Chwilę później usłyszałam dźwięk syreny. W środku pojawili się ratownicy, którzy od razu zaczęli zajmować się Marco. Policjant wziął mnie na bok i zaczął zadawać pytania, na które nie umiałam odpowiedzieć.
- Proszę podać coś pani na uspokojenie. - odezwał się jeden z mundurowych do lekarza.
Ten po chwili przyniósł mi jakąś tabletkę, którą zażyłam, bez zadawania pytań. Lekarze nadal zajmowali się nieprzytomnym Marco. Z kolei Taylorem, który odzyskał świadomość zajęła się policja.
- Nie daruję Ci tego dziwko! Jeszcze tego pożałujesz! Zobaczysz! - Taylor krzyczał w moją stronę i próbował wyrwać się policjantom.
- Już pani lepiej? Możemy porozmawiać? - zwrócił się do mnie policjant, gdy wyprowadzili mojego byłego chłopaka.
- Co z Marco? Nic mu nie jest? - zapytałam przyglądając się jak zabierają na noszach Marco do karetki.
- Zabierają go do szpitala tam będzie miał badania. Na razie jest nieprzytomny. - wyjaśnił mi.
- Ja muszę z nim jechać. Nie mogę go zostawić. On mnie potrzebuje. - próbowałam go wyminąć, ale mnie zatrzymał.
- Nie może pani teraz jechać. Muszę z panią porozmawiać. Pani chłopak jest na prawdę w dobrych rękach.
- Dobrze. - dałam za wygraną. - A mogę chociaż poinformować rodziców?
- Jasne. Proszę. - zgodził się, a ja odeszłam kawałek dalej wykonując telefon.
Wyjaśniłam pokrótce rodzicom co się wydarzyło i poprosiłam, aby przyjechali. Po chwili wróciłam do policjanta.
- Dobrze już możemy. - odezwałam się siadając na kanapie.
Opowiedziałam całą historię od momentu przyjazdu Taylora do Dortmundu po wydarzenia z dzisiejszego dnia. Co jakiś czas policjant przerywał zadając pytania i notując coś. Momentami miałam wrażenie jakby jego pytania miały udowodnić to, że to wszystko jest moją winą. Zadawał je starając się udowodnić to że kłamie poprzez przekręcanie wcześniej wymienionych przeze mnie faktów. Jednak ja za każdym razem poprawiałam go zgodnie z moją wersją wydarzeń.
- Ann?! Ann kochanie?! - do domu Reusa wbiegli moi rodzice.
Podbiegłam do nich szybko i mocno przytuliłam dając upust moim emocjom.
- Ann co się stało? - zapytał tata z troską w głosie.
- Marco, Taylor...- urwałam. - To wszystko moja wina. - dokończyłam i ponownie zaczęłam płakać.
- Cii. Uspokój się. Już jest wszystko dobrze. - mama głaskała mnie po głowie starając się uspokoić.
- Zabierzcie mnie do szpitala do Marco.
- Panie oficerze czy to już wszystko? Możemy zabrać stąd córkę? - mój tata podszedł do mężczyzny, który mnie przesłuchiwał.
Wtedy dopiero zauważyłam, że po domu Marco kręci się więcej mundurowych. Jedni fotografowali, inni pobierali odciski, a jeszcze inni starali się nie wpuszczać natrętnych paparazzi, którzy już się dowiedzieli o incydencie w domu jednego z graczy Borussi.
- Tak na razie to wszystko. W razie gdybyśmy mieli jeszcze pytania zgłosimy się do córki.
- Dobrze. Dziękuję. Chodźmy. - tata do nas podszedł.
- Nie damy rady tu przejść. Zobacz ile tam jest ludzi. - odezwała się mama.
- Chodźmy tyłem. - powiedziałam i ruszyłam do tylnych drzwi.
Tam spokojnie wyszliśmy niezauważenie i wsiedliśmy do samochodu.
- Kochanie pojedziemy do domu. Musisz odpocząć. - zaczęła mama.
