sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 27

- Marco jesteś tego pewny? Mogę odwołać to, tylko powiedz. - rzekłam do blondyna przed wyjściem na planowane spotkanie z Taylorem. 
- Miejmy to już za sobą. Może w końcu sobie odpuści. - uśmiechnął się do mnie przepuszczając w drzwiach. 
5 minut później Marco podjechał na parking obok kawiarni. Wysiadłam z środka i czekałam, aż zgasi silnik. Po chwili Reus stał obok mnie i mocno mnie obejmował. Wzięłam głęboki wdech i ruszyliśmy do środka. Taylora jeszcze nie było, więc zajęłam z Marco miejsce obok okna tyłem do drzwi i złożyliśmy zamówienie. 
- Czym się tak denerwujesz? Przecież jestem obok. - odezwał się Reus i złapał mnie za rękę chcąc dodać mi otuchy. 
- Ja...- zatrzymałam się na moment. - Ja sama nie wiem. - odpowiadając zgodnie z prawdą. 
Denerwowałam się, ale sama nie wiem czym. Tym, że Taylor nie przyjdzie, czy tym jak chłopaki zareagują na swój widok? 
- Nie wiem czy to był dobry pomysł tu przychodzić. - mruknęłam ponuro mieszając swoją kawę.
- Kochanie. Wysłuchasz co ma Ci do powiedzenia i potem albo mu wybaczysz albo nie. Ważne, że zostanie wysłuchany i nic nie będzie Ci mógł już zarzucić. Wyjedzie, a Ty będziesz miała w końcu spokój. - odpowiedział i pocałował mnie w głowę. 
- Dziękuję, że jesteś tu ze mną. - uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Od tego mnie masz. O cenie porozmawiamy potem. - poruszył znacząco brwiami.
- Zboczeniec. - zaśmiałam się i uderzyłam go lekko w ramie.
- Cześć. - usłyszałam znajomy głos za sobą. 
W tej chwili mój uśmiech znikł, a znów wróciło zdenerwowanie. Wstałam powoli, uważając aby się przy tym nie przewrócić i stanęłam przodem do Taylora. 
- Hej. - powiedziałam cicho. 
- Widzę, że masz obstawę. - odezwał się brunet, lecz nie powiedział tego w sposób oskarżycielski lecz w sposób iż rozumie mój wybór.
- Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza? 
- Nie skądże. - uśmiechnął się. - Taylor jestem. A Ty to Marco Reus chłopak Ann tak? - podał rękę blondynowi.
- Tak. - odpowiedział krótko Marco przyglądając się uważnie Taylorowi.
- No proszę kto by się spodziewał, że Ann poderwie piłkarza. - zaśmiał się. - Przecież Ty nie znosić piłki nożnej. - dodał.
- Wiele od pewnego czasu się zmieniło. - wysyczałam lekko poirytowana. - Może usiądziemy? - zapytałam próbując sprowadzić nasze spotkanie na odpowiednie tory. 
Zajęliśmy miejsca naprzeciw siebie. Marco nadal mierzył wzrokiem Taylora, który wydawał się być bardzo rozluźnionym. Przez moment nawet miałam wrażenie, że jest naćpany, ale widziałam go już w takim stanie, więc szybko odgoniłam od siebie tę myśl. 
- Więc co masz mi do powiedzenia? - odezwałam się pierwsza chcąc przerwać panującą między naszą trójką nieznośną ciszę. 
- Ann po raz kolejny chciałbym Cię przeprosić. To co się wydarzyło wtedy...- zamilkł spuszczając wzrok. - To nie powinno mieć miejsca. Zachowałem się podle. Uświadomiłem to sobie, gdy zrozumiałem, że Cię straciłem. 
Siedziałam i słuchałam, gdy nagle zamilkł. Nie odzywałam się nic czekając na dalszą część wyjaśnień. Pod stolikiem poczułam dłoń Marco ściskającą moje kolano. Jego dotyk sprawił, że czułam się bezpiecznie.
- Po tamtym wydarzeniu postanowiłem z tym skończyć. Odciąłem się od tamtego towarzystwa, zgłosiłem się do ośrodka uzależnień. - podwinął rękaw swojej bluzy, a moim oczom okazała się bransoletka. Po dokładnym przyjrzeniu się dostrzegłam, że była to bransoletka z ośrodka uzależnień. 
- Bransoletka jeszcze o niczym nie świadczy. Z tego jest się ciężko wyplątać. - odezwałam się w końcu.
- Wiem, że mi nie ufasz i masz do tego prawo, ale ja na prawdę z tym skończyłem. Ann ja wiem, że dla nas jako pary nie ma już szans, ale proszę zostańmy chociaż przyjaciółmi. 
Po słowach Taylora poczułam jak Marco spina się próbując zapewne pohamować wybuch złości. 
- Do przyjaźni nam jeszcze daleko. Potrzebuję czasu. Jednak postaram Ci się wybaczyć i możemy spróbować odbudować naszą przyjaźń. 
- Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. - uśmiechnął się lekko. 
- Taylor nie chce być niegrzeczna, ale co ze szkołą? Jesteś tu już kilka dni. Kiedy wracasz do Gladbach? 
- No tak jakby ja i szkoła zrobiliśmy sobie od siebie przerwę. - odpowiedział zmieszany. 
Marco prychnął ironicznie po cichu tak, że ja byłam zdolna tylko to usłyszeć. Ale nie miałam w chwili obecnej czasu zaprzątać sobie tym głowy.
- Jak to? A co ze studiami? - zdziwiłam się.
- Skończę szkołę za rok i wtedy pójdę na studia. - odpowiedział. - Więc Marco jak Ci idzie w Borussi? W Gladbach szło Ci fantastycznie. - zwrócił się do mojego chłopaka co zrozumiałam jako nie kontynuowanie tego tematu. 
- Dziękuję nie narzekam. - odpowiedział Marco z wyraźnie wyczuwalną rezerwą w głosie. 
Taylor zaczął zadawać Marco pytania związane z piłką i poczułam, że po chwili blondyn zaczął się rozluźniać. Po godzinie nasze spotkanie dobiegło końca. 

~Marco~

Po odwiezieniu Ann i dotarciu do mojego domu potrzebowałem z kimś porozmawiać. Sięgnąłem więc po mój telefon i wybrałem numer mojego przyjaciela. 
- Cześć Marco. - usłyszałem po drugiej stronie słuchawki. - Miło, że dzwonisz. - dodał po chwili.
- Jak się czujesz? 
- Coraz lepiej. Za jakieś 2-3 tygodnie mogę wrócić do treningów. Już się nie mogę doczekać. - odpowiedział.
- Oo tak szybko? Myślałem, że lekarz nie pozwoli Ci nie wcześniej niż za półtorej miesiąca.
- Rehabilitacja przebiega szybciej niż zakładano. - wyjaśnił. - Mów lepiej co u Ciebie. Co się stało? 
- A co się miało stać? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Słyszę po głosie, że coś nie tak. 
Kto jak kto, ale Mario zna mnie najlepiej. Westchnąłem i odpowiedziałem mu.
- Chodzi o Ann.
- O Ann ? Pokłóciliście się? 
- Nie. To znaczy nie chciałem nic mówić, żeby nie doprowadzić do kłótni.
- A możesz jaśniej? - domyśliłem się, że marszczy brwi.
Opowiedziałem mu o Taylorze, oraz o naszym dzisiejszym spotkaniu.
- I co z nim nie tak? Wydaje się, że chłopak na prawdę się zmienił. - odezwał się mój przyjaciel.
- Nie byłbym tego taki pewny. - mruknąłem. - Coś mi w nim nie pasuje. Sposób w jaki się zachowywał. Jakby ta jego mowa była wyuczona i wcale nie mówił prawdy. 
- Stary Ty po prostu jesteś...
- Tylko nie mów, że jestem zazdrosny! - przerwałem mu.
- Ale jesteś zazdrosny! I nie radzę tego pokazywać przy Ann, bo ten typ tylko na tym skorzysta. 
- A co jeśli mam rację? 
- Na razie nic nie rób. Obserwuj sytuację. Nie znasz go i nie możesz stwierdzić czy ściemnia czy nie. Przyjrzyj się mu dokładnie i wtedy możesz wyciągać wnioski. 
- Ehh może masz rację Götze. - westchnąłem i wszedłem do kuchni nalać sobie soku. 
- Ja mam zawsze rację blondasku. - odpowiedział mi. - Przepraszam Cię Marco będę już kończył. Christine właśnie wróciła. 
- Jasne nie ma problemu. Pozdrów ją ode mnie. 
- Spoko. I pamiętaj, żebyś teraz nie wyciągał wniosków. Daj na wstrzymanie. - powtórzył.
- Dobra, dobra. Cześć. - odpowiedziałem i rozłączyłem się.

Kilka dni później


~Ann~

- Gdzie jechać? - zapytałam Marco rozmawiając z nim przez telefon.
- Do Kra... do Kra... No kurde Ann do Polski! - stracił cierpliwość Marco. - Łukasz z Ewą i małą jadą na kilka dni i zaprosili nas. Mamy kilka dni wolnego od meczy, a Ty właśnie ferie zaczynasz, no nie daj się prosić.
- No dobrze niech będzie. - odpowiedziałam uśmiechając się. - Kiedy jedziemy? 
- No tak za 2 godziny. - odpowiedział nieco zmieszany.
- 2 godziny?! Reus czyś Ty na głowę upadł?! - krzyknęłam do telefonu.
- No co? Nie potrzebujesz dużo ubrań to się szybko spakujesz. 
- Jasne, a na dłoni mi kaktus rośnie! - odburknęłam. - Kończę w takim razie. - dodałam i nie czekając na odpowiedź chłopaka rozłączyłam się. 
W ekspresowym tępię pobiegłam na górę do swojego pokoju i zaczęłam wyciągać z szafy najpotrzebniejsze, ciepłe ubrania. 
- Co się stało? Pali się? - do środka weszła mama. - Ann spokojnie, bo się zabijesz. 
- Nie mam czasu mamo. - odezwałam się wbiegając do łazienki po kosmetyki. - Zgodziłam się jechać z Marco i naszymi znajomymi na kilka dni do Polski i łaskawie raczył mi oznajmić, że wyjeżdżamy już za 2 godziny. - wyjaśniłam pakując rzeczy do niedużej walizki.
- Do Polski ? Ciekawa wycieczka. 
- Masz coś przeciwko? Zaplanowałaś coś dla nas? - zapytałam przerywając pakowanie.
- Nie skąd. Jesteś już dorosła i masz prawo robić co chcesz. - odpowiedziała uśmiechając się. - To ja pójdę do kuchni zrobić wam coś na drogę. 
- Dziękuję. Kochana jesteś. - posłałam jej w powietrzu całusa. 

- Blondi ja Cię kiedyś zamorduję obiecuję Ci to. - odezwałam się dwie godziny później wsiadając do samochodu chłopaka. 

- Dałaś radę. Co oznacza, że jesteś ideałem kobiety, bo nie potrzebujesz tygodnia na pakowanie. - zaśmiał się.
- Czy to miał być jakiś test? - zapytałam mierząc go wzrokiem.
- Nie skądże. Łukasz zadzwonił do mnie rano z tą propozycją. Oni też się w sumie dzisiaj zdecydowali na wyjazd. 
- A tak na marginesie to gdzie Piszczki? - zapytałam i odwróciłam się patrząc przez tylną szybę. Łukasz zamrugał światłami dając znać, że to oni jadą za nami. 
9 godzin później byliśmy już na miejscu. 
- Kraków Marco! Taka trudna jest ta nazwa, że nie umiałeś jej wypowiedzieć?! - zapytałam przewracając oczami. 
- Powiedziałem Ci to nie zrozumiałaś. - próbował się bronić. 
- Bo powiedziałeś tak, że nie wiedziałam czy mówisz o Polsce czy o nie wiadomo jakim państwie. 
- A wy co już się tak od wejścia kłócicie? - między nami pojawił się Łukasz z Sarą na rękach. 
- Nie kłócimy się. Po prostu Twój przyjaciel ma problemy z wymową. - odpowiedziałam mu. 
- Wcale, że... A z resztą. - odezwał się Marco machając ręką. 
- Zapraszam do środka na ciepły napój. - odezwała się Ewa i ruszyła przed nami. 
Weszliśmy do mieszkania Piszczków, które znajdowało się w starej kamienicy, która posiadała swój niepowtarzalny urok. Łukasz pokazał nam pokój, który przez kilka dni mieliśmy dzielić z Marco. Zostawiliśmy tam nasze walizki i udaliśmy się do kuchni, gdzie znajdowali się nasi przyjaciele. 
- Sara gdzie? - zapytałam siadając obok Ewy.
- Sara śpi nawet jej dobudzić nie można. - zaśmiał się Łukasz. - Ja też w sumie zmęczony jestem. 
- Napijemy się tylko herbaty i idziemy spać. Jutro czeka nas mała wycieczka po Krakowie. - odezwała się Ewa. 
- Już mi się podoba to miejsce. Ma w sobie to coś co sprawiło, że chętnie tu wrócę. Tylko następnym razem latem. - powiedziałam i upiłam łyk ciepłej herbaty.

Następnego dnia rano po zjedzonym śniadaniu udaliśmy się wszyscy razem na zwiedzanie miasta. Dla Sary to też była pierwsza wycieczka do Krakowa. Zaciekawiona oglądała wszystko dookoła i zadawała mnóstwo pytań, na które Łukasz cierpliwie odpowiadał. 

- Marco co Ty tam słuchasz? - lekko zła szturchnęłam blondyna, który już od jakiegoś czasu chodził z nami ze słuchawkami w uszach.
- Co? Co mówiłaś? - zapytał wyjmując jedną słuchawkę.
- Jesteś niegrzeczny idąc z nami i słuchając muzyki. Pokaż co jest lepszego od naszego towarzystwa. - odpowiedziałam i wyciągnęłam rękę po słuchawkę.
- Nie! Nie ważne. Już to wyłączam. - odpowiedział nerwowo i schował mp 3 do kieszeni spoglądając znacząco na Łukasza. 
- Faceci. - powiedziałam przewracając oczami i dołączając do Ewy i Sary.
- Co jest? Gdzie chłopaki? - odezwała się Piszczkowa.
- Idą za nami. Coś kombinują i ja się muszę dowiedzieć co. - odpowiedziałam jej.
- Daj im spokój. - zaśmiała się. - To są duże dzieci i potrzebują trochę porozrabiać. Ja już na to nie zwracam uwagi. 
- O ile ich rozrabianie nie kończy się na komisariacie. - powiedziałam przypominając sobie sytuację, gdy chłopaki za bardzo szaleli w parku.
- Na komisariacie? - zapytała zdziwiona Ewa.
- Yy no tak mi się powiedziało. Wiesz jacy oni czasami są. Nie zdziwiłabym się gdyby to się tak kiedyś skończyło. - wyjaśniłam szybko, aby brunetka nie nabrała podejrzeń. Widocznie jej mąż nie przyznał się do tego. 
- No w sumie tak. Trzeba na nich uważać. - zaśmiała się. - Oo to jest moja ulubiona kawiarnia. Mają tu przepyszną szarlotkę i kawę. - dodała po czym weszłyśmy do środka. 
Chłopcy dołączyli do nas chwilę później, ponieważ zaczepiła ich grupa kibiców BVB. No tak nie powinno to nikogo dziwić. Po złożeniu zamówienia rozmawialiśmy na wszelakie tematy. Jakiś czas później opuściliśmy kawiarnię i udaliśmy się na Stare Miasto, które oczarowało mnie totalnie. Kraków zimą był przepiękny. 
- Ładnie tu. - odezwał się Marco, gdy szliśmy przytuleni do siebie. - Zabiorę Cię tu latem. - dodał i pocałował mnie w głowę. 
- Masz Mistrzostwa w tym roku, więc nie będziesz miał czasu. - zaśmiałam się.
- Po mistrzostwach go znajdę. - uśmiechnął się. 
- Hej Marco. - odezwałam się.
- Tak? 
- A gdzie Piszczki? - zapytałam obracając się dookoła.
- Szli przed nami. 
- No ale ich nie ma. - odpowiedziałam.
- Ei bez kitu. Ja miasta nie znam! - zaczął panikować blondyn. 
- Spokojnie. Znajdziemy ich zaraz. Chodź tam może poszli. - wskazałam drogę i ruszyliśmy. 
- Ann nie oddalajmy się tak. Nie znamy miasta. 
- Wyluzuj. Przy okazji pozwiedzamy sobie. Zaraz ich znajdziemy. - mówiłam spokojnie.
Szłam przed siebie nie czekając na Marco. Po chwili chłopak znalazł się obok mnie.
- Nie idź tak szybko, bo Ciebie zgubię. - odezwał się chwytając mnie za rękę. 
- Oo patrz to chyba ten Smok Wawelski. - wskazałam Marco.
- AAA! On taki duży jest?! AAA! On zieje ogniem! - zaczął się wydzierać Marco. 
Kilkoro ludzi przechodzących obok nas spojrzeli się dziwnie na blondyna, ja tylko zakryłam twarz rękoma z mojej niemocy do tego faceta. 
- Przestań zachowywać się jak dziecko. - upomniałam go.
- Ale się zgubiliśmy i jeszcze ten smok.. Uważaj, bo zieje ogniem! - odezwał się i odsunął mnie kawałek dalej.
- Debilu on nie jest przecież prawdziwy! - puknęłam go w czoło. - I odbierze telefon, bo Ci dzwoni. 
Marco jak najszybciej wyciągnął telefon z kieszeni.
- Łukasz?! Łukasz gdzie wy jesteście? - mówił przerażonym głosem co w końcu doprowadziło mnie do wybuchu śmiechu. - My? My jesteśmy... koło... koło...- jąkał się.
- Łukasz jesteśmy koło Smoka Wawelskiego a wy gdzie? - wyrwałam Reusowi telefon i wyjaśniłam gdzie jesteśmy. 
- No my weszliśmy do sklepu i jak wyszliśmy to was nie było, ale jesteśmy niedaleko i idziemy w waszą stronę. Ann wszystko dobrze? Co Marco taki wystraszony? 
- To my tu zaczekamy. Tak wszystko z nim chyba dobrze. - odpowiedziałam spoglądając na blondyna, który ze strachem w oczach obserwował smoka.  - Marco ogarnij. To tylko figurka. Nie jest prawdziwy. - próbowałam go uspokoić.
5 minut później dołączył do nas Łukasz ze swoimi dziewczynami. Sara w przeciwieństwie do Marco była oczarowana smokiem. Podeszła nawet ze swoją mamą bliżej, aby tata uwiecznił ją i smoka na zdjęciu.
- Widzisz 3-letnie dziecko się go nie boi, a Ty 25-letni facet tak. - poczochrałam go po włosach. 
- Reus nie wierze, no nie wierze. - odezwał się Łukasz i po raz kolejny zaczął się z niego śmiać. 
- Bardzo śmieszne. Ja na serio mam jakiś lęk przed smokami. - mówił oburzony.
Wróciliśmy do domu późnym popołudniem. Zajęłam się z Ewą przygotowaniem obiadu. Sara siedziała grzecznie w salonie oglądając bajki, a Marco z Łukaszem zniknęli za drzwiami naszego tymczasowego pokoju. 
- Co oni kombinują. - rzekłam wychylając się zza wyspy w kuchni. 
- Nie wiem. Próbowałam podpytać Łukasza, ale twierdzi, że nic. 
- Jakoś w to nie wierze. - zaśmiałam się. 
Godzinę później obiad był już gotowy. Po zjedzonym posiłku razem z Ewą zasiadłyśmy w salonie z lampką wina, a Łukasz z Marco zajęli się zmywaniem naczyń. 
- Ann, Marco przygotował coś dla Ciebie. - do salonu wszedł Łukasz. 
- Dla mnie? - odezwałam się zdziwiona. - Mam się bać? 
- Nie no co Ty. Nauczyłem go pewnej piosenki po Polsku. Pomogę mu, bo momentami mu nie wychodzi.
- Jaką piosenkę? - zaciekawiła się Ewa. 
- Dajcie nam chwilę musimy sprzęt do karaoke rozłożyć. 
- Tatuś będzie śpiewać? - między mną i Ewą pojawiła się mała Sara.
- Tatuś będzie pomagał wujkowi. - wyjaśniła Ewa. 
Chwilę później usłyszałyśmy z Ewą pierwsze dźwięki. Kobieta po chwili wybuchła śmiechem.
- Co jest? - zapytałam nie wiedząc o co jej chodzi.
- No. To. Go. Piosenki. Nauczył. - mówiła przez śmiech.
- Co? Jakiej?
W tym momencie w salonie pojawił się Marco z Łukaszem. Gdy zobaczyłam w co byli ubrani oczy mało mi nie wyszły z orbit. Po chwili Marco zaczął coś śpiewać.
"Powied cy ty wies, cym dla cjebie milosc jest
To goracy zar co rozpala co rozpala ciągle mje

Jestem powabny, jem krem sultanski,

Mam zel na wlosach i stroj hawajski."

Marco przy okazji śpiewania wskazał na swój hawajski strój czym doprowadził mnie do kolejnej dawki śmiechu.

- Kaleczy język, ale dobrze mu idzie. - szepnęła mi do ucha Ewa.

"Jezde ogorkiem do mojej laski

Ale od mojej laski wolę krem sułtański."

Łukasz pomógł Marco w dokończeniu tekstu. Z melodii wywnioskowałam, że zaczęli śpiewać refren. Razem z dziewczynami nie mogłyśmy przestać się śmiać. Łzy leciały nam ciurkiem, a brzuchy bolały jak nigdy. 


"Jakis mlokos wzial mi laske odbil

Jak go spotkam, wezmę go na rogji.
Ona byla jak zapylony kwjat
Ale nie wiedziala, cy tym bakiem byłem ja."

Łukasz razem z Ewą zaczęli się śmiać. Spojrzałam na nią znaczącym wzrokiem, a ona szybko przetłumaczyła mi powyższą zwrotkę, którą wykonywał Marco. 

- Hahaha serio tak tam jest?! Ludzie czego wy słuchacie?! - śmiałam się głośno. 
Po chwili występ chłopaków się zakończył, a oni ukłonili się jak zawodowi piosenkarze. Marco zajął miejsce obok mnie, a Łukasz biorąc Sarę na kolana obok swojej żony. 
- Tatusiu było siupel. Tylko wujek Malco nie umje śpiewać po Polśku. - odezwała się dziewczynka. 
- I tak mu dobrze poszło Kochanie. - ucałował ją w czoło.
- No to już wiem co Ty tak rano słuchałeś. - zaśmiałam się.
- Łukasz nie wierzył, że to zaśpiewam. - odpowiedział. - Więc teraz dowiem się jakie jest tłumaczenie tej piosenki? - zwrócił się do Piszczka.
- Skąd w ogóle wpadłeś, żeby zaśpiewał akurat tą piosenkę? 
- Nie pamiętasz? - spojrzał na nią chłopak.
- Halo tłumaczenie. - pomachał im Marco.
Ewa chwilę milczała usilnie myśląc nad tym co powiedział jej mąż. 
- Wiem! Zawsze, gdy przyjeżdżaliśmy do Krakowa ona jak na złość leciała w radiu i gdziekolwiek się dało.
- Bingo. Więc postanowiłem zarazić tą piosenką również Marco i Ann. 
- Dowiem się o czym śpiewałem? - odezwał się zawiedzony Marco.
- Już Ci tłumaczę. 
Marco słuchał uważnie tłumaczenia Piszczka. Gdy ten skończył blondyn wybuchnął niepohamowanym śmiechem. 
- Serio to śpiewałem?! Piszczek co Ty ze mną robisz? 
- No starałeś się to śpiewać nie zawsze Ci wyszło. - zaśmiał się.
- Co nie zmienia faktu, że sprowadzasz mnie na złą drogę. - odpowiedział i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. 
_____________________
Wróciłam do Was! :) Po wielu próbach pisania wyszło takie oto coś na górze :) Mam nadzieję, że się spodobało Wam :D 

Która z Was była na meczu we Wrocławiu? :) Ja niestety nie miałam z kim i czym jechać :( Niestety moi przyjaciele nie szczególnie interesują się Borussią :(


Oczko dla Was od Marco :) 

Do następnego ;*

9 komentarzy:

  1. Tak se patrze bloggera o 1 w nocy i myśle : 'pewnie nic nie bedzie nowego' a tu patrze nowy rozdział, aż obudziłam rodziców w drugim pokoju ze śmiechu z Marco i jego śpiewania :P
    Rozdział genialny czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahh. Dziewczyno! Kocham cie po prostu.
    Rozwalasz system. Nie moglam z tego jak Marco spiewal, a taczej probowal. Ale trzeba przyznac, ze szlo mu calkiem niezle. ;)
    A co do Taylora to mnie tez sie wydaje, ze on cos kreci.
    Nie chcialabym, aby popsul zwiazek Marco i Ann.
    Niecierpliwie czekam na nn. ;))

    Buziaczki... ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Taylor wydaje się być odmienionym chłopakiem, ale nie dziwię się Marco, że woli mieć go jeszcze na oku. ;)
    A co do wyprawy do Krakowa... ;)
    Rozbawiłaś mnie tym smokiem. :D
    Dorosły facet bał się figurki... hahah xD
    Później ta piosenka. xD Haahaa :)
    No ten rozdział to bez wątpienia Ci się udał. :*
    Czekam na nn. <3
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahah smok i piosenka xD
    A Taylor jest jakiś dziwny :/
    Świetny rozdział :)
    Zapraszam do siebie i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. Rozdzial bardzo fajny, a piosenka wykonana przez blondyna - mega !!!
    Co do weny... u mnie tez ostatnio z nia roznie- sa wakacje wiec pomysly odpoczywaja tak jak my ;-) Mysle ze wyszło Ci calkiem nieźle. Ja nie bylam we Wrocku z kilku powodow, ale z tego co widzialam bo ogladalam bylo czadowo. No i Kuba wrócił co mnie bardzo cieszy. Mysle ze to nie jest ich ostatni mecz w Polsce takze nie martw sie - na nastepny sie zalapiemy :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ohoho niby Taylor wydaje się w porządku ale lepiej mieć na Niego oko. Pozory mylą.
    Rozdział prześwietny- taki pozytywny mimo wszystko:)
    Marco kontra smok hahahah najlepsze <3
    Czekam z niecierpliwością na nexta:)
    Buziam:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział.
    Taylor wydaje się być taki jakiś dziwny :O
    Hahhaha.. ale Marco mnie rozwala xd hahah.. lepiej niech zostanie przy piłce a nie przy śpiewaniu ! xd hahah.. :D
    Czekam na następny ! :**

    Zapraszam w wolnej chwili do mnie na trzeci rozdział http://dlugi-sen-diany.blogspot.com/
    Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś nie mam zaufania do Taylora, nie wiedzieć czemu O.o
    Hahahah Marco, nie pogrążaj się błagam bo pęknę ze śmiechu :)
    Rozdział jak zwykle cudowny :*
    Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Dawno mnie tu nie było:c
    Przepraszam ♥
    Nadrobiłam sobie wszystko i aż nie mogłam ię oderwać od czytania tyle się działo:)
    Co do Taylora to mam mieszane uczucia. Niech lepiej Reus uważa:)
    Czekam na kolejny:)
    <3
    http://powrotyirozstania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń