- Ja pana znam. - odezwał się mój tata. - To z panem widziałem niedawno moją córkę. O co tu chodzi?
- To państwo o niczym nie wiecie? - zapytał zdziwiony. - Vicki nie powiedziałaś im? - zwrócił się do mojej siostry.
- Przepraszam, ale nie wiem o czym pan mówi. - odezwała się Vicki. - Tato to jest mój były szef. - dodała zdenerwowanym głosem.
- O czym nie wiemy? - tata zignorował wypowiedź mojej siostry.
Mama zajęła miejsce na krześle obok mnie po czym zerknęłyśmy na siebie nie rozumiejąc nic z zaistniałej sytuacji.
- Nie udawaj, że nie wiesz! - uniósł się mężczyzna co mnie zdziwiło, bo do tej pory był bardzo opanowany. - To było też moje dziecko!
- Dziecko? - zapytała zdziwiona mama.
- Jakie dziecko? - odezwałam się zaraz po mamie patrząc na Victorię, która w momencie zrobiła się blada jak ściana.
- Nnie ssłuchajcie ggo. - jąkała się zdenerwowana Victoria. - To ssą jakieś brednie.
- Nie miałaś prawa tego robić!
- Proszę nie krzyczeć na moją córkę, w moim domu! - krzyknął tata. - Vicki powiesz czy to prawda co mówi ten pan? - spojrzał na brunetkę.
Nie przypuszczałam, że cała ta sytuacja przybierze taki obrót. Na początku byłam przekonana, że Victoria zrobiła jakąś głupotę, która da mi wewnętrzną satysfakcję, ale dowiedziawszy się o tym, że moja siostra była w ciąży i zabiła własne dziecko sama nie wiem co poczułam. Żal w stosunku do niej i jej sytuacji, czy złość, że była w stanie usunąć ciążę.
- Victoria odpowiedz mi. - ponownie odezwał się tata.
Spojrzałam na moją mamę i zobaczyłam w jej oczach smutek i łzy. Chcąc dodać jej odrobinę otuchy złapałam ją na dłonie i mocno je ścisnęłam. Odwzajemniła mój gest nawet na mnie nie patrząc.
- Tak byłam w ciąży! I tak usunęłam to dziecko! - wykrzyczała przez łzy.
- To było jego dziecko?! - krzyknął tata.
- Kochanie uspokój się. Krzyk nic nie pomoże. - odezwała się mama chcąc złagodzić trochę jego złość.
- Odpowiedz mi czy to było jego dziecko?! - ponowił pytanie do Victorii.
- Tak. - odpowiedziała cicho patrząc w podłogę.
- Ty sukinsynie! - krzyknął tata i ruszył w stronę Smitha. - Jak mogłeś to zrobić mojej córce! Przecież ona jest od Ciebie dwa razy młodsza! - próbował go uderzyć, lecz w porę dobiegłyśmy z mamą i go powstrzymałyśmy.
- Lepiej będzie jak pan już pójdzie. - zwróciłam się do mężczyzny i wskazałam na drzwi.
- Victoria chce Ci tylko powiedzieć, że nie kłamałem mówiąc, że odejdę od żony. Za tydzień mamy pierwszą rozprawę rozwodową. - powiedział spokojnie i ruszył do wyjścia.
Gdy były szef mojej siostry opuścił nasz dom ta zaczęła biec do swojego pokoju.
- A Ty dokąd?! Wracaj tu! - krzyknął tata i zaczął za nią iść.
- Ja z nią pójdę pogadać. - weszłam mu w drogę i go zatrzymałam.
Ruszyłam na górę. Zapukałam cicho po czym otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Victoria leżała tyłem do drzwi.
- Możemy pogadać? - zapytałam siadając na skraju łóżka.
Odpowiedziała mi głucha cisza.
- Vicki dlaczego to zrobiłaś? To było niczemu winne dziecko.
- Nie udawaj, że się tym przejmujesz. - powiedziała oschle. - Doskonale wiem, że w głębi siebie cieszysz się, że wszystko się wydało.
- Wcale tak nie jest. - mówiłam powoli. - Nie jestem tak perfidna jak Ty.
- No właśnie! Nie jesteś! Bo Ty jak zawsze jesteś tą dobrą i niewinną Ann! A ja jestem tą, która zabija własne dziecko! - wykrzyczała mi gniewnie. - Wyjdź z mojego pokoju! - dodała.
Nie odpowiedziałam jej nic tylko tak jak nakazała opuściłam pokój. Zeszłam na dół, gdzie byli moi rodzice.
- I jak? Co Ci powiedziała? - zapytała mama.
- Słyszeliście co mi powiedziała. Nie chce ze mną gadać. - odpowiedziałam obojętnie i ruszyłam w stronę drzwi.
- Nie zostajesz? - mama poszła za mną.
- Nie dzisiaj jeszcze nie. Musimy wszyscy po tym ochłonąć. - posłałam jej lekki uśmiech.
- A powiesz mi chociaż u kogo się zatrzymałaś?
- U Jake'a. Nie martw się o mnie. - powiedziałam i przytuliłam się do niej. - Muszę już iść. Porozmawiamy jutro. - dodałam po czym wyszłam z domu.
~Marco~
- Siema młody. - powiedział do mnie pogodnie Kuba.
- Hej. Wszystko dobrze? - Łukasz jako jedyny zauważył mój podły nastrój.
- Bywało lepiej. Wchodźcie. - otworzyłem szerzej drzwi.
- No co Ty. - rzekł Kuba.
Spojrzałem na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Kuba wpadł na genialny pomysł pójścia do klubu. - wytłumaczył Piszczu przewracając oczami.
- Ale my jutro mamy trening. - powiedziałem pełen obaw.
- No dajcie spokój. Nie będziemy pili dużo. - zachęcał nas.
- Haha. Dobry żart. - powiedział z sarkazmem Łukasz.
- Ubieraj się Reus i chodź. - zarządził Błaszczu ignorując przyjaciela.
Tak jak powiedział tak też uczyniłem. Pod moim domem czekała taksówka, którą pojechaliśmy do klubu.
- Jak na środek tygodnia to sporo tu ludzi. - powiedziałem do Łukasza próbują przekrzyczeć muzykę.
- Tu zawsze tyle jest. - odpowiedział mi.
- Widać, że często tu bywasz. - zaśmiałem się.
- Tylko jak Kuba pokłóci się z Agą. Trzeba go mieć wtedy na oku. - wyjaśnił i stanęliśmy przy barze.
Kuba na początek zamówił nam po kieliszku wódki.
- Co się dzisiaj stało, że trener wysłał Cię do domu? - zapytał Błaszczykowski, gdy wypiliśmy nasz napój. - Pokłóciłeś się z Kloppem?
- Idioto. - podsumował Łukasz. - Przecież to o Ann chodzi. - wyjaśnił mu.
- Jeszcze się nie pogodziliście? - zapytał zdziwiony.
- Jak widać nie. - odpowiedziałem ponuro. - Jeszcze raz to samo poproszę. - zwróciłem się do barmana.
Po dwóch godzinach spędzonych w klubie dość mocno wstawieni postanowiliśmy wrócić do domu.
- Panowie wracamy pieszo. - powiedziałem, gdy staliśmy już przed budynkiem klubu.
- Marco Ciebie już do końca rozum opuścił. - odpowiedział Kuba stojąc w miejscu i kołysząc się jak na karuzeli.
- Tak, tak. Przez park będzie najszybciej. - rzekłem i ruszyłem chwiejnym krokiem przed siebie.
- Halo, halo Reus do Twojego domu to w drugą stronę. - powiedział Piszczek, który chyba oszukiwał w piciu z nami, bo wcale nie wyglądał na pijanego.
- Aa tak masz pan rację. - podniosłem dłoń do góry i zawróciłem robiąc przy tym wielkie koło.
Wyprzedziłem chłopaków. Szli za mną i o coś się dochodzili. Zwolniłem tempa żeby się im przysłuchać.
- No co Ty gadasz Kuba. Przecież Arsenal lepszy.
- Niby dlaczego? - zapytał Jakub.
- No przecież Wojtuś tam gra. - wyjaśnił. - My kochamy Wojtusia. - rozczulał się nad swoim kolegą z reprezentacji.
- Oj Piszczu ja nie wiem co Ty piłeś, ale nie pij już tego więcej. - podsumował przyjaciela Błaszczykowski.
- Nie powiem kto tu prawie, że bełkocze. - odgryzł mu się. - A niby co jest lepszego w Realu Madryt?! No przedstaw swoje stanowisko.
- Przedstaw swoje co? - zapytał Błaszczykowski marszcząc czoło. - Zresztą nie ważne. Wracając do Realu. Przecież tam gra Cristiano Ronaldo! I on ma taki fajny żel do włosów.
- I tylko dlatego? - zapytał Łukasz przybierając poker face.
- Daj mi dokończyć! Ja Ci nie przeszkadzałem! - oburzył się. - No i on mi kiedyś po jednym meczu pożyczył ten żel. Chciałem mu go oddać, ale on powiedział 'No co Ty Kuba. Możesz go sobie zatrzymać. - gestykulował zmieniając ton głosu. - I wyobraź sobie ja ten żel jeszcze mam! - dokończył.
Zacząłem się śmiać, lecz gdy się na mnie spojrzeli udawałem, że przyglądam się drzewom.
- Już skończyłeś? - zapytał Piszczu.
- Tak. - odpowiedział mu krótko.
- To powiedz mi co ma ten żel wspólnego z Realem Madryt?
- No jak to co?! W Realu gra Cris i on używa tego żelu, więc jakbym ja tam był to byśmy go sobie pożyczali! Piszczek, ale Ty dzisiaj nie kumasz. - pokręcił głową z dezaprobatą.
- Całe życie z wariatami. - podsumował Łukasz.
- Ei chłopaki patrzcie! Wcale nie jestem taki pijany! Idę prosto po krawężniku. - krzyknąłem do nich chcąc odwrócić ich uwagę od debaty na temat klubów.
- Marco uspokój się, bo sobie jeszcze mogę złamiesz. - podbiegł do mnie Piszczek.
- Ja jestem lepszy! - krzyknął Kuba.
Odwróciliśmy się w jego stronę i zobaczyliśmy go spacerującego po ławce. Nie zastanawiając się poszedłem w jego ślady i wskoczyłem na drugą ławkę.
- Założę się, że nie wykrzyczysz na cały głos, że kochasz Ann. - powiedział zaczepnie mój przyjaciel.
- Kuba nie zachęcaj go! Jest środek nocy! - odezwał się najrozsądniejszy z naszej trójki.
- A ja założę się, że nie wykrzyczysz, że kochasz Agatę. - odpowiedziałem ignorując Piszcza.
- To co na trzy. - powiedział Kuba.
- To się źle skończy. - powiedział załamany Piszczek i usiadł na ławce, na której stałem.
- Jeden.
- Dwa. - rzekł Kuba.
- Trzy. - zakończyłem
- Kocham Ann!
- Kocham Agatę!
Krzyknęliśmy równo. Po chwili po naszych twarzach zaczęło świecić jakieś irytujące światło.
- Co jest? - zapytał Kuba patrząc w stronę dobiegającego światła.
- Dobry wieczór panom. Widzę, że dobrze się bawimy. - przed nami pojawili się dwaj policjanci.
- Proszę zejść z ławek. - odezwał się drugi.
Posłusznie zrobiliśmy to co nam kazali i stanęliśmy obok siebie.
- Uu widzę, że impreza się udała. No to my ją trochę przedłużymy i zapraszamy na komisariat.
- Komisariat? Ale panie władzo. Nie możemy tego tutaj jakoś załatwić? - mówił lekko poddenerwowany Piszczek.
Ja wraz z Kubą podśmiewaliśmy się po ciuchu z tego.
- Kolegom jest wesoło. Zapraszamy do auta. - powiedział i wskazał drogę.
- Mówiłem, że to się źle skończy! Mówiłem, to mnie olewaliście! - pieklił się Łukasz kierując się w stronę samochodu.
~Ann~
- Co się stało? Ann. Halo! Wróć do nas. - wyrwałam się z zamyśleń i spojrzałam na moją przyjaciółkę.
- Co? Coś mówiłaś? - zapytałam.
- Pytałam co się stało? Dogadałaś się wczoraj z rodzicami? - usiadła obok mnie na podłodze i oparła się o szafki.
Chwilę potem obok mnie pojawił się Fabian.
- Wszystko dobrze? Jake mówił, że jakaś taka przybita wróciłaś wczoraj do domu. - zapytał.
- Ze mną wszystko w porządku. Nie rozmawiałam wczoraj z rodzicami o naszej kłótni. Wydarzyło się coś... innego. - wyjaśniłam.
- A możemy wiedzieć co? - zapytał ostrożnie Fabi.
Opowiedziałam im o wizycie byłego szefa Victorii i o tym co ukrywała moja siostra.
- Vicki była w ciąży?! - wykrzyknęła Bonnie.
- A możesz trochę ciszej?! - zapytałam ze złością w głosie.
- Wybacz, ale to dla mnie szok. Jak ona mogła zrobić coś takiego?!
- Też się zastanawiam. Dlatego poszłam z nią wtedy pogadać.
- Ty? Po tym wszystkim co Ci zrobiła? - wtrącił Fabi.
- Ja nie jestem taka jak ona. Zraniła mnie i to bardzo, ale chciałam jej jakoś pomóc. Zrozumieć dlaczego to zrobiła - wyjaśniłam.
- I dało to coś?
- Wykrzyczała mi tylko co o mnie myśli i kazała wyjść z pokoju. - odpowiedziałam obojętnie.
- Wredna zołza. - podsumowała Bonnie.
- Po tym wyszłam z domu i nie wiem co się działo. Pewnie rodzice próbowali z nią pogadać. - wzruszyłam ramionami.
Fabian objął mnie ramieniem, aby dodać mi otuchy.
- A kiedy z nimi pogadasz? - zapytał.
- Dzisiaj po szkole pójdę może nam się uda. - odpowiedziałam uśmiechając się lekko.
- A państwo nie mają zamiaru udać się na lekcje? Już 5 minut po dzwonku. - nad nami stanęła nauczycielka ze srogim wyrazem twarzy.
Rzeczywiście korytarz wokół nas wiał pustkami. Byliśmy tak pogrążeni w rozmowie, że nawet nie usłyszeliśmy dzwonka na lekcje.
- Tak, tak już idziemy. - odpowiedział Fabi po czym szybko wstaliśmy chwyciliśmy nasze torby i pobiegliśmy szybko do klasy.
Wbiegliśmy do środka. Na szczęście naszej nauczycielki od języka niemieckiego jeszcze nie było. Odetchnęliśmy z ulgą i zajęliśmy nasze miejsca śmiejąc się.
- Jak to możliwe, że nie słyszeliśmy dzwonka? - zapytałam Bonnie.
- A no może dlatego, że byliśmy pochłonięci rozmową o... - dyskretnie zaalarmowałam moja przyjaciółkę, aby nie wygadała o czym rozmawialiśmy.
Jessica i jej niby przyjaciółki siedziały niedaleko nas. Doskonale słyszały o czym rozmawiamy. Nie mogłam pozwolić, aby dowiedziały się o ciąży Vicki.
- ... o stworku, który mieszka w mojej szafie. - dokończyła po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Cztery godziny później nasze lekcje dobiegły końca.
- Cholera. - rzekłam przeszukując moją torbę, gdy byłyśmy już z Bonnie przy wyjściu ze szkoły.
- Co się stało? - stanęła i zapytała.
- Zapomniałam moich notatek. A w poniedziałek mamy test. Poczekaj chwilę wrócę po nie. - odpowiedziałam i pobiegłam w stronę klasy, w której miałyśmy ostatnią lekcje.
Weszłam do pomieszczenia, w którym przebywał jeszcze nauczyciel.
- Ja tylko na moment. Zapomniałam notatek. - uśmiechnęłam się do pana Benzko.
- Czy to te? - zapytał miłym głosem.
- Tak właśnie te. - odpowiedziałam i zabrałam od niego moją zagubioną rzecz. - Dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedział.
Szłam szybkim krokiem do mojej przyjaciółki, gdy z jednej sali dobiegła do mnie głośna rozmowa. Przystanęłam starając się pozostać niezauważoną i słuchałam.
- Victoria jak to wyjeżdżasz?!
Victoria? - zapytałam się w myślach. A co ona tutaj robi?
- Muszę. Trochę się pewne sprawy pokomplikowały i muszę stąd wyjechać. - tłumaczyła moja siostra. - Ale sprawa z Marco jest załatwiona. Ann nie domyśla się, że to wszystko było zaplanowane i nic nie zaszło między mną a tą piłkarzyną. - powiedziała z sarkazmem.
- Czyli mam od Ciebie zielone światło? - zapytała Jessica.
- Jak najbardziej. Dobrze wiesz, że zrobiłam to dla Ciebie.
Słysząc o czym mówiła moja siostra nogi ugięły się pode mną i poczułam się słabo. A więc to wszystko było jednym wielkim kłamstwem! A ja nie wierzyłam ani Marco, ani Bonnie.
- Idiotka. - szepnęłam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę wyjścia.
- No nareszcie! Pisałaś na nowo te notatki czy co? - powiedziała Bonnie.
- Bonn ja nie wracam z Tobą. - powiedziałam i otworzyłam drzwi na zewnątrz.
- Ale Ann. Co jest grane? - wyszła za mną.
- Jestem cholerną idiotką! Miałaś rację. Obije mieliście rację! Marco jest niewinny. Muszę z nim pogadać. - odpowiedziałam i pobiegłam do autobusu stojącego już na przystanku.
Wsiadłam do niego i wyjęłam telefon z torebki. Wybrałam numer blondyna i czekałam, aż odbierze. Nie zdziwiło mnie to, że nie odebrał. W końcu ja też z nim nie chciałam gadać. Zaklęłam po cichu i schowałam telefon niecierpliwie tupiąc nogą. Droga na stadion dłużyła mi się niemiłosiernie. W końcu znalazłam się pod Iduną i ruszyłam w stronę boiska treningowego chłopaków. Doskonale wiedziałam, że o tej porze chłopaki trenują. Miałam więc nadzieję, że spotkam tam też Marco. Dotarłam tam, lecz nikogo nie zastałam. Kawałek dalej kilku piłkarzy rozmawiało z kibicami. Rozglądałam się czy nie ma tam Marco. Zauważyłam jedynie Piszczka. Podbiegłam do niego. Odeszliśmy kawałek dalej.
- Ann, a co Ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony.
- Muszę pogadać z Marco. Możesz go zawołać?
- Ale Marco dzisiaj nie ma na treningu. - wyjaśnił.
- Jak to go nie ma? - zdziwiłam się. - Stało się coś? - zapytałam ze strachem w oczach.
- Nic się nie stało. Po prostu nie był w stanie dzisiaj przyjść. - uśmiechnął się lekko.
- Zgaduję, że się wczoraj lekko zalał? - zapytałam.
- Lekko to za mało powiedziane. - puścił mi oczko. - Z Kubą zrobili sobie małe party w klubie, a potem wylądowaliśmy na komisariacie.
- Na komisariacie?! - wykrzyknęłam.
- Ciszej. Nikt nic nie wie. No z Kubą wykrzykiwali różne głupoty w nocy w parku i nas zgarnęli. Ale ugadałem się z policjantami i wszystko dobrze się skończyło.
- Czyli jest w domu?
- Jak go ostatnio odprowadzałem to tak.
- Dzięki wielkie. - powiedziałam i zaczęłam odchodzić.
- Poczekaj! - zatrzymał mnie Polak.
- Co jest?
- Dam Ci kluczę do jego domu. Zaczekaj tu. - powiedział i pobiegł w stronę szatni. Po chwili wrócił z kluczami Reusa i mi je dał.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko i odbiegłam od chłopaka.
10 minut później stałam pod domem chłopaka szukając w torebce kluczy, które dał mi Łukasz. Gdy znalazłam się w środku zastałam śpiącego blondyna na kanapie w salonie. Podeszłam do niego i lekko go szturchnęłam.
- Marco. Marco obudź się.
Jak mogłam się domyślić spał jak zabity. Westchnęłam i ruszyłam do kuchni zrobić sobie coś do picia, a przy okazji przyszykować jakiś środek na kaca dla Reusa.
~Marco~
Obudziłem się z niemiłosiernym bólem głowy. Powoli otworzyłem oczy przyzwyczajając je do nadmiernej ilości świata w pomieszczeniu. Miało być tylko kilka drinków Reus - skarciłem się w myślach. Sięgnąłem mój telefon, żeby zobaczyć godzinę.
- 14.30?! - zerwałem się na równe nogi co nie było dobrym pomysłem.
Na wyświetlaczu zobaczyłem kilka połączeń. Włączyłem pocztę głosową i odsłuchałem pierwszą wiadomość.
- Reus Ty i Błaszczykowski wisicie mi mega piwo! Oficjalnie zatruliście się jakimś składnikiem w pizzy, której ja z wami nie jadłem. Ale uprzedzam was, że to był ostatni raz. Nie mam zamiaru świecić za was oczami przed Kloppem ani przed policją. Zrozumiano?!
Policją? Jaką policją? Co się wczoraj wydarzyło? - zadawałem sam sobie mnóstwo pytań. Usłyszałem kroki dochodzące z kuchni. Po chwili w salonie zobaczyłem Ann. Zdziwiony patrzyłem na nią nie wiedząc co ona tutaj robi.
- Cześć. - powiedziała nieśmiało.
- Ann co Ty tutaj robisz? - zapytałem.
- Byłam na treningu i Łukasz mi dał klucze. Chyba nie masz mu tego za złe? - wyjaśniła.
- Nnie, nie mam.
- Chciałam z Tobą pogadać. Proszę tu masz tabletki i wodę. - powiedziała i podała mi to.
- Dziękuję. - odpowiedziałem połykając tabletkę i upijając duży łyk wody. - O czym? - zapytałem po chwili.
- Marco byłam idiotką, że Ci nie wierzyłam. Teraz wiem, że to wszystko nie było prawdą.
- Dlaczego tak nagle zmieniłaś zdanie? - zapytałem obojętnym tonem.
Blondynka spuściła głowę i milczała przez chwilę.
- Usłyszałam rozmowę Victorii z Jessicą. Ona to zrobiła, żeby Jess mogła z Tobą być.
- Dopiero jak usłyszałaś to od Victorii to dotarło do Ciebie, że to było kłamstwem. Dlaczego nie masz do mnie zaufania?
- Marco przepraszam Cię. Sam wiesz, że w moim życiu wydarzyło się sporo. Nie raz sparzyłam się ufając innym. Tym razem jest mi cholernie źle z tym, że uwierzyłam jej, a nie Tobie. Wybaczysz mi?
Przez chwilę milczałem myśląc nad słowami dziewczyny.
- Dobrze rozumiem Cię doskonale. To ja już sobie pójdę. Cześć. - powiedziała Ann i ruszyła w stronę drzwi.
- Zaczekaj. - odezwałem się podchodząc do dziewczyny, składając na jej ustach gorący pocałunek.
________________________
Przybywam z 20 :D Jak to zleciało już tyle rozdziałów :o Za pomysł do części tego rozdziału dziękuję Bogusi ;**
Do następnego ;*