- Nie mamo. Chce do Marco. W domu i tak nie odpocznę.
- Ale...
- Mamo proszę. - przerwałam jej.
Kobieta dała za wygraną i mój tata skierował się w stronę szpitala, w którym leżał Marco. Na miejscu zastałam mamę blondyna. Podeszłam do niej niepewnie i położyłam jej dłoń na ramieniu. Dopiero wtedy mnie zauważyła.
- Pani Reus... Co z Marco? - zapytałam łamiącym się głosem.
- Ohh Ann. - przytuliła mnie i zaczęła płakać.
- Czy on..? - nie dokończyłam, ponieważ ogromna kula w gardle uniemożliwiła mi to.
- Operują go. Ale nie wiadomo czy wyjdzie z tego. - dokończyła.
Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Stałam w szoku przytulona z mamą Marco i nic nie mówiłyśmy.
- To moja wina. - zaczęłam w końcu. - Gdyby nie ja... Gdybyśmy się nie poznali... Gdyby Taylor nie przyjechał...
- Ann dziecko o czym Ty mówisz. To nie jest Twoja wina. Nikt Cię o nic nie obwinia. - powiedziała i spojrzała mi w oczy.
- Wszyscy ostrzegali mnie przed Taylorem. Ale...
- Nie obwiniaj się. - przerwała mi pani Reus. - Marco na pewno Cię nie obwinia. Wiem, że mieliście ostatnio problemy, ale on Cię kocha. Świata poza Tobą nie widzi. On wie, że masz dobre serce dlatego chciałaś wierzyć, że Twój były chłopak się zmienił. Ann proszę Cię nie obwiniaj się o to.
- Ale jeśli Marco z tego nie wyjdzie...- urwałam.
- Marco to silny i waleczny facet. Nie da się tak łatwo. Wyjdzie z tego. Zobaczysz. - starała się mnie pocieszyć sama będą w rozsypce.
Usiadłyśmy na krzesełkach obok sali operacyjnej i w milczeniu czekałyśmy na to, aż ktoś nas poinformuje o stanie Reusa. Godzinę później dołączył do nas tata Marco z Yvonne Nico.
- Mamo co z nim? - zapytała roztrzęsionym głosem.
- Jeszcze go operują. - odpowiedziała zmęczonym głosem.
- Melanie nie mogła się zwolnić z pracy, ale jak tylko skończy to od razu tu przyjeżdża. - wyjaśniła nieobecność drugiej siostry.
- Cio się śtało? Cy ujek Malco jest choly? - odezwał się Nico siadając mi na kolanach.
- Wujek Marco ma teraz bardzo poważną operację, bo miał wypadek wiesz. - starałam się to jakoś maluchowi wyjaśnić.
- Nie płac ciocia. Ujek da ladę. Zawse mi mówi, że trzeba być silnym. I, ze ja też będę kiedyś taki silny jak on. - chłopiec mnie objął swoimi malutkimi rączkami, a jego wypowiedź mnie wzruszyła i po moim policzku pociekło kilka łez.
15 minut później z bloku operacyjnego wyszedł lekarz.
- Panie doktorze i co z nim? - zapytała mama Marco, a my podeszliśmy do niej.
- Pan Reus...- zaczął lekarz.
_____________________
Hej, hej :) Dzisiaj krótko, ale nie umiałam już dłużej wytrzymać bez napisania czegokolwiek i spod mojej klawiatury wyszło to coś :) Pisałabym dalej, ale stwierdziłam, że zakończę w tym momencie :) Co zrobię dalej? Jeszcze sama nie wiem :D Cały czas się nad tym zastanawiam :) Tak sobie pomyślałam, że jeśli któraś z Was miałaby ochotę ze mną porozmawiać czy coś to możecie pisać do mnie na gg 10935636 :)
Podczas sobotniego meczu była radość :)
Ale był też i smutek :( Marco nie ma szczęścia w tym sezonie...
Do następnego ;**