- Zamierzałaś mi powiedzieć?! - wydzierał się dalej. - Moje czy może jego?!
- Marco do cholery! Uspokój się i powiedz o co Ci chodzi! - spojrzałam na niego, ale nie doczekawszy się odpowiedzi sięgnęłam po gazetę, którą rzucił przede mną. - Marco... To nie tak... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Przez ten cały czas mnie okłamujesz! Mówisz, że się z nim nie spotykasz, ale potajemnie piszesz z nim! Przespałaś się z nim?! No powiedz to wreszcie! - wyrzucił wreszcie z siebie.
- Nie przespałam się z nim! To po prostu...- urwałam.
- Jesteś w ciąży?!
- Marco!
- Nie chce mi się z Tobą gadać! - wykrzyknął i wyszedł z mojego domu.
Zszokowana całym tym zajściem usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać.
RETROSPEKCJA
- Co się stało?! - zapytałam widząc wystraszoną minę mojej przyjaciółki.
- Wyszedł pozytywny. - mówiła jak w transie zanosząc się od płaczu.
Wyciągnęła do mnie dłoń i podała malutkie opakowanie. Spojrzałam na nie niepewnie.
- Jesteś w ciąży?! - krzyknęłam rozumiejąc co chce mi przekazać Bonnie.
- Pójdziesz ze mną do lekarza? Muszę mieć pewność.
- A co z Erikiem?
- Nie chce mu nic mówić, dopóki nie będę miała pewności. - wyjaśniła. - Pójdziesz ze mną? - ponowiła pytanie.
- Jasne, że pójdę. - odpowiedziałam przytulając ją. - Kiedy masz wizytę?
- Jutro po południu.
Następnego dnia
- Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. - siedząc w poczekalni starałam się dodać mojej przyjaciółce otuchy.
- Nic nie będzie dobrze Ann. Mamy za dwa miesiące maturę. Jak się okaże, że jestem w ciąży to wszystkie moje plany legną w gruzach. - odpowiedziała łamiącym się głosem.
- Bonnie dasz radę. Kto jak nie Ty? Zresztą masz rodziców, mnie, Erika, Marco.
- Bonnie Bahmann. - z gabinetu wyszła pielęgniarka wyczytując nazwisko mojej przyjaciółki.
- Wszystko będzie dobrze pamiętaj. - powtórzyłam, przytulając ją.
Moja przyjaciółka zniknęła za drzwiami, a ja wróciłam na swoje miejsce biorąc leżącą na stoliku gazetę o ciąży. 15 minut później drzwi gabinetu otworzyły się i ujrzałam Bonnie. Widząc jej minę odłożyłam czasopismo i podeszłam do niej.
- Czyli jednak. - odezwałam się ostrożnie.
Bonnie nic nie odpowiedziała tylko przytuliła się do mnie płacząc.
- 8 tydzień. Ja sobie nie dam rady. - odezwała się przez łzy. - Ja nie jestem gotowa na dziecko! Nie teraz! Boże co ja narobiłam! - usiadła na krześle i zakryła rękoma twarz.
- Uspokój się. Jedźmy do mnie. Napijemy się herbaty. Ochłoniesz, poukładasz to sobie i jakoś to będzie.
- Ann. - spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
- Słucham Cię?
- Nie mówmy o tym na razie nikomu. A zwłaszcza Erikowi.
- Ale...
- Ann proszę Cię zrób to dla mnie. - przerwała mi Bonnie.
- No dobrze. Obiecuję, że nikomu nie powiem. - uległam jej nie chcąc prowokować kłótni.
Kilka dni później
- Bonnie nareszcie! Martwiłam się!
- Nic mi nie jest. - odparła bez żadnych emocji wchodząc do mojego domu.
Gestem ręki zaprosiłam ją do salonu.
- Sama jesteś?
- Tata w pracy, a mama na zakupach. - uśmiechnęłam się lekko. - Napijesz się czegoś? - zapytałam.
- Nie dzięki. - odpowiedziała siadając na kanapie.
- Jak się czujesz? - zajęłam miejsce naprzeciwko niej.
- A jak mam się czuć? Dalej nie wiem co mam zrobić.
- Ale Ty chyba...- zatrzymałam się na chwilę. - Chyba nie chcesz usunąć? - wydusiłam wreszcie.
- Nie! To na pewno nie wchodzi w grę! Nie mogłabym. To dziecko nie jest niczemu winne. - zaprotestowała szybko.
- Rozmawiałaś z Erikiem?
- Unikam go od kilku dni.
- Dlaczego?
- Tak będzie najlepiej.
- Dla kogo? - prychnęłam z ironią.
- Ann ja mu nie chce psuć życia i kariery. Nie chce żeby pomyślał, że złapałam go na dziecko. - wyjaśniła spokojnie.
- A może on tego tak nie postrzega? Nie pomyślałaś o nim?
- Ja cały czas o nim myślę!
- Bonnie to jest tak samo jego dziecko jak i Twoje. A dziecko powinno mieć oboje rodziców.
- I będzie miało. Rozważam adopcję.
- Co takiego?!
- Powiedziałam, że rozważam. Jeszcze żadnej decyzji nie podjęłam.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.
- Pójdę otwo...- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ w salonie pojawił się Marco.
- Co to ma być do cholery?! - krzyknął rzucając mi jakąś gazetę przed nos.
TERAŹNIEJSZOŚĆ
- Ann przepraszam. Powinnam była coś powiedzieć.
- Nie przejmuj się. To nie Twoja wina. - odezwałam się ocierając łzy.
- Moja. Starałaś się mnie kryć. Ale to Marco mogłaś mu powiedzieć.
- Gdyby tak nie zareagował może dałoby się to jakoś wytłumaczyć. On jest tak cholernie zazdrosny o Taylora. Ja już nie mam siły mu tłumaczyć, że nic między nami nie ma.
- Może z nim pogadam? Wytłumaczę mu wszystko?
- Bonnie masz dużo swoich problemów. Nie przejmuj się mną ani Marco. Ale dziękuję. - odpowiedziałam i ją przytuliłam.
~Marco~
Zdenerwowany wracałem do domu nie zwracając uwagi na to co się dzieje dookoła mnie. Po drodze wybrałem numer do Erika.
- Siema Marco. - odezwał się chłopak. - Co tam?
- Jesteś zajęty Młody? - zapytałem prosto z mostu.
- Właściwie to nie. Bonnie od kilku dni się nie odzywa. Nie wiem co jest grane. - odparł smętnie.
- To zbieraj się i za 10 minut u mnie. Aa i wstąp po drodze po jakiś alkohol. - zarządziłem.
- Stało się coś?
- Widzimy się u mnie. - nie czekając na odpowiedź chłopaka rozłączyłem się.
Godzinę później siedzieliśmy razem z Durmem w moim salonie i sączyliśmy pierwsze piwo.
- Więc powiesz co się stało? - rozpoczął rozmowę Erik.
- Nie chce o tym gadać. - odparłem ponuro.
- Ok. W takim razie idę po następne piwo.
Durm ruszył do kuchni, gdzie w lodówce chłodziły się kolejne butelki piwa. Czekając na mojego przyjaciela usłyszałem dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałem i poszedł sprawdzić kogo do mnie niesie.
- Musimy pogadać. - Bonnie weszła do mojego domu nie czekając na zaproszenie.
- Tak wejdź Bonnie. - powiedziałem ironicznie i ruszyłem za brunetką, która stała w salonie i tupała nerwowo nogą, trzymając ręce skrzyżowane na piersi. - Co Cię do mnie sprowadza? Bo jeśli Ann Cię przysłała, żebyś ze mną pogadała to daruj sobie.
- Ann nie wie, że tu jestem. Reus do cholery co Ty wyprawiasz? - zapytała z wyczuwalną złością w głosie.
