wtorek, 30 września 2014

Rozdział 30

- O czym Ty mówisz?! - krzyknęłam nie rozumiejąc wybuchu blondyna. 
- Zamierzałaś mi powiedzieć?! - wydzierał się dalej. - Moje czy może jego?! 
- Marco do cholery! Uspokój się i powiedz o co Ci chodzi! - spojrzałam na niego, ale nie doczekawszy się odpowiedzi sięgnęłam po gazetę, którą rzucił przede mną. - Marco... To nie tak... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Przez ten cały czas mnie okłamujesz! Mówisz, że się z nim nie spotykasz, ale potajemnie piszesz z nim! Przespałaś się z nim?! No powiedz to wreszcie! - wyrzucił wreszcie z siebie.
- Nie przespałam się z nim! To po prostu...- urwałam.
- Jesteś w ciąży?! 
- Marco! 
- Nie chce mi się z Tobą gadać! - wykrzyknął i wyszedł z mojego domu.
Zszokowana całym tym zajściem usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać.

RETROSPEKCJA

- Co się stało?! - zapytałam widząc wystraszoną minę mojej przyjaciółki. 
- Wyszedł pozytywny. - mówiła jak w transie zanosząc się od płaczu. 
Wyciągnęła do mnie dłoń i podała malutkie opakowanie. Spojrzałam na nie niepewnie. 
- Jesteś w ciąży?! - krzyknęłam rozumiejąc co chce mi przekazać Bonnie.
- Pójdziesz ze mną do lekarza? Muszę mieć pewność. 
- A co z Erikiem? 
- Nie chce mu nic mówić, dopóki nie będę miała pewności. - wyjaśniła. - Pójdziesz ze mną? - ponowiła pytanie.
- Jasne, że pójdę. - odpowiedziałam przytulając ją. - Kiedy masz wizytę? 
- Jutro po południu. 

Następnego dnia

- Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. - siedząc w poczekalni starałam się dodać mojej przyjaciółce otuchy.
- Nic nie będzie dobrze Ann. Mamy za dwa miesiące maturę. Jak się okaże, że jestem w ciąży to wszystkie moje plany legną w gruzach. - odpowiedziała łamiącym się głosem. 
- Bonnie dasz radę. Kto jak nie Ty? Zresztą masz rodziców, mnie, Erika, Marco. 
- Bonnie Bahmann. - z gabinetu wyszła pielęgniarka wyczytując nazwisko mojej przyjaciółki. 
- Wszystko będzie dobrze pamiętaj. - powtórzyłam, przytulając ją. 
Moja przyjaciółka zniknęła za drzwiami, a ja wróciłam na swoje miejsce biorąc leżącą na stoliku gazetę o ciąży. 15 minut później drzwi gabinetu otworzyły się i ujrzałam Bonnie. Widząc jej minę odłożyłam czasopismo i podeszłam do niej. 
- Czyli jednak. - odezwałam się ostrożnie.
Bonnie nic nie odpowiedziała tylko przytuliła się do mnie płacząc.
- 8 tydzień. Ja sobie nie dam rady. - odezwała się przez łzy. - Ja nie jestem gotowa na dziecko! Nie teraz! Boże co ja narobiłam! - usiadła na krześle i zakryła rękoma twarz.
- Uspokój się. Jedźmy do mnie. Napijemy się herbaty. Ochłoniesz, poukładasz to sobie i jakoś to będzie. 
- Ann. - spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
- Słucham Cię?
- Nie mówmy o tym na razie nikomu. A zwłaszcza Erikowi. 
- Ale...
- Ann proszę Cię zrób to dla mnie. - przerwała mi Bonnie.
- No dobrze. Obiecuję, że nikomu nie powiem. - uległam jej nie chcąc prowokować kłótni. 

Kilka dni później

- Bonnie nareszcie! Martwiłam się!
- Nic mi nie jest. - odparła bez żadnych emocji wchodząc do mojego domu. 
Gestem ręki zaprosiłam ją do salonu.
- Sama jesteś?
- Tata w pracy, a mama na zakupach. - uśmiechnęłam się lekko. - Napijesz się czegoś? - zapytałam.
- Nie dzięki. - odpowiedziała siadając na kanapie.
- Jak się czujesz? - zajęłam miejsce naprzeciwko niej.
- A jak mam się czuć? Dalej nie wiem co mam zrobić. 
- Ale Ty chyba...- zatrzymałam się na chwilę. - Chyba nie chcesz usunąć? - wydusiłam wreszcie.
- Nie! To na pewno nie wchodzi w grę! Nie mogłabym. To dziecko nie jest niczemu winne. - zaprotestowała szybko. 
- Rozmawiałaś z Erikiem? 
- Unikam go od kilku dni. 
- Dlaczego? 
- Tak będzie najlepiej. 
- Dla kogo? - prychnęłam z ironią. 
- Ann ja mu nie chce psuć życia i kariery. Nie chce żeby pomyślał, że złapałam go na dziecko. - wyjaśniła spokojnie.
- A może on tego tak nie postrzega? Nie pomyślałaś o nim? 
- Ja cały czas o nim myślę! 
- Bonnie to jest tak samo jego dziecko jak i Twoje. A dziecko powinno mieć oboje rodziców.
- I będzie miało. Rozważam adopcję. 
- Co takiego?! 
- Powiedziałam, że rozważam. Jeszcze żadnej decyzji nie podjęłam. 
Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.
- Pójdę otwo...- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ w salonie pojawił się Marco.
- Co to ma być do cholery?! - krzyknął rzucając mi jakąś gazetę przed nos.


TERAŹNIEJSZOŚĆ

- Ann przepraszam. Powinnam była coś powiedzieć. 
- Nie przejmuj się. To nie Twoja wina. - odezwałam się ocierając łzy.
- Moja. Starałaś się mnie kryć. Ale to Marco mogłaś mu powiedzieć. 
- Gdyby tak nie zareagował może dałoby się to jakoś wytłumaczyć. On jest tak cholernie zazdrosny o Taylora. Ja już nie mam siły mu tłumaczyć, że nic między nami nie ma. 
- Może z nim pogadam? Wytłumaczę mu wszystko? 
- Bonnie masz dużo swoich problemów. Nie przejmuj się mną ani Marco. Ale dziękuję. - odpowiedziałam i ją przytuliłam. 

~Marco~
Zdenerwowany wracałem do domu nie zwracając uwagi na to co się dzieje dookoła mnie. Po drodze wybrałem numer do Erika.
- Siema Marco. - odezwał się chłopak. - Co tam? 
- Jesteś zajęty Młody? - zapytałem prosto z mostu.
- Właściwie to nie. Bonnie od kilku dni się nie odzywa. Nie wiem co jest grane. - odparł smętnie.
- To zbieraj się i za 10 minut u mnie. Aa i wstąp po drodze po jakiś alkohol. - zarządziłem.
- Stało się coś? 
- Widzimy się u mnie. - nie czekając na odpowiedź chłopaka rozłączyłem się. 
Godzinę później siedzieliśmy razem z Durmem w moim salonie i sączyliśmy pierwsze piwo.
- Więc powiesz co się stało? - rozpoczął rozmowę Erik.
- Nie chce o tym gadać. - odparłem ponuro. 
- Ok. W takim razie idę po następne piwo. 
Durm ruszył do kuchni, gdzie w lodówce chłodziły się kolejne butelki piwa. Czekając na mojego przyjaciela usłyszałem dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałem i poszedł sprawdzić kogo do mnie niesie. 
- Musimy pogadać. - Bonnie weszła do mojego domu nie czekając na zaproszenie.
- Tak wejdź Bonnie. - powiedziałem ironicznie i ruszyłem za brunetką, która stała w salonie i tupała nerwowo nogą, trzymając ręce skrzyżowane na piersi. - Co Cię do mnie sprowadza? Bo jeśli Ann Cię przysłała, żebyś ze mną pogadała to daruj sobie. 
- Ann nie wie, że tu jestem. Reus do cholery co Ty wyprawiasz? - zapytała z wyczuwalną złością w głosie.
- Co ja wyprawiam?! Ja?! To nie ja się przespałem z moją byłą i to nie ja jestem w ciąży! - krzyknąłem na nią. 
- Ona nie jest w ciąży! - dziewczyna również krzyknęła.
- To co niby robiła w tej klinice ostatnio? 
- Ja jestem w ciąży Ty skończony kretynie! Gdybyś nie zauważył ja też byłam na tych zdjęciach. - wyjaśniła, a ja stałem jak wryty w podłogę nie wiedząc co powiedzieć.
- Jesteś w ciąży? - w salonie pojawił się zszokowany Durm.
- Erik?! Co Ty tutaj robisz?! - Bonnie odwróciła się zdziwiona przodem do niego. 
- Zamierzałaś mi powiedzieć o dziecku? - zignorował jej pytanie chłopak. 
Nie przysłuchując się ich dalszej rozmowie pobiegłem do sypialni, gdzie zamówiłem taksówkę, oraz przebrałem się w wyjściowe ubrania. 10 minut później byłem w drodze do domu Ann.
- Proszę się zatrzymać przy tej kwiaciarni i zaczekać na mnie. - rzekłem do kierowcy zauważając sklep z kwiatami. 
Jak najprędzej wybiegłem z taksówki i kupiłem bukiet czerwonych róż. 
Pod domem Ann wcisnąłem guzik dzwonka i tym razem zaczekałem, aż ktoś otworzy drzwi. Po chwili w progu pojawiła się blondynka. Nic nie mówiąc wpuściła mnie do środka. Dziewczyna bez słowa weszła do salonu nie patrząc na mnie, usiadła na kanapie i podkurczyła nogi. 
- Ann przepraszam. Byłem debilem nie pozwalając Ci dojść do słowa. Bonnie mi wszystko powiedziała. 
Blondynka spojrzała na mnie nadal się nie odzywając. 
- Zachowałem się jak skończony dupek. Ann proszę powiedz coś, bo to Twoje milczenie mnie dobija. - niemalże jęknąłem.
- Co mam Ci niby powiedzieć? Sam wszystko powiedziałeś. Że byłeś debilem, że zachowałeś się jak dupek. Ja już nic nie muszę dodawać. - odpowiedziała bez żadnych emocji dziewczyna. 
- Ann, Kochanie proszę Cię wybacz mi. Ja Cię na prawdę ko...
- Musimy od siebie odpocząć. Tak będzie lepiej- przerwała mi. 
- Zrywasz ze mną? - zapytałem będąc w szoku.
- Skoro tak to wolisz nazywać. Za dużo się ostatnio wydarzyło i przerwa dobrze nam zrobi. - odpowiedziała nie patrząc na mnie. 
- Nie kochasz mnie już? - zapytałem łamiącym się głosem.
- Kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale nie umiem już tak dłużej funkcjonować. Potrzebuję czasu, żeby to sobie wszystko poukładać. - odpowiedziała ze łzami w oczach. - Maco proszę Cię idź już. - dodała.
Nic nie mówiąc spełniłem jej prośbę. Kwiaty, które nadal trzymałem w dłoniach wyrzuciłem do kosza przed domem blondynki. 
_____________________
Po raz kolejny PRZEPRASZAM! :( Dzisiaj w końcu się zebrałam i za cały dzień wyszło to coś... Nie zachwyca jak ostatnio żaden rozdział... 
Wena odeszła daleko, daleko i nie chce wrócić :( Poza tym doba jest dla mnie za krótka... Co dwa tygodnie w weekendy szkoła, w tygodniu praca.. Jak mam chwilę wolną i jest ciepło to nie ma mnie w domu, a wieczorem nie mam siły pisać... Dlatego teraz nie obiecuję kiedy będzie rozdział, gdyż sama tego nie wiem... Mam nadzieję, że mi wybaczycie :*


Kapitan & kapitan :D 

Do kolejnego ;**


czwartek, 11 września 2014

Rozdział 29

Biegłam przed siebie nie zwracając na nikogo uwagi. Zabolały mnie słowa, które powiedział Marco. Jak on mógł mi nie ufać? Przecież ja go kocham nigdy bym go nie zdradziła. W pewnym momencie zderzyłam się z kimś i upadłam na ziemię. 
- Bardzo przepraszam to moja wina. - zaczęłam pośpiesznie wstając. - Niezdara ze mnie nie zauważyłam pana. - kontynuowałam nie patrząc na osobę stojącą przede mną.
- Ann? Ann co się stało? 
Podniosłam głowę do góry i zauważyłam stojącego przede mną Taylora. Jeszcze jego mi brakowało - pomyślałam.
- Nic się nie stało. - odpowiedziałam i próbowałam go wyminąć.
- Poczekaj. - odezwał się łapiąc za rękę i odwracając do siebie. - Przecież widzę, że płakałaś. 
- Pokłóciłam się z Marco! Teraz już wiesz. Zadowolony?! - krzyknęłam po czym kolejne łzy spłynęły po moim policzku. 
- Chodź porozmawiamy. - mówił spokojnie. 
- Nie chce rozmawiać. - burknęłam. 
- No to możemy pomilczeć. - nie dawał za wygraną. 
Co prawda był środek zimy i lekko zaczął prószyć śnieg, jednak to nie przeszkadzało Taylorowi usiąść na jednej z ławek w parku. Dla świętego spokoju zajęłam miejsce obok niego nic się nie odzywając. 
- Powiesz o co wam poszło? - odezwał się po kilku minutach. 
- O Ciebie. On jest tak cholernie zazdrosny, a nie ma powodu. - odpowiedziałam marszcząc czoło. 
- Każdy na jego miejscu by był. - zaśmiał się.
- Niepotrzebnie Ci powiedziałam, skoro Cię to bawi. - rzuciłam i próbowałam wstać. 
- Poczekaj. - kolejny raz tego dnia Taylor zatrzymał mnie przed odejściem. - Przepraszam nie powinienem. 
- Twoje nabijanie mi nie pomaga. Ja go na prawdę kocham. - powiedziałam spuszczając głowę.
- Rozumiem. Ale Ann nie widzisz jak on Cię traktuje? Jak swoją własność. 
- O czym Ty do cholery mówisz?! - podniosłam na niego wzrok.
- O tym, że wybiera Ci z kim masz się przyjaźnić. Jeszcze trochę i zakażę Ci ze wszystkimi znajomymi się spotykać. 
- Taylor nie wygaduj głupot! Marco taki nie jest. On Cię po prostu jeszcze nie poznał. A nasza przeszłość mu tego nie ułatwia. - wyjaśniłam.
- I Ty go jeszcze bronisz? Ann nie widzisz, że wy do siebie nie pasujecie? Jesteście z dwóch różnych światów. On jest piłkarzem może mieć każdą dziewczynę. Myślisz, że dochowa Ci wierności? Przy pierwszej lepszej okazji, gdy spotka jakąś pannę to zapomni, że Ty istniejesz. 
- Ty dalej masz nadzieję, że ja zerwę z Marco i wrócę do Ciebie? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem. 
- Może mam, może nie. - wzruszył obojętnie ramionami.
- Boże Taylor Ty na serio na to liczysz! Ale nie uda Ci się mnie skłócić z Marco! Niepotrzebnie zaczęłam z Tobą o tym rozmawiać. Cześć! - tym razem Taylor nie próbował mnie zatrzymywać. 
- Wspomnisz jeszcze moje słowa! - krzyknął za mną.
Kilka minut później znalazłam się pod moim domem. Wkurzona na Marco jak i na Taylora wbiegłam do środka trzaskając drzwiami tak, że chyba cała ulica to słyszała. Do przedpokoju wbiegła moja mama chcąc sprawdzić co się stało.
- Ann? Wszystko w porządku?
- Nie chce o tym gadać. - odpowiedziałam i wyminęłam ją.
- Masz gościa. - dodała.
- Kogo? - zapytałam zatrzymując się.
- Czeka na Ciebie w salonie. - uśmiechnęła się lekko i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do pralni.
- Weszłam do salonu i dostrzegłam siedzącego na kanapie blondyna. 
- A Ty co tu robisz? Znowu przyszedłeś oskarżać mnie o to, że zdradzam Cię z Taylorem?! - zapytałam ostro krzyżując ręce na piersi. 
Marco spojrzał na mnie i pośpiesznie wstał z kanapy.
- Przyszedłem Cię przeprosić. - odpowiedział skruszony. 
- I co za każdym razem będziesz robił mi taką awanturę, a potem przepraszał? - zapytałam nieco łagodniejszym tonem. - Marco kocham Cię, ale tak się dłużej nie da. - westchnęłam.
- Chcesz ze mną zerwać? - zapytał z wyraźnym przerażeniem w oczach. 
- Oczywiście, że nie chce. Jeśli ma być między nami dobrze to musisz odrobinę bardziej mi zaufać. - wyjaśniłam. - Ja się postaram ograniczyć kontakty z Taylerem do minimum, ale Ty musisz mi obiecać, że nie będziesz już taki zazdrosny. - dodałam wspominając nasze dzisiejsze spotkanie. 
- Obiecuję. Nie będzie to łatwe, ale postaram się. Za bardzo mi na Tobie zależy. - odpowiedział i podszedł do mnie mocno mnie przytulając. 
Cała złość na Reusa uszła ze mnie w mgnieniu oka. 
Wieczorem leżałam z Marco na łóżku i oglądaliśmy film, kiedy usłyszałam dzwonek przychodzącego SMS-a. Wstałam niechętnie po urządzenie po czym otworzyłam wiadomość. Była od Taylora. Przeczytałam szybko jej treść po czym nie odpisując odłożyłam telefon na szafkę i wróciłam do blondyna.
- Wszystko ok? Kto to był? - zainteresował się chłopak.
- Jakaś reklama z sieci. Nic ważnego. - odpowiedziałam chcąc uciąć temat. 

~Marco~
Ann po odczytaniu wiadomości za wszelką cenę starała się zachowywać normalnie. Im bardziej się starała tym ja miałem coraz większą pewność, że Ann nie do końca była ze mną szczera. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale gdy Ann wyszła z pokoju wziąłem jej telefon i sprawdziłem ową wiadomość jaką miała być reklama. Jednak gdy wszedłem w wiadomości zobaczyłem, że jest ona od Taylora.

'Ann przepraszam. Nie powinienem był tak mówić. Między nami było już tak dobrze. Tak jak dawnej. Proszę odezwij się do mnie i daj mi to wytłumaczyć.' 

Po przeczytaniu wiadomości we mnie, aż się zagotowało. Usłyszałem wchodzącą po schodach Ann, więc szybko odłożyłem telefon i wróciłem na miejsce. 
- Popcorn gotowy. - uśmiechnęła się blondynka wskazując miskę. - Możemy oglądać dalej. - odpowiedziała i położyła się obok mnie.
- Mhm. - odpowiedziałem i uruchomiłem film. 
Nie mogłem się skupić na oglądaniu. Cały czas miałem w głowie wiadomość od Taylora. Nie mogłem jednak powiedzieć Ann o tym, że zaglądałem do jej telefonu. Obiecałem jej, będę miał większe zaufanie do niej i nie chciałem znowu tego popsuć. Wierzyłem w jej zapewnienia, że między nią a Taylorem nic nie ma. Z zamyśleń wyrwał mnie głos dziewczyny.
- Halo Marco. Mówię do Ciebie. - pomachała mi przed oczami. 
- C.. co? Przepraszam zamyśliłem się. O co pytałaś? - starałem się utrzymywać normalny ton głosu.
- Pytałam czy oglądamy coś jeszcze? 
- Wiesz co późno już, a ja zmęczony jestem i zaczęła mnie boleć kostka. Pojadę już do siebie. - odpowiedziałem.
- Wszystko dobrze? Martwisz się tą kostką? - zapytała tak rozumiejąc moje chwilowe zamyślenie.
- Trochę tak. Ale wszystko będzie dobrze. - uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło.
- Oczywiście, że będzie. Kto jak nie Ty. - uśmiechnęła się do mnie. 
- Zadzwonię po taksówkę. 
- Nie wygłupiaj się. Wezmę auto od rodziców i Cię odwiozę. - zaprotestowała. 
- Nie potrzeba. Nie musisz się fatygować. 
- Bez gadania. Choć raz ja mogę Cię odwieźć, a nie Ty mnie. - uderzyła mnie lekko w bark po czym wyszła z pokoju. 
Po chwili wróciła i zaczęła się przebierać. Siedziałem i patrzałem na jej idealne ciało zastanawiając się czy to możliwe, że byłaby w stanie mnie zdradzić, a potem zapewniać prosto w oczy, że nic jej nie łączy z Taylorem. 
- Co mi się tak przyglądasz? - zapytała uśmiechając się. 
- Kocham Cię wiesz? - odpowiedziałem pytaniem.
- Ja Ciebie też. - rzekła podchodząc do mnie i składając na mych ustach gorący pocałunek. - Możemy już iść. - dodała gdy się od siebie odsunęliśmy. 

