poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 33

- Pan Reus...- zaczął lekarz. - Przykro mi. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy. - dokończył i odszedł.
Po chwili z sali operacyjnej wyjechało łóżko z przykrytym ciałem. Stałam w szoku nie zdając sobie sprawy z tego co się wokół mnie dzieje. Mama Marco zaniosła się płaczem opierając się o swojego męża, który powstrzymywał ją od upadku. Yvonne usiadła na krzesełku i zakryła twarz rękoma. Ja nadal stałam trzymając na rękach małego Nico, który przyglądał się całej tej sytuacji. 
- Marco już nie ma z nami? - zapytałam tępym głosem. - Ale to nie możliwe?! Przecież zanim karetka przyjechała on żył! Rozmawiał ze mną! - krzyknęłam odstawiając Nico na podłogę.
- Ann były komplikacje podczas operacji. - odezwała się słabym głosem siostra Reusa.
- Nie! Ja w to nie wierzę! Muszę go zobaczyć! - odpowiedziałam i pobiegłam w stronę kostnicy.
Początkowo nie chcieli mnie wpuścić, lecz po licznych prośbach mogłam wejść na chwilę. Szłam powoli za pracownikiem, który prowadził mnie do ciała Marco. 
- Jest pani tego pewna? - zapytał, gdy staliśmy już przy zakrytym ciele. 
- Tak. - odpowiedziałam z wielką gulą w gardle. 
Mężczyzna odchylił kawałek materiału, a moim oczom ukazał się widok bladej twarzy Marco. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, a po chwili wybuchłam wielkim płaczem.
- Nie to nie prawda! Ty musisz żyć! Słyszysz! Musisz! Marco nie rób mi tego! - krzyczałam bijąc blondyna po klatce piersiowej...

- Ciocia. Ciocia obudź się. - poczułam szturchanie Nico. 
Otworzyłam powoli oczy. Po chwili do mnie dotarło, gdzie jestem. 
- Co z Marco? - zapytałam prostując się gwałtownie.
- Jeszcze go operują. - odpowiedziała pani Reus. 
- Zasnęłaś. Miałaś zły sen? - zapytał zaniepokojony maluch. - Płakałaś przez sen. - zauważył.
Przypomniałam sobie owy sen i kamień spadł mi z serca. To był tylko sen. Otarłam mokre policzki i uśmiechnęłam się lekko do siostrzeńca Marco.
- Na szczęście to tylko zły sen. - odpowiedziałam mu.
Z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Serce mi zamarło. 
- Panie doktorze i co z Marco? - zapytała Yvonne.
- Pan Reus stracił dużo krwi, ale już nic nie zagraża jego życiu. - wyjaśnił lekarz. 
- Czy możemy go zobaczyć? - zapytałam.
- Na razie to nie będzie możliwe. Pan Reus spędzi kilka dni na sali intensywnej terapii. - wyjaśnił i odszedł od nas. 

Marco po kilku dniach czuł się już lepiej, dlatego został przewieziony na normalną salę. Ja, gdy tylko się o tym dowiedziałam jak najszybciej pojechałam do szpitala.
Stojąc pod salą, w której leżał blondyn nabrałam powietrza i cicho zapukałam uchylając drzwi. Marco głowę miał zwróconą do okna. Gdy weszłam do sali przeniósł wzrok na mnie. Od razu na jego twarzy pojawił się ten powalający uśmiech. 
- Ann kochanie. - odezwał się słabo.
- Nie mów nic. Jesteś jeszcze słaby. - odpowiedziałam i podeszłam do niego siadając na krzesełku obok łóżka Reusa.
Patrzeliśmy przez chwilę na siebie nic nie mówiąc. W końcu nie wytrzymałam i nachyliłam się mocno przytulając Marco. Położyłam głowę na jego piersi i usłyszałam bicie serca. W tamtej chwili byłam tak cholernie szczęśliwa, że nic mu się nie stało. Z moich oczu popłynęło kilka łez. 
- Hej. Ty płaczesz? - zaniepokoił się Marco.
Nie odpowiedziałam mu. Głowę miałam odwróconą w drugą stronę, aby nie widział łez. Marco delikatnie dotknął mojego policzka i zmusił, abym na niego spojrzała.
- Co jest? - zapytał ponownie. 
- Bo to wszystko moja wina. - odpowiedziałam.
- Ale co? 
- No to. To, że tutaj jesteś, a nawet to że mogłoby Cię już tu w ogóle nie być.
- Ale jestem. Nic mi nie jest. - uśmiechnął się, ścierając łzy z mojego policzka.
- Gdyby nie ja i moja głupia naiwność nic by Ci nie było. Jaka ja głupia byłam, że dałam się omamić Taylorowi. - skarciłam się.
- Nie zadręczaj się już tym. Jest już po wszystkim. - przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Boże jak ja Cię kocham. - odezwałam się.
- Marco jak już coś. Nie jestem Bogiem. - zaśmiał się.
- Och czepiasz się szczegółów Reus. - odpowiedziałam śmiejąc się. 
- Ehh my to mamy szczęście do naszych byłych. - odezwał się Marco.
Spojrzałam na niego nie do końca wiedząc o co mu chodzi.
- Oboje przez nich wylądowaliśmy w szpitalu. - zaśmiał się.
- No tak. Zapomniałam o tamtym incydencie z Caro. 
Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi, w których chwilę później pojawiła się cała drużyna Borussi.
- No Reus koniec tego dobrego! - odezwał się wesoło Erik. 
- Przestań już udawać i wracaj na boisko. - dodał Auba.
- Tutaj mamy dla Ciebie kosz witamin. - odezwał sie jak troskliwa matka Piszczek.
- Schudłeś coś kochany. No zobaczcie jakie ma blade policzki. - Kuba podszedł do przyjaciela i zaczął tarmosić blade policzki Reusa.
- Dobra już koniec chłopaki! - powiedział Marco z uśmiechem na twarzy wyrywając się przyjacielowi.
- My jeszcze nie skończyliśmy. - odezwał się ostrzegawczo Mats.
- Widzę kochanie, że zostawiam Cię w dobrych rękach. Będę już uciekać. - odezwałam się całując chłopaka w policzek.
- Zostawisz mnie z nimi? - zapytał ze strachem w oczach blondyn.
- Nic Ci nie będzie. W razie czego szpital masz blisko. - zaśmiałam się i opuściłam salę chłopaka. 

Kilka miesięcy później
- No i jak? - zadał pytanie Marco, gdy mnie tylko zobaczył.
Szłam razem z Bonnie nie okazując żadnych emocji.
- No dziewczyny! Jak wam poszło? - niecierpliwił się Erik.
- Cóż...- zaczęła moja przyjaciółka.
Chłopaki popatrzeli na nas i czekali na odpowiedź.
- Zdałyśmy ! - wykrzyknęłam i podbiegłam do Reusa mocno go przytulając.
- Ehem ja tak szybko nie mogę biegać zaważając na to, że jestem już w piątym miesiącu ciąży. - pożaliła się moja przyjaciółka.
- To ja do Ciebie pobiegnę. - zaśmiał się Erik i ruszył w stronę swojej ukochanej.
- Widzisz mała jaką masz zdolną mamę? - uklęknął i zaczął mówić do brzucha.
- Nie zapomniałeś, że nie jesteśmy w domu? - odezwała się lekko zażenowana brunetka.
- Ei no już z córką porozmawiać nie mogę? - udawał oburzenie chłopak.
- Wariaci. - podsumował po cichu Marco. - To już mogę Cię oficjalnie studentką nazywać? - zwrócił się do mnie.
- Dopiero dowiedziałam się, że zdałam maturę. Jeszcze nie wiem czy mnie na studia przyjmą. - zaśmiałam się.
- Na pewno. Będziesz najzdolniejszą studentką dietetyki jaką znam. 
- A Ty będziesz moim królikiem doświadczalnym jeśli chodzi o dietę. - pokazałam mu język.
- Zaryzykuję. - zaczął się śmiać. - Mam nadzieję, że będziesz za dwa dni na meczu towarzyskim z Armenią? 
- Jasne, że będę. Muszę trenować się przed dopingiem w Brazylii. 
- Idziemy na obiad? - naszą rozmowę przerwał Erik.
- Ja z chęcią. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Marco.
- Ja również. - odpowiedział i wszyscy wsiedliśmy do auta Reusa.

Dwa dni później - mecz
Siedzę już na trybunach razem z Cathy oraz Christine i czekamy niecierpliwie na rozpoczęcie meczu.
- Niby to mecz kontrolny, a denerwuję się jakby to już finał Mistrzostw był. - odezwała się Cathy.
- Czuję, że stanie się coś dzisiaj. - odezwałam się.
- No tak. Nasi chłopcy wygrają. - zaśmiała się Cathy.
- Nie. Stanie się coś złego. Mam złe przeczucie. - odpowiedziałam poważnie.
- Na pewno nie. Nie masz się czym przejmować. - Christine przytuliła mnie próbując pocieszyć. - Oo patrz widzę Mario i Marco. - dodała i zaczęła machać chłopakom.
Spojrzałam na Marco i posłałam mu uśmiech. Oby to uczucie było mylne - pomyślałam.
Reprezentanci równo o godzinie 20.45 wyszli na murawę, gdzie zostały odśpiewane hymny obu państw. Następnie gwizdek sędziego rozpoczął mecz. Od samego początku reprezentanci Niemiec rozgrywali piłkę według własnych zasad. Szło im na prawdę całkiem nieźle. Kibice na trybunach dopingowali piłkarzy jak tylko mogli. Złe przeczucie w dalszym ciągu mnie nie opuszczało. Starałam się o nim nie myśleć, ale gdzieś w głębi mojej głowy cały czas ono było. I wtedy stało się. Była 43 minuta meczu. Marco podczas pojedynku biegowego źle stanął na nodze, upadł na murawę i zaczął zwijać się z bólu. Gdy to zobaczyłam serce mi zamarło. W momencie przy Marco znaleźli się piłkarze, którzy zawołali medyków. Okrążyli Reusa tak, że nic nie widziałam.
- Co tam się dzieje?! - odezwała się Cathy. - Nic nie widzę. 
- Zabierają Marco z boiska. Nie wygląda to najlepiej. - odpowiedziała jej Christine. 
Przyglądałam się całej tej sytuacji jak zahipnotyzowana. 
- A Ty gdzie? - zatrzymała mnie dziewczyna Götze, gdy chciałam wyjść.
- Jak to gdzie? Do Marco. Muszę się dowiedzieć co z nim. - odpowiedziałam i próbowałam ją wyminąć.
- Teraz i tak Cię nie wypuszczą. Poczekaj do końca połowy. 
Nie odezwałam się, ale przyznałam jej rację, że teraz nigdzie nie zostanę wpuszczona, bo mecz jeszcze trwa. Zniecierpliwiona czekałam na końcowy gwizdek i gdy tylko sędzia zakończył pierwszą połowę wybiegłam z trybun.
- Mario! - krzyknęłam do Götze, który szedł w stronę szatni ze spuszczoną głową. - Mario! - krzyknęłam ponownie.
Chłopak odwrócił się i szukał wzrokiem osoby, która go wołała. Podbiegłam do niego szybko.
- Gdzie jest Marco? - zapytałam zdyszana.
- Poczekaj dowiem się od trenera. - odpowiedział i zniknął za drzwiami szatni.
- Wszystko będzie dobrze. To pewnie tak źle wyglądało, ale wcale tak źle nie będzie i Reus poleci z nami jutro do Brazylii. - podszedł do mnie Mats próbując pocieszyć. 
Uśmiechnęłam się do niego lekko czekając, aż wróci Mario. 
- Ann. - usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam się i spojrzałam na Mario.
- I co się dowiedziałeś? - zapytałam z paniką w oczach.
- Marco jest w szpitalu. - odpowiedział ze smutkiem w głosie.
- Wiesz w którym? 
- Ulica Kreuzstraße.
- Dzięki. - odpowiedziałam i pobiegłam do wyjścia.
Na zewnątrz złapałam taksówkę i podałam ulicę. 5 minut później byłam na miejscu.
- Dobry wieczór. Wie pani, gdzie znajduję się Marco Reus? - zapytałam kobietę siedzącą w rejestracji.
- Dobry wieczór. A pani kim jest? - spojrzała się na mnie niezbyt przyjaznym wzrokiem.
- Jestem jego dziewczyną. Chciałabym się dowiedzieć co z nim.
- Przykro mi, ale nie mogę podać pani takich informacji. 
- Ale ja muszę wiedzieć! Marco jest moim chłopakiem! Proszę mi uwierzyć. - zezłościłam się lekko.
- Każda fanka pana Reusa może tak powiedzieć. Proszę mi nie przeszkadzać i odejść. 
Zła na kobietę miałam zamiar odejść i usiąść w poczekalni.
- To Ty jesteś Ann? - podszedł do mnie jakiś wysoki mężczyzna. 
- Tak, a o co chodzi? - zapytałam nieznajomego.
- Marco mówił, że zapewne przyjdziesz. Prosił mnie żebym zszedł po Ciebie. Jestem sanitariuszem w reprezentacji. Thomas. - wyjaśnił i podał mi dłoń.
- Ann. - uścisnęłam mu dłoń. - Co z Marco? 
- Chodźmy do niego. Opowiem Ci po drodze. - odpowiedział i ruszył przed siebie. - Ta pani jest ze mną. - wskazał na mnie, gdy recepcjonistka spojrzała się na mnie surowym wzrokiem.
- Aż tak źle jest? - zapytałam z paniką w głosie.
- No za wesoło nie jest. Robią mu badania, ale rokowania są takie, że z Mundialem może się pożegnać. 
- Co takiego?! Przecież Marco tak o nim marzył! Cały rok ciężko pracował! - zaprotestowałam. 
- Piłka nie zawsze jest sprawiedliwa. - odpowiedział i zatrzymał się pod salą 112.
- Mogę do niego wejść? - zapytałam już spokojniej.
- Czeka na Ciebie. - odpowiedział i przepuścił mnie w drzwiach.
Weszłam do sali i zobaczyłam siedzącego Marco na łóżku szpitalnym z głową między kolanami. Gdy usłyszał kroki podniósł głowę. Oczy miał czerwone od płaczu. Siedział taki bezradny na tym łóżku. Wyglądał jak mały beznradny chłopczyk. 
- Marco...- powiedziałam i do moich oczu również napłynęły łzy. - Tak mi przykro. - dodałam, podeszłam do niego i przytuliłam najmocniej jak umiałam. 
- Dlaczego to się mnie zawsze przytrafia? - zapytał przez łzy. - Tyle czekałem na ten wyjazd. Tak blisko byłem.
- Kochanie wiem. Mnie też to strasznie boli. To nie jest sprawiedliwe. - odpowiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
- Tyle czasu pracowałem, aby być gotowym na te Mistrzostwa. I przez jeden cholerny błąd cała praca i marzenia odleciały w jednej chwili. 
- Damy radę. Przejdziemy przez to razem. Wrócisz jeszcze silniejszy na boisko. - starałam mu się dodać jakoś otuchy. - Wiem, że ciężko Ci to teraz wysłuchiwać, ale za 4 lata pojedziesz na kolejne Mistrzostwa i skopiesz im tyłki. Tylko nie możesz się teraz załamywać! Słyszysz? 
- Z Twoją pomocą myślę, że dam radę. Ty mi nie pozwolisz, abym w siebie zwątpił. - odezwał się po chwili. 
- Oczywiście, że Ci nie pozwolę. Jesteśmy drużyną pamiętaj. - odpowiedziałam i pocałowałam go lekko w usta. 
- Kocham Cię wiesz? - zapytał.
- Wiem, Kochanie, wiem. - uśmiechnęłam się do niego lekko.
Do sali wszedł lekarz z prześwietleniem Marco. 
- Mam już pańskie badania. - odezwał się mężczyzna w średnim wieku.
- I jak panie doktorze? - zapytał ze strachem w oczach blondyn.
- Naderwanie więzadła lewej kostki. Musimy założyć panu gips na nogę. - wyjaśnił patrząc na wyniki.
- Jak długo będę musiał mieć przerwę w grze? 
- Według mnie 3-4 miesiące. Rehabilitację powinien pan zacząć za jakieś 4 tygodnie. Ale to już pozostawiam do oceny lekarzy w klubie. Wszystkie badania zostaną tam przesłane. Teraz przepraszam muszę iść do innych pacjentów. Zaraz ktoś się tu pojawi, aby założyć panu gips. - odpowiedział lekarz i wyszedł z sali. 
- Marco. Ja... Nie wiem co mam Ci powiedzieć. - odpowiedziałam zszokowana słowami lekarza. 
- Nic nie mów. Po prostu bądź tu ze mną. - odezwał się i przytulił mnie mocno. 

Dwa tygodnie później
- Marco telefon Ci dzwoni. - szturchałam blondyna u którego nocowałam. - Marco do cholery odbierz! - warknęłam.
- Mhm już, już wstaję. Nie denerwuj się tak. Zrobię zakupy. - mamrotał przez sen. 
Wiedząc, że i tak się nie obudzi sięgnęłam po jego telefon leżący na szafce nocnej i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? - zapytałam już rozbudzona.
- Ann? - usłyszałam zdziwiony głos Łukasza. - Myślałem, że dzwonię do Marco.
- Bo dzwonisz, ale jego się nie da dobudzić. - odpowiedziałam i spojrzałam na śpiącego blondyna. 
- Ciężka noc? - zaśmiał się.
- Tak bardzo. Musiał obejrzeć dwa romansidła co zaowocowało wypiciem butelki wina. - zaśmiałam się. 
- Niedobra Ty. - odpowiedział żartem Piszczek.
- Co tam? Dzwonisz w jakiejś konkretnej sprawie do Marco? Bo jeśli tak to masz dwa wyjścia.
- Jakie? - zainteresował się Piszczek.
- Pierwsza opcja to taka, że możesz zostawić tą wiadomość mnie lub druga opcja możesz zadzwonić później, jeśli nie chcesz, abym była wtajemniczona w wasze sprawy.
- Kuszące propozycję. Ale ta sprawa też dotyczy poniekąd Ciebie. 
- Mnie? - zapytałam zdziwiona. 
- Bo Marco ma teraz sporo wolnego czasu. I ja też. I tak rozmawialiśmy z Ewą czy nie bylibyście chętni pojechać z nami nad Polskie morze? Ostatnim razem podobało Wam się w Krakowie. To teraz może i plaża Wam się spodoba. 
- Hmm kuszące, kuszące. Ale wiesz muszę to przedyskutować z Marco. 
- Co przedyskutować ze mną? - zapytał zaspany Reus.
- O śpiąca królewna się obudziła. - pokazałam mu język.
- Ha ha. - odpowiedział ironicznie. - O co chodzi? Kto dzwoni? 
- Dzwoni Łukasz i pyta czy bylibyśmy chętni pojechać z nim i Ewą nad morze do Polski? 
- Jeszcze pomyśleliśmy o Bonnie, bo wiem, że do Brazylii nie może lecieć w swoim stanie. - odezwał się Polak.
- Oo świetny pomysł. Marco to jak? 
- Jaki pomysł? - zapytał blondyn.
- Zgadzamy się czy nie? - zapytałam ignorując jego pytanie. 
- Myślę, że tak. Jeśli Ty oczywiście chcesz. - uśmiechnął się do mnie.
- To my się zgadzamy. Kiedy planujecie jechać? 
- Myślę, że w przyszłym tygodniu będzie dobrze. 
- Ok. To ja porozmawiam z Bonnie i się do Ciebie odezwę.
- Będę czekał na telefon. - wiedziałam, że się uśmiecha. 
Pożegnałam się z Piszczkiem i rozłączyłam się. 
- To co jedziemy nad Polskie morze? - zapytał Reus przyciągając mnie do siebie.
- Na to wygląda. - zaśmiałam się.
Marco przybliżył się do mnie i po chwili poczułam jego usta na moich. Nasze pocałunku zaczęły się pogłębiać. 
- Reus powinniśmy wstawać. - zaprotestowałam.
- Jeszcze chwileczkę. - odpowiedział między pocałunkami...
_____________________
Tylko mnie nie bijcie błagam :D W nagrodę dzisiaj z dłuższym rozdziałem :) Byłby jeszcze dłuższy, ale postanowiłam to rozbić :) Myślę, że jeszcze jeden, dwa rozdziały i będę kończyć tego bloga :( Moje pomysły co do niego wysuszyły się do dna... Ale przyznam się Wam, że w moim komputerze od ponad roku leży opowiadanie o Piszczku...:) Co prawda nie powala jakością, bo to było moje pierwsze opowiadanie, ale gdybyście były zainteresowane to mogłabym się z Wami podzielić tą historią :) Tylko nie wiem kiedy, ponieważ jeśli ma być ono upublicznione to muszę je jeszcze raz przejrzeć i pozmieniać co nieco :) 



A teraz się Wam pochwalę, a co! :D 
Niedawno obchodziłam urodziny i mam taką Kochaną przyjaciółkę ~Bogusia-Madridista~ która tak się wykosztowała na prezent dla mnie, że aż mi głupio... Ale dziękuję Kochana jeszcze raz ;** 

I jeszcze jedno :D Dzisiaj odwiedziła mnie pani listonosz z paczką dla mojej bratanicy, która pojawi się na tym świecie w lutym. Jak szaleć to szaleć! :D 

To by było na tyle dzisiaj :) Następny rozdział już się pisze, ale nie wiem kiedy go dodam ;*

8 komentarzy:

  1. Kiedy przeczytałam pierwsze zdania,miałam poważną palpitację serce. No dziewczyno,myślałam,że to na poważnie!
    Nadal nie mogę złapać prawidłowego oddechu,ale najważniejsze,że jest okej :)
    Koniec taki słodki ♥
    Błagam cię jaki koniec bloga? Przywiązałam się i to tak nie na żarty!
    Wspaniała część i ciesze się,że nasi bohaterowie są w końcu szczęśliwi. :)
    Buziaczki i czekam na następny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaszalałaś kochana, zaszalałaś. :D Ale to dobrze, podoba mi się to. ^^
    Na samym początku myślałam, że to już koniec... Na szczęście to wszystko okazało się tylko nieprzyjemnym snem. :)
    Marco podoba mi się pod każdym względem. Coraz lepiej im się układa i bardzo mnie to cieszy. ♥
    Co do wyjazdu to jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się nad polskim morzem... ^^ Bo wiem, że wydarzy się coś dosłownie BOMBOWEGO, Ty zawsze potrafisz coś wymyślić. :)
    A co do bloga, to bardzo go polubiłam i ciężko byłoby mi się z nim rozstać, ale nic nie może trwać wiecznie, więc rozumiem Twoje postanowienie. Z chęcią zapoznałabym się z nową historią w Twoim wykonaniu. :)
    Czekam na kolejny rozdział. :3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu się doczekałam!
    Ty to lubisz wprowadzać stan napięcia jednak! O mało co na zawał nie zeszłam...
    Co do kolejnego opowiadania jak najbardziej na TAK!
    <3
    ŚWIETNY ROZDZIAŁ!

    OdpowiedzUsuń
  4. Weź mnie strasz kończeniem tego bloga no :C
    Ten rozdział jest super i dłuuugi <3
    Marco jest świetny i bardzo mi go szkoda :C
    Proszę Cię opublikuj to opowiadanie o Łukaszu :*
    Czekam na nexta i pozdrawiam Cię gorąco :***

    OdpowiedzUsuń
  5. No nareszcie jestem ! Nadrobiłam małymi kroczkami co prawda. Ale już jestem na bieżąco z Twoimi cudownymi rozdziałami. ;*** I z góry przepraszam że wcześniej nie byłam na Twoim blogu, nie wiem jak w ogóle mogło się to stać... ;(
    A co do rozdziału jest świetny. Strasznie szkoda mi Marco. Tak strasznie chciał jechać na ten Mundial, a teraz bieg z nogą w gipsie, na prawdę nie ciekawa sytuacja. ;/ Dobrze że ma Ann, od razu widać że mu się polepszyło. hahahaha. Straszenie przykro jest mi z tego powodu, że zaraz koniec tego bloga. ;c Ale z drugiej strony... blog o Piszczku. Już nie mogę się go doczekać wiesz ? <3

    Buziaki, kochana ! ;****

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie zajrzałam i zobaczyłam rozdział. Na początku zamarłam, ale gdy okazało się, że to sen odetchnęłam z ulgą. Cieszę się, że Marco wyszedł z tego. Myślałam, że wreszcie będą szczęśliwi, a tu kontuzja. Pamiętam ten dzień, pamiętam sytuację z meczu z Armenią. Pamiętam, że zamarłam i od razu przyszło mi na myśl,że jest źle. I było. Marco nie pojechał na Mistrzostwa. Podniósł się jednak po tym i ciągle się podnosi po kolejnych kontuzjach. Czekam na kolejny długi rozdział. Uwielbiam jak są długaśne.Zapraszam do mnie. Wczoraj wrzuciłam rozdział, dziś kolejny w ramach niespodzianki i nagrody. Dużo się dzieje :) Zapraszam !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. A gdzie twoja kolezanka kupila ten kalendarz?

    OdpowiedzUsuń