku wróciłam do klasy.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie, ale miałam mały wypadek. - powiedziałam spoglądając złowrogo na Jess.Ta tylko uśmiechnęła się do mnie wrednie.
- Ładnie pani rozpoczyna rok pani... - nauczycielka zatrzymała się nie znając mojego nazwiska.
- Ann Hofmann. - przedstawiłam się.
- Pani Hofmann. - kontynuowała. - Na przyszłość proszę pamiętać, że ja nie toleruję spóźnień. - dokończyła surowym tonem.
Nie odpowiadając nic zajęłam swoje miejsce obok Bonn.
- Zabiję ją kiedyś. - powiedziałam cicho do Bonnie, na co ta uśmiechnęła się do mnie współczująco.

- Ehh zwariuję. Najpierw Vicki teraz Jess. - westchnęłam, gdy po zakończonej lekcji poszłyśmy z moją przyjaciółką do stołówki.

- Vicki? - zapytała zdziwiona Bonn zajmując miejsce naprzeciwko mnie.
- Moja siostra. Przyjechała wczoraj. - wyjaśniłam krótko.
- Masz siostrę? - dosiadł się do nas Fabian.
- Niestety. - westchnęłam.
- A fajna? - zapytał unosząc brwi.
- Fabi wyluzuj. - skarciła go Bonnie.
- Pozwól, że tego nie skomentuje. - odpowiedziałam.
- A gdzie ona była? - zainteresowała się Bonnie.
- W maju poleciała na staż do Anglii. Miała tam być rok. Nie wiem dlaczego wróciła. Najlepiej jakby w ogóle nie wróciła. - wyjaśniłam.
- Co jest między wami? - zapytał Fabi.
- Po prostu nie umiemy się dogadać.
- Ok. - odparł na co mi ulżyło, że nie dopytywał o nic więcej. Po chwili wstał i dołączył do chłopaków na boisku, którzy grali w piłkę.
- Czy ona ma coś wspólnego z tą sytuacją, która wydarzyła się w Gladbach? - zapytała moja przyjaciółka.
- Tak. - odpowiedziałam krótko, a Bonn nie podejmowała dalej tego tematu.

~Marco~

Po treningu wszyscy zmęczeni wróciliśmy do szatni.
- Marco pomóż! - podszedł do mnie Łukasz.
- No co jest? - zapytałem zainteresowany.
- Ewa ma w piątek urodziny i nie mam pomysłu co jej kupić. - wyjaśnił.
- I pytasz mnie o zdanie? - zapytałem zdziwiony.
- No Ciebie, a co nie widać? - zapytał z ironią. - Więc? Masz jakiś pomysł? 
- Hmm... No to może... - zastanawiałem się. - O wiem! Kup jej odkurzacz, albo mopa. Ostatnio narzekała że ma już stare. - odpowiedziałem zadowolony z własnego pomysłu.
Łukasz spojrzał na mnie złowrogim spojrzeniem po czym sięgnął po swojego klapka i zaczął mnie gonić po szatni.
- Ja Ci dam odkurzacz! Ty mopie jeden! Chcesz, żeby mnie z domu wywaliła?! - krzyczał za mną.
- No, ale Kochanie to nie jest głupi pomysł. - przedrzeźniałem go. - Chcesz jej po prostu pomóc w pracach domowych.
- Niech no ja Cię tylko dorwę! - wydzierał się, a ja zanosiłem się śmiechem.
- Chłopaki spokój! - nagle między nami stanął Kehl. - O co chodzi? zapytał poważnym tonem.
- Takie tam błahostki. - wyjaśniłem.
- Ja Ci dam błahostki! - odezwał się Łukasz.
- Spokój powiedziałem! Dajcie na luz. - powiedział Sebastian i odszedł od nas.
- No skąd ja mam wiedzieć co lubi Twoja żona? To chyba Ty to powinieneś wiedzieć.
- No to może wesołe miasteczko jej się spodoba? - zapytał bardziej sam siebie niż mnie.
- Oo no widzisz. Jednak potrafisz coś wymyślić. - pochwaliłem go.
- Łukasz, a urodziny to ma Ewa czy Sara? - zapytał Błaszczykowski podchodząc do nas.
- O co Ci chodzi? - zapytał Łukasz.
- Wesołe miasteczko jako prezent na urodziny dla dorosłej kobiety? Weź no Ty się ogarnij.
- A masz lepszy pomysł? 
- A żebyś wiedział, że mam.
- No to podziel się nim z nami. - wtrąciłem się.
- Zrób dla niej romantyczną kolację przy świecach. - wyjaśnił.
- Odezwał się ten co podczas ostatniej romantycznej kolacji przy świecach zgasił je i zapalił światło. - odpowiedział Łukasz po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
- No co?! Ciemno było i nie widziałem co jem! - bronił się Polak.
- Tak to sobie tłumacz. - odpowiedziałem. A tak poważnie to nie jest zły pomysł. Zabierz Ewę do jakiejś restauracji, kup kwiatki i jakiś ładny naszyjnik czy coś takiego. - dodałem.
- Oo Reus jesteś genialny! - odezwał się Piszczu.
- Ei! Ale to był mój pomysł! - oburzył się Jakub.
- Parę razy już to słyszałem. - zaśmiałem się. - A teraz chłopaki lecę do Ann. - dodałem i opuściłem szatnię.

~Ann~

- Wróciłam! - krzyknęłam po powrocie ze szkoły.
- W kuchni jestem! - odkrzyknęła mama.
- Sama jesteś? A gdzie Vicki? - zapytałam, gdy dotarłam do kuchni.
- W pokoju na górze. - wyjaśniła mama. - Dlaczego z nią nie porozmawiasz?
- Bo nie mamy o czym.
- Przecież to Twoja siostra.
- Ja nie mam siostry. 
- Nie mów tak. - zaprotestowała szybko.
- Mówię co myślę i tyle. - rzuciłam cierpko i wyszłam z kuchni.
W salonie natknęłam się na Vicki.
- Jak pierwszy dzień w szkole? 
- Daruj sobie. - próbowałam ją ominąć, ale mnie zatrzymała.
- Pogadaj ze mną. 
- O czym do cholery mam z Tobą gadać?! To Ty wciągnęłaś mnie i Taylora w to towarzystwo, to Ty nastawiłaś przeciwko mnie moich przyjaciół, a kiedy leżałam w szpitalu nawet nie zadzwoniłaś! - krzyczałam na nią ze łzami w oczach. - I nie udawaj kochającej siostry teraz, bo wiem jaka jesteś. - dodałam ciszej i poszłam do pokoju.
Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi oparłam się o niej i ześlizgnęłam się powoli na podłogę. Emocje z dzisiejszego dnia dosięgły zenitu i zaczęłam płakać jak małe dziecko.
- Ann! Marco do Ciebie! - usłyszałam z dołu krzyk mamy. 
Szybko otarłam łzy z policzków i pobiegłam do łazienki obmyć twarz. Po chwili zeszłam do salonu i ujrzałam Marco rozmawiającego z moją siostrą.
- Jestem już. Chodźmy. - nie czekając na odpowiedź chłopaka pociągnęłam go za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego pokoju.
- Wszystko dobrze? - zapytał, gdy byliśmy w pokoju.
- Jak najbardziej. - odpowiedziałam, choć wcale tak nie było.
- Ann nie bardzo umiesz kłamać. Chodzi o Twoją siostrę? Pokłóciłyście się? 
- Ehh obiecaj mi, że będzie trzymał się od niej z daleka. - odpowiedziałam i spojrzałam na niego.
- Ale co się stało? 
- Obiecaj mi to Ci wszystko wyjaśnię. - usiadłam na łóżku.
- Obiecuję Ci to jeśli Ci na tym zależy. - usiadł obok i mnie przytulił.
Opowiedziałam Marco resztę mojej historii z Gladbach.
- Taka ładna pogoda. Idziemy się przejść. - zarządziłam zmieniając temat.
- Jestem za. - uśmiechnął się do mnie i wyszliśmy z pokoju.
Na dole minęliśmy się z Victorią.
- Bawcie się dobrze. - powiedziała co zabrzmiało tak sztucznie, że aż mi się niedobrze zrobiło.
- Wal się. - odpowiedziałam ponuro omijając ją.
- Miło było Cię poznać Marco! - krzyknęła za nami, lecz ja w tej samej chwili trzasnęłam drzwiami.
- Zakłamana żmija. - powiedziałam wściekła.
- Nie widzisz tego? - zapytał Marco.
- Ale czego? - nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Że jej właśnie o to chodzi. 
- O co? 
- O to żeby Cię wkurzyć. Im bardziej Ty jesteś zła tym większą sprawia jej to przyjemność. Musisz jakoś to opanować. - wyjaśnił obejmując mnie.
- Masz rację. - odezwała się po chwili zastanowienia. - To muszę sobie jakieś ziółka na uspokojenie kupić, bo inaczej nie dam rady. Oo tu jest apteka! Poczekaj pójdę kupić!
- Wariatka. - zaśmiał się mój chłopak.
Po chwili wyszłam z apteki z zakupionymi ziółkami. Kawałek dalej zauważyłam Marco, który podpisywał kartki jakimś fanką. Postanowiłam im nie przeszkadzać i poczekać aż piłkarz skończy.
- Przepraszam was dziewczyny, ale muszę uciekać. - powiedział, gdy mnie zobaczył.
Pożegnał się z nimi i podszedł do mnie.
- Długo czekasz? - zapytał i dał mi buziaka w policzek.
- Chwilę temu wyszłam z apteki. - uśmiechnęłam się do niego.
Spacerowaliśmy ulicami Dortmundu śmiejąc się i rozmawiając na każdy temat. Chociaż na chwilę zapomniałam o Victorii i Jessice.
- Mam coś dla Ciebie. - powiedział Marco, gdy byliśmy już pod moim domem.
- Co? 
- Poczekaj pójdę po to do auta. - odpowiedział i podbiegł do swojego samochodu.
Ruszyłam wolnym krokiem w jego stronę.
- W sobotę gramy mecz z Bayernem. Byłoby mi miło gdybyś przyszła. - uśmiechnął się i podał mi dwa bilety. 
- Jasne, że przyjdę. - odwzajemniłam uśmiech.
- A byłoby mi jeszcze milej, gdybyś założyła tą koszulkę. - zza pleców wyciągnął żółto-czarną koszulkę z numerem 11 i jego nazwiskiem.
- Oj Reus, Reus. Ty to jednak jesteś głupi. - powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
- Też Cię kocham. - odpowiedział i pocałował mnie.
Pożegnałam się z nim i weszłam do domu.
- A więc Marco Reus to Twój chłopak. No, no siostrzyczko Ty to wiesz jak się ustawić. - w progu pojawiła się moja siostra.
Spokojnie Ann, tylko spokojnie. Nie daj się wyprowadzić z równowagi. - powtarzałam sobie w myślach.
- No właśnie to jest MÓJ chłopak. - powiedziałam spokojnie akcentując słowo 'mój'.
Ominęłam ją i poszłam do kuchni, w której byli moi rodzice. Vicki poszła za mną.
- Już wróciłaś? Dlaczego nie zaprosiłaś Marco? - zadawała pytania mama.
- Musiał już wracać, bo jutro rano ma trening. - wyjaśniłam odkładając koszulkę i bilety na stole i podeszłam do lodówki, z której wyciągnęłam sok.
- Co tam masz? - zainteresował się tata.
- Koszulka z numerem ukochanego. Jakie to słodkie. - odezwała się z ironią Vicki na co ja ją tylko spiorunowałam wzrokiem. - I dwa bilety na mecz. 
- Dwa bilety? Kogo masz zamiar zabrać? - zapytał.
- Myślę, że Bonnie zgodzi się mi towarzyszyć. - odpowiedziałam i wzięłam łyk zimnego soku.
- Od kiedy to się interesujesz piłką nożną? - zapytała Victoria.
- Od dzisiaj. - odpowiedziałam wyrywając jej z rąk koszulkę i bilety. - Kiedy wracasz do Anglii? - zapytałam najmilej jak tylko umiałam.
- Na razie nie planuję powrotu. - odpowiedziała obojętnie.
- Jak to?! A co z Twoim stażem? 
- Zrezygnowałam. Nie odpowiadało mi tamto miejsce. - wyjaśniła.
Wyszłam z kuchni nie odpowiadając jej. Jak to nie wraca?! - pomyślałam. Jestem pewna, że sama nie zrezygnowała z tej pracy. Musiało wydarzyć się tam coś o czym wolałaby nie wspominać rodzicom. Ale w sumie mało mnie to interesuje. Jedyne co mnie teraz obchodzi to to, aby nie zatruwała mojego życia, które dopiero teraz zaczęłam sobie układać na nowo.
________________________
Znowu wieje nudą, ale trzeba im trochę ponudzić :D
Dziewczyny moje Drogie bardzo, ale to bardzo chciałabym Wam podziękować za nominację do Liebster Award. Jest mi strasznie miło, że podoba Wam się moje opowiadanie. Niestety nie mam czasu, żeby na te pytania odpowiadać :( Może kiedyś się zbiorę, ale nie wiem kiedy to nastąpi.


  <---- Victoria

Taak! Mamy Finał! :D Moje nowe ulubione zdjęcie Marco :D 


Z okazji zbliżających się świąt chciałabym Wam życzyć, aby były one wesołe. Mokrego dyngusa i duuużo jedzonka :D ;***

Do piątku ;**

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 13

- Ann wstawaj. - mówiła do mnie mama lekko mnie szturchając.
- Jeszcze chwilka. - wymamrotałam i obróciłam się na drugi bok.
- Spóźnisz się na rozpoczęcie. - nie dawała za wygraną.
- No już, już. - odpowiedziałam jej siadając na łóżku.
- Czekam na dole ze śniadaniem. - powiedziała i wyszła z pokoju.
- Dobrze, że to już ostatnia klasa. Za rok się w końcu wyśpię. - rzuciłam do siebie przecierając oczy.
Wstałam z łóżka, zabrałam z fotela przygotowane wieczorem ubrania i weszłam do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic, zrobiłam sobie makijaż, spięłam włosy w niedbałego koka i gotowa zeszłam na dół. Zjadłam śniadanie i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Gdy wyszłam Bonnie podjechała pod mój dom. 
- Mam wyczucie.
- Masz wyczucie. 
Powiedziałyśmy równocześnie i zaczęłyśmy się śmiać.
- Stres jest? - zapytała mnie.
- Lekki. - odpowiedziałam.
- Spoko dasz radę. Nie będziesz sama. - uśmiechnęła się do mnie. 
- I to mnie pociesza. - odpowiedziałam jej.
Resztę drogi spędziłyśmy w milczeniu. Po dotarciu do szkoły zobaczyłyśmy Fabiana stojącego z jakimś chłopakiem. 
- Cześć chłopaki. - przywitała się Bonnie.
- Hej wam. - odpowiedzieli razem.
- Ann poznaj Jake'a. Jake poznaj Ann. Będzie chodziła z nami do klasy. - zapoznał nas Fabian.
- Oo widzę, że kolejną piękną dziewczynę będziemy mieć w klasie. - powiedział. - Jake miło mi. - dodał podając mi rękę i uśmiechając się.
- Ann mi również. - odpowiedziałam. - To Ty organizowałeś muzykę na imprezie nad jeziorem? - zapytałam kojarząc go.
- We własnej osobie. - odpowiedział dumny przez co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Musimy już iść. - odezwał się Fabi.
- Mówiłam, że nie ma się czym stresować. - szepnęła Bonn, gdy szłyśmy za chłopakami.
- Oj tam łatwo mówić. - odpowiedziałam.
Weszłyśmy na salę, gdzie byli już prawie wszyscy. Zajęłyśmy wolne miejsca i czekałyśmy na rozpoczęcie. W międzyczasie moja przyjaciółka zapoznała mnie z kilkoma uczniami mojej nowej klasy. Wszyscy byli dla mnie bardzo mili. 
Po godzinnej przemowie pana dyrektora otrzymaliśmy kluczyki do naszych szafek. Ruszyłyśmy więc tam.
- Całe szczęście, że mamy obok siebie. - śmiałyśmy z się z Bonn.
Nagle poczułam uderzenie i upadłam na ziemię. Oczywiście było to spowodowane moją nieuwagą.
- Przepraszam. To moja wina. Nie uważałam. - gdy tylko doszłam do siebie od razu zaczęłam mówić.
- Uważaj jak łazisz łamago! Ślepa jesteś czy co? - darła się na cały korytarz wymalowana blondi.
- No przecież przeprosiłam. Nie zrobiłam tego celowo. - mówiłam zdziwiona jej zachowaniem.
- A kto Cię tam wie! Prawie sobie paznokieć złamałam! W ogóle coś Ty za jedna? - zapytała krzywo na mnie parząc.
- Jestem Ann i będę... - nie dokończyłam, gdyż mi przerwała.
- Zresztą co mnie obchodzi kim jesteś.
- Jess może trochę milej. - wtrąciła się Bonn.
- Bo co mi zrobisz Bahmann? - zaśmiała się szyderczo.
- Nie chcesz wiedzieć. - odpowiedziała mrużąc oczy.
- Pff. Nie boję się Ciebie. Dziewczyny idziemy! - odpowiedziała. Na odchodne pociągnęła mi z ramienia. Co za bezczelna suka - pomyślałam.
- Milusia. - rzekłam do Bonnie.
- W taki oto sposób poznałaś Jessicę. Naszą klasową dziunię.
- Ona jest z nami w klasie?! - zapytałam z rezygnacją w głosie.
- Pocieszę Cię tym, że ja z nią w klasie od podstawówki jestem, a Ty spędzisz z nią tylko rok.
- I coś czuję, że to będzie o rok za długo. - odpowiedziałam otwierając moją szafkę.
Po kolejnej godzinie spędzonej tym razem w klasie z wychowawcą mogliśmy opuścić szkołę.
- To co teraz robimy? - zapytała mnie Bonn, gdy stałyśmy przed budynkiem.
- A gdzie jest Götze? - zapytałam zauważając brak naszego przyjaciela.
- On z chłopakami jak zawsze ulotnili się wcześniej. - zaśmiała się.
- Proszę, proszę panna niezdarna będzie z nami w klasie. - zaśmiała się ironicznie Jessica.
- Też się bardzo z tego cieszę. - odpowiedziałam posyłając w jej stronę sztuczny uśmiech.
- Słuchaj cwaniaro. - podeszła do mnie bliżej. - Nie myśl, że będzie Ci łatwo. Już ja się postaram o to, żeby tak nie było.
- Nie spinaj się tak, bo Ci jeszcze żyłka w tyłku pęknie. - odpowiedziałam jej.
Ta nic nie odpowiedziała tylko odwróciła się i odeszła.
- Nie przejmuj się nią. - odpowiedziała Bonn przytulając mnie.
- Ehh nie ma to jak powrót do szkoły. - westchnęłam.
- Oo zobacz Twój książę podjechał. - zaśmiała się moja przyjaciółka. 
Spojrzałam w kierunku, który mi wskazała i zobaczyłam czarne auto mojego chłopaka. Kawałek dalej stała Jessica ze swoimi "przyjaciółkami".
- Patrzcie to Marco Reus przyjechał. - jedna z nich się odezwała.
- Marco Reus? Tutaj? - dziwiła się Jessica. - Słyszałam, że zerwał z dziewczyną. Muszę się jakoś koło niego zakręcić. Na pewno nie będę mu obojętna. - zaczęła się poprawiać.
Słysząc to razem z moją przyjaciółką wybuchnęłyśmy śmiechem, lecz po chwili opanowałyśmy się, aby nie zwracać na siebie uwagi. Ujrzałam Marco wysiadającego z samochodu. Serce w momencie zaczęło mi bić jak oszalałe. Czy ja się kiedyś przyzwyczaję do jego widoku ? - zapytałam się w myslach.
Marco odszukał mnie wzrokiem i ruszył w moim kierunku w dłoniach trzymając bukiecik żółtych tulipanów. Jessica ruszyła w jego stronę i już miała zagadywać, gdy Marco wyminął ją i podszedł do mnie uśmiechając się.
- Marco, a co Ty tutaj robisz? - zapytałam zdziwiona. 
- Jak to co? Moja dziewczyna rozpoczyna dzisiaj swoją ostatnią klasę. Nie mogłem tego ominąć. - uśmiechał się dalej po czym złożył na mych ustach pocałunek.
Widząc, że Jess nas obserwuje wplotłam dłonie w jego włosy i przyciągałam mocniej do siebie. Usłyszałam tylko jak Bonnie się zaśmiała zapewne widząc minę mojej nowej koleżanki.
- Treningu czasem nie masz? - zapytałam, gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Proszę to dla Ciebie. - powiedział wręczając mi bukiecik. - Za 2 godziny mam dopiero. Może pojedziesz ze mną?
- Miałam wyjść gdzieś z Bonnie. - odpowiedziałam spoglądając na nią.
- No to co za problem? Przecież może jechać z nami. - odpowiedział uśmiechając się.
- Nie chcę przeszkadzać. - odezwała się moja przyjaciółka.
- Nie będziemy tam sami. Będzie nam miło jak pojedziesz. - Marco objął mnie ramieniem i namawiał Bonn.
- No zgódź się. Przecież kibicujesz chłopakom. - dołączyłam się do Marco.
- No dobra. Mogę jechać. - uśmiechnęła się. - To pojadę do domu się przebrać. Ann jedziesz ze mną?
- Jeśli nie masz nic przeciwko to Ann pojedzie ze mną. - odpowiedział za mnie Marco uśmiechając się. - Potem możesz jechać z nami. - dodał.
- No dobrze. To widzimy się za godzinę. - odpowiedziała Bonnie i ruszyła do swojego samochodu.
- Pa. - pomachałam jej na odchodne. - A my co? Też jedziemy? -  zapytałam patrząc na Marco.
- Jedziemy, jedziemy. - odpowiedział całując mnie w policzek. - Wiesz, że Cię kocham? - zapytał, gdy szliśmy w stronę auta.
- Wiem ja Ciebie też. - uśmiechnęłam się.
Podeszliśmy do samochodu Marco, a ten jak przystało na dżentelmena otworzył mi drzwi. Wsiadłam do auta i czekałam, aż Reus do mnie dołączy. Spojrzałam na miejsce, gdzie stała Jessica i jej przyjaciółki. Patrzyła na mnie takim zabójczym wzrokiem, że mało nie wybuchnęłam śmiechem. Dotarło do mnie, że słyszała wszystko o czym rozmawialiśmy z Marco. Ann masz przechlapane - pomyślałam i się zaśmiałam.
- Co Cię tak śmieszy? - zapytał Marco zajmując miejsce za kierownicą.
- A nie nic. Przypomniałam sobie tylko coś. - odpowiedziałam krótko.
Po 10 minutach dojechaliśmy do mojego domu.
- Mamo wróciłam! - krzyknęłam po wejściu.
- Dzień dobry! - Marco tak jak ja krzyknął czym doprowadził mnie do wybuchu śmiechu. - No co? - zapytał.
- Nie nic. - odpowiedziałam.
- Cześć wam. - do salonu weszła moja mama. - Jak pierwszy dzień? 
- Spoko. Poznałam sporo ludzi z klasy i są bardzo fajni. - uśmiechnęłam się.
- To dobrze. Zjecie obiad? 
- Oo tak bardzo jestem głodna. Ale najpierw idę się przebrać. - odpowiedziałam.
- A Ty Marco? - zwróciła się do mojego chłopaka.
- Bardzo chętnie. - odpowiedział uśmiechając się do niej.
Marco poszedł za moją mamą do kuchni, a ja szybko pobiegłam do pokoju przebrać się. Po 5 minutach przebrana w luźniejsze ubrania zeszłam do kuchni. Mama z Marco zawzięcie o czymś rozmawiali.
- Yyy... Może ja wam przeszkadzam? Mam wyjść? - zapytałam.
- Jakbyś mogła. - odpowiedziała żartem moja mama i razem z Marco zaczęli się ze mnie śmiać.
- Haha. Ale się was żarty trzymają. - odpowiedziałam z ironią siadając obok Marco.

- Bonn za ile przyjdziesz? - zapytałam przez telefon moją przyjaciółkę, gdy skończyliśmy obiad.

- Zakładam buty i za minutę jestem. Pa. - odpowiedziała i się rozłączyła.
- I co? - zapytał mnie Marco.
- Już idzie. Poczekamy na nią na dworze. - powiedziałam do Marco. - Mamo, my wychodzimy.
- Ok. Bawcie się dobrze. - odpowiedziała nam.
- Do widzenia. I dziękuję za pyszny obiad. - powiedział Marco.
- Lizus. - powiedziałam po cichu do Marco i wyszliśmy z domu.
- Muszę się przypodobać teściowej. - wyszczerzył się do mnie.
- Jeszcze nie teściowej. - pogroziłam mu palcem.
- Ale kiedyś na pewno. - odpowiedział i wziął mnie na ręce.
- Głupku postaw mnie, bo sobie coś jeszcze zrobisz i tyle będzie. - śmiałam się.
- Jestem. - powiedziała zdyszana Bonnie.
- Oo widzę, że ktoś tu kondycji nie ma. - powiedziałam do niej. 
- Ciekawe jak z Twoją kondycją. - odgryzła się.
- Bardzo dobrze się ma. Odpoczywa na urlopie daleko stąd. - odpowiedziałam śmiejąc się.
Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę stadionu. Po dotarciu na miejsce Marco udał się do szatni, a ja z Bonnie poszłyśmy na trybuny. Po jakiś 10 minutach chłopaki wraz ze sztabem szkoleniowym zaczęli wychodzić z tunelu. Kuba i Łukasz zobaczyli nas na trybunach i zaczęli machać w naszym kierunku. W ich ślady poszło kilku innych piłkarzy.
- Niezłe znajomości masz. - zaśmiała się Bonnie.
- No oczywiście. Ty za chwilę też będziesz takie miała. - dźgnęłam ją w bok.
Trening chłopaków rozpoczął się. Na początek mieli trening biegowy. Gdy skończyli trener pokazał im inne ćwiczenie i zaczęło się... Nuri zaczął przeskakiwać przez Matsa mało nie zaliczając przy tym upadku, Łukasz i Kuba udawali, że tańczą tango, a Marco gonił Aubameyanga, bo ten zabrał mu buta. Reszta chłopaków starał się wykonywać ćwiczenia, ale marnie im to wychodziło, bo byli zainteresowani poczynaniami kolegów.
- Dobrze, że podczas meczy się tak nie zachowują. - mówiła Bonnie śmiejąc się razem ze mną.
- Oo tak. Dzieci z przedszkola to przy nich aniołki. Współczuje trenerowi. - dodałam.
- Ann weź koleżankę i chodźcie do nas. - krzyknął w naszą stronę Hummels.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Wy macie trenować, a nie się wygłupiać. - odkrzyknęłam mu.
- Nie marudź tylko chodźcie. - odpowiedział.
- A gdzie trener? - zapytałam, gdy byłyśmy już na murawie.
- Zebranie zarządu. - wyjaśnił Kuba. - Mamy na razie wolne.
- A koleżanka to...? - zapytał Mats uśmiechając się do Bonn.
- Kochany nie zapominaj, że masz dziewczynę. - pogroziłam mu palcem. - To jest moja przyjaciółka Bonnie. Bonnie tych panów nie muszę Ci przedstawiać. - zaśmiałam się.
- Miło mi. - powiedziała moja przyjaciółka. - Nie, nie potrzeba wszystkich znam. - zaśmiała się.
Siedliśmy na trawie tworząc koło. Każdy z nas zajęty był rozmową. Po jakiś 30 minutach wrócił trener i oznajmił, że trening jest zakończony, gdyż zebranie się przeciągnie i nie ma sensu, aby chłopaki czekali. Ci uradowani ruszyli do szatni. 
- Kochanie za niedługo wracam. - cmoknął mnie w nos i pobiegł za resztą na co ja się tylko zaśmiałam.
- Zakochańce. - westchnęła Bonnie i ruszyłyśmy do wyjścia.

~Marco~

Wziąłem szybki prysznic i zacząłem się zbierać, gdy podszedł do mnie Erik.
- Marco. - zaczął.
- No co jest? - spojrzałem na niego.
- Zrobisz coś dla mnie? 
- Co dokładnie?
- Zapoznasz mnie z tą przyjaciółką Ann?
- Ooo czyżby Bonnie wpadła Ci w oko? - zapytałem uśmiechając się cwaniacko.
- No nie powiem, bo fajna jest. - zaśmiał się. - To jak? 
- Jasne. Chodź. - odpowiedziałem i wyszliśmy z szatni.
Dziewczyny czekały przed wejściem. Podeszliśmy do nich.
- Jestem. To znaczy nie sam.
Odwróciły się do nas.
- Cześć Erik. - przywitała się z nim Ann.
- Cześć Ann. - uśmiechnął się do niej lekko.
- Poznajcie się. Erik to jest Bonnie, Bonnie to Erik. - uśmiechnąłem się do nich. - Ann obiecałem Ci pokazać ten sklep z tymi starymi aparatami, więc musimy już lecieć. - dodałem puszczając jej oczko. - Bonnie Erik podwiezie Cię do domu dobrze?
- Aa tak ostatnio mi obiecałeś. Bonn to widzimy się jutro w szkole. - powiedziała Ann.
- Ok, ok. - odpowiedziała lekko zdezorientowana dziewczyna.
Pożegnaliśmy się z nimi i ruszyliśmy w stronę mojego samochodu.
- Co to było? - zapytała Ann, gdy byliśmy już w aucie.
- Ehh marna ze mnie swatka. Ale może jednak. - zaśmiałem się.
- Co Ty bredzisz?
- Erikowi spodobała się Bonnie i poprosił mnie, żebym ich zapoznał. - wyjaśniłem.
- Serio? - zapytała zdziwiona.
- No serio. A co Cię tak to dziwi?
Ann wybuchnęła śmiechem, a ja spoglądałem na nią czekając, aż mi wyjaśni.
- Czekam... - ponagliłem ją, gdy nic nie mówiła.
- Bo zanim przyszliście to Bonn mi powiedziała, że Erik jej się podoba od jakiegoś czasu.
Gdy to usłyszałem również zacząłem się śmiać. Odpaliłem samochód i wyjechaliśmy ze stadionu.

~Ann~

Po treningu Marco wybraliśmy się na lody i spacer wzdłuż jeziora Phoenix znajdującego się w Dortmundzie. Uwielbiam spędzać czas z Marco. Na każdym kroku mnie rozśmiesza i nie ma nawet chwili, abym się nie śmiała. Po mile spędzonym popołudniu Marco odwiózł mnie do domu. Jak to on musiał mnie odprowadzić pod same drzwi. Pożegnaliśmy się i weszłam do siebie. W salonie usłyszałem rozmowę. Skierowałam tam swoje kroki myśląc, że zastanę tam tylko rodziców.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam stając wbita w podłogę widząc osobę siedzącą na kanapie...
________________________
Ohh zła ja :D Znowu Was zostawiam z takim oto zakończeniem :D Tylko nie bijcie mnie mocno za to :D

 <--- Jessica

 <--- Jake

Wtorkowy mecz fenomenalny! Tyle emocji i tak mało brakło.. No ale i tak się cieszę, że z taką kadrą jaką mamy teraz doszliśmy daleko :) 




Do piątku ;**



piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 12

Rozdział pisany przy piosence

Pisk opon, huk, mój krzyk, odjeżdżający samochód.. Miałem wrażenie, że to wszystko dzieje się obok mnie. Że to tylko marny koszmar, z którego zaraz się obudzę. Jednak to wszystko działo się na prawdę. Podbiegłem do leżącej na ulicy Ann nie do końca świadomy tego co się przed chwilą wydarzyło. Po chwili obok mnie znalazła się Bonnie.

- Marco! Marco ocknij się! - powoli zaczął do mnie docierać krzyk dziewczyny. - Marco do cholery dzwoń po pogotowie!
- Co tu... Ann?! Ann! Co się stało? Boże Ann obudź się! - podbiegła do nas mama Ann próbując ocucić dziewczynę.
Odszedłem od nich i zadzwoniłem po karetkę. Ambulans przyjechał po jakiś 10 minutach. Rodzice Ann pojechali zaraz za karetką, a mnie i Bonnie kazali zostać i poczekać na policję.
Funkcjonariusze rozmawiali ze mną. Niestety ja choć byłem tego wszystkiego najbliżej nie mogłem pomóc. To wszystko działo się tak szybko, że nie zapamiętałem, żadnych szczegółów. Jedyne co teraz miałem w głowie to Ann. Czy wszystko z nią w porządku. Nie przeżyję, jeśli coś jej się stanie... 

~Ann~

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Zaczęłam powoli otwierać oczy, lecz ilość światła jaka była w pomieszczeniu uniemożliwiała mi to. 
- Ann słyszysz mnie? - usłyszałam cichy głos mojej mamy.
- Pić. - wychrypiałam, gdyż suchość w ustach aż mnie paliła.
- Już Ci daje. - powiedziała i usłyszałam jak wstaje.
Po chwili powoli pomogła mi się napić. Podjęłam kolejną próbę otworzenia oczu. Tym razem się udało. Znajdowałam się w jakimś nieznanym mi pomieszczeniu. Ściany były białe. Tak białe, że aż raziły swoim kolorem.
- Gdzie jestem? - zapytałam.
- Jesteś w szpitalu. - odpowiedziała mi mama.
- W szpitalu? Dlaczego? - zdziwiona zapytałam.
- Nic nie pamiętasz? 
- Pamiętam, że Marco odwiózł mnie do domu i ja zapomniałam z jego auta telefonu i się po niego wróciłam, a potem... - urwałam, bo przypomniałam sobie co się stało.
Pisk opon, krzyk Marco i ogromny ból. To ostatnie co zapamiętałam.
- A co z Marco? - zapytałam ze strachem w głosie. - Powiedz, że nic mu nie jest.
- Nic mu nie jest. Spokojnie. - uspokoiła mnie mama. - Kazałam mu iść do domu odświeżyć się i coś zjeść, bo od 2 dni nie opuszcza Cię ani na moment. - wyjaśniła.
- Od 2 dni? Byłam nieprzytomna 2 dni? - zrobiłam wielkie oczy.
- Tak kochanie 2 dni. Poczekaj pójdę po lekarza, żeby Cię zbadał. - odpowiedziała i wyszła z sali.
Po chwili wróciła razem z lekarzem.
- Dzień dobry. I jak się pani czuje? - zapytał.
- Dobrze tylko strasznie boli mnie głowa. - wyjaśniłam.
- Przy takim uderzeniu z jakim się pani spotkała to normalne. Ból będzie utrzymywał się jeszcze przez kilka dni, ale zaraz dostanie pani tabletki przeciwbólowe. - wyjaśnił świecąc mi w oczy w celu sprawdzenia czy źrenice odpowiednio reagują na światło.
- A jak długo muszę tu być? - zapytałam, gdy zakończył badanie.
- Jeśli nie wystąpią nowe objawy to myślę, że za 3 dni będziemy mogli panią wypisać. - uśmiechnął się do mnie i wyszedł z sali.
Chwilę po wyjściu lekarza w sali pojawił się Marco.
- Dzień dobry pani Hofmann. - przywitał się z moją mamą. - Ann wreszcie się obudziłaś. - podszedł i pocałował mnie w czoło.
- Witaj Marco. - odpowiedziała mu moja mama. - To ja was zostawię i pójdę zadzwonić do taty. - dodała i wyszła z sali.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie. 
- Bywało gorzej. - odpowiedziałam uśmiechając się lekko.
- Ann muszę Ci coś powiedzieć. - zaczął Marco.
- Co takiego? 
- Bo ten wypadek... - urwał.
- To był wypadek. Po prostu nie uważałam i tak się skończyło. - odpowiedziałam łapiąc go za dłoń, którą trzymał na łóżku.
- No właśnie to nie do końca tak było. 
- Nie? - zdziwiłam się.
- Zrozumiem jeśli po tym co powiem nie będziesz chciała mnie widzieć.
- Marco a możesz jaśniej.
- Ten wypadek spowodowała Carolin.
- Carolin?! Jak to?
- Nie może pogodzić się z tym, że z nią zerwałem. Domyśliła się, że jesteś dla mnie kimś ważnym dlatego chciała się na mnie odegrać.
- Oh. - tylko tyle byłam w stanie wypowiedzieć.
- Jeśli chcesz to mogę wyjść. - powiedział, a ja wyczułam w jego głosie ból.
- Marco Ty nie miałeś pojęcia o tym co ona knuje, więc ja nie mogę i nie chcę Cię obwiniać.
- Już się bałem, że mnie znienawidzisz. - odpowiedział całując moją dłoń. - Całe szczęście, że ta wariatka wpadła. - dodał.
- Jakim cudem? - zapytałam.
- Myślała, że nikt się nie domyśli, że to ona za tym stoi, bo miała inne auto, ale Bonnie wszystko widziała. Podała policji numery i dotarli do właściciela, który okazał się znajomym Caro. Wystraszył się więzienia i ją wydał.
- I co z nią teraz będzie? 
- Czeka na sprawę w areszcie i pewnie dostanie karę za spowodowanie wypadku. - wyjaśnił. - Ann ja się tak strasznie bałem, że coś Ci się poważnego stanie. Gdyby tak było nie darowałbym sobie tego. - zmienił nagle temat.
- Marco już dobrze. Nic mi nie jest. - odpowiedziałam.
- Kocham Cię. - rzekł nagle blondyn.
- Ja Ciebie też. - odpowiedziałam mu.
Spojrzał na mnie zdziwiony nie do końca chyba wierząc w to co powiedziałam.
- Co tak patrzysz? Język Ci odcięli? - zapytałam i zaczęłam się śmiać.
- Ty...Ty...Powiedziałaś serio? - jąkał się. 
- Ja z takich rzeczy nie żartuję. Od jakiegoś czasu zaczęłam do Ciebie coś czuć, ale nie byłam pewna co. Teraz już wiem, że to miłość. - wyjaśniłam uśmiechając się.
Marco nic nie odpowiedział tylko wstał i zbliżył się do mnie. Po chwili poczułam jego usta na swoich.
- Niespo... - do sali weszła Bonnie, a za nią Fabi zasłonięty kolorowymi balonami.
Oderwaliśmy się momentalnie od siebie.
- To my przyjdziemy później. - powiedziała Bonn.
- Nie! Wchodźcie. - odpowiedziałam. - Fabi, a Ty z cyrku się urwałeś? - zapytałam wybuchając śmiechem.
- Już jest zdrowa, bo zaczyna mi dogryzać. - odrzekł Fabi śmiejąc się.
- Proszę to dla Ciebie. - powiedziała Bonnie dając mi misia i przytulając mnie.
- Dziękuję. Jest śliczny. - odpowiedziałam.
- I to też dla Ciebie. - dodał Fabi trzymając w dłoniach balony.
- Fabi i co ja z nimi zrobię? Może lepiej rozdaj je dzieciakom na oddziale dziecięcym? 
- Skoro tak mówisz. - odpowiedział.
- Weź ze sobą Marco. Będą miały taką dodatkową atrakcję. - dodała Bonnie.
- Oo dobry pomysł. - poparłam moją przyjaciółkę.
- Ehh widzisz Marco. Chcą się nas pozbyć. - powiedział Fabi robiąc smutną minę. 
- No nic skoro nas tu nie chcą to idziemy. - zaśmiał się i wyszli z sali.
- Uprzedzam Twoje pytanie. Nie wiem czy jesteśmy razem, bo przez was nie dokończyliśmy rozmowy. - powiedziałam, gdy zostałyśmy same.
- Tak, tak widziałam jak rozmawialiście jak tu weszłam. - pokazała język.
- Cii. - zaśmiałam się.
- Oj no dobra. Ale chyba wszystko idzie ku dobremu. - uśmiechnęła się.
- Chyba tak. - odpowiedziałam również się do niej uśmiechając.
Rozmawiałyśmy z Bonnie przez dłuższą chwilę. W końcu chłopaki wrócili do nas i opowiedzieli nam jak spędzili czas z dziećmi.

~Marco~

Dzisiaj Ann wychodzi ze szpitala. Ja niestety nie mogę jej odebrać, bo za pół godziny zaczynam trening.
- Nie martw się rodzice mnie odbiorą. - powtórzyła kolejny raz, gdy rozmawialiśmy przez telefon.
- Dobrze, dobrze. Po treningu do Ciebie przyjadę. 
- Na to liczę. - zaśmiała się do słuchawki. - Kochanie kończę, bo lekarz przyszedł.
- Ok. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - odpowiedziała i się rozłączyła.
Zabrałem torbę treningową, założyłem buty i ruszyłem do auta. Po dwugodzinnym treningu wróciłem do szatni, wziąłem szybki prysznic i zacząłem pakować rzeczy.
- Reus idziesz z nami na piwo? - zapytał mnie Marcel.
- Sorry chłopaki. Innym razem. Ann wyszła dzisiaj ze szpitala i jadę do niej. - odpowiedziałem.
- No proszę, proszę. Nasz Marco wpadł po uszy. - Hummels poklepał mnie po ramieniu.
- Tak wyszło stary. - zaśmiałem się. - A teraz wybaczcie muszę lecieć. Do jutra. - pożegnałem się z nimi i wyszedłem z szatni.
Po drodze do Ann wstąpiłem do kwiaciarni i sklepu, gdzie kupiłem bukiet czerwonych róż oraz czekoladki. Do domu dziewczyny dotarłem po 10 minutach. Zadzwoniłem dzwonkiem, a po chwili w drzwiach pojawił się ojciec dziewczyny.
- Dzień dobry panu. Jest Ann? - zapytałem.
- Cześć Marco. Tak jest u siebie w pokoju. - odpowiedział wpuszczając mnie do środka. - Na górze pierwsze drzwi po prawo. - wytłumaczył mi po chwili.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się i ruszyłem na górę.
Zapukałem, ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Uchyliłem więc lekko drzwi. W pokoju zastałem zapłakaną Ann siedzącą na łóżku.
- Co się stało?! - zapytałem podchodząc do dziewczyny.
- On ją tak strasznie kochał. - mówiła zapłakana.
- Kto? 
- Mieli tyle czasu przed sobą. I wszystko musiało się spieprzyć. - mówiła dalej.
- Ann o czym Ty mówisz?
- Jeden dzień! - odpowiedziała.
- Jeden dzień? - nie wiedziałem o co jej chodzi.
- Tak. Taki film. - wyjaśniła.
- Oglądałaś film i dlatego jesteś taka zapłakana?! - zapytałem zdziwiony, a po chwili wybuchnąłem śmiechem.
- To nie jest tylko film! - oburzyła się i uderzyła mnie w ramie. - Taka miłość...A z resztą co ja Ci będę tłumaczyć. Wy faceci i tak tego nie zrozumiecie. - westchnęła i udała się do łazienki.
Po chwili wróciła do pokoju, usiadła na łóżku i udawała obrażoną.
- No Kochanie, nie gniewaj się na mnie. - powiedziałem siadając obok. - Proszę mam dla Ciebie kwiaty.
Nie odpowiedziała tylko siadła do mnie plecami. Zaśmiałem się cicho i ukląkłem przed nią.
- Proszę Cię wybacz mi ten mój nagły wybuch śmiechu. Obiecuję, że to już nigdy się nie powtórzy.
- A czekoladę masz? - spojrzała na mnie.
- Mam czekoladki. Mogą być? - zaśmiałem się.
- Ehh no dobra. - odpowiedziała udając znudzoną. - I tak nie umiem się na Ciebie gniewać. - na jej twarzy zagościł uśmiech od ucha do ucha, a po chwili poczułem jej usta na swoich. Zabrała ode mnie kwiaty i wstawiła do wazonu. 
- No to teraz czas na czekoladki. - uśmiechnęła się do pudełka i zaczęła je otwierać.
Ułożyliśmy się wygodnie na jej łóżku i zaczęliśmy oglądać film. Tym razem była to komedia.

~Ann~

Kto by pomyślał, że moje życie po przeprowadzce tak się zmieni? Na pewno nie ja! Gdyby ktoś 3 miesiące temu powiedział mi, że będę spotykać się z jakimś Marco Reusem to bym w to nie uwierzyła. Jednak życie ma dla nas różne niespodzianki. 
Wakacje dobiegają już końca. To były chyba jedna z najlepszych. Jutro już niestety rozpoczęcie roku. Ostatnia klasa i potem co? Nie wiem. Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Trafię do nowej klasy. Na szczęście jest tam Bonnie i Fabi, więc nie będzie tak źle. Ale jak będzie na prawdę to przekonam się już jutro...
________________________
Zostawiam Was z tym czymś powyżej :) Rozdział trochę krótszy, ale jakoś tak wyszło :) W końcu są razem :D Już nie mogłam ich dłużej męczyć :D 

Do następnego ;*

Heja BVB! :D