Tydzień później
W końcu wróciłem do treningów z lekkim obciążeniem. Strasznie mi tego brakowało! Za kilka dni gramy mecz z Freiburgiem, w którym zagram po raz pierwszy od czasu kontuzji kostki. 
- Marco rozmawiałeś może ostatnio z Ann? - w szatni podszedł do mnie Erik.
- Dlaczego pytasz? Stało się coś? 
- Nie mogę od kilku dni skontaktować się z Bonnie. Byłem u niej ale jej mama powiedziała, że jej nie ma. Może Ann Ci powiedziała co z nią? 
- Nie widziałem się z Ann od dwóch dni. Mają teraz straszny natłok testów i jest zawalona tym wszystkim. Pewnie Bonnie ma to samo. Wiesz jakie z nich pilne uczennice. - zaśmiałem się. 
- No to chociaż mogła mi wiadomość napisać. Martwię się o nią. - rzekł lekko zawiedziony Durm.
- Młody nie przejmuj się. Za dwa miesiące mają maturę. Stresują się. To normalne. - poklepałem go po ramieniu. 
Godzinę później wracałem do domu. Po drodze wjechałem do sklepu na małe zakupy. Przy kasie jak zawsze zakupiłem gazetę. Głównie po to, aby 'odwiedzić' dział sportowy. W domu udałem się do kuchni, gdzie rozpakowałem zakupy. Wyciągając gazetę rzuciłem ją na blat kuchenny nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Gdy uporałem się już z rozpakowywaniem produktów mogłem spokojnie przejrzeć artykuły. Gazeta po moim rzuceniu otwarta była na jednej ze stron. Moją uwagę przykuło zdjęcie Ann. Jak najszybciej wziąłem gazetę do rąk i zacząłem czytać artykuł:
'Marco Reus ojcem?!
Jak podaje nasze źródło dziewczyna piłkarza Borussi Dortmund Marco Reusa (25 l.) widziana była kilka dni temu w klinice ginekologicznej. 
Czyżby najbardziej pożądany przez fanki piłkarz Dortmundu miał zostać ojcem?'
Dalszej części artykułu nie doczytałem. Jak najprędzej wziąłem kluczyki od auta i udałem się do domu Ann. Kilka minut później byłem na miejscu. Zadzwoniłem dzwonkiem i nie czekając na zaproszenie wszedłem do środka. W salonie spotkałem Ann.
- Co to ma być do cholery?! - krzyknąłem rzucając jej gazetę przed nos...

_____________________
Weny nie ma, pisać trzeba... Wybaczcie za to coś powyżej... Musiałam coś naskrobać, bo mam wyrzuty sumienia, że tak długo nie pisałam... U mnie już powoli wszystko wychodzi na prostą, więc jeśli się uda rozdziały zaczną się częściej pojawiać. 


Marco znowu kontuzjowany :( Ten to ma pecha do reprezentacji :(
Do następnego ;*