piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 4

Nad jezioro dojechaliśmy po 20 minutach. Znajdowało się już tam sporo ludzi, a na środku grupka jakiś chłopaków rozpalała duże ognisko.
- Wow na prawdę tu jest świetnie. - powiedziałam do Bonnie.
- Mówiłem, że Ci się spodoba. - wtrącił się Fabian.
- Zawsze jesteś taki pewny siebie? - zapytałam pokazując mu język.
- Zawsze. - odpowiedziała ze śmiechem za niego Bonnie.
Po naszej szybkiej wymianie zdań ruszyliśmy w kierunku jeziora. Fabian przedstawił mnie grupce osób do której się dołączyliśmy, lecz nie jestem zbyt dobra w zapamiętywaniu tylu imion jednocześnie. Może z czasem zacznę ich kojarzyć. Do tego czasu pozostaje mi się tylko uśmiechać i odpowiadać starając się nie używać imion. Nagle usłyszałam głośną muzykę.
- Muzyka? - zapytałam Fabiana.
- A co Ty myślałaś, że bawimy się tu na sucho? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie roześmiany podrygując w rytm nieznanego mi utworu.
- Ale... jak? - zapytałam nie dowierzając.
- Jake ma sprzęt i zawsze oferuje się jako DJ. - wytłumaczył mi. - Chcesz piwo? - zapytał.
- Jasne może być.
- To poczekaj zaraz wracam. - odpowiedział i zniknął w tłumie ludzi.
- Bonnie powiedz mi od dawna znasz się z Fabianem? - zagadnęłam przyjaciółkę, która zakończyła rozmowę z jakąś blondynką.
- Jakby nie patrząc to całe życie. - zaśmiała się. - Od przedszkola jesteśmy w jednej klasie, poza tym nasi rodzice się przyjaźnią, więc spędzaliśmy z Fabianem i jego braćmi prawie każde wakacje.
- Fabi ma braci?
- Tak. Starszego Mario i młodszego Felixa. Wpadł Ci w oko prawda? - zapytała puszczając mi oczko.
- Czy Ty oszalałaś? Nie znam go prawie. Zresztą nie interesują mnie na razie związki. - szybko się wytłumaczyłam.
- A co Cię interesuje? Przelotny seks z nieznajomym? - zapytała nieświadoma tego jak źle to zabrzmiało i jak się w tym momencie poczułam.
- Tak mnie postrzegasz? Jak szmatę, która włazi do łóżka obcym facetom?!
- Ann... Nie to miałam na myśli... Nie chciałam, żebyś się tak poczuła. - tłumaczyła się.
- Ale tak się właśnie poczułam! - krzyknęłam. - Mówiłam Ci, że to był pierwszy raz i więcej bym tego nie zrobiła.
- Proszę Twoje piwo. Bonn dla Ciebie też mam. - Fabian podał nam po butelce schłodzonego napoju. - Wszystko ok? - zapytał widząc wyraźne napięcie między nami.
- Tak jak najbardziej. - odpowiedziałam nie patrząc na Bonnie. - Zatańczymy? - spojrzałam na Fabiana chcąc oszczędzić dodatkowych pytań. Chłopak tylko przytaknął i ruszyliśmy do miejsca, gdzie tańczyło już sporo ludzi.

~Marco~
Dotarłem na miejsce. Impreza już się rozkręciła na dobre. Mario czekał na mnie przy swoim samochodzie.
- No stary już myślałem, że Cię ta jędza...- rzuciłem przyjacielowi groźne spojrzenie. - To znaczy myślałem, że Cię Caro nie puści. - poprawił się nieco zmieszany.
- O dziwo nie było z nią problemu. - odpowiedziałem obojętnym głosem.
Zarzuciłem na głowę kaptur, aby jak najmniej osób mnie nie rozpoznało. Nie żeby popularność mi przeszkadzała po prostu czasami wolę być Marco Reusem - zwykłym dwudziestoczterolatkiem niż Marco Reusem - piłkarzem Borussi Dortmund. Mario oczywiście to nie przeszkadzało, więc nie ukrywał zbytnio swojej tożsamości. Poza tym ludzie tutaj i tak nas znają, więc mamy choć odrobinę prywatności. Ja jednak wolę się zbytnio nie wyróżniać. Podszedłem z moim przyjacielem do stołu, na którym znajdował się alkohol i sięgnęliśmy po butelki z piwem. Nim się odwróciłem Mario królował na parkiecie z jakąś dziewczyną. Zaśmiałem się i pociągnąłem łyk piwa.

~Ann~
Muszę przyznać, że Fabian jest dobrym tancerzem. Przetańczyliśmy razem 3 piosenki i całkiem wyczerpana usiadłam na ławeczce obok Bonnie.
- Ann ja Cię przepraszam. Na prawdę nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało. Proszę Cię, nie bądź na mnie zła.
- Już mi dawno przeszło. - odpowiedziałam uśmiechając się do niej. - Jesteśmy przyjaciółkami i nie warto się o takie nieporozumienia kłócić.
- Jesteś wspaniała! - uradowana objęła mnie na co ja się zaśmiałam.

~Marco~
Teraz to już Mario mi całkowicie zniknął z pola widzenia. A odwróciłem się tylko na moment!
- Hej nie widziałaś może Mario? - zapytałem jakąś dziewczynę stojącą najbliżej mnie.
- Przykro mi, ale nie. - odpowiedziała speszona co pewnie było spowodowane tym, że mnie rozpoznała.
Co za dureń z niego! Wiedziałem, że jest nienormalny, ale żeby aż tak? Zacząłem okręcać się wokół własnej osi wypatrując przyjaciela. Tylko jak w tym tłumie mam znaleźć tą małą kanalię?! Niech no tylko wpadnie w moje ręce.
- Raz, dwa... - usłyszałem nagle z głośników. - Słychać mnie dobrze? - udałem się w stronę dochodzącego głosu. - To dobrze. Chciałbym wam zaśpiewać piosenkę, którą dedykuję... - dotarłem do tłumu ludzi, którzy byli skierowani w stronę imitacji sceny, na której znajdował się sprzęt i kogo tam ujrzałem? Mojego przyjaciela we własnej osobie! - Mojemu najlepszemu przyjacielowi Marco. Jake możesz włączać.
Co on do cholery wyprawia? Kiedy zdążył doprowadzić się do takiego stanu? Z głośników usłyszałem znajomą muzykę, a mój przyjaciel starał się śpiewać.
- Baby, baby, baby oh
  Like
  Baby, baby, baby no
  Like
  Baby, baby, baby oh
  I througt you'd always be mine (mine).
Wszyscy, którzy się tam znajdowali włączając w to mnie nie mogli powstrzymać się ze śmiechu. Jednak po chwili się opanowałem i ruszyłem w stronę przyjaciela, aby go stamtąd zabrać. Wystarczająco się dzisiaj skompromitował więcej mu nie potrzeba. Oby to tylko nie trafiło do Internetu... Gdy zacząłem przeciskać się przez tłum ludzi miałem wrażenie, że przeszła obok mnie Ann. - moja tajemnicza brunetka, która od kilku dni nie potrafi opuścić moich myśli. Natychmiast ruszyłem za nią, próbując ją dogonić, lecz było to utrudnione przez tłum, który mnie spowalniał. Gdy już się z niego wydostałem zacząłem się rozglądać. Kawałek dalej stały dwie dziewczyny. Pewny, że to moja nieznajoma podszedłem do nich.
- Ann? - zapytałem i dotknąłem ramienia jednej z nich.
Dziewczyna powoli odwróciła się w moją stronę i ujrzałem jej twarz.
- Nie przykro mi. Jestem Samantha. - odpowiedziała uśmiechając się.
- Przepraszam. Myślałem, że jesteś moją znajomą. Nie chciałem wam przeszkodzić. - odpowiedziałem speszony i odszedłem.
Czy to możliwe, że przez ten cały czas ona tu była, a ja jej nie spotkałem? Niepocieszony ruszyłem w stronę sceny, aby zabrać stamtąd Mario.
- Dobra chłopaku, koniec tego podziękuj wszystkim i złaź stamtąd. - warknąłem na niego.
- Oo i oto on! Mój najlepszy przyjaciel Marco! - bełkotał do mikrofonu Mario.
- Fajnie, fajnie. Złaź stamtąd! Natychmiast! - poczułem się jak rodzic, który zabrania dziecku wspinać się wyżej po drabinkach w obawie, żeby nie spadło.
Mario chyba zrozumiał, że nie jest mi już do śmiechu, więc oddał mikrofon DJ-owi i podszedł do mnie.
- Stary wyluzuj. - poklepał mnie po ramieniu ledwo trzymając się na nogach. - To tylko wygłupy.
- Spoko. Powygłupiałeś się to teraz odwiozę Cię do domu.
- A co z moim autem?
- Trzeba było wcześniej o tym myśleć. Jutro po nie wrócisz, a teraz wsiadaj do auta i nie marudź.
Mario posłusznie wsiadł do mojego samochodu i ruszyłem w stronę jego domu.

~Ann~
Gadałam z Fabianem, Bonnie i jeśli dobrze pamiętam Olivią, gdy nagle usłyszeliśmy z głośników muzykę Justina Biebera... Jednak zamiast jego głosu dotarł do nas jakiś nieznany nam bełkot. Zdziwieni udaliśmy się w miejsce, w którym stała scena. Moja przyjaciółka nagle wybuchnęła śmiechem.
- Bonnie dobrze się czujesz? Znasz go? - zapytałam ją lekko zdezorientowana.
- Niestety, ale znam. - odpowiedziała i ponownie zaniosła się śmiechem.
- No to powiesz mi kto to jest?
- To jest... - mówiła w przerwach od śmiechu. - Haha to jest...brat Fabiana, Mario. - odpowiedziała ponownie wybuchając śmiechem.
- Serio?! - zapytałam wychylając się i spoglądając na Fabiana, który stał poważny obok Bonnie z miną jakby chciał kogoś zabić. - Fabi, nie denerwuj się, Twój brat ma bardzo ciekawą... - zatrzymałam się na moment. - Barwę głosu - dokończyłam i zaczęłam się znowu śmiać razem z Bonnie.
- Wiedziałem, że to nie będzie dobry pomysł, aby mu pisać o tej imprezie! - syknął wyraźnie zdenerwowany. - Idziecie, czy będziecie tak stały i się całą noc śmiały? - zwrócił się do nas.
- Fabi, no ale co Ty chcesz? Dobrze mu idzie. Nie wiedziałam, że jest takim dobrym piosenkarzem... Może powinien zastanowić się nad zmianą zawodu? - powiedziała Bonnie.
- Idziecie czy wracacie na nogach?! - zapytał dostatecznie zdenerwowany.
- Chodźmy Bonn, nie drażnijmy go lepiej. - rzekłam po ciuchu do przyjaciółki. - Idziemy. - dodałam głośniej i ruszyłyśmy za Fabianem.
Przecisnąć się przez ten tłum nie było łatwo, lecz innej drogi nie było, aby dostać się do samochodu Fabiana. W pewnej chwili miałam wrażenie, że ktoś mnie zawołał i ruszył za nami, ale nie miałam jak się odwrócić i sprawdzić. Gdy wydostaliśmy się ruszyliśmy biegiem do auta. Fabian biegł jakby go ktoś gonił, a my z Bonnie musiałyśmy dotrzymać mu kroku. Gdy nasza trójka była już w samochodzie mój przyjaciel ruszył z piskiem opon.

Następny dzień
Obudziłam się koło 10. Wstałam wykonałam poranne czynności i ubrana w krótkie spodenki i bokserkę zeszłam na dół do kuchni. Zastałam tam moich rodziców jedzących śniadanie.
- Wcześnie wczoraj wróciłaś. - rozpoczęła rozmowę moja mama.
- Aa tak to dlatego, że brat Fabiana wypił za dużo i zaczął śpiewać na scenie. - wyjaśniłam i zaczęłam się śmiać przypominając sobie owe wydarzenie. - Oh Fabian się na niego zdenerwował i chciał wcześniej wrócić, a to była moja i Bonnie jedyna forma powrotu. - dodałam widząc zdezorientowane spojrzenie rodziców.
- Widzę, że Fabian ma ciekawego brata. - rzekł poważnie tata.
- Na pewno nie może się z nim nudzić. - dodałam i zajęłam się jedzeniem śniadania.
Po skończonym posiłku udałam się do salonu i zaczęłam oglądać TV.

~Marco~
Byłem właśnie w drodze do mojego przyjaciela. Muszę go zawieźć nad jezioro, aby mógł zabrać swoje auto. Przy okazji chce z nim pogadać o tym kogo prawdopodobnie wczoraj widziałem. Zaparkowałem auto na podjeździe i ruszyłem w kierunku drzwi. Miałem już naciskać guzik dzwonka, ale usłyszałem krzyki dochodzące z środka. Otworzyłem więc drzwi i wszedłem do salonu państwa Götze.
- Ty jesteś nienormalny! - wydzierał się Fabian na Mario. - Wiesz jakiego mi obciachu narobiłeś?!
Wolałem na razie pozostać cichym obserwatorem zaistniałej kłótni.
- Ciszej młody. Łeb mi pęka. - wyszeptał Mario.
- I bardzo dobrze! Jak Ci się zachciało wygłupów po pijaku to teraz cierp! - miałem wrażenie, czy Fabian specjalnie zaczął jeszcze głośniej krzyczeć pochylony nad Mario?
- Chłopie daj spokój. To tylko wygłupy, a Ty się ciskasz jakbym Ci laskę odbił. - odpowiedział mu Mario próbując dosięgnąć butelkę wody. - Ei no! - uniósł się, gdy Fabian zabrał mu butelkę.
- Nie, nie, nie. Tak łatwo nie będzie. Dziewczyny mi teraz żyć nie dają to dzisiaj ja Tobie nie dam. - posłał w stronę brata ironiczny uśmieszek.
- Fabi nie znęcaj się, aż tak nad nim. - postanowiłem w końcu ujawnić moją obecność. - Nie widzisz, że on już wygląda jak siedem nieszczęść? - zaśmiałem się.
- Dzięki Marco, na Ciebie zawsze mogę liczyć. - mruknął Mario.
- A z resztą. - odrzekł Fabian rzucając w Mario butelką i ruszając na piętro.
- Nie ma za co. - rzuciłem rozsiadając się obok przyjaciela.
- Stary, aż tak źle było? - zapytał zakrywając twarz dłońmi.
- Na serio chcesz wiedzieć? - zapytałem ironicznie.
- Nie w sumie masz rację. Im mniej wiem tym lepiej.
- Widziałem ją nad tym jeziorem. - rzekłem do Mario zmieniając temat.
- Kogo? - zapytał spoglądając na mnie z grymasem na twarzy co było spowodowane zbyt dużą ilością światła w salonie.
- No Ann. To znaczy nie do końca mam pewność czy to ona, ale raczej tak. - wyjaśniłem.
- To nie poszedłeś za nią?
- Czy Ty mnie masz za kretyna? Oczywiście, że poszedłem! Ale to było w momencie, gdy Ty dawałeś swój popis wokalny na scenie i było ciężko się przecisnąć przez ten tłum. Gdy już mi się to udało zobaczyłem dwie dziewczyny. Byłem przekonany, że jedna z nich to Ann i podszedłem do nich. Ale okazało się, że to nie ona.
- No to może to znak, żebyś dał sobie z nią spokój?
- Sam już nie wiem... Może masz rację... To jest jak szukanie igły w stogu siana. - rzekłem podłamany.
- Mówiłem Ci od początku, że to jest nie realne żebyście się spotkali. - odpowiedział klepiąc mnie po ramieniu. - Idę wziąć szybki prysznic i możemy jechać? - zapytał wstając.
- Tak, tak jasne. Zaczekam tutaj. - odpowiedziałem mu.
Mario zniknął na górze i po 15 minutach wrócił odświeżony i w lepszym stanie niż był 30 minut temu. Wstałem z kanapy i ruszyliśmy w kierunku mojego samochodu.
________________________
Zostawiam Was z tym powyżej :)

Chciałabym podziękować za pomysł na scenę ze śpiewającym Mario, Madridistce i przy okazji zachęcić do poczytania jej bloga :) Link po lewej stronie :)

Pozdrawiam i do następnego ;*

4 komentarze:

  1. Mistrzowski rozdział, naprawdę! A już myślałam, że Ann i Marco się spotkają... Było tak blisko! Ech, nie pozostaje nic innego jak czekać na ciąg dalszy.
    I pozwól, że stwierdzę, iż pomysł pomysłem, ale ja tak dobrze bym tego nie opisała! ;**

    Życzę weny :D
    Wierna Czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski!:*
    Znowu się minęli... szkoda:(
    Do następnego!!!<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski rozdział ;*
    Szkoda że Ann i Marco się nie spotkali ;c
    Ale mam nadzieje że niedługo na siebie wpadną ;)
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest superr, bardzo się cieszę, że znalazłam to opowiadanie, wciągnęłam się w nie i od teraz na pewno bd tu często zagladać. pozdrawiam i zapraszam do siebie na :
    sport-aktywnosc-lifestyle.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń