- Gdzie jest mój żel? - zignorował mój krzyk blondyn. - Wszystko mam? - zastanawiał się na głos.
- Dobra Ann to widzimy się na lotnisku. Mam nadzieję, że zdążycie. - zaśmiał się do słuchawki Piszczek i się rozłączył.
- Tak masz wszystko. - odpowiedziałam mu przez zaciśnięte zęby.
- Na pewno? - zapytał i spojrzał na mnie.
- Tak na pewno. Chodź już, bo Bonnie na nas czeka przed domem i właśnie taksówka podjechała. - zarządziłam i zaczęłam kierować się w stronę drzwi.
- Już, już. - odpowiedział i zaczął się za czymś rozglądać.
- Jak Cię za minutę nie będzie w taksówce jadę bez Ciebie! - powiedziałam poważnie i wyszłam przed dom.
- Co jesteś taka zła? - zaśmiała się Bonnie, gdy zobaczyła moją minę.
- Z nim jest gorzej niż z babą! - odpowiedziałam ponuro. - Ja się szybciej spakowałam niż on. Chodź pomogę Cię z walizką.
- Dam sobie radę. - zaprotestowała.
- Nie radzę Ci się teraz narażać. Daj tą walizkę. - spojrzałam na nią surowym wzrokiem.
- Dobrze, dobrze. - odpowiedziała uśmiechając się.
- Aa i Erik kazał mi się Tobą opiekować, więc radzę Ci się mnie słuchać, bo inaczej wszystko mu powiem. - rozpogodziłam się nieco.
- Fajnie. - odpowiedziała teraz ona tracąc humor. - A myślałam, że sobie od tego odpocznę.
- Odpoczniesz, ale i tak będę mieć na Ciebie oko. - przytuliłam ją. - Grr gdzie ten Marco. - warknęłam.
- Jestem już, jestem. - odpowiedział blondyn kierując się w naszą stronę o kulach.
Poprosiłam taksówkarza o pomoc z walizkami i ruszyliśmy na lotnisko. Jakimś cudem udało nam się zdążyć na czas.
Siedząc w samolocie położyłam głowę na ramieniu Marco i przymknęłam oczy.
- Już nie jesteś zła? - zapytał.
- Trochę jeszcze tak, ale mi przechodzi. - odpowiedziałam nie otwierając oczu.
Nagle usłyszeliśmy rozmowę przed nami.
- Ciocia, a dlaczego Ty mas taki duzy bzusek? - zapytała Sara.
- Mam tam małego bobaska. Taką małą dziewczynkę jak Ty. - wyjaśniła Bonnie.
- A dlacego ona tam jest? - zapytała dociekliwie.
- Ona tam jest dlatego, że rośnie i jak będzie już duża to pojawi się tutaj. Ty też kiedyś byłaś w brzuszku u mamy.
Sara zdziwiona spojrzała na Ewę, która przysłuchiwała się rozmowie z uśmiechem. Dziewczynka dłuższą chwilę milczała po czym zapytała.
- Mamusiu dlaczego Ty mnie zjadłaś?!
Wszyscy spojrzeliśmy po sobie po czym wybuchliśmy śmiechem. Dziewczynka nie wiedziała o co chodzi.
- Mamusia Cię nie zjadła. Byłaś u niej w brzuszku, żeby rosnąć. - starał się wytłumaczyć to jakoś Łukasz.
- Ale teraz już nie jeśtem. - mówiła obrażonym tonem.
- Bo teraz jesteś już za duża. Widzisz dzidziuś cioci jest taki malutki. - Ewa wykonała gest rękoma wskazujący na wielkość dziecka. - Jak urośnie jeszcze troszkę to też będzie tutaj. - dokończyła.
- Ja teś taka byłam?
- Tak, ale teraz jesteś już duża. - uśmiechnęła się do swojej córki.
Sara odpowiedziała jej uśmiechem i zajęła się kolorowaniem księżniczek.
Dwie godziny później wylądowaliśmy na lotnisku w Gdańsku skąd wzięliśmy dwie taksówki i ruszyliśmy do Sopotu, gdzie Łukasz zarezerwował nam noclegi. Pół godziny później byliśmy na miejscu.
- Ładnie tu. - zachwycała się Bonnie.
- Zdecydowanie się z Tobą zgadzam. - odpowiedziałam jej.
- To nasz domek. - odezwała się Ewa. - Dwa pokoje na górze i dwa na dole.
- My bierzemy dół. - odezwałam się. - Marco z tym gipsem niewygodnie jest chodzić po schodach. - dodałam.
- Tego się spodziewaliśmy. - uśmiechnął się Piszczek. - Bonnie też dół? - zwrócił się do mojej przyjaciółki.
- Jeśli wam to nie przeszkadza. - uśmiechnęła się nieśmiało dziewczyna.
- W żadnym wypadku. - odpowiedziała Ewa. - Wiem jak to jest być w ciąży i chodzić po schodach. - uśmiechnęła się do niej.
- Mamusiu jeśtem głodna. - odezwała się Sara.
- Tak? No to idziemy zanieść nasze bagaże i pójdziemy na obiad. Co wy na to? - zwróciła się do nas pani Piszczek.
Wszyscy chórem przytaknęliśmy jej i udaliśmy się do naszych pokoi. Pół godziny później siedzieliśmy w jednej z restauracji i czekaliśmy na nasze posiłki.
- Co robimy wieczorem? - zapytał Marco, gdy wracaliśmy z obiadu.
- Z Twoją nogą impreza odpada. - odpowiedziałam mu.
- A nie możemy dzisiaj spędzić wieczoru na plaży? Nie wiem jak wy, ale ja jestem wykończona po podróży i nie mam siły wymyślać co możemy robić. - zapytała Ewa.
- Zgadzam się w 100 %. Zaczniemy planować czas od jutra. Czyli co? Idziemy po koce i na plaże? - odezwałam się.
- Taak! Idziemy na plazee! Będę lobić z tatą ziamek! - Sara zaczęła podskakiwać z radości. - A wujek nam pomoze! - spojrzała na Marco.
- Oczywiście, że pomogę. Zrobimy taaki zamek, że będzie można w nim zamieszkać. - uśmiechnął się do niej Marco.
- Wujek nie bądź niepowaźny. W takim ziamku nie da się mieszkać. - odezwała się poważnie trzylatka na co my wybuchliśmy śmiechem.
Pół godziny później byliśmy już na plaży. Słońce mocno grzało mimo późnego popołudnia. Sara tak jak zapowiedziała wcześniej zagarnęła swojego ojca i wujka do budowania zamku. Patrząc na nich miałam wrażenie, że większą frajdę z tego mieli dwaj dorośli mężczyźni niż dziecko.
Rozmawiając z moimi przyjaciółkami położyłam się na plecach i zamknęłam oczy wchłaniając w moje ciało przyjemne promienie słoneczne. Nagle poczułam na sobie coś mokrego i ciężkiego. Wystraszona otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechniętego Marco.
- Debilu! Czy Ty normalny jesteś?! - krzyknęłam na niego, próbując go zrzucić. - Nie ważysz 10 kg! - warknęłam.
- Ale o co Ci chodzi? Chciałem Cię tylko trochę ochłodzić. - odpowiedział wesoło. - Oo tu jeszcze troszkę. - dodał strzepując kropelki wody z włosów prosto na moją twarz.
- Dziękuję już mi lepiej. A teraz możesz ze mnie zejść? Zważając na to, że jesteś osobą rozpoznawalną nasza aktualna pozycja wydaje się nieco dwuznaczna. - westchnęłam.
- Jak sobie życzysz. - odpowiedział dając całusa i kładąc się obok mnie.
Czas na plaży umykał nam niesamowicie szybko. Słońce powoli zaczynało zachodzić.
- Kochanie idziemy się przejść? - szepnął mi do ucha Marco. - Sami. - dodał widząc moją minę.
- Słuchajcie długo tu jeszcze będziecie? - zapytałam.
- Wybieracie się gdzieś? - odpowiedział pytaniem Łukasz.
- Idziemy się przejść. - wyjaśnił blondyn.
- Będziemy się już zbierać, bo Sara na stojąco zasypia. - odpowiedziała Ewa.
- Spotkamy się w domu. - odezwałam się i odeszliśmy od naszych znajomych.
Szliśmy brzegiem, rozmawiając i śmiejąc się, a przed nami rozchodził się widok zachodzącego słońca.*
- Chodź usiądziemy tam. - Marco wskazał miejsce na plaży, a którego było idealnie widać zachód słońca.
- Ha! Ja wiedziałam, że Ty coś ukrywasz w tej torbie. - zaśmiałam się, gdy blondyn wyjął z niej czerwone wino.
- Tylko niestety kieliszków nie zabrałem. - uśmiechnął się do mnie.
- Myślę, że jakoś damy sobie radę bez nich.
Siedzieliśmy przytuleni w ciszy podziwiając widoki.
- Jest jedna rzecz, z której się cieszę. - odezwał się Reus.
- Jaka? - zapytałam patrząc na niego.
- Pomimo tych problemów przez które przeszliśmy, cieszę się, że tamtego dnia byłaś w tym klubie.
- A ja się cieszę, że tamtego dnia Ty byłeś w tym klubie. - odpowiedziałam i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, który Reus zaczął pogłębiać.
Wróciliśmy do domu koło północy. Jak najciszej weszliśmy do środka starając się nie obudzić domowników. Ale im bardziej się człowiek stara tym gorzej mu to wychodzi.
- Ałaaa! Kto postawił tu tą szafkę?! - jęknął Marco. - Mój mały palec.
- Cicho Marco, bo pobudzisz resztę. - podeszłam do niego i razem weszliśmy do naszego pokoju.
Kolejne dni mijały nam prawie tak samo. Wyjątkami były wieczory kiedy spędzaliśmy kibicując reprezentacji Niemiec podczas mundialu.
Do Dortmundu wróciliśmy wypoczęci i pełni energii. Piłkarze niemieccy pędzili jak burza na Mistrzostwach Świata. Im bliżej byli finału tym bardziej zauważałam jak to się odbija na samopoczuciu Marco. Cieszył się z wygranych kolegów, ale jednocześnie było mu przykro, że nie może być tam i razem z nimi dzielić swą radość. Starałam się jak mogłam, aby tego tak nie odbierał, jednak po części rozumiałam go.
- Ann dzwoniła Yvonne. - zaczął Marco, gdy siedzieliśmy w dortmundzkim parku.
- Mamy się zająć Nico? - zapytałam uśmiechając się.
- Nie, nie. Zapraszają nas do siebie w niedzielę. Rick potrzebuje męskiego wsparcia podczas finału. Tak to określiła moja siostra.
- Aa no to skoro tak to nie możemy mu odmówić. - zaśmiałam się razem z blondynem.
Dwa dni później udaliśmy się z Marco do jego siostry. Dotarcie na miejsce zajęło nam kilkanaście minut.
- Ann! Marco! - od drzwi przywitała nas starsza siostra blondyna. - Jak miło was widzieć. Nico już się doczekać nie może. - zaśmiała się.
- Ciebie również miło widzieć Yvonne. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
- Przywieźliśmy dla was kilka drobiazgów z Polski. - odezwał się Marco i podał siostrze zapakowane prezenty.
- Nie trzeba było. Ale dziękujemy. No wchodźcie, wchodźcie nie będziemy w progu stać. - wpuściła nas do środka.
- Ciocia! Wujek! - krzyknął siostrzeniec Marco zbiegając ze schodów.
- Powoli mały, bo spadniesz. - zaśmiał się Reus i kucnął.
Po chwili maluch wpadł w jego ramiona ściskając mocno.
- Ale masz siły chłopie. Czym Cię ta mama karmi? - zapytał żartobliwie blondyn.
- Ciukiejkami. - odpowiedział dumnie.
- Hej przystojniaku, a ze mną to się już nie przywitasz? - przerwałam im tę krótką wymianę zdań.
- Sioly wujek idę tejaz do cioci. - odezwał się Nico i podbiegł do mnie przytulając tam samo mocno jak chwilę wcześniej mojego chłopaka.
- No i mnie olał. - odezwał się zrezygnowany Marco. - Rick! - krzyknął, gdy ujrzał swojego szwagra.
- Rzeczywiście silny jesteś. - zaśmiałam się.
- Pobawimy się na dworze? - zwrócił się do mnie chłopczyk.
- Nico nie teraz. Ciocia dopiero przyszła. Daj jej chwilę odpocząć. - odezwała się stanowczym tonem Yvonne.
- Ale mi to nie przeszkadza. - odpowiedziałam uśmiechając się do starszej siostry Marco.
- Widzisz. Cioci to nie przeszkadza.
- Kochanie potem się pobawicie. Idź do taty i wujka i opowiedz mu jak było nad morzem. - uśmiechnęła się do niego.
Nico nic nie odpowiedział tylko pobiegł do salonu, w którym zniknął Marco z Rickiem.
- Pomogę Ci w kuchni. - odezwałam się i ruszyłam z Yvonne.
- Nie potrzeba. Usiądź sobie tylko to pogadamy, póki Nico nie wpadnie.
- Też byliście nad morzem? - zapytałam zajmując miejsce na stołku przy wyspie.
- Tak. Pojechaliśmy do Chorwacji. - uśmiechnęła się. - Mały był zachwycony. - dodała.
- Pierwsza jego wizyta nad morzem? - zaśmiałam się.
- Tak. Nie potrafił tego ogarnąć. Że to takie wielkie. Jak go niewielka fala uderzyła to nie wiedział, gdzie uciekać.
Yvonne i ja pochłonęłyśmy się w rozmowie przy okazji robiąc dla nas zimne napoje. Dzisiejszy dzień był bardzo gorący.
- Wyjazd się wam udał. Widać to po Tobie. Cała promieniejesz. - odezwałam się podsumowując naszą rozmowę.
- To nie tylko od tego. - odpowiedziała tajemniczo.
- Coś mi umknęło? - zapytałam marszcząc brwi i przeszukując w umyśle czy siostra Marco powiedziała wcześniej coś co pominęłam.
- Na razie chcemy, aby to pozostało w kręgu naszych najbliższych. Jestem w ciąży. - odpowiedziała w końcu uśmiechając się.
- Yvonne! Gratuluję! - podeszłam do niej i przytuliłyśmy się zanosząc od śmiechu.
- Dziewczyny a co wy tu... - do kuchni wszedł mąż Yvonne razem z Reusem, który na rękach trzymał swojego siostrzeńca.
- Już jej powiedziała. - odezwali się równo po czym wybuchli śmiechem.
Odsunęłam się od kobiety i wzięłam od Marco Nico.
- Siostra gratuluję. - blondyn podszedł do siostry i przytulił ją. - Kolejny maluch do rozpieszczania. - zaśmiał się.
- No, no tylko nie przesadzaj. - pogroziła mu palcem.
- Ciocia no to pobawisz się ze mną? - zapytał mnie Nico bawiąc się moimi włosami.
- Oczywiście, że tak. - uśmiechnęłam się do niego stawiając na ziemi.
- To chodźmy na dwór. Pobujasz mnie na huśtawce.
- Tak jest szefie. - zaśmiałam się i ruszyłam za chłopcem.
Wyszliśmy na podwórko, na którym znajdowała się huśtawka chłopca. Wsadziłam go do niej i zaczęłam bujać.
**- Wiesz ciocia byłem nad morzem. - zaczął swoją opowieść maluch.
- Taak? I jak było?
- Faajnie. Miałem taką duzią łopatę. I tata śkopał mi całą plażę! - ekscytował się Nico.
- I znaleźliście jakieś skarby?
- Nio! Muselki tam były! I pływałem w morzu nawet!
- A Ty umiesz pływać? - zadałam mu kolejne pytanie nie przestając bujać.
- Tak! Ale na początku się bałem, ale tata mnie trzymał.
- I daleko popłynąłeś?
- Na sam środek morza!
- I pomachałeś mamie?
- Ciociaa! Ona płynęła zie mną i tatą! - skarcił mnie chłopczyk za moje niedopatrzenie.
- Na prawdę?
- Nio! Ona z jednej śtrony, ja i tata. Ja byłem w środku! - wyjaśnił dumny z siebie.
- Ale miałeś fajnie. - uśmiechnęłam się do niego.
- Nio! Wiesz kiedyś będę pływał śtatkiem kosmicznym po morzu.
- Statkiem kosmicznym po morzu? - zapytałam rozbawiona.
- Tjak! - odpowiedział machając nogami.
- A nie w kosmosie?
- W kośmosie teś! Będę kosmitem! - klasnął uradowany w rączki a ja zaczęłam się śmiać.**
- Ty kosmito daj już spokój cioci. - podszedł do nas Rick.
- Tatoo jeście. - jęknął Nico.
- Pobaw się w piaskownicy. My sobie teraz z ciocią posiedzimy na tarasie i porozmawiamy.
- No dobjaa. - odpowiedział zawiedziony i ruszył w stronę piaskownicy.
Na tarasie dołączyliśmy do Yvonne i Marco, którzy zaciekle rozmawiali na jakiś temat.
Wieczorem tak jak było w planie naszej wizyty zasiedliśmy przed telewizorem i oczekiwaliśmy na początek meczu.
- Dlaczego Mario nie jest na boisku. Trener powinien już go dawno dać. - pieklił się Marco.
- Spokojnie. Może jeszcze wejdzie. - starałam się go uspokoić.
- Oo patrzcie! Trener chyba Cię usłyszał, bo Mario się przygotowuje. - odezwał się Rick.
- No nareszcie. - westchnął Marco.
Jednak po dwóch połowach zwycięzca nie został wyłoniony. Nico zasnął na kolanach Marco jeszcze przed końcem pierwszej połowy, więc w przerwie blondyn ostrożnie przeniósł go do jego pokoiku.
Rozpoczęła się dogrywka. Piłkarze mieli dużo fantastycznych akcji jednak wykończenie ich pozostawiało wiele do życzenia. Jednak w 113 minucie Andre Schurrle podał piłkę do Mario Götze, a ten skierował ją prosto do bramki. Wszyscy na stadionie jak i my zaczęliśmy skakać i cieszyć się ze zdobytej bramki. Po uspokojeniu emocji piłkarze kontynuowali grę starając się dobrnąć do końca nie zmieniając wyniku. Po upływie regulaminowego czasu oraz czasu doliczonego sędzia po raz ostatni zagwizdał. Wszyscy piłkarze zarówno Ci na boisku jak i Ci, którzy siedzieli na ławce razem z trenerem wbiegli na murawę i ciesząc się rzucili na Mario gratulując mu i dziękując za zwycięską bramkę.
- Nie martw się. Za 4 lata to będziesz Ty. - szturchnęłam lekko Marco, który był wpatrzony w telewizor.
- Nie martwię się. Cieszę się, że im się udało. - odpowiedział mi.
- Ale byłbyś szczęśliwszy, gdybyś był tam z nimi. - odgadłam dalszą część niewypowiedzianą przez blondyna.
- Będąc z Tobą też się cieszę. - odpowiedział po czym objął mnie.
- Zobacz Marco. Mario ma Twoją koszulką! - odezwała się Yvonne, a my skierowaliśmy nasze wzroki na ekran telewizora.
Był moment wręczenia Pucharu, a Mario trzymał w górze koszulkę reprezentacyjną z numerem i nazwiskiem Marco.
- Ten gol był dla Ciebie. - rzekłam.
Marco nie odezwał się. Spojrzałam na niego i po raz pierwszy od początku mistrzostw zobaczyłam jak nie ukrywa swoich emocji. Jednak łzy w jego oczach nie były łzami smutku, a łzami radości, spowodowane wydawać by się mogło małym gestem jego przyjaciela. Jednak dla Reusa to nie był mały gest. To był ogromny gest, który uświadomił go, że wszyscy z reprezentacji wspierają go, a Mario jest jego najlepszym przyjacielem.
Kilka dni później
Spałam sobie w najlepsze, gdy nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Otworzyłam leniwie jedno oko i sięgnęłam po telefon leżący na szafce. Spojrzałam na godzinę. 7 rano!
- Kto śmie budzić mnie o tak wczesnej godzinie? - odezwałam się zaspanym głosem nie patrząc kto do mnie dzwoni.
- Ann wybacz mi. Ale musisz mi pomóc. - usłyszałam.
- Erik?! Co się stało? - zapytałam zdziwiona.
- Jesteśmy już w Berlinie i za kilka godzin mamy prezentacje Pucharu i błagam Cię musisz sprowadzić tu Bonnie.
- Ale dlaczego? Nie możecie się w Dortmundzie spotkać?
- Błagam Cię to dla mnie ważne. Aa i proszę Cię jedź do Marco i go obudź, bo ja nie mogę się do niego dodzwonić. On Ci wszystko wytłumaczy. To jest bardzo dla mnie ważne. Wiesz, że gdyby tak nie było nie zawracałbym Ci głowy.
- Tak wiem. No dobrze. Ale my nie zdążymy na początek tej prezentacji. W Berlinie będziemy gdzieś dopiero za 5-6 godzin. - uprzedziłam.
- Tak. Wiem to. I o to w tym chodzi. Ten pokaz potrwa kilka godzin, więc zdążycie. Dziękuję Ci. Będę Twoim dłużnikiem do końca życia.
- Nie dziękuj mi jeszcze, bo nie wiem czy Bonnie da się namówić. - zaśmiałam się.
- Liczę na Twoje zdolności porozumiewania się z nią. Muszę już kończyć. Widzimy się za kilka godzin.
- No do zobaczenia. - pożegnałam się z nim i wstałam szybko z łóżka.
Naszykowałam sobie wygodne ubranie. Z szafy wyjęłam większą torbę do której spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. W międzyczasie próbowałam dodzwonić się do Marco, ale nie udało mi się. Wybrałam więc numer mojej przyjaciółki.
- Halo?
- Oo Bonnie nie śpisz już. Dobrze się składa. - zaczęłam nerwowo szukając pretekstu, aby moja przyjaciółka się zgodziła.
- Bo mnie obudziłaś. - odezwała się ponuro. - Co jest?
- Wiesz, że Cię kocham. - zaczęłam powoli.
- Nie pożyczę Ci kasy, bo mi się skończyła.
- Nie chce kasy. - burknęłam. - Chcę, żebyś gdzieś ze mną pojechała.
- Gdzie? - zapytała zdziwiona.
- Do Berlina. - odpowiedziałam wchodząc do kuchni.
- Do Berlina?! Po co?!
- Noo boo dzisiaj jest ta prezentacja Pucharu. - zaczęłam nalewając soku pomarańczowego do szklanki. - I chciałabym zabrać tam Marco. Wiesz jak on przeżywa to, że nie pojechał na mistrzostwa. Spotka się z chłopakami, pogadają itd. - dokończyłam zadowolona ze swojego pomysłu.
- Ale nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć? - jęknęła.
- No proszę... Taka spontaniczna wycieczka. Jakbym Ci powiedziała wcześniej nie byłaby spontaniczna. - zaśmiałam się pisząc krótką informację rodzicom.
- Ehh Ty i te Twoje szalone pomysły. To za ile mam być gotowa?
- Właściwie to już.
- Już?! Czy Ty oszalałaś?!
- Nie pamiętasz? Spontaniczna wycieczka. Czekam pod Twoim domem. - odpowiedziałam rozłączając się.
Chwilę później podjechałam samochodem pod dom przyjaciółki.
- Oszaleję z Tobą kiedyś. - odezwała się wsiadając do samochodu. - Zapomniałaś, że jestem w ciąży?! - krzyknęła.
- Nie, nie zapomniałam. Przecież nic się nie dzieje. - odpowiedziałam spoglądając na nią.
- No na szczęście nic. Gdyby nie to, że zobaczę szybciej Erika to nie pojechałabym z Tobą wierz mi. - pokazała mi język.
Pod domem Marco byłyśmy po 5 minutach.
- Poczekaj tu ja szybko po niego pójdę. - odezwałam się wychodząc z samochodu.
Drzwi do domu blondyna otworzyłam kluczami, które mi podarował. Wbiegłam na górę do jego sypialni. Tak jak się spodziewałam spał sobie w najlepsze a jego telefon leżał wyciszony po drugiej stronie pokoju.
- Marco wstawaj! - szturchnęłam go.
- Co? Co jest? Ann? Co Ty tu robisz? - zadawał zaspany pytania.
- Masz jakąś sprawę z Erikiem. I nie mógł się do Ciebie dodzwonić, bo masz telefon wyciszony! - skarciłam go.
- Erik? Ale co on... - urwał. - Jasna cholera Berlin! - zerwał się z łóżka i sięgnął po spodnie leżące na fotelu. W pośpiechu założył białą koszulkę i zniknął w łazience. - Jest z Tobą Bonnie?
- Jest. Udało mi się ją jakoś podstępem namówić. Ale powiesz mi o co chodzi? Bo Erik powiedział, że mi wytłumaczysz?
- Gdzie on jest? Przecież kładłem go tutaj. - zignorował moje pytanie szukając czegoś.
- Czego szukasz? - zapytałam marszcząc brwi.
- Oo mam! - podał mi czerwone pudełeczko.
Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się piękny pierścionek z niewielkim diamencikiem.
- Erik... on...? - zapytałam zaskoczona.
- Tak chce się jej oświadczyć. Nie ma czasu na więcej tłumaczeń. Musimy jechać. Ale Bonn ani słowa.
- Jasne. - odpowiedziałam oddając mu pierścionek.
Do Berlina dotarliśmy po 5 godzinach. Znaleźliśmy miejsce parkingowe i udaliśmy się na plac, gdzie trwała zabawa z piłkarzami. Marco w międzyczasie dał sygnał Erikowi gdzie jesteśmy.
- Erik? Jak nas tu znalazłeś? - zapytała zdziwiona Bonnie.
- Chodź ze mną. - odpowiedział całując ją w usta i głaszcząc brzuch.
Marco dyskretnie podał pudełeczko chłopakowi i ruszył z moją przyjaciółką na scenę, gdzie znajdowali się piłkarze.
- On jej się oświadczy na scenie?! - zapytałam zdziwiona.
- Tak. - odpowiedział zadowolony Marco. - Ei a co jak mu odmówi? - uśmiech z jego ust znikł.
- Nie odmówi. - odpowiedziałam przyglądając się całej sytuacji i przytulając się do Marco.
Erik zabrał mikrofon od jednego z reprezentacyjnych kolegów i stanął naprzeciw Bonnie.
- Bonnie. Długo czekałem na ten moment. Marzyłem, aby nasza reprezentacja wróciła do Niemiec z Pucharem i moje marzenie się spełniło. Moim kolejnym marzeniem jest, aby nasze dziecko przyszło zdrowe na ten świat i abym ten świat mógł dzielić z waszą dwójką. Dlatego... - urwał i ukląkł na jedno kolano, wyciągając z kieszeni czerwone pudełeczko. - Bonnie czy zostaniesz moją żoną? - zapytał i patrzył jej w oczy.
Moja przyjaciółka stała chwilę oszołomiona.
- Erik jaa... jaa chyba rodzę... - odpowiedziała z poważną miną łapiąc się za brzuch...
_____________________
*Zdjęcie mojego autorstwa. Proszę go nie kopiować :)
**Rozmowa Ann z Nico to rozmowa moja z moim 3-letnim bratankiem, który we wakacje opowiadał mi jak był nad morzem :D
Dzisiaj dłuuuugi :D Od prawie półtorej tygodnia stałam w miejscu i nie miałam pomysłu.. Dzisiaj się zawzięłam i stwierdziłam, że muszę napisać. Muszę i już! :D Jak zaczęłam pisać to tyle wyszło :D Mam nadzieję, że dobrze i że choć trochę się Wam podoba :)
W Święta mnie na blogu nie będzie, więc dzisiaj chciałabym Wam złożyć życzenia :) Spełnienia marzeń, mnóstwa prezentów i ciepłej domowej atmosfery :) Wystrzałowego sylwestra w gronie przyjaciół i Szczęśliwego Nowego Roku ;* I oby do nas zawitał śnieg, bo jak na razie to mamy jesień w grudniu :D
Do następnego ;**