- Co ja wyprawiam?! Ja?! To nie ja się przespałem z moją byłą i to nie ja jestem w ciąży! - krzyknąłem na nią.
- Ona nie jest w ciąży! - dziewczyna również krzyknęła.
- To co niby robiła w tej klinice ostatnio?
- Ja jestem w ciąży Ty skończony kretynie! Gdybyś nie zauważył ja też byłam na tych zdjęciach. - wyjaśniła, a ja stałem jak wryty w podłogę nie wiedząc co powiedzieć.
- Jesteś w ciąży? - w salonie pojawił się zszokowany Durm.
- Erik?! Co Ty tutaj robisz?! - Bonnie odwróciła się zdziwiona przodem do niego.
- Zamierzałaś mi powiedzieć o dziecku? - zignorował jej pytanie chłopak.
Nie przysłuchując się ich dalszej rozmowie pobiegłem do sypialni, gdzie zamówiłem taksówkę, oraz przebrałem się w wyjściowe ubrania. 10 minut później byłem w drodze do domu Ann.
- Proszę się zatrzymać przy tej kwiaciarni i zaczekać na mnie. - rzekłem do kierowcy zauważając sklep z kwiatami.
Jak najprędzej wybiegłem z taksówki i kupiłem bukiet czerwonych róż.
Pod domem Ann wcisnąłem guzik dzwonka i tym razem zaczekałem, aż ktoś otworzy drzwi. Po chwili w progu pojawiła się blondynka. Nic nie mówiąc wpuściła mnie do środka. Dziewczyna bez słowa weszła do salonu nie patrząc na mnie, usiadła na kanapie i podkurczyła nogi.
- Ann przepraszam. Byłem debilem nie pozwalając Ci dojść do słowa. Bonnie mi wszystko powiedziała.
Blondynka spojrzała na mnie nadal się nie odzywając.
- Zachowałem się jak skończony dupek. Ann proszę powiedz coś, bo to Twoje milczenie mnie dobija. - niemalże jęknąłem.
- Co mam Ci niby powiedzieć? Sam wszystko powiedziałeś. Że byłeś debilem, że zachowałeś się jak dupek. Ja już nic nie muszę dodawać. - odpowiedziała bez żadnych emocji dziewczyna.
- Ann, Kochanie proszę Cię wybacz mi. Ja Cię na prawdę ko...
- Musimy od siebie odpocząć. Tak będzie lepiej- przerwała mi.
- Zrywasz ze mną? - zapytałem będąc w szoku.
- Skoro tak to wolisz nazywać. Za dużo się ostatnio wydarzyło i przerwa dobrze nam zrobi. - odpowiedziała nie patrząc na mnie.
- Nie kochasz mnie już? - zapytałem łamiącym się głosem.
- Kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale nie umiem już tak dłużej funkcjonować. Potrzebuję czasu, żeby to sobie wszystko poukładać. - odpowiedziała ze łzami w oczach. - Maco proszę Cię idź już. - dodała.
Nic nie mówiąc spełniłem jej prośbę. Kwiaty, które nadal trzymałem w dłoniach wyrzuciłem do kosza przed domem blondynki.
_____________________
Po raz kolejny PRZEPRASZAM! :( Dzisiaj w końcu się zebrałam i za cały dzień wyszło to coś... Nie zachwyca jak ostatnio żaden rozdział...
Wena odeszła daleko, daleko i nie chce wrócić :( Poza tym doba jest dla mnie za krótka... Co dwa tygodnie w weekendy szkoła, w tygodniu praca.. Jak mam chwilę wolną i jest ciepło to nie ma mnie w domu, a wieczorem nie mam siły pisać... Dlatego teraz nie obiecuję kiedy będzie rozdział, gdyż sama tego nie wiem... Mam nadzieję, że mi wybaczycie :*
Kapitan & kapitan :D
Do kolejnego ;**