- Fabi czy Ty dobrze się czujesz? Po co ściągasz mnie do siebie o 9 rano?! Przecież to jeszcze noc! - rzuciłam z wyrzutem wchodząc do salonu przyjaciela. - Cześć Bonnie. - powiedziałam, gdy ją zobaczyłam i zajęłam miejsce obok niej.
- Hej. Widzę, że impreza udana była. - zaśmiała się.
- No było fajnie. - odpowiedziałam krótko i położyłam głowę na barku mojej przyjaciółki zamykając oczy.
- Fabi o co chodzi? Co to za sprawa? - zwróciła się do niego Bonn.
- Nie wiem. To Mario coś wymyślił i kazał mi was ściągnąć. - wyjaśnił.
- Mario? - zdziwiona otworzyłam oczy i podniosłam głowę. - A co my mamy z tym wspólnego?
- Ann mówiłem, że nie wiem. Za niedługo powinien być to się dowiemy.
Drzwi do domu Götze otworzyły się, a po chwili w salonie pojawił się Marco. Wyglądał podobnie do mnie. Niczym żywy trup. Włosy w nieładzie, oczy podkrążone. No tak co się dziwić. W końcu wróciliśmy późno w nocy.
- Zabiję tą małą gnidę. - powiedział na wejściu. - Cześć wam. - podszedł do mnie i dał mi buziaka w policzek. To samo uczynił z Bonn. - Was też tu ściągnął? - zapytał siadając na fotelu.
- Jak widać. - odpowiedziała mu Bonnie.
- Już jesteśmy! - krzyknął Mario, trzaskając drzwiami wejściowymi. - Oo jesteście wszyscy. To dobrze. - pojawił się w salonie razem z Christine.
- Mario do rzeczy. - powiedział Marco.
- A tak już, już. Pomyśleliśmy z Christine... - zaczął mówić.
- Chciałeś chyba powiedzieć, że Christine pomyślała. - dogryzł mu blondyn.
- Reus przymknij się, bo wam nie powiem. - spojrzał na niego gniewnie.
- Ok, ok. - uniósł dłonie w geście zgody.
- Zostało wam jeszcze 2 tygodnie wakacji, ja we wtorek już wyjeżdżam, a Marco ma wolny weekend. Co wy na to, aby wybrać się do naszego domku nad wodą?
- Zgódźcie się. Będzie fajnie. - włączyła się Christine i uśmiechnęła się do nas.
- W sumie to nie jest głupi pomysł. - odezwał się Fabi. - Ja jestem na tak. A wy dziewczyny? - spojrzał na nas.
- Jak Ann się zgodzi to ja też. - uśmiechnęła się Bonnie.
- No to chyba nie mam wyjścia. - odpowiedziałam pokazując jej język.
- A Ty Marco? - zapytała Christine.
- W sumie może być ciekawie. Wchodzę w to. - odpowiedział.
- No to idealnie! - krzyknął uradowany Mario.
- To wszystko? - zapytałam. - Bo jeśli tak to chciałabym wrócić do siebie i jeszcze trochę sobie pospać.
- Zgadzam się z Ann. - Marco się do mnie uśmiechnął na co ja odpowiedziałam mu tym samym.
- Tak, tak. My z Christine wszystko załatwimy, wy nie musicie się niczym przejmować.
Po słowach Mario wstałam i ruszyłam do wyjścia. Bonnie dołączyła do mnie po chwili.
- Odprowadzę Cię do domu truposzu, bo jeszcze w jakieś drzewo przywalisz. - zaśmiała się.
- Dzięki. Na Ciebie i Twoją szczerość zawsze mogę liczyć.
- Wiem. No to mów jak było? Nie chciałam pytać przy Fabianie, bo dziwnie na to reaguje.
- Mówiłam, że fajnie. Poznałam kilku zawodników i ich partnerki i bawiliśmy się świetnie. Zaraz co masz na myśli, że dziwnie reaguje?
- No wczoraj jak wyszliśmy od Ciebie to był jakby zły czy coś. Może jest zazdrosny o Ciebie. - zaśmiała się.
Spojrzałam tylko na nią nic nie odpowiadając.
- Czekaj... Czy Fabi...? - zrobiła wielkie oczy nie kończąc swojego pytania.
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko. - odpowiedziałam jej szybko. - Bynajmniej tak mi się wydaje. - dodałam po chwili.
- Ale jak, gdzie, kiedy?! I dlaczego ja dowiaduje się dopiero teraz?! - zadawała zdziwiona pytania.
Zaczęłam opowiadać Bonnie o wyznaniu Fabiana i o naszych rozmowach.
- Teraz już rozumiesz, że nie jest mi łatwo w tej sytuacji. - zakończyłam w momencie, gdy znalazłyśmy się pod moim domem.
- Ciężka sprawa. Może mam z nim pogadać?
- Dzięki Bonnie, ale to raczej nic nie da. - odpowiedziałam, po czym pożegnałam się z nią buziakiem i ruszyłam do domu.
~Marco~
Nadszedł dzień wyjazdu. Mario dobrze to wymyślił. Może dzięki temu jeszcze bardziej zbliżę się do Ann. Już na tej imprezie odczułem, że zaczyna traktować mnie jak kogoś więcej niż przyjaciela.
Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłem do domu mojego przyjaciela. Stamtąd zabrałem Mario i Christine, a drugim autem pojechał Fabi z Ann i Bonnie. Po godzinie drogi i biadoleniu Mario dojechaliśmy na miejsce. Od mojej ostatniej wizyty tutaj nic się nie pozmieniało. Jezioro z pomostem i wszędzie dookoła las dodawały temu miejscu uroku.
- Pokoi wystarczy dla nas wszystkich. Proponuję iść i zanieść rzeczy i za 15 minut spotkamy się na pomoście. - powiedział Mario.
Wszyscy mu przytaknęliśmy i ruszyliśmy do środka. Zająłem pokój Mario, gdyż ten razem z Christine ulokowali się w pokoju rodziców mojego przyjaciela. Po 5 minutach dołączyłem do nich na pomoście.
- Reszty jeszcze nie ma? - zapytałem i usiadłem zanurzając nogi w wodzie.
- Skoro ich nie widzisz to chyba nie. - odpowiedział mi Mario.
Po chwili usłyszałem śmiechy. Odwróciłem głowę w kierunku, z którego dochodziły i zobaczyłem zmierzających do nas Fabiana, Ann i Bonnie. Nagle Fabi podniósł Ann, przerzucił ją sobie przez ramię i zaczął biec.
- Fabi! Puść mnie! Słyszysz! Postaw mnie! - krzyczała dziewczyna.
Fabian na jej nieszczęście ignorował protesty i dalej biegł w stronę wody.
- NIEE! - krzyknęła brunetka, lecz po chwili wylądowała w wodzie razem z młodym Götze.
- Bonn ona umie pływać? - zapytałem zaniepokojony.
- Spokojnie. Pływa lepiej ode mnie. - zaśmiała się.
Po chwili z wody wynurzyła się wściekła Ann, a po niej pojawił się Fabi.
- Götze debilu! Ty się dobrze czujesz?! - zaczęła na niego wrzeszczeć.
- Wyluzuj. Przecież umiesz pływać. - śmiał się.
- Nie o to chodzi patałachu! Nie planowałam kąpieli w ubraniu!
- Bo to była niezaplanowana kąpiel. - pokazał jej język na co ona ochlapała go wodą.
- Nie odzywaj się do mnie! A wy z czego się śmiejecie?! - zwróciła się do Mario i Bonnie, którzy pokładali się ze śmiechu. - Marco pomożesz mi wyjść? - zapytała i podpłynęła do mnie wyciągając ręce.
- Jasne chodź. - odpowiedziałem i pomogłem jej wyjść z wody.
- Idę się przebrać. - rzuciła ponuro posyłając Fabianowi groźne spojrzenie i ruszając w stronę domku.
- Pójdę zobaczyć co z nią. - powiedziałem gdy dziewczyna nie wracała dłuższą chwilę.
W środku odnalazłem pokój gościnny, który tymczasowo zajmowała Ann i Bonnie. Zapukałem, a gdy usłyszałem "proszę" otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
- Mogę?
- Jasne wchodź.
- Już ok? Uspokoiłaś się?
- Jestem jeszcze na niego zła.
- Przecież umiesz pływać. A ciuchy wyschną. - próbowałem jej wytłumaczyć.
- Marco nie o to chodzi. Takie zabawy czasami źle się mogą zakończyć. Fabi powinien trochę pomyśleć.
- Ann oni to jezioro znają od małego, więc Fabi wiedział, że nic nie może się wam stać.
- A co jeśli byłoby to jezioro, którego nie zna? Zresztą nie ważne. Chodź. - powiedziała łapiąc mnie za rękę i wychodząc z pokoju.
Nie powiem podobało mi się to. Ann zrobiła to nieświadomie. Gdy spojrzenia wszystkich skupiły się na nas Ann szybko puściła moją rękę i oblała się rumieńcem.
- Nadal jestem na Ciebie zła. - powiedziała do Fabiego, który chciał jej coś powiedzieć.
Chłopak zrobił tylko smutną minę i zrezygnował z dalszej przemowy.
~Ann~
Prawdę mówiąc nie byłam już zła na Fabiana, ale fajnie było patrzeć jak się stara, abym mu odpuściła. Chłopaki postanowili wieczorem zrobić ognisko, więc ja z dziewczynami zajęłyśmy się przygotowywaniem jedzenia.
- Ann moja najdroższa, najukochańsza, najsłodsza. Nie gniewaj się już na mnie.
- Ann błagam Cię odpuść mu już, bo mi się niedobrze robi od tego jego słodzenia. - powiedziała Bonnie.
- Dołączam się do błagań. Albo mu darujesz, albo ja go zabiję. - pogroziła mu nożem Christine.
- Ann! - krzyknął piskliwym głosem. - No proszę Cię! Wybacz mi! Ja nie chce jeszcze umierać! Za młody jestem.
- Ehh no dobra, dobra! Ale robię to tylko dlatego, że nie chciałabym aby dziewczyny poszły przez Ciebie do więzienia. - zaczęłam się śmiać.
- Dobre i takie wybaczenie. - odpowiedział i dał mi buziaka w policzek.
- Dobra już, dobra idź stąd. - powiedziałam i wypchnęłam go z kuchni.
W drzwiach minął się z Marco.
- Dziewczyny mogę porwać Ann? - zapytał blondyn.
- Coś Ty znowu wymyślił? - zapytałam podejrzliwie na niego patrząc.
- Jasne już prawie kończymy to damy sobie radę z Bonnie. - odpowiedziała Christine.
- Dzięki. - uśmiechnął się do nich. - Ann chodź. - zwrócił się do mnie.
Co on znowu wymyślił - pomyślałam i wyszłam z kuchni.
- Gdzie Ty mnie prowadzisz? Mam się bać? - zapytałam.
- Zaufaj mi. - uśmiechnął się.
- No nie wiem. - pokazałam mu język.
Marco stanął za mną i zaczął zawiązywać mi oczy.
- Co Ty robisz? - zapytałam.
- Zaufaj mi. - powtórzył.
- Ehh ok. - dałam za wygraną.
Reus zaczął prowadzić mnie w niewiadomym kierunku. Po chwili zatrzymaliśmy się i Marco zdjął chustkę z moich oczu. Znajdowaliśmy się na pomoście. A widok jaki roznosił się dookoła zaparł mi dech w piersiach.
- Oo matko. Jak tu pięknie. - tyle byłam tylko w stanie powiedzieć.
Usiedliśmy na brzegu pomostu i w ciszy obserwowaliśmy zachodzące słońce. Nie potrzebowaliśmy słów. Cisza jaka panowała między nami nie była krępująca. Mogłabym tak siedzieć wiele godzin.
- Hej chodźcie już. Wszystko jest gotowe. - przyszedł po nas Mario.
- Ile tu jesteśmy? - zapytałam wybita z poczucia czasu.
- Jakieś 2 godziny. - odpowiedział mi Marco uśmiechając się.
Spędziliśmy tam aż 2 godziny?! A ja miałam wrażenie, że przed chwilą tam przyszliśmy. W towarzystwie Marco było mi tak dobrze, że nie zauważyłam jak szybko płynie czas.
- Dobra chodźmy na to ognisko, bo będą się niecierpliwić. - zaśmiałam się i wstałam.
Dołączyliśmy do reszty, która już była usadowiona dookoła ogniska. Uśmiechnęłam się do Bonnie i zajęłam miejsce obok niej. Marco zajął miejsce po przeciwnej stronie.
- Jak randka? - szepnęła do mnie.
- Żadna randka. - odpowiedziałam.
- No to jak romantyczne podziwianie zachodu słońca?
- Aa idź nie gadam z Tobą. - zaśmiałam się i wstałam zajmując miejsce obok Marco.
- Stało się coś? Pokłóciłyście się?
- Co? Nie. Po prostu gada głupoty. - zaśmiałam się i pokazałam Bonnie język. Ta wywróciła tylko oczami śmiejąc się.
- Kobiety. - podsumował Marco i zaśmiał się.
Pomimo tego, że siedziałam blisko ogniska i pomimo tego, że był jeszcze sierpień wieczory zaczynały robić się chłodniejsze. Marco zauważył, że pocieram dłońmi i natychmiast zareagował.
- Zimno Ci. Masz moją bluzę.
- Marco nie trzeba. Pójdę do domku i wezmę jakąś swoją.
- Nie marudź tylko zakładaj. Mnie i tak jest ciepło.
- Ok. Pod warunkiem, że gdy Tobie zrobi się chłodno powiesz mi o tym.
- Ok. - uśmiechnął się i pomógł mi założyć bluzę.
Była przesiąknięta perfumami blondyna. Zapach był tak przyjemny, że aż zawrócił mi w głowie. Siedząc całą paczką przy ognisku rozmawialiśmy i śmialiśmy się ze wszystkiego. Jednak ja po pewnym czasie zaczęłam czuć się zmęczona i senna. Oparłam głowę na ramieniu Marco i zamknęłam oczy. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza...
~Marco~
Siedzieliśmy wszyscy przy ognisku. Nagle poczułem jak Ann kładzie głowę na moim ramieniu.
- Marco ona chyba zasnęła. - powiedziała Bonnie lekką ją szturchając.
- Nie budź jej. Zaniosę ją do pokoju. - odpowiedziałem i wziąłem dziewczynę delikatnie na ręce.
Gdy dotarłem do pokoju ostrożnie położyłem ją na łóżku i przykryłem. Stałem tak chwilę obserwując ją jak śpi. Nawet wtedy wyglądała ślicznie i uroczo.
- Kocham Cię. - szepnąłem i pocałowałem ją w czoło, po czym wyszedłem z pokoju i wróciłem do reszty, gdzie spędziliśmy dalszą część wieczoru przy ognisku.
Rano obudziłem się jako pierwszy. Zszedłem do kuchni, gdzie zaparzyłem sobie świeżej kawy i udałem się do salonu.
- Dziewczyny co wy kombinujecie? - zapytałem, gdy ujrzałem Ann i Bonnie, które skradały się jak złodziejki.
- Co? Że my? Chyba coś Ci się wydaje. - odpowiedziała mi Ann i dołączyła do Bonnie, która zniknęła w kuchni.
Jakoś wam nie wierzę - pomyślałem i dołączyłem do nich.
- Chciałam Cię przeprosić za to, że wczoraj zasnęłam na Twoim ramieniu. I jeszcze podziękować, bo Bonn mi powiedziała, że przeniosłeś mnie do pokoju. - uśmiechnęła się do mnie i upiła łyk kawy.
- Żaden problem. - odpowiedziałem również się uśmiechając.
Siedzieliśmy w kuchni rozmawiając i czekając aż pozostała trójka wstanie. Jako pierwsi dołączyli do nas Christine i Mario. Za nimi wszedł Fabi. Spojrzeliśmy wszyscy na niego po czym wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
- Co jest? Jestem brudny czy co? - pytał nie wiedząc o co nam chodzi.
- Ja wiedziałem, że Ty normalny nie jesteś, ale żeby aż tak? - śmiał się Mario.
- O co Ci chodzi?! - zaczynał się złościć.
- Spójrz w lustro kochany. - odpowiedziała mu Bonnie.
Fabian czym prędzej wybiegł z kuchni do najbliższego lustra, a po chwili usłyszeliśmy krzyk.
- Ann! Zabiję Cię!
- Mnie, a za co? - udawała zdziwienie.
- Kto jak nie Ty mógł wpaść na pomysł wymalowania mnie kosmetykami?!
- No wiesz, ja tam nie wiem co Ty robisz, gdy jesteś sam w pokoju. Może zapomniałeś zmyć. - mówiła poważnie, lecz nie wytrzymała i zaczęła się śmiać.
- Haha. - odpowiedział z sarkazmem. - Słabo Ci wyszła ta zemsta za wczoraj, ale niech będzie. Jesteśmy kwita.
- Jesteśmy, jesteśmy zwłaszcza teraz, gdy masz już ponad 100 polubień do zdjęcia. - odpowiedziała i zaczęła się śmiać.
- Ściemniasz. Nie dodałaś go. - odpowiedział i momentalnie zbladł.
- Czyżby? - zapytała i podała mu telefon.
- Ann! Już po Tobie! Usuń to! Już! - krzyczał, a my śmialiśmy się z całej sytuacji.
- Ale to zdjęcie zdobyło taką popularność. - zrobiła smutną minę. - Zostawię je jeszcze na chwilkę. - odpowiedziała zabierając Fabiemu telefon.
Ten czerwony ze złości wiedząc, że nic nie wskóra poszedł do łazienki zmyć efekt pracy swoich przyjaciółek.
- Dobra usunę już to zdjęcie. - zaśmiała się, gdy Fabiego już nie było.
- Jak dzieci. - skwitował Mario i zaczął robić śniadanie.
Weekend minął nam w mgnieniu oka. Ann z Fabim na szczęście się nie pozabijali i już nie robili sobie takich głupich kawałów. W niedzielę pod wieczór musieliśmy już niestety wracać do Dortmundu. Tym razem wracałem w towarzystwie Ann i Bonnie. Po dotarciu do miasta odwiozłem Bonn, a następnie Ann.
- Marco przecież od Bonn mam parę kroków. Mogłam się przejść. - zaśmiała się.
- Znudziło Ci się już moje towarzystwo? - zapytałem z udawanym smutkiem.
- No coś Ty blondyneczko. - odpowiedziała mierzwiąc moje włosy. - Po prostu nie chce robić niepotrzebnego kłopotu. - dodała uśmiechając się.
- Ale dla mnie to żaden kłopot. Jesteśmy na miejscu.
- Dziękuję Ci bardzo za podwiezienie. Świetnie się bawiłam. - powiedziała i dała mi buziaka w policzek.
- Ja również. - uśmiechnąłem się do niej. - Pomóc Ci?
- Marco. Dam sobie radę z jedną torbą. - zaczęła się śmiać. - Ale dziękuję za propozycję. - dodała i wysiadła z auta.
Przyglądałem się jej jak przechodzi na drugą stronę.
- Ann czekaj! - krzyknąłem zauważając jej telefon na siedzeniu.
- Co się stało? - zapytała i się odwróciła.
- Telefonu zapomniałaś. - odpowiedziałem i wysiadłem z auta.
- Gapa ze mnie. - zaśmiała się i ruszyła w moją stronę nie rozglądając się przy tym.
Nagle zobaczyłem auto zmierzające w naszym kierunku ze sporą szybkością.
- Ann stój! - krzyknąłem, ale było już za późno...
________________________
Zostawiam Was z 11 :)
Te blogi, które mi podajecie, a mają już sporo rozdziałów ja staram się nadrabiać, ale trochę mi to zajmuje, gdyż nie zawsze mam czas je czytać :) Ale możecie być pewne, że je skomentuje :)
Do piątku ;**
piątek, 28 marca 2014
piątek, 21 marca 2014
Rozdział 10
Nadszedł dzień imprezy, na którą zgodziłam się iść razem z Marco. Kompletnie nie wiedziałam co mam ubrać dlatego poprosiłam o pomoc moją przyjaciółkę.
- Nie to nie. Zbyt elegancko. - powiedziała Bonnie wskazując na zestaw, który trzymałam w dłoniach. - Czyli Ty i Marco? - zapytała uśmiechając się znacząco.
- My co?
- No spotykacie się. - wywróciła oczami.
- Jesteśmy przyjaciółmi. - wyjaśniłam kompletując kolejny zestaw ubrań. - A to?
- Zbyt luzackie. Bardziej pasuje na rolki czy coś w tym stylu. - podsumowała. - Jak wy jesteście tylko przyjaciółmi to ja jestem zakonnicą. Sama mówiłaś, że ostatnio w parku się całowaliście - dopowiedziała sięgając po sok.
- To co ja mam ubrać?! To za eleganckie to za luzackie! - zaczęłam się pieklić. - Tak Bonnie jesteśmy przyjaciółmi. Tamto było przypadkiem. To też Ci powiedziałam mówiąc o pocałunku. Nie chcesz to nie wierz. - wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Ehh. A gdzie masz tą zwiewną, miętową sukienkę?
- No tak! Zapomniałam o niej! - puknęłam się w czoło i zanurzyłam się głębiej w szafie. - Mam! Bonn co ja bym bez Ciebie zrobiła. - dodałam i mocną ją przytuliłam.
- Zginęłabyś jak Andzia w parku. - zaśmiała się. - No to jak z tym Reusem?
- Bonn ile razy mam Ci to mówić? - westchnęłam z rezygnacją. - Jesteśmy przyjaciółmi. Na serio.
- Witam panie. - naszą rozmowę przerwał Fabi wchodząc do mojego pokoju. - Co tam robicie? - zapytał i położył się na moim łóżku.
- Hej. Ann szykuje się na randkę z Reusem i pomagam jej wybrać ciuchy. - wypaliła Bonnie na co ja zrobiłam wielkie oczy.
Spojrzałam na Fabiana i zobaczyłam w jego oczach... No właśnie co? Zawód? Zazdrość? Ból? Sama nie wiem... Ocknęłam się po chwili.
- Bonnie to żadna randka! Po prostu po PRZYJACIELSKU zaprosił mnie na imprezę. - zaakcentowałam słowo, mają nadzieję, że w końcu odpuści.
- To Ty i Reus? - zapytał zdziwiony Fabian.
- Do cholery! - nie wytrzymałam i krzyknęłam. - Czy wy jesteście głusi?! Ja i Marco jesteśmy przyjaciółmi!
- Pasowalibyście do siebie. - dodał, a w jego głosie wyczułam nutkę kąśliwości.
- Fabi nie przeginaj. - odpowiedziałam mu przez zaciśnięte zęby. - Teraz wybaczcie, ale muszę się iść naszykować. - dodałam i weszłam do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic, ułożyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż, włożyłam sukienkę i po 30 minutach byłam gotowa. Do przyjazdu Marco miałam jeszcze 20 minut, gdyż owa impreza zaczyna się punkt 20 w jednym z Dortmundzkich klubów. Wróciłam więc do mojego pokoju, w którym nadal przebywali moi przyjaciele.
- Ann... Wyglądasz...- Fabian próbował coś powiedzieć.
- Przepięknie! - dopowiedziała Bonn. - Na pewno spodobasz się Marco.
- Nie tylko jemu...- rzekł smętnie po cichu Fabian. Chyba nie chciał abyśmy to usłyszały, lecz ja stałam na tyle blisko, że dotarło do mnie każde słowo, które wypowiedział Götze. Znowu poczułam wyrzuty sumienia, że nie mogę dać mu takiego uczucia jakiego oczekuje.
- Co Ty mówisz? - zapytała go Bonnie.
- A tak tylko głośno myślę. - zaśmiał się.
Spojrzałyśmy tylko na siebie z Bonnie i wzruszyłyśmy ramionami na znak, że nigdy nie zrozumiemy facetów. Po upływie chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Zebraliśmy się całą trójką i zeszliśmy na dół.
- Ann my wyjdziemy tylnymi drzwiami. - powiedziała Bonnie.
- Ale dlaczego? Daj spokój. - zaprotestowałam.
- Tak będzie lepiej. - uśmiechnęła się. - Miłej imprezy. - dodała i przytuliła mnie na pożegnanie.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niej.
Fabian poszedł w ślady Bonnie i również mnie przytulił.
- Wyglądasz przepięknie, a Reus to szczęściarz. - szepnął mi do ucha.
Chciałam mu odpowiedzieć, lecz szybko odsunął się ode mnie i ruszył ku drzwiom.
Gdy moi przyjaciele wyszli tylnym wyjściem ruszyłam do drzwi głównych, gdzie czekał na mnie Marco. Ubrałam balerinki i wyszłam na zewnątrz witając się z nim
~Marco~
Dotarłem pod dom Ann i zadzwoniłem dzwonkiem. Dziewczyna wyszła po chwili. Gdy ją ujrzałem zaniemówiłem z wrażenia.
- Hej. - uśmiechnęła się do mnie. - Co źle wyglądam? Powinnam wrócić się przebrać? - zaniepokoiła się.
- Nie, nie! - szybko zaprotestowałem. - Wyglądasz cudnie. - uśmiechnąłem się do niej.
- Dziękuję. - odpowiedziała lekko speszona, a na jej twarzy pojawił się uroczy rumieniec.
- Ależ proszę. - dodałem. - W takim razie zapraszam do taksówki. - wskazałem auto i ruszyliśmy w jego stronę.
Na miejscu byliśmy już po 10 minutach.
- Poznam Cię z resztą chłopaków i ich partnerkami i będziemy się świetnie bawić. - powiedziałem i otworzyłem drzwi przepuszczając w nich Ann.
W środku byli już prawie wszyscy. Podszedłem z moją przyjaciółką do Kuby, Łukasza i Nuriego, którzy rozmawiali ze sobą wraz ze swoimi żonami.
- Hej. Chciałbym wam przedstawić moją przyjaciółkę Ann. Ann poznaj to jest Agata, Ewa, Tugba, Łukasz, Kuba i Nuri. - wskazałem ich po kolei.
- Miło mi was poznać. - powiedziała Ann uśmiechając się.
Ohh czy ona musi być taka śliczna, gdy się uśmiecha?!
- Nam również miło Cię poznać. - powiedziała Tugba i każda z pań przytuliła przyjacielsko Ann.
- Marco dużo nam o Tobie opowiadał. - wtrącił Łukasz.
- Mam nadzieję, że nie przedstawił mnie w bardzo złym świetle. - zaśmiała się uroczo Ann.
- Wręcz przeciwnie. Ciągle prawi o Tobie same komplementy. - wyjaśnił Kuba.
Spojrzałem na niego miną typu "I'll kill you bro", na co Błaszczu w ogóle nie zareagował. Ten to się niczego nie boi - pomyślałem.
- Napijesz się czegoś? - zwróciłem się do Ann.
- Mojito poproszę. - uśmiechnęła się do mnie.
- A wy? - zapytałem resztę naszych towarzyszy.
- My to samo co Ann poprosimy. - odpowiedziała Agata.
- Pójdziemy razem z Tobą. - zaoferował się Piszczu i ruszyliśmy we czterech w stronę baru.
- Więc to jest ta Twoja urocza Ann. - zaczął Piszczek po złożeniu zamówienia.
Odwrócił się tyłem do baru, tak żeby móc obserwować Ann. - Gdybym nie miał żony byłbym zazdrosny. - zaśmiał się.
- Całe szczęście, że ją masz i że teraz tego nie słyszy. - odpowiedziałem mu i zacząłem się śmiać.
- Więc jak to z wami jest? - zapytał Jakub.
- Ona na razie nie chce się wiązać. Muszę być cierpliwy i dać jej czas. - wyjaśniłem.
- Nie wierzę! Ty się na serio zakochałeś! Ty Marco Reus! - Nuri zaczął się śmiać.
- Dobrze wiesz, że nie jestem tym typem co skacze z kwiatka na kwiatek. - odpowiedziałem mu poważnie.
- Wiemy Reus, wiemy. - odpowiedział Łukasz klepiąc mnie po ramieniu.
- Pańskie drinki. - zwrócił się do nas kelner. Wzięliśmy nasze zamówienie i wróciliśmy do dziewczyn.
~Ann~
Marco z chłopakami poszli zamówić drinki, a ja zostałam z Agatą, Ewą i Tugbą. Nie przyznałam się Marco, ale przed wejściem bałam się, że mnie nikt nie polubi, ale jak widać byłam w błędzie. Dziewczyny mimo różnicy wieku okazały się bardzo miłe i polubiłam je od samego początku.
- Dawno nie widziałam Marco w tak dobrym nastroju. - powiedziała Ewa.
- To wszystko zasługa Ann. - rzekła Tugba i objęła mnie.
- No co wy. Żadna w tym moja zasługa. - odpowiedziałam.
- Owszem Twoja. - uśmiechnęła się Agata. - Wcześniej taki nie był.
- A jaki był? Miał przecież dziewczynę to był szczęśliwy. - zaciekawiłam się.
- A tam taka dziewczyna. - skrzywiła się Ewa. - Może na początku była inna, ale gdy ją poznaliśmy nie przypadła nam do gustu. Wiecznie jej coś nie pasowało, robiła z Marco co chciała, a przy nas uważała się za lepszą.
- Marco tego nie widział? - zapytałam zdziwiona.
- On był tak w niej zakochany, że tego nie zauważał. Zresztą ona była świetną aktorką i zawsze jej wszystko uchodziło na sucho. - wyjaśniła Agata.
- Na szczęście Marco zobaczył jaka ona jest co prawda w nieprzyjemny sposób, ale zerwał z nią, poznał Ann i teraz jest szczęśliwy. - Tugba uśmiechnęła się do mnie na co odpowiedziałam jej tym samym.
- Wasze drinki. - rzekł Kuba i każda z nas otrzymała swój napój.
Sączyliśmy nasze napoje rozmawiając wesoło. W międzyczasie poznałam jeszcze Svena i Simone oraz Matsa i Cathy.
- Zatańczymy? - zapytał mnie Marco.
- Jasne. - odpowiedziałam i ruszyliśmy na parkiet.
Akurat DJ puszczał same szybkie piosenki, więc po 3 utworach zmęczeni usiedliśmy przy stoliku.
- Świetnie tańczysz. - pochwaliłam Marco.
- To dlatego że miałem wspaniałą partnerkę do tego. - skomplementował mnie.
- Miło to słyszeć. - uśmiechnęłam się do niego.
- Mam dla was drinki. - Mario postawił przede mną i Marco szklanki.
- Mario co Ty tu robisz? - zdziwił się Marco. - Mówiłeś, że będziesz załatwiał sprawy z mieszkaniem w Monachium.
- Ciebie też miło widzieć przyjacielu. - pokazał mu język. - Udało mi się wcześniej załatwić i jestem. - wyjaśnił siadając obok mnie.
- Sam jesteś? - zapytał go.
- Nie. Christine rozmawia z Anią i Riri. A wiesz, że jak one zaczną gadać to ich odciągnąć nie można. - zaśmiał się.
- No tak ciężko je rozdzielić. - przyznał mu rację Marco.
- Hej Ann zatańczymy? - zwrócił się do mnie Götze.
- Jeśli Marco nie ma nic przeciwko. - odpowiedziałam i spojrzałam na blondyna. Ten tylko kiwnął głową na znak zgody.
- Ann będę miał do Ciebie prośbę. - zaczął Mario, gdy tańczyliśmy.
- Jaką? - zapytałam.
- Miej oko ma Marco i Fabiana. Będę spokojniejszy w Monachium jeśli będę wiedział, że jest tu ktoś na kogo będą mogli liczyć.
- Mario nie musisz mnie o to prosić, bo w końcu obaj są moimi przyjaciółmi.
- Wiem, wiem po prostu chciałem się jeszcze upewnić. - zaśmiał się.
- Nie musisz się tym martwić.
- I jeszcze jedno.
- Słucham?
- Daj Marco szansę. On bardzo Cię kocha. Mówił mi o tym nie raz.
- Mario... Rozmawiałam już o tym z Marco i wszystko mu wytłumaczyłam. Jak poczuję się gotowa to powrócę z nim do tej rozmowy.
- Niech Ci będzie, ale pamiętaj, że on jest w Tobie zakochany po uszy. Nawet teraz nie spuszcza Cię z oka. - zaśmiał się, a ja odwróciłam się w stronę Marco, który siedział przy stoliku.
Gdy zorientował się, że ja również na niego patrzę odwrócił szybko wzrok i udawał zainteresowanie czymś innym. Wywołało to u mnie i u Mario śmiech. Gdy piosenka się skończyła wróciliśmy do Reusa.
- I jak było? - zapytał nas.
- W porządku. Obaj jesteście świetnymi królami parkietu. - zaśmiałam się biorąc łyk drinka.
- Mario tu jesteś! Cześć Marco. - podeszła do nas jakaś blondynka. - Szukałam Cię.
- Witaj Christine. - odpowiedział jej blondyn.
- Przepraszam. Tańczyłem z Ann. A właśnie poznajcie się. To jest moja dziewczyna Christine, a to jest Ann przyjaciółka Marco.
- Miło poznać. - uśmiechnęła się do mnie podając mi dłoń.
- Mi również. - odpowiedziałam tym samym.
- Mario musimy już iść. Przepraszam, że nie spędzimy z wami trochę czasu, no ale sami rozumiecie.
- Jasne nie przejmujcie się nami. - odpowiedział jej Marco.
- To do zobaczenia. - pożegnali się z nami i ruszyli do wyjścia.
- Może się przewietrzymy? - zapytał mnie Marco.
- A wiesz, że chętnie. - uśmiechnęłam się i złapałam jego dłoń, którą wyciągnął do mnie. Zaczęliśmy się przeciskać przez tłum ludzi, by po chwili znaleźć się na zewnątrz.
~Marco~
Wyszliśmy z Ann przed klub. Szukałem wzrokiem miejsca, gdzie moglibyśmy usiąść i odpocząć trochę. Wieczór był ciepły. Na niebie znajdowało się mnóstwo gwiazd.
- Tam jest wolna ławka. - rzekłem wskazując ławkę pod wielkim drzewem.
Ruszyliśmy powoli w jej kierunku. Cały czas trzymałem Ann za rękę.
- Jak tu pięknie. Nie byłam tu jeszcze. - odezwała się Ann, gdy usiedliśmy na ławce.
- W Dortmundzie jest wiele takich miejsc. Kiedyś mogę Cię do nich zabrać.
- Chętnie. - spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
Usłyszałem dobiegającą z klubu wolną piosenkę.
- Zatańczymy? - wstałem i wyciągnąłem rękę.
- Tutaj? - zdziwiła się.
- Tak tutaj. To jak?
Ann nie odpowiedziała tylko wstała i oplotła swoje dłonie wokół mojej szyi. Zaczęliśmy się powoli kołysać w rytm piosenki. Chciałbym, aby ta chwila nigdy się nie skończyła...
~Ann~
Tańczyłam z Marco. Nie przejmowaliśmy się, że ktoś może nas zobaczyć. W ramionach blondyna czułam się tak bezpiecznie. Oparłam głowę na jego piersi. Po chwili poczułam jak Marco opiera czoło o moją głowę. Czy to możliwe, że zaczynam się w nim zakochiwać? Może powinnam jednak dać mu szansę? Sama nie wiem... Muszę to przemyśleć, ale nie w tej chwili. Teraz liczy się to. że jestem tu razem z Marco.
- Dobrze mi z Tobą. - szepnęłam i poczułam jak się uśmiecha całując mnie w głowę.
~Narracja trzecioosobowa~
Obserwowała ich w oddali. Nie mogła znieść widoku, że z dnia na dzień są coraz bliżej siebie. Widok Jego z inną doprowadzał ją do szału. Musi coś zrobić. Musi wymyślić plan, aby ich rozdzielić.
- I tak będziesz mój. - powiedziała do siebie uśmiechając się ironicznie.
Sięgnęła do kieszeni po telefon i wybrała numer.
- Mam pewien plan i musisz mi w nim pomóc. - powiedziała krótko, dalej obserwując z ukrycia parę.
________________________
No to mamy 10 :) Mam nadzieję, że choć trochę Wam się spodoba :)
Losowanie, losowanie i bum! Znowu Real... Lubię oba zespoły dlatego nie jestem pocieszona, że na tym etapie rozgrywek się spotykają, gdyż razem z Bogusią - Madridistką planowałyśmy spotkanie tych drużyn dopiero w finale :D
Pozdrawiam i do następnego ;*
- Nie to nie. Zbyt elegancko. - powiedziała Bonnie wskazując na zestaw, który trzymałam w dłoniach. - Czyli Ty i Marco? - zapytała uśmiechając się znacząco.
- My co?
- No spotykacie się. - wywróciła oczami.
- Jesteśmy przyjaciółmi. - wyjaśniłam kompletując kolejny zestaw ubrań. - A to?
- Zbyt luzackie. Bardziej pasuje na rolki czy coś w tym stylu. - podsumowała. - Jak wy jesteście tylko przyjaciółmi to ja jestem zakonnicą. Sama mówiłaś, że ostatnio w parku się całowaliście - dopowiedziała sięgając po sok.
- To co ja mam ubrać?! To za eleganckie to za luzackie! - zaczęłam się pieklić. - Tak Bonnie jesteśmy przyjaciółmi. Tamto było przypadkiem. To też Ci powiedziałam mówiąc o pocałunku. Nie chcesz to nie wierz. - wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Ehh. A gdzie masz tą zwiewną, miętową sukienkę?
- No tak! Zapomniałam o niej! - puknęłam się w czoło i zanurzyłam się głębiej w szafie. - Mam! Bonn co ja bym bez Ciebie zrobiła. - dodałam i mocną ją przytuliłam.
- Zginęłabyś jak Andzia w parku. - zaśmiała się. - No to jak z tym Reusem?
- Bonn ile razy mam Ci to mówić? - westchnęłam z rezygnacją. - Jesteśmy przyjaciółmi. Na serio.
- Witam panie. - naszą rozmowę przerwał Fabi wchodząc do mojego pokoju. - Co tam robicie? - zapytał i położył się na moim łóżku.
- Hej. Ann szykuje się na randkę z Reusem i pomagam jej wybrać ciuchy. - wypaliła Bonnie na co ja zrobiłam wielkie oczy.
Spojrzałam na Fabiana i zobaczyłam w jego oczach... No właśnie co? Zawód? Zazdrość? Ból? Sama nie wiem... Ocknęłam się po chwili.
- Bonnie to żadna randka! Po prostu po PRZYJACIELSKU zaprosił mnie na imprezę. - zaakcentowałam słowo, mają nadzieję, że w końcu odpuści.
- To Ty i Reus? - zapytał zdziwiony Fabian.
- Do cholery! - nie wytrzymałam i krzyknęłam. - Czy wy jesteście głusi?! Ja i Marco jesteśmy przyjaciółmi!
- Pasowalibyście do siebie. - dodał, a w jego głosie wyczułam nutkę kąśliwości.
- Fabi nie przeginaj. - odpowiedziałam mu przez zaciśnięte zęby. - Teraz wybaczcie, ale muszę się iść naszykować. - dodałam i weszłam do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic, ułożyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż, włożyłam sukienkę i po 30 minutach byłam gotowa. Do przyjazdu Marco miałam jeszcze 20 minut, gdyż owa impreza zaczyna się punkt 20 w jednym z Dortmundzkich klubów. Wróciłam więc do mojego pokoju, w którym nadal przebywali moi przyjaciele.
- Ann... Wyglądasz...- Fabian próbował coś powiedzieć.
- Przepięknie! - dopowiedziała Bonn. - Na pewno spodobasz się Marco.
- Nie tylko jemu...- rzekł smętnie po cichu Fabian. Chyba nie chciał abyśmy to usłyszały, lecz ja stałam na tyle blisko, że dotarło do mnie każde słowo, które wypowiedział Götze. Znowu poczułam wyrzuty sumienia, że nie mogę dać mu takiego uczucia jakiego oczekuje.
- Co Ty mówisz? - zapytała go Bonnie.
- A tak tylko głośno myślę. - zaśmiał się.
Spojrzałyśmy tylko na siebie z Bonnie i wzruszyłyśmy ramionami na znak, że nigdy nie zrozumiemy facetów. Po upływie chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Zebraliśmy się całą trójką i zeszliśmy na dół.
- Ann my wyjdziemy tylnymi drzwiami. - powiedziała Bonnie.
- Ale dlaczego? Daj spokój. - zaprotestowałam.
- Tak będzie lepiej. - uśmiechnęła się. - Miłej imprezy. - dodała i przytuliła mnie na pożegnanie.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niej.
Fabian poszedł w ślady Bonnie i również mnie przytulił.
- Wyglądasz przepięknie, a Reus to szczęściarz. - szepnął mi do ucha.
Chciałam mu odpowiedzieć, lecz szybko odsunął się ode mnie i ruszył ku drzwiom.
Gdy moi przyjaciele wyszli tylnym wyjściem ruszyłam do drzwi głównych, gdzie czekał na mnie Marco. Ubrałam balerinki i wyszłam na zewnątrz witając się z nim
~Marco~
Dotarłem pod dom Ann i zadzwoniłem dzwonkiem. Dziewczyna wyszła po chwili. Gdy ją ujrzałem zaniemówiłem z wrażenia.
- Hej. - uśmiechnęła się do mnie. - Co źle wyglądam? Powinnam wrócić się przebrać? - zaniepokoiła się.
- Nie, nie! - szybko zaprotestowałem. - Wyglądasz cudnie. - uśmiechnąłem się do niej.
- Dziękuję. - odpowiedziała lekko speszona, a na jej twarzy pojawił się uroczy rumieniec.
- Ależ proszę. - dodałem. - W takim razie zapraszam do taksówki. - wskazałem auto i ruszyliśmy w jego stronę.
Na miejscu byliśmy już po 10 minutach.
- Poznam Cię z resztą chłopaków i ich partnerkami i będziemy się świetnie bawić. - powiedziałem i otworzyłem drzwi przepuszczając w nich Ann.
W środku byli już prawie wszyscy. Podszedłem z moją przyjaciółką do Kuby, Łukasza i Nuriego, którzy rozmawiali ze sobą wraz ze swoimi żonami.
- Hej. Chciałbym wam przedstawić moją przyjaciółkę Ann. Ann poznaj to jest Agata, Ewa, Tugba, Łukasz, Kuba i Nuri. - wskazałem ich po kolei.
- Miło mi was poznać. - powiedziała Ann uśmiechając się.
Ohh czy ona musi być taka śliczna, gdy się uśmiecha?!
- Nam również miło Cię poznać. - powiedziała Tugba i każda z pań przytuliła przyjacielsko Ann.
- Marco dużo nam o Tobie opowiadał. - wtrącił Łukasz.
- Mam nadzieję, że nie przedstawił mnie w bardzo złym świetle. - zaśmiała się uroczo Ann.
- Wręcz przeciwnie. Ciągle prawi o Tobie same komplementy. - wyjaśnił Kuba.
Spojrzałem na niego miną typu "I'll kill you bro", na co Błaszczu w ogóle nie zareagował. Ten to się niczego nie boi - pomyślałem.
- Napijesz się czegoś? - zwróciłem się do Ann.
- Mojito poproszę. - uśmiechnęła się do mnie.
- A wy? - zapytałem resztę naszych towarzyszy.
- My to samo co Ann poprosimy. - odpowiedziała Agata.
- Pójdziemy razem z Tobą. - zaoferował się Piszczu i ruszyliśmy we czterech w stronę baru.
- Więc to jest ta Twoja urocza Ann. - zaczął Piszczek po złożeniu zamówienia.
Odwrócił się tyłem do baru, tak żeby móc obserwować Ann. - Gdybym nie miał żony byłbym zazdrosny. - zaśmiał się.
- Całe szczęście, że ją masz i że teraz tego nie słyszy. - odpowiedziałem mu i zacząłem się śmiać.
- Więc jak to z wami jest? - zapytał Jakub.
- Ona na razie nie chce się wiązać. Muszę być cierpliwy i dać jej czas. - wyjaśniłem.
- Nie wierzę! Ty się na serio zakochałeś! Ty Marco Reus! - Nuri zaczął się śmiać.
- Dobrze wiesz, że nie jestem tym typem co skacze z kwiatka na kwiatek. - odpowiedziałem mu poważnie.
- Wiemy Reus, wiemy. - odpowiedział Łukasz klepiąc mnie po ramieniu.
- Pańskie drinki. - zwrócił się do nas kelner. Wzięliśmy nasze zamówienie i wróciliśmy do dziewczyn.
~Ann~
Marco z chłopakami poszli zamówić drinki, a ja zostałam z Agatą, Ewą i Tugbą. Nie przyznałam się Marco, ale przed wejściem bałam się, że mnie nikt nie polubi, ale jak widać byłam w błędzie. Dziewczyny mimo różnicy wieku okazały się bardzo miłe i polubiłam je od samego początku.
- Dawno nie widziałam Marco w tak dobrym nastroju. - powiedziała Ewa.
- To wszystko zasługa Ann. - rzekła Tugba i objęła mnie.
- No co wy. Żadna w tym moja zasługa. - odpowiedziałam.
- Owszem Twoja. - uśmiechnęła się Agata. - Wcześniej taki nie był.
- A jaki był? Miał przecież dziewczynę to był szczęśliwy. - zaciekawiłam się.
- A tam taka dziewczyna. - skrzywiła się Ewa. - Może na początku była inna, ale gdy ją poznaliśmy nie przypadła nam do gustu. Wiecznie jej coś nie pasowało, robiła z Marco co chciała, a przy nas uważała się za lepszą.
- Marco tego nie widział? - zapytałam zdziwiona.
- On był tak w niej zakochany, że tego nie zauważał. Zresztą ona była świetną aktorką i zawsze jej wszystko uchodziło na sucho. - wyjaśniła Agata.
- Na szczęście Marco zobaczył jaka ona jest co prawda w nieprzyjemny sposób, ale zerwał z nią, poznał Ann i teraz jest szczęśliwy. - Tugba uśmiechnęła się do mnie na co odpowiedziałam jej tym samym.
- Wasze drinki. - rzekł Kuba i każda z nas otrzymała swój napój.
Sączyliśmy nasze napoje rozmawiając wesoło. W międzyczasie poznałam jeszcze Svena i Simone oraz Matsa i Cathy.
- Zatańczymy? - zapytał mnie Marco.
- Jasne. - odpowiedziałam i ruszyliśmy na parkiet.
Akurat DJ puszczał same szybkie piosenki, więc po 3 utworach zmęczeni usiedliśmy przy stoliku.
- Świetnie tańczysz. - pochwaliłam Marco.
- To dlatego że miałem wspaniałą partnerkę do tego. - skomplementował mnie.
- Miło to słyszeć. - uśmiechnęłam się do niego.
- Mam dla was drinki. - Mario postawił przede mną i Marco szklanki.
- Mario co Ty tu robisz? - zdziwił się Marco. - Mówiłeś, że będziesz załatwiał sprawy z mieszkaniem w Monachium.
- Ciebie też miło widzieć przyjacielu. - pokazał mu język. - Udało mi się wcześniej załatwić i jestem. - wyjaśnił siadając obok mnie.
- Sam jesteś? - zapytał go.
- Nie. Christine rozmawia z Anią i Riri. A wiesz, że jak one zaczną gadać to ich odciągnąć nie można. - zaśmiał się.
- No tak ciężko je rozdzielić. - przyznał mu rację Marco.
- Hej Ann zatańczymy? - zwrócił się do mnie Götze.
- Jeśli Marco nie ma nic przeciwko. - odpowiedziałam i spojrzałam na blondyna. Ten tylko kiwnął głową na znak zgody.
- Ann będę miał do Ciebie prośbę. - zaczął Mario, gdy tańczyliśmy.
- Jaką? - zapytałam.
- Miej oko ma Marco i Fabiana. Będę spokojniejszy w Monachium jeśli będę wiedział, że jest tu ktoś na kogo będą mogli liczyć.
- Mario nie musisz mnie o to prosić, bo w końcu obaj są moimi przyjaciółmi.
- Wiem, wiem po prostu chciałem się jeszcze upewnić. - zaśmiał się.
- Nie musisz się tym martwić.
- I jeszcze jedno.
- Słucham?
- Daj Marco szansę. On bardzo Cię kocha. Mówił mi o tym nie raz.
- Mario... Rozmawiałam już o tym z Marco i wszystko mu wytłumaczyłam. Jak poczuję się gotowa to powrócę z nim do tej rozmowy.
- Niech Ci będzie, ale pamiętaj, że on jest w Tobie zakochany po uszy. Nawet teraz nie spuszcza Cię z oka. - zaśmiał się, a ja odwróciłam się w stronę Marco, który siedział przy stoliku.
Gdy zorientował się, że ja również na niego patrzę odwrócił szybko wzrok i udawał zainteresowanie czymś innym. Wywołało to u mnie i u Mario śmiech. Gdy piosenka się skończyła wróciliśmy do Reusa.
- I jak było? - zapytał nas.
- W porządku. Obaj jesteście świetnymi królami parkietu. - zaśmiałam się biorąc łyk drinka.
- Mario tu jesteś! Cześć Marco. - podeszła do nas jakaś blondynka. - Szukałam Cię.
- Witaj Christine. - odpowiedział jej blondyn.
- Przepraszam. Tańczyłem z Ann. A właśnie poznajcie się. To jest moja dziewczyna Christine, a to jest Ann przyjaciółka Marco.
- Miło poznać. - uśmiechnęła się do mnie podając mi dłoń.
- Mi również. - odpowiedziałam tym samym.
- Mario musimy już iść. Przepraszam, że nie spędzimy z wami trochę czasu, no ale sami rozumiecie.
- Jasne nie przejmujcie się nami. - odpowiedział jej Marco.
- To do zobaczenia. - pożegnali się z nami i ruszyli do wyjścia.
- Może się przewietrzymy? - zapytał mnie Marco.
- A wiesz, że chętnie. - uśmiechnęłam się i złapałam jego dłoń, którą wyciągnął do mnie. Zaczęliśmy się przeciskać przez tłum ludzi, by po chwili znaleźć się na zewnątrz.
~Marco~
Wyszliśmy z Ann przed klub. Szukałem wzrokiem miejsca, gdzie moglibyśmy usiąść i odpocząć trochę. Wieczór był ciepły. Na niebie znajdowało się mnóstwo gwiazd.
- Tam jest wolna ławka. - rzekłem wskazując ławkę pod wielkim drzewem.
Ruszyliśmy powoli w jej kierunku. Cały czas trzymałem Ann za rękę.
- Jak tu pięknie. Nie byłam tu jeszcze. - odezwała się Ann, gdy usiedliśmy na ławce.
- W Dortmundzie jest wiele takich miejsc. Kiedyś mogę Cię do nich zabrać.
- Chętnie. - spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
Usłyszałem dobiegającą z klubu wolną piosenkę.
- Zatańczymy? - wstałem i wyciągnąłem rękę.
- Tutaj? - zdziwiła się.
- Tak tutaj. To jak?
Ann nie odpowiedziała tylko wstała i oplotła swoje dłonie wokół mojej szyi. Zaczęliśmy się powoli kołysać w rytm piosenki. Chciałbym, aby ta chwila nigdy się nie skończyła...
~Ann~
Tańczyłam z Marco. Nie przejmowaliśmy się, że ktoś może nas zobaczyć. W ramionach blondyna czułam się tak bezpiecznie. Oparłam głowę na jego piersi. Po chwili poczułam jak Marco opiera czoło o moją głowę. Czy to możliwe, że zaczynam się w nim zakochiwać? Może powinnam jednak dać mu szansę? Sama nie wiem... Muszę to przemyśleć, ale nie w tej chwili. Teraz liczy się to. że jestem tu razem z Marco.
- Dobrze mi z Tobą. - szepnęłam i poczułam jak się uśmiecha całując mnie w głowę.
~Narracja trzecioosobowa~
Obserwowała ich w oddali. Nie mogła znieść widoku, że z dnia na dzień są coraz bliżej siebie. Widok Jego z inną doprowadzał ją do szału. Musi coś zrobić. Musi wymyślić plan, aby ich rozdzielić.
- I tak będziesz mój. - powiedziała do siebie uśmiechając się ironicznie.
Sięgnęła do kieszeni po telefon i wybrała numer.
- Mam pewien plan i musisz mi w nim pomóc. - powiedziała krótko, dalej obserwując z ukrycia parę.
________________________
No to mamy 10 :) Mam nadzieję, że choć trochę Wam się spodoba :)
Losowanie, losowanie i bum! Znowu Real... Lubię oba zespoły dlatego nie jestem pocieszona, że na tym etapie rozgrywek się spotykają, gdyż razem z Bogusią - Madridistką planowałyśmy spotkanie tych drużyn dopiero w finale :D
Pozdrawiam i do następnego ;*
piątek, 14 marca 2014
Rozdział 9
Po wejściu do salonu zobaczyłam...
Stojących nad kanapą Bonnie i Mario. Podeszłam do nich i ujrzałam Fabiana z podbitym okiem, rozwaloną wargą i zakrwawionym nosem.
- Co się stało?! - krzyknęłam z przerażeniem w oczach.
- Fabiego pobili. - odpowiedziała Bonn.
- To widzę, ale dlaczego?
- To przeze mnie. - odpowiedział smutno Mario.
- Jak to przez Ciebie?!
- Mario przenosi się do Bayernu. - włączył się Fabi.
- No i co w związku z tym? - nie wiedziałam o co im chodzi.
- Jak co? Przecież Bayern to wróg numer jeden Borussi. Kibice się dowiedzieli dzisiaj z mediów i pobili Fabiego. - wyjaśniła Bonnie.
- Sprawa jest już na policji. - dodał Mario.
- Ale ja nie rozumiem dlaczego Fabi oberwał za Ciebie! - krzyknęłam na niego. - Skoro wiesz jaka jest sytuacja to nie mogłeś wybrać innego klubu?!
- To nie jest takie proste Ann. Proszę uspokój się. - Mario próbował mnie nieco ostudzić.
- Ty zadufany w sobie egoistyczny dupku! Twój brat został pobity, bo Tobie się jakiegoś Bayernu zachciało i każesz mi się uspokoić?! - wrzeszczałam wymachując rękoma.
- Ann spoko. - powiedział Fabi. - To nie jego wina, że są tacy kibice.
- Owszem jego i to on powinien oberwać, a nie Ty.
W domu Götze zadzwonił dzwonek.
- Ja pójdę otworzyć. - odezwała się Bonnie ruszając ku drzwiom.
Po chwili wróciła do salonu w towarzystwie Marco.
- Fabi co Ci się stało? - zapytał i szybko podszedł do nas.
- Ty nic nie wiesz? - zdziwił się Mario.
- Niby o czym? - zapytał Marco.
- Nie czytałeś dzisiaj gazet?
- Jakoś nie miałem czasu. A co się stało? I co to ma wspólnego z Fabim?
- To może chodźmy do mojego pokoju. - musimy pogadać.
- Ok. - odpowiedział i ruszył za Mario na piętro.
Odchodząc odwrócił się i posłał mi uśmiech, na co ja odpowiedziałam tym samym.
- To on nic nie wie? - zapytała Bonnie siadając na fotelu.
- Nie, Mario nie wiedział jak mu to powiedzieć.
- To od dawna on o tym wie? - włączyłam się do rozmowy.
- Jakoś od początku wakacji. Ale oficjalnie zostało to podane dzisiaj.
- A kto Ci to zrobił? - zmieniłam temat transferu.
- Nie znam ich. Szedłem ze siłowni i mnie zobaczyli. Na początku tylko słownie zaczepiali, ale jak ich ignorowałem to się wkurzyli. Ale policja już ich złapała.
- Chociaż tyle. A jak się czujesz? - zapytałam.
- Już dobrze. - uśmiechnął się lekko, lecz po chwili syknął z grymasem na twarzy co było spowodowane rozwaloną wargą. - Do wesela się zagoi. - dodał próbując zażartować.
Nagle usłyszeliśmy krzyk w pokoju Mario, a po chwili trzaśnięcie drzwiami i ujrzeliśmy zbiegającego na dół Marco.
~Marco~
Poszedłem za Mario po drodze spoglądając na Ann. Uśmiechnęła się do mnie, ale i tak widziałem w jej oczach, że martwi się o Fabiana. Po wejściu do pokoju Mario zamknął drzwi i usiadł na łóżku.
- Mario co jest? - zapytałem po chwili ciszy.
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć. - mówił ze spuszczoną głową.
- Najlepiej prosto z mostu. Przecież jesteśmy przyjaciółmi i nie mamy przed sobą tajemnic.
- Właśnie dlatego, że się przyjaźnimy jest mi jeszcze gorzej.
- Mario do cholery mów co się dzieje, bo zaczynam się bać.
- To pobicie Fabiana...- urwał.
- No co z Fabianem? - nie rozumiałem do czego zmierza.
- To wszystko przeze mnie. - dokończył.
- Ty pobiłeś Fabiego?! - zapytałem zdziwiony.
- Nie! Jacyś kibice go pobili.
- Kibice? Dlaczego?
- Ehh... Marco przechodzę do Bayernu.
- Hahaha. - wybuchnąłem śmiechem. - Mario dobry żart, ale teraz nie pora na to.
- W przyszłym tygodniu rozpoczynam tam treningi. - mówił cicho.
- Że co?! - dopiero teraz do mnie dotarło, że Mario wcale nie żartował. - Od jak dawna wiesz? - zapytałem przez zaciśnięte zęby.
- Od początku wakacji.
- I nic mi nie powiedziałeś?! - ponownie zacząłem krzyczeć. - Dlaczego?! Sam w zeszłym sezonie namawiałeś mnie na granie w BVB, a teraz sam przechodzisz do Bayernu!
- Marco przepraszam. Dobrze wiesz, że od dawna marzyłem, żeby trenować z Guardiolą. - zaczął się tłumaczyć.
- Samo przepraszam nie wystarczy! Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! Ale najwidoczniej się pomyliłem! - krzyknąłem i opuściłem pokój trzaskając drzwiami. Zbiegłem po schodach i wybiegłem na dwór.
Wściekły przede wszystkim na Mario kopnąłem w kosz stojący najbliżej i usiadłem na krawężniku chowając twarz w dłoniach.
- Wszystko będzie dobrze. - usłyszałem po chwili dobrze znany mi głos.
- Nic nie będzie dobrze. Mój najlepszy przyjaciel odchodzi do innego klubu, a ja dowiaduję się o tym na końcu.
- Rozumiem, że jesteś zły i masz do niego żal, ale musisz z nim pogadać. To Twój najlepszy przyjaciel.
- Ann ja już nie mam przyjaciela.
- Nie mów tak. Nerwy teraz nie są dobre w podejmowaniu decyzji. Daj sobie dzień, dwa na poukładanie tego wszystkiego.
- Nie wiem czy jest cokolwiek do układania. - odpowiedziałem i spojrzałem na nią. - Jak z Fabim?
- Już lepiej. Bonnie z nim jest. - uśmiechnęła się do mnie. - Reus ogarnij się! Wstawaj i chodź! - dodała pogodnie.
- Dokąd?
- No chodź i nie marudź. - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
~Ann~
Gdy Marco wybiegł z domu postanowiłam za nim iść i z nim pogadać.
Po naszej rozmowie i tak nie był w najlepszym nastroju. Musiałam coś wymyślić, żeby mu trochę poprawić humor.
- Gdzie idziemy? - zapytał, gdy prowadziłam go w nieznanym mu kierunku.
- Może to banalne i dziecinne, ale gdy ja mam problem zawsze mi to pomaga.
- A możesz jaśniej?
- Ta dam! - wykrzyknęłam wskazując rękoma mój cel.
- Plac zabaw? - zdziwił się.
- Tak plac zabaw. Będąc tu przypominają mi się lata dzieciństwa, gdy wszystko było proste, a jedynym problemem było to, że o 20 mama kazała już wracać do domu. Zapominam choć na chwilę o tym jakie to dorosłe życie jest trudne. Miałam nadzieje, że Tobie też by to pomogło.
- To, że tu ze mną jesteś już mi bardzo pomaga. - odpowiedział.
Słysząc te słowa poczułam przyjemne ciepło w brzuchu. Ogarnij się Ann! To tylko przyjaciel! - pomyślałam. Uśmiechnęłam się tylko do niego i pociągnęłam go w stronę zjeżdżalni. Wygłupialiśmy się i śmialiśmy jakbyśmy mieli po 5 lat.
- Aa Marco wolniej! - krzyczałam śmiejąc się, gdy kręcił mnie na karuzeli.
- Co mówisz? Szybciej? - udawał, że mnie nie rozumie.
- Już, już! Koniec! Niedobrze mi się robi!
Marco zatrzymał karuzelę. Zeszłam z niej czując jak wiruje mi cały świat. Oparłam się o Marco i zaczęliśmy się kierować na huśtawki - ostatnią atrakcję naszych wygłupów.
- Dzięki. Na prawdę mi to pomogło. - powiedział, gdy huśtaliśmy się wolno.
- Mówiłam, że to pomaga. Chociaż ja tak nie szalałam nigdy. - zaśmiałam się.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - powiedział i dźgnął mnie w bok.
- Ei Reus! Nie ładnie tak! - powiedziałam i ruszyłam w jego stronę, aby mu oddać.
I w taki oto sposób zaczęła się nasza wojna na łaskotki. Oczywiście Marco był silniejszy ode mnie co skutkowało tym, że wylądowaliśmy na ziemi.
- Marco proszę przestań! - zanosiłam się śmiechem.
- A co z tego będę miał?
- Nie wiem, ale coś wymyślę.
Nagle przestał mnie łaskotać i zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
- Marco nie... - nie dokończyłam, bo zaczął mnie całować.
Poddałam się tej chwili. To było silniejsze ode mnie. Wplotłam mu dłonie we włosy i mocniej do siebie przyciągnęłam.
- Ann... Proszę daj nam szansę...- powiedział, gdy zakończyliśmy pocałunek.
- Rozmawialiśmy już o tym. - odpowiedziałam wstając.
- Ale dlaczego? Widzę, że Ty też do mnie coś czujesz.
- To nie jest takie proste.
- Co w tym takiego skomplikowanego?
- Moje życie... To znaczy stare życie było skomplikowane.
- To znaczy?
- Ehh... W Gladbach miałam chłopaka. Układało nam się dobrze. Planowaliśmy zdać maturę iść na te same studia, zamieszkać razem itd. Ale pewnego dnia poznał nowe towarzystwo. Z czasem się okazało, że nie za ciekawe. Ciągłe imprezy, olewanie wszystkiego. Na początku mi się to podobało. Na rzecz nowych znajomych zaczęłam zaniedbywać przyjaciół. Na jednej z imprez pojