piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 14

- Co Ty tu robisz? - zapytałam stając wbita w podłogę widząc osobę siedzącą na kanapie.
- Nie cieszysz się z powrotu siostry? - zapytała uśmiechając się.
Za dobrze ją znałam i doskonale wiedziałam, że to był sztuczny uśmiech...
- Vicki zrobiła nam niespodziankę. - wyjaśnił tata.
- Właśnie widzę. - rzuciłam cierpko i ruszyłam do swojego pokoju.
Weszłam do środka i nie zapalając światła rzuciłam się na łóżko. Jedna osoba, a jak potrafi zepsuć tak mile spędzony dzień. - pomyślałam. Kiedyś między nami było dobrze. Bynajmniej tak mi się wydawało... A teraz? Teraz ona doprowadziła do tego, że jej nienawidzę. Nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. Po chwili rozmyślań wstałam i udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i odświeżona wróciłam do łóżka. Leżałam i patrzałam się tępo w sufit. Po chwili usłyszałam wibrację mojego telefonu. Zabrałam go z szafki nocnej i otworzyłam wiadomość. Była od Marco.

'Kocham Cię <3 I dziękuję za to, że jesteś obecna w moich życiu :) Dobranoc ;*'


Czytając uśmiech sam zagościł na mojej twarzy. 


'Ja też Cię kocham <3 I to ja dziękuję, że Ty jesteś obecny w moim życiu :) :P Dobranoc ;*'


Po wysłaniu wiadomości odłożyłam telefon i po krótkiej chwili zasnęłam.


Było ciemno, ulice nieoświetlone, ponad to lał deszcz. A ja szłam w potarganych ubraniach w nieznanym mi kierunku. Czułam, że po policzku spływa mi ciepła krew. Próbowałam sobie przypomnieć co się stało, ale nie umiałam. Nagle poczułam jak upadam, a za chwilę nade mną zebrała się grupka ludzi.

- Patrz znowu coś brała. - usłyszałam znajomy głos i śmiech.
- Jess? - zapytałam niewyraźnie. - Co się stało? 
- Jak to co? Jestem zwykłą narkomanką! - krzyknęła i poczułam kopnięcie w brzuch.
- O...O czym Ty mówisz?
- Spójrz na swoje ręce. - usłyszałam.
- Bonnie? Ja nic z tego nie rozumiem. - mówiłam ledwo wydobywając z gardła dźwięk.
- Zobacz na ręce.
Zrobiłam tak jak kazała i ujrzałam liczne ślady po igłach. Niektóre były stare ale zauważyłam też i świeże.
- To niemożliwe! Ja nie ćpam! - zaczęłam krzyczeć.
- Każdy narkoman tak mówi. - pojawił się Fabi.
- Ale ja mówię prawdę! - zaczęłam płakać. - Gdzie jest Marco?! Muszę z nim porozmawiać! - zaczęłam się podnosić.
Niedaleko mnie ujrzałam uśmiechniętego blondyna. Uśmiechał się, ale ten uśmiech nie był skierowany do mnie. Marco stał i obejmował jakąś dziewczynę. Podeszłam bliżej i ujrzałam... moją siostrę?!
- On jest mój! - krzyknęłam w jej stronę.
- Już nie. Marco nie zadaje się z ćpunkami. - zaśmiała mi się w twarz.
- Nie jestem żadną ćpunką! To Ty mi to wszystko zrobiłaś! Jak zawsze odbierasz mi to na czym mi najbardziej zależy!
- Nic Ci nie zrobiłam. Marco po prostu zobaczył jaka jesteś na prawdę.
- Marco to wszystko nie jest prawdą! - zwróciłam się do blondyna. - Nie słuchaj jej ! Marco no powiedz coś! - krzyczałam płacząc.

Usłyszałam nagle głośny dźwięk budzika. A więc to tylko sen - pomyślałam. Moja siostra jest tu dopiero pierwszy dzień, a już zaczyna mi mieszać w głowie. 

- Oby tylko ten sen nie oznaczał niczego złego. - powiedziałam do siebie i wstałam z łóżka.

- Dzięki za podwiezienie tato. - uśmiechnęłam się.

- O której kończysz? Przyjechać po Ciebie? - zapytał.
- Nie dzięki. Wrócę z Bonnie. - odpowiedziałam. - Cześć. - dodałam i wysiadłam z auta.
Ruszyłam w stronę szkoły po drodze mijając kilkoro znajomych.
- No i jak się podoba szkoła? - podbiegł do mnie Jake czym mnie wystraszył.
- Jezu Jake! Nie strasz. - skarciłam go.
- Ups sorki. - uśmiechnął się na co ja odpowiedziałam mu tym samym.
- No szkoła jak szkoła. Dach jest, okna są, a i w klasach nawet drzwi się znajdują! - udałam, że nie zrozumiałam jego pytania.
- Są drzwi?! Na serio?! Dlaczego ja nie widziałem? - zapytał z powagą w głosie.
- Ehh no wiesz starość nie radość. Na oczy Ci już idzie. - odpowiedziałam, a po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
- No, a na serio jak się podoba?
- Hmm no jak? Nie znam jeszcze wszystkich, ale raczej wydajecie się mili, więc jestem zadowolona, że trafiłam do tej klasy. - uśmiechnęłam się do niego. - Cześć Bonn. - powiedziałam podchodząc do mojej szafki, obok której stała moja przyjaciółka.
- To ja wam nie przeszkadzam. Widzimy się na lekcji. - powiedział Jake i odszedł od nas.
- Hej. - odpowiedziała i wróciła do wkładania rzeczy do szafki.
Coś było nie tak...
- Bonnie co jest?
- Nic. - odpowiedziała krótko.
- Jesteś na mnie o coś zła? 
- Nie.
- To dlaczego tak ze mną rozmawiasz? - nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Chcesz wiedzieć? - zapytała i trzasnęła drzwiczkami szafki, aż podskoczyłam z zaskoczenia. - Jestem na Ciebie wściekła! Wściekła o to, że zostawiłaś mnie wczoraj samą z Erikiem! - wyrzuciła w końcu z siebie.
Stałam i patrzałam na nią zdziwionym wzrokiem.
- No przecież mówiłaś, że Ci się podoba. - odezwałam się w końcu.
- Tak, ale nie byłam przygotowana na spotkanie z nim! - odpowiedziała z wyrzutem.
- Bonn randka to nie sprawdzian, na który trzeba się przygotowywać.
- Ann!
- No co? Przecież ładnie wyglądałaś. Poza tym nie na mnie powinnaś być zła tylko na Marco, bo on to wymyślił.
- Na niego też jestem. - odpowiedziała.
- A tak na marginesie to sam Erik chciał Cię poznać, więc nie wiem dlaczego tak się pienisz. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę klasy.
- Że co? - zapytała zdziwiona i poszła za mną.
- Że to! To on prosił Marco o pomoc. - weszłam do klasy i zajęłam miejsce na końcu sali. Moja przyjaciółka usiadła obok mnie.
- Naprawdę? 
- No mówię przecież. - wywróciłam oczami. - Aż tak trudno w to uwierzyć?
- Trochę.
- To uwierz! A teraz mów jak było. - zmieniłam temat widząc, że już nie ciska piorunami w moją stronę.
- Było cudownie. Byliśmy na kawie w tej kawiarni obok stadionu. Rozmawialiśmy jakbyśmy się znali od kilku lat. Okazało się, że mamy nawet podobne zainteresowania! Na koniec Erik odwiózł mnie do domu i wymieniliśmy się numerami. - opowiedziała uśmiechając się na wspomnienie wczorajszego dnia.
- Ehem, więc dlaczego jesteś na mnie zła? - zapytałam zdezorientowana. - Przecież wszystko się udało.
- W sumie to nie wiem dlaczego. - odpowiedziała i zaczęła się śmiać. - Wybacz mi. - dodała po chwili.
Spojrzałam się na początek sali i zobaczyłam Jessice i jej koleżanki. Chyba szukały miejsc, ale odwróciłam wzrok, gdyż nie interesowało mnie to co one robią.
- Ann uważaj! - krzyknęła Bonn, ale było już za późno, gdyż moja bluzka była już mokra od coca-coli.
- Ty się dobrze czujesz?! - krzyknęłam i wstałam.
- Jak najbardziej. To było przypadkiem. - odpowiedziała sztucznie Jess.
- Przypadkiem to Ciebie zrobili! - wykrzyknęłam.
- Licz się ze słowami. - syknęła.
- A Ty się liczysz? Co Ty myślisz, że możesz wszystko?!
- Hahahaha. - zaśmiała mi się w twarz. - Tak, tak właśnie myślę. - odpowiedziała po chwili z poważną miną. - A i mam wiadomość dla Ciebie. Odpieprz się od Reusa! On jest mój!
- Chyba jesteś śmieszna! Nie interesują go takie plastiki. - odpowiedziałam i wyszłam z klasy kierując się do łazienki.
- Jeszcze tego pożałujesz! - usłyszałam Jessicę.
Po drodze wzięłam koszulkę z szafki, którą miałam przeznaczoną na w-f. Szybko się przebrałam i już po dzwonku wróciłam do klasy.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie, ale miałam mały wypadek. - powiedziałam spoglądając złowrogo na Jess.Ta tylko uśmiechnęła się do mnie wrednie.
- Ładnie pani rozpoczyna rok pani... - nauczycielka zatrzymała się nie znając mojego nazwiska.
- Ann Hofmann. - przedstawiłam się.
- Pani Hofmann. - kontynuowała. - Na przyszłość proszę pamiętać, że ja nie toleruję spóźnień. - dokończyła surowym tonem.
Nie odpowiadając nic zajęłam swoje miejsce obok Bonn.
- Zabiję ją kiedyś. - powiedziałam cicho do Bonnie, na co ta uśmiechnęła się do mnie współczująco.

- Ehh zwariuję. Najpierw Vicki teraz Jess. - westchnęłam, gdy po zakończonej lekcji poszłyśmy z moją przyjaciółką do stołówki.

- Vicki? - zapytała zdziwiona Bonn zajmując miejsce naprzeciwko mnie.
- Moja siostra. Przyjechała wczoraj. - wyjaśniłam krótko.
- Masz siostrę? - dosiadł się do nas Fabian.
- Niestety. - westchnęłam.
- A fajna? - zapytał unosząc brwi.
- Fabi wyluzuj. - skarciła go Bonnie.
- Pozwól, że tego nie skomentuje. - odpowiedziałam.
- A gdzie ona była? - zainteresowała się Bonnie.
- W maju poleciała na staż do Anglii. Miała tam być rok. Nie wiem dlaczego wróciła. Najlepiej jakby w ogóle nie wróciła. - wyjaśniłam.
- Co jest między wami? - zapytał Fabi.
- Po prostu nie umiemy się dogadać.
- Ok. - odparł na co mi ulżyło, że nie dopytywał o nic więcej. Po chwili wstał i dołączył do chłopaków na boisku, którzy grali w piłkę.
- Czy ona ma coś wspólnego z tą sytuacją, która wydarzyła się w Gladbach? - zapytała moja przyjaciółka.
- Tak. - odpowiedziałam krótko, a Bonn nie podejmowała dalej tego tematu.

~Marco~

Po treningu wszyscy zmęczeni wróciliśmy do szatni.
- Marco pomóż! - podszedł do mnie Łukasz.
- No co jest? - zapytałem zainteresowany.
- Ewa ma w piątek urodziny i nie mam pomysłu co jej kupić. - wyjaśnił.
- I pytasz mnie o zdanie? - zapytałem zdziwiony.
- No Ciebie, a co nie widać? - zapytał z ironią. - Więc? Masz jakiś pomysł? 
- Hmm... No to może... - zastanawiałem się. - O wiem! Kup jej odkurzacz, albo mopa. Ostatnio narzekała że ma już stare. - odpowiedziałem zadowolony z własnego pomysłu.
Łukasz spojrzał na mnie złowrogim spojrzeniem po czym sięgnął po swojego klapka i zaczął mnie gonić po szatni.
- Ja Ci dam odkurzacz! Ty mopie jeden! Chcesz, żeby mnie z domu wywaliła?! - krzyczał za mną.
- No, ale Kochanie to nie jest głupi pomysł. - przedrzeźniałem go. - Chcesz jej po prostu pomóc w pracach domowych.
- Niech no ja Cię tylko dorwę! - wydzierał się, a ja zanosiłem się śmiechem.
- Chłopaki spokój! - nagle między nami stanął Kehl. - O co chodzi? zapytał poważnym tonem.
- Takie tam błahostki. - wyjaśniłem.
- Ja Ci dam błahostki! - odezwał się Łukasz.
- Spokój powiedziałem! Dajcie na luz. - powiedział Sebastian i odszedł od nas.
- No skąd ja mam wiedzieć co lubi Twoja żona? To chyba Ty to powinieneś wiedzieć.
- No to może wesołe miasteczko jej się spodoba? - zapytał bardziej sam siebie niż mnie.
- Oo no widzisz. Jednak potrafisz coś wymyślić. - pochwaliłem go.
- Łukasz, a urodziny to ma Ewa czy Sara? - zapytał Błaszczykowski podchodząc do nas.
- O co Ci chodzi? - zapytał Łukasz.
- Wesołe miasteczko jako prezent na urodziny dla dorosłej kobiety? Weź no Ty się ogarnij.
- A masz lepszy pomysł? 
- A żebyś wiedział, że mam.
- No to podziel się nim z nami. - wtrąciłem się.
- Zrób dla niej romantyczną kolację przy świecach. - wyjaśnił.
- Odezwał się ten co podczas ostatniej romantycznej kolacji przy świecach zgasił je i zapalił światło. - odpowiedział Łukasz po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
- No co?! Ciemno było i nie widziałem co jem! - bronił się Polak.
- Tak to sobie tłumacz. - odpowiedziałem. A tak poważnie to nie jest zły pomysł. Zabierz Ewę do jakiejś restauracji, kup kwiatki i jakiś ładny naszyjnik czy coś takiego. - dodałem.
- Oo Reus jesteś genialny! - odezwał się Piszczu.
- Ei! Ale to był mój pomysł! - oburzył się Jakub.
- Parę razy już to słyszałem. - zaśmiałem się. - A teraz chłopaki lecę do Ann. - dodałem i opuściłem szatnię.

~Ann~

- Wróciłam! - krzyknęłam po powrocie ze szkoły.
- W kuchni jestem! - odkrzyknęła mama.
- Sama jesteś? A gdzie Vicki? - zapytałam, gdy dotarłam do kuchni.
- W pokoju na górze. - wyjaśniła mama. - Dlaczego z nią nie porozmawiasz?
- Bo nie mamy o czym.
- Przecież to Twoja siostra.
- Ja nie mam siostry. 
- Nie mów tak. - zaprotestowała szybko.
- Mówię co myślę i tyle. - rzuciłam cierpko i wyszłam z kuchni.
W salonie natknęłam się na Vicki.
- Jak pierwszy dzień w szkole? 
- Daruj sobie. - próbowałam ją ominąć, ale mnie zatrzymała.
- Pogadaj ze mną. 
- O czym do cholery mam z Tobą gadać?! To Ty wciągnęłaś mnie i Taylora w to towarzystwo, to Ty nastawiłaś przeciwko mnie moich przyjaciół, a kiedy leżałam w szpitalu nawet nie zadzwoniłaś! - krzyczałam na nią ze łzami w oczach. - I nie udawaj kochającej siostry teraz, bo wiem jaka jesteś. - dodałam ciszej i poszłam do pokoju.
Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi oparłam się o niej i ześlizgnęłam się powoli na podłogę. Emocje z dzisiejszego dnia dosięgły zenitu i zaczęłam płakać jak małe dziecko.
- Ann! Marco do Ciebie! - usłyszałam z dołu krzyk mamy. 
Szybko otarłam łzy z policzków i pobiegłam do łazienki obmyć twarz. Po chwili zeszłam do salonu i ujrzałam Marco rozmawiającego z moją siostrą.
- Jestem już. Chodźmy. - nie czekając na odpowiedź chłopaka pociągnęłam go za rękę i ruszyliśmy w stronę mojego pokoju.
- Wszystko dobrze? - zapytał, gdy byliśmy w pokoju.
- Jak najbardziej. - odpowiedziałam, choć wcale tak nie było.
- Ann nie bardzo umiesz kłamać. Chodzi o Twoją siostrę? Pokłóciłyście się? 
- Ehh obiecaj mi, że będzie trzymał się od niej z daleka. - odpowiedziałam i spojrzałam na niego.
- Ale co się stało? 
- Obiecaj mi to Ci wszystko wyjaśnię. - usiadłam na łóżku.
- Obiecuję Ci to jeśli Ci na tym zależy. - usiadł obok i mnie przytulił.
Opowiedziałam Marco resztę mojej historii z Gladbach.
- Taka ładna pogoda. Idziemy się przejść. - zarządziłam zmieniając temat.
- Jestem za. - uśmiechnął się do mnie i wyszliśmy z pokoju.
Na dole minęliśmy się z Victorią.
- Bawcie się dobrze. - powiedziała co zabrzmiało tak sztucznie, że aż mi się niedobrze zrobiło.
- Wal się. - odpowiedziałam ponuro omijając ją.
- Miło było Cię poznać Marco! - krzyknęła za nami, lecz ja w tej samej chwili trzasnęłam drzwiami.
- Zakłamana żmija. - powiedziałam wściekła.
- Nie widzisz tego? - zapytał Marco.
- Ale czego? - nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Że jej właśnie o to chodzi. 
- O co? 
- O to żeby Cię wkurzyć. Im bardziej Ty jesteś zła tym większą sprawia jej to przyjemność. Musisz jakoś to opanować. - wyjaśnił obejmując mnie.
- Masz rację. - odezwała się po chwili zastanowienia. - To muszę sobie jakieś ziółka na uspokojenie kupić, bo inaczej nie dam rady. Oo tu jest apteka! Poczekaj pójdę kupić!
- Wariatka. - zaśmiał się mój chłopak.
Po chwili wyszłam z apteki z zakupionymi ziółkami. Kawałek dalej zauważyłam Marco, który podpisywał kartki jakimś fanką. Postanowiłam im nie przeszkadzać i poczekać aż piłkarz skończy.
- Przepraszam was dziewczyny, ale muszę uciekać. - powiedział, gdy mnie zobaczył.
Pożegnał się z nimi i podszedł do mnie.
- Długo czekasz? - zapytał i dał mi buziaka w policzek.
- Chwilę temu wyszłam z apteki. - uśmiechnęłam się do niego.
Spacerowaliśmy ulicami Dortmundu śmiejąc się i rozmawiając na każdy temat. Chociaż na chwilę zapomniałam o Victorii i Jessice.
- Mam coś dla Ciebie. - powiedział Marco, gdy byliśmy już pod moim domem.
- Co? 
- Poczekaj pójdę po to do auta. - odpowiedział i podbiegł do swojego samochodu.
Ruszyłam wolnym krokiem w jego stronę.
- W sobotę gramy mecz z Bayernem. Byłoby mi miło gdybyś przyszła. - uśmiechnął się i podał mi dwa bilety. 
- Jasne, że przyjdę. - odwzajemniłam uśmiech.
- A byłoby mi jeszcze milej, gdybyś założyła tą koszulkę. - zza pleców wyciągnął żółto-czarną koszulkę z numerem 11 i jego nazwiskiem.
- Oj Reus, Reus. Ty to jednak jesteś głupi. - powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
- Też Cię kocham. - odpowiedział i pocałował mnie.
Pożegnałam się z nim i weszłam do domu.
- A więc Marco Reus to Twój chłopak. No, no siostrzyczko Ty to wiesz jak się ustawić. - w progu pojawiła się moja siostra.
Spokojnie Ann, tylko spokojnie. Nie daj się wyprowadzić z równowagi. - powtarzałam sobie w myślach.
- No właśnie to jest MÓJ chłopak. - powiedziałam spokojnie akcentując słowo 'mój'.
Ominęłam ją i poszłam do kuchni, w której byli moi rodzice. Vicki poszła za mną.
- Już wróciłaś? Dlaczego nie zaprosiłaś Marco? - zadawała pytania mama.
- Musiał już wracać, bo jutro rano ma trening. - wyjaśniłam odkładając koszulkę i bilety na stole i podeszłam do lodówki, z której wyciągnęłam sok.
- Co tam masz? - zainteresował się tata.
- Koszulka z numerem ukochanego. Jakie to słodkie. - odezwała się z ironią Vicki na co ja ją tylko spiorunowałam wzrokiem. - I dwa bilety na mecz. 
- Dwa bilety? Kogo masz zamiar zabrać? - zapytał.
- Myślę, że Bonnie zgodzi się mi towarzyszyć. - odpowiedziałam i wzięłam łyk zimnego soku.
- Od kiedy to się interesujesz piłką nożną? - zapytała Victoria.
- Od dzisiaj. - odpowiedziałam wyrywając jej z rąk koszulkę i bilety. - Kiedy wracasz do Anglii? - zapytałam najmilej jak tylko umiałam.
- Na razie nie planuję powrotu. - odpowiedziała obojętnie.
- Jak to?! A co z Twoim stażem? 
- Zrezygnowałam. Nie odpowiadało mi tamto miejsce. - wyjaśniła.
Wyszłam z kuchni nie odpowiadając jej. Jak to nie wraca?! - pomyślałam. Jestem pewna, że sama nie zrezygnowała z tej pracy. Musiało wydarzyć się tam coś o czym wolałaby nie wspominać rodzicom. Ale w sumie mało mnie to interesuje. Jedyne co mnie teraz obchodzi to to, aby nie zatruwała mojego życia, które dopiero teraz zaczęłam sobie układać na nowo.
________________________
Znowu wieje nudą, ale trzeba im trochę ponudzić :D
Dziewczyny moje Drogie bardzo, ale to bardzo chciałabym Wam podziękować za nominację do Liebster Award. Jest mi strasznie miło, że podoba Wam się moje opowiadanie. Niestety nie mam czasu, żeby na te pytania odpowiadać :( Może kiedyś się zbiorę, ale nie wiem kiedy to nastąpi.


  <---- Victoria

Taak! Mamy Finał! :D Moje nowe ulubione zdjęcie Marco :D 


Z okazji zbliżających się świąt chciałabym Wam życzyć, aby były one wesołe. Mokrego dyngusa i duuużo jedzonka :D ;***

Do piątku ;**

7 komentarzy:

  1. Jakie to słodkie *__* Widać że Marco strasznie zależy na Ann ;) Bardzo stara się żeby jej zaimponować ;*
    Mam nadzieję że powrót siostry Ann nie namiesza w jej życiu ;D
    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No rewelacja po prostu :D
    Uwielbiam twojego bloga.
    I bardzo mnie wkurza Vicki .-,-
    Czekam na nn. :)

    Nominuję cię do Liebster Award :)
    Zapraszam do siebie. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo.. myślałam, że piątek to już miejsca nie będzie miał. Rozdział jak zawsze genialny. Coś mi ta Victoria specjalnie do gustu nie przypadła... I jeszcze ten sen. Ugh!
    Rozdział jak zawsze genialnie, genialny!

    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty uważasz, że w tym rozdziale wieje nudą?! Przecież tyle tu się dzieje!
    Przede wszystkim jestem w szoku, że Ann ma siostrę! Coś czuję, że przez jej powrót będzie więcej zamieszania. I ten straszny sen.. Widać, że do świadomości Ann powraca przeszłość i oby to nie zaszkodziło jej za bardzo. Poza tym ta Jess mnie tak irytuje! Grr -.-
    Odkurzacz lub mop na urodziny?! Hahaha, rozwalił mnie ten pomysł Marco :D ech faceci ;D
    Już nie mogę się doczekać meczu, na który pójdzie Ann. Oj, będzie się działo!
    I tak na koniec: niech ta Vicki szybko wyjedzie, bo można zwariować...

    Jednak fani Borussi umieją oczarować, co widać na ostatnim zdjęciu ;)
    Do piątku ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. hmmm dopiero tutaj trafiłam i musze przyznać że blog jest genialny <3 Na pewno bede tu czestym gościem......
    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ugh.. Vicki.. -,- Jak ona mnie zaczyna denerwować.. -,-
    Marco.. <3 Hhahahah jego pomysły.. :D
    Rozdział cudny ! ;*
    Czekam nn ! '<3
    Dodaj szybko !;**
    Buziaki.♥ :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominuję do Liebster Award. :D Więcej info. u mnie :
    http://miloscjestwnaszychsercach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń