piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 15

Nadeszła sobota. Dzień meczu. Czekałam na moją przyjaciółkę przyodziana w koszulkę Reusa. Przypomniała mi się chwila, gdy zaproponowałam jej wspólne wyjście na mecz. 
- Cześć Bonn. Masz jakieś plany na sobotę ? - podeszłam do niej w szkole.
- Ehh. - westchnęła tylko.
- Eii co jest? - zaniepokoiłam się.
- Chciałam iść w sobotę na mecz, bo wiesz to Bayern, więc bardzo chciałam kibicować chłopakom... Erikowi... Ale już nie było biletów. - wyjaśniła niemalże zrozpaczona dziewczyna. - Moje jedyne plany na sobotę to rozpaczanie nad tym. Nigdzie mnie nie wyciągniesz. - dodała.
- Ehh. No to trudno. Zapytam taty czy nie poszedłby ze mną na mecz. - udałam smutek.
Bonnie podniosła na mnie zdziwiona wzrok i patrzyła przez chwilę.
- Że co proszę? Masz bilety ! Ale skąd?! - niemalże wykrzykiwała pytania.
- Dostałam dwa od Marco. No nic idę dzwonić do taty, żeby nie robił na sobotę żadnych planów. - wyjaśniłam po czym wstałam i zaczęłam od niej się oddalać.
- Ann Hofmann ani kroku dalej! - zarządziła. 
Stałam do niej tyłem z uśmiechem i czekałam, aż do mnie podejdzie.
- Tak? Co się stało? - zapytałam przybierając poważny wyraz twarzy.
- Nie udawaj Hofmann. - spojrzała na mnie groźnym wzrokiem. - Idę z Tobą na ten mecz.
- Ale mówiłaś, że masz inne plany.
- Nieaktualne. W sobotę jestem wolna. - odpowiedziała i wyszczerzyła się do mnie.
Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z zamyśleń. Po otworzeniu zobaczyłam moją przyjaciółkę uśmiechniętą od ucha do ucha. Widząc ją stanęłam jak wryta, a po chwili czym prędzej dotknęłam jej czoła.
- Ann co Ty wyprawiasz? - zapytała zdziwiona.
- Sprawdzam czy nie masz gorączki. - odpowiedziałam.
- A dlaczego? 
- Nie no temperatura wydaje się normalna. - rzekłam zabierając dłoń z jej czoła. - A no dlatego, że wyglądasz jak nienormalna! Ta wielka łapka to Ci potrzebna?! Ta wuwuzela też jest konieczna?! 
- To są bardzo ważne elementy na mecz! - broniła się.
- No chyba nie! Koszulka i szalik Ci w zupełności wystarczą. - odpowiedziałam i wyrwałam jej z ręki gadżety rzucając je w przedpokoju i wychodząc na zewnątrz.
- No ei! Oddaj mi to! - gorączkowała się.
- A w życiu! Oddam Ci po meczu. A teraz chodź. - odpowiedziałam jej i ruszyłam przed siebie.
Bonnie coś burknęła po ciuchu i ruszyła za mną obrażona. Po chwili zwolniłam kroku i zrównałam się z nią.
- Jeszcze jesteś na mnie zła? - zapytałam obijając się o jej bok.
- Tylko i wyłącznie z tego względu iż to dzięki Tobie idę na mecz to masz szczęście i nie jestem już zła. - odpowiedziała i się wyszczerzyła do mnie.
- Uff to dobrze. Widzę, że koszulka Durma się prezentuje. Czyżby to coś poważnego? - zapytałam i uniosłam brwi.
- Ty w Reusa też wyglądasz niczego sobie. - odpowiedziała próbując uniknąć tematu.
- Kochana ja i Marco to jesteśmy na innym etapie niż Ty i Erik, więc mnie nie wymanewrujesz. Opowiadaj jak to jest. 
- Jeju no co mam Ci powiedzieć? Tak podoba mi się! Podoba i to cholernie. Chyba się nawet zakochałam! Ale nie wiem czego oczekuje Erik. Ciężko z jego zachowania wywnioskować cokolwiek. - wyżaliła się.
- A powiedziałaś mu o tym? 
- Czyś Ty zgłupiała?! Niby co mu powiem? 'Hej Erik chyba Cię kocham. A Ty mnie?' - mówiła wymachując rękoma.
- No coś w tym stylu. - odpowiedziałam patrząc na nią.
- Hofmann serio? - spojrzała na mnie wzrokiem pt. Are you fucking kidding me?!
- Po prostu spotkacie się gdzieś i pogadacie o tym. Wtedy będziesz wiedziała na czym stoisz. Chociaż jestem pewna, że Erik czuje to samo, ale tak jak Ty mośku boi się poruszyć ten temat myśląc, że Ty nic do niego nie czujesz. - odpowiedziałam i ją przytuliłam.
- Ty to wiesz jak pomóc człowiekowi. - odpowiedziała z lekką ironią w głosie i się zaśmiała.
- No ba! Jestem w tym najlepsza! - powiedziałam i wybuchnęłyśmy śmiechem.
Byłyśmy już przed Singal Iduna Parkiem. Weszłyśmy do środka, gdzie już było sporo kibiców i odszukałyśmy swoje miejsca. Mecz zaczął się punktualnie o 18.30. W początkowej fazie nie układał się pomyślnie Borussi. Już w 20 minucie piłkę w siatce umieścił Ribey. Jednak Bawarczycy nie cieszyli się długo zdobytą bramką, gdyż 5 minut później do wyrównania po rzucie rożnym doprowadził Hummels. Jednak los przechylił szale na korzyść Bayernu. W 44 minucie jeden z piłkarzy Bayernu upadł w polu karnym rzekomo popychany przez Großkreutza. Karnego dla przeciwników wykonywał Ribery. Na przerwę Pszczółki schodziły z jednopunktową stratą.
- Czy ten sędzia jest ślepy! No gdzie tam był karny! Jak tam był karny to ja Matką Teresą jestem! - wydzierała się na cały głos Bonnie.
- Uspokój się. Jest jeszcze druga połowa. - próbowałam ją jakoś ostudzić.
- Uspokoić się?! Czy Ty oglądasz ten sam mecz co ja?! Jak mam być spokojna kiedy taki ciul, a nie sędzia dyktuje karnego, którego sobie uroił! 
- Jesteś niemożliwa. - podsumowałam ją i wywróciłam oczami.
- Ja jestem niemożliwa? To te marne aktorzyny w Bayernie są niemożliwi! Oscar im wszystkim się należy, za komedie roku! - krzyczała i wymachiwała rękoma. Wolałam się trochę odsunąć, żeby nie oberwać w twarz.
Po 15 minutach na boisku zaczęli pojawiać się gracze. Rozpoczęła się druga połowa. Nie obyło się bez nerwów, gdyż Bayern Monachium o mały włos nie podwyższył przewagi nad Borussen. Borussia wyszła z szybką kontrą i chwilę później do wyrównania doprowadził Aubameyang po podaniu Erika. Zadowolenie mojej przyjaciółki nie miało końca. 
- Jeszcze 30 min. To dużo czasu. Chłopaki dają radę. - pocieszała się moja przyjaciółka. - No gdzie podajesz debilu! - krzyknęła po złym podaniu jednego z Borussen.
Ja tylko w ciszy przyglądałam się jej chwilowym napadom furii nie chcąc się zbytnio narażać. 
Patrzę na zegar odmierzający czas do końca i widzę 89 minutę, a wynik nadal ten sam 2:2... Kibice Borussi jak i sami zawodnicy zaczynają odczuwać napływający z każdą sekundą stres. Trybuna Południowa jak tylko może dopinguje swoich zawodników. Nagle idealne podanie otrzymuje Piszczek, który mknie przed siebie ile tylko sił. Tuż przed polem karnym zatrzymuje się, gdyż nie ma żadnego z zawodników żółto-czarnych. Po chwili zza jego pleców wybiega Marco Reus, który to przedziera się przed dwóch zawodników Bayernu i otrzymuje piłkę od Piszczka. Marco staje sam na sam z bramkarzem. Nie pozostaje mu nic innego jak tylko oddać idealny strzał i zapewnić swojej drużynie zwycięstwo. Kibice BVB zamarli. Po chwili z głośników słychać krzyk spikera.
- GOOOOOOOOOOLLLLLLLL !!!! MARCOOOO REUSS !!!
Cały stadion szaleje ze szczęścia. Marco podbiega w stronę trybun do miejsca w którym siedzę i tworzy z dłoni serce, które skierowane jest do mnie. Po chwili na blondyna rzucają się szczęśliwi koledzy z drużyny. Z niecierpliwieniem czekamy na to aż sędzia zakończy mecz. I oto rozlega się gwizdek kończący. Stadion szaleje ze szczęścia i my z Bonnie również. Szczęśliwi piłkarze podchodzą do Żółto-Czarnej Ściany i celebrują swoje zwycięstwo razem z kibicami. Z kolei piłkarze Bayernu opuszczają boisko ze spuszczonymi głowami.

~Marco~

Szczęśliwi schodziliśmy do szatni śpiewając klubowe piosenki. Po drodze natknęliśmy się na Mario.
- Chciałem wam pogratulować. - uśmiechnął się do nas. - Zasłużyliście na wygraną. 
- Dzięki stary. - odpowiedział Nuri i poklepał go po ramieniu.
Uśmiechnąłem się tylko do niego i wszedłem do naszej szatni. Po 30 minutach odświeżony opuściłem szatnię zostałem zaczepiony przez kilku dziennikarzy.
- Marco jesteś dzisiaj bohaterem meczu. - rozpoczął dziennikarz. - Jak się czujesz bo golu, który dał zwycięstwo Twojej drużynie?
- Takie gole na pewno bardzo cieszą, ale prawda jest taka że gdyby nie gra całej drużyny tego gola bym nie zdobył. - odpowiedziałem uśmiechając się.
- A gest który uczyniłeś w stronę trybuny. Zadedykowałeś tą bramkę komuś szczególnemu? - dociekał mężczyzna.
- Tak. Zadedykowałem tą bramkę najważniejszej kobiecie w moim życiu. - odpowiedziałem nie chcąc zdradzać więcej. - Dziękuję za wywiad. - zakończyłem szybko i odszedłem.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Ann.
- No hej. - usłyszałem głos dziewczyny.
- Gdzie jesteś? - zapytałem.
- Czekam na Ciebie przed stadionem.
- To skieruj się na parking i poczekaj przy moim samochodzie. Ja za chwilę tam będę. 
- Ok. - odpowiedziała mi i się rozłączyła.
Na parking dotarłem po 5 minutach. Ann wraz z Bonnie czekały już na mnie.
- Noo i oto idzie nasz bohater. - zaczęła z uśmiechem dziewczyna. - Dziękuję za serduszko. - dodała i złożyła na mych ustach gorący pocałunek.
- EHEM. - odchrząknęła głośno Bonnie na co Ann i ja się zaśmialiśmy.
- Nie ma za co. - odpowiedziałem, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Ja wiem, że się kochacie itd. no ale błagam nie przy ludziach. - rzekła w żartach dziewczyna. - Dzięki Marco za uratowanie meczu. - dodała i puściła mi oczko.
- I dzięki za uratowanie mnie. - włączyła się Ann. - Wiesz co ona wyprawiała podczas meczu? - zapytała z rozpaczą w głosie wskazując na przyjaciółkę.
- Może wolę nie wiedzieć. - odpowiedziałem i się zaśmiałem.
- Aa tam Ann wyolbrzymia. - wywróciła oczami.
- To co robimy? - zmieniła temat moja dziewczyna.
- Chcecie gdzieś jechać? Jakaś impreza? - zapytałem.
- Ja się umówiłam z Erikiem, więc możecie jechać. Zaczekam tu na niego. - wyjaśniła Bonn.
- Aa no to trzeba było tak od razu. - odpowiedziała blondynka. - Pamiętaj wiesz o czym. - dodała tajemniczo.
- Tak, tak postaram się. - odpowiedziała jej przyjaciółka machając ręką.
- Mówię poważnie. - odezwała się Ann.
- Do zobaczenia w poniedziałek w szkole. Cześć Marco. - zmieniła temat odchodząc od nas.
- Cześć. - odpowiedziałem i otworzyłem drzwi Ann.
- O co chodzi? - zapytałem, gdy również znalazłem się w samochodzie.
- Za dużo chciałbyś kochanie wiedzieć. - zmierzwiła mi włosy uśmiechając się. - Gdzie mnie zabierasz? - zmieniła temat.
- Do mnie. - odpowiedziałem zapalając auto.
- Do Ciebie? 
- Tak zapraszam Cię do mnie na kolację. Tylko po drodze musimy zrobić zakupy. 
- Aa czyli sami będziemy gotować. Brzmi świetnie. 
Kupiliśmy potrzebne składniki i po 30 minutach dotarliśmy do mojego domu.
- No, no Reus. Domyślałam się, że masz duży dom, ale żeby aż tak to nie spodziewałabym sie. - zaśmiała się wychodząc z auta.
- Mam rozumieć, że Ci się podoba? - zapytałem obejmując ją.
- Jak najbardziej. Ale nie jest za duży dla jednej osoby? - spojrzała na mnie.
- Nie, uważam, iż jest w sam raz. - odpowiedziałem i zacząłem się śmiać. - Zapraszam do środka. - dodałem otwierając przed dziewczyną drzwi.
Skierowaliśmy się do kuchni i wypakowaliśmy produkty na naszą kolację. Posiłek po godzinie był już gotowy.
- Marco nakryj do stołu, a ja to jeszcze doprawię. - zarządziła Ann.
- Dobrze. Wino białe czy czerwone? 
- Czerwone. - uśmiechnęła się do mnie.
Po zjedzonej kolacji udaliśmy się do salonu.
- Teraz jakiś film? - zapytałem dolewając nam wina.
- Chyba nie zdążymy. Za chwilę powinnam wracać do domu. - odpowiedziała.
- Jak to? - zdziwiłem się. - Myślałem, że zostaniesz na noc. 
- To chyba nie jest dobry pomysł.
- No proszę. Nie daj się dłużej namawiać. Taki miły wieczór mamy. - uśmiechnąłem się do niej i zrobiłem maślane oczy.
- Grr Reus Ty i to Twoje cholerne spojrzenie. - powiedziała. - Idę zadzwonić do rodziców, a Ty wybierz film.
- Kocham Cię! - uradowany pocałowałem ją w policzek.
Ann wyszła do kuchni a ja przeglądałem filmy.
- Horror? Serio? - zapytała mnie, gdy wróciła do salonu.
- Nic ciekawszego nie znalazłem. - uśmiechnąłem się.
Taa nie znalazłeś. Reus niezły bajerant z Ciebie jest - zaśmiałem się w myślach.
- Weź no to wyłącz, bo nudny ten horror. - odezwała się po godzinie znudzona Ann.
- Nie boisz się w ogóle? - zapytałem zdziwiony.
- Czego niby? Tej sztucznej krwi i tony efektów specjalnych? Ojj Reus Twój plan nie wypalił. - odpowiedziała i mnie pocałowała.
Pogłębiłem jej pocałunek kładąc ją na sofie. Składałem na jej ciele coraz śmielsze pocałunki. Jedna dłoń spoczywała na jej policzku, a druga błądziła po jej idealnym ciele.
- Marco nie. - zaprotestowała wyrywając się z uścisku.
- Dlaczego? Co się stało? - zapytałem.
- Nie czuję się gotowa. - wyjaśniła.
- Ale... - zacząłem mówić, lecz Ann mi przerwała.
- Tak wiem, że wtedy w klubie gdy się spotkaliśmy spędziliśmy noc. Ale byliśmy pijani i. - ucięła.
- I? Ann o co chodzi? - zapytałem, gdy nic nie mówiła.
- Boże zabrzmi to dziwnie, ale muszę to powiedzieć. Marco byłeś moim pierwszym facetem, z którym to zrobiłam. - odpowiedziała zakrywając twarz dłońmi.
- Ty... nigdy... wcześniej... nie...? - dukałem zdziwiony.
- Nie, nigdy wcześniej nie uprawiałam seksu. Takie to dziwne? - zapytała z wyrzutem. 
- Nie, nie skąd. To jest raczej zadziwiające. 
- Mówiłam Ci, że jestem dziwna. - zaśmiała się.
- I za to Cię kocham. - odpowiedziałem i pocałowałem ją w skroń. - Jeśli nie czujesz się gotowa to ok rozumiem to i nie będę Cię namawiał. Ale spać w jednym łóżku możemy? - zapytałem.
- Jeśli będziesz miał łapki przy sobie to tak. - odpowiedziała i dźgnęła mnie w bok. - Ale musisz mi użyczyć jakiejś koszulki i spodenek.
- Już sie robi. - odpowiedziałem i ruszyliśmy do mojej sypialni. - Łazienka jest tam. - powiedziałem, gdy znalazłem już odpowiednie ubranie dla dziewczyny.

~Ann~

Wstając spojrzałam na niego jeszcze zaspanymi oczami, w za dużej koszulce, z rozmazanym makijażem i rozwalonymi od spania włosami. On przyglądał mi się przez chwilę z fascynacją.
- Śliczna jesteś wiesz?! - zapytał mnie uśmiechając się.
- Co chcesz Reus? - zapytałam podejrzliwie na niego patrząc.
- Nic. Mówię Ci, że jesteś śliczna. - odpowiedział i rzucił się na mnie łaskocząc mnie.
- Aaa Marco puść mnie! No puszczaj! - krzyczałam zanosząc się ze śmiechu.
- Ooo nie, nie. Tak łatwo Ci nie pójdzie. - nie przestawał mnie łaskotać.
- Zrobię wszystko tylko przestań.
- Poproszę jajecznicę i świeżą kawę. - rzekłem.
- Ok! Ale przestań. - krzyczałam. Marco w momencie przestał mnie łaskotać.
Wstałam i ruszyłam do łazienki zabierając wczorajsze ciuchy. Dobrze, że pod koszulką Borussi miałam białą bokserkę - pomyślałam.
- Reus wiem, że się gapisz na mój tyłek. - powiedziałam czując na sobie wzrok blondyna.
- No ale co ja zrobię jak on tak seksownie wygląda w moich spodenkach? - zapytał z rozpaczą w głosie.
- Weź wyjdź! - odpowiedziałam w żartach i weszłam do łazienki.
Po 5 minutach wyszłam ubrana w moje ciuchy. Marco nie było w pokoju. Zeszłam do kuchni i zobaczyłam blondyna szykującego śniadanie.
- Ei. Ja miałam zrobić. - oburzyłam się.
- Ale Cię uprzedziłem. - pokazał mi język. - Proszę nalej sobie kawy, jajecznica za chwilę będzie.
Zjedliśmy śniadanie i stwierdziliśmy z Marco, że wybierzemy się do centrum handlowego. Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Chodziliśmy od sklepu do sklepu co jakiś czas przymierzając różne ubrania. 
- Marco proszę Cię przynieś mi tamten szary sweter. - powiedziałam, gdy byliśmy w jednym ze sklepów.
- Który? 
- No jest tam na wieszaku. Pójdziesz prosto i zobaczysz. - wyjaśniłam.
- Ale ja tam nic nie widzę. 
- No idź tam to zobaczysz. - zaczynałam powoli tracić cierpliwość.
Blondyn westchnął i poszedł we wskazanym przeze mnie kierunku. Ja weszłam ponownie do przymierzalni mierząc inne rzeczy. 
- Otwórz przyniosłem Ci. 
- Marco czy ja mówię w jakimś niezrozumiałym języku?! Prosiłam o SZARY, a nie o BIAŁY! - wybuchłam.
- Kazałaś mi iść prosto i tak zrobiłem, a tam były tylko takie! - bronił się. 
- Aa na was facetów to w ogóle nie można liczyć! - zdenerwowana wyszłam z przebieralni i ruszyłam do wyjścia ze sklepu.
- No Ann nie denerwuj się. Przecież nie zrobiłem tego specjalnie. - biegł za mną.
Nie odpowiadałam mu nic. 
- Odwieziesz mnie do domu? Czy mam wracać autobusem? - zapytałam.
- Nie wygłupiaj się. Odwiozę Cię.
Ruszyliśmy do samochodu chłopaka nie odzywając się do siebie. Drogę do mojego domu też przebyliśmy w ciszy.
- Ann no o taką głupotę będziesz się złościć. - zaczął Marco, gdy byliśmy pod moim domem. - Pięknie się złościsz, ale no weź no już mi odpuść. - zaśmiał się.
- Reus nie przeginaj. - powiedziałam poważnym tonem.
- Ok, ok. No ale nie gniewaj się już. - zbliżył się do mnie i dał buziaka w policzek.
- No dobra nie gniewam się już. - odpowiedziałam. - Ale muszę już iść, bo cały dzień mnie w domu nie było. Nie chce, żeby rodzice mieli do mnie pretensje. - dodałam.
- Jasne, rozumiem. To widzimy się jutro. - odpowiedział.
- Zdzwonimy się. - dodałam. Pocałowaliśmy się i opuściłam samochód chłopaka.
________________________

No to jestem z 15 :) Powiem Wam nieskromnie, że bardzo podoba mi się opis meczu :D No ale w sumie Wy to same ocenicie czy wyszło to jakoś czy nie :D 

Po raz drugi dziękuję za nominację do Liebster Award, ale niestety nie mam na to czasu choć bardzo bym chciała :(





Do następnego ;*





5 komentarzy:

  1. Haha, Ann wie jak poprawić humor przyjaciółce :D
    Opis meczu rzeczywiście fenomenalny! Sama bym tak nie napisała. Masz talent, aż miło się czyta :)
    Hahahaha, reakcje Bonnie podczas meczu wymiatają! Normalnie jakbym widziała siebie przed telewizorem :D
    No i oczywiście wygrana Borussii, jakżeby inaczej!
    Hm, niby to nic takiego, że Marco powiedział mediom o ''najważniejszej kobiecie w jego życiu", ale znając życie to teraz będą próbować odkryć kim ona jest... Obym się myliła!
    Co do ostatniej sceny - my kobiety i nasze humorki :D Jak on mógł podać nie ten sweter?!

    Rozdział jak zawsze rewelacyjny, czekam na następny <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypadkowo trafiłam na Twojego bloga i muszę stwierdzić iż jest genialny. Nadrobiłam zaległości i czekam na następny rozdział. Tak opis meczu wyszedł Ci fantastycznie Bonnie jest genialna ja bym się z nią bała iść na mecz :D A Marco słodziak <3 też bym chciała żeby mi zadedykował bramkę. Ale jak można się na niego obrażać za sweterek? W wolnej chwili zapraszam na mojego bloga :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahhhh ten Marco bohater <3 Rozdział jest cudowny... Dziwią mnie trochę te "humorki" Ann.... to jest ... no nie wiem po prostu dziwne...
    Czekam na nn.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ale to bardzo wspanialy rozdział :)
    podoba mi sie :D

    juz na trzecim blogu pisze o tym ale jestem ciekawa Marco nic nie potwierdza ale jestem na 100 % pewna ze Marco i Caro sa razem.znalazlam zdj z urodzin Caro

    http://instagram.com/p/mbV00ji_tz/#

    OdpowiedzUsuń
  5. Uhuhu. :D Nie wiem dlaczego ale denerwują mnie humorki Ann. :) No ale co poradzić jak takie są dziewczyny. Za to Marco jest taki kochaniutki. Czekam na nn. :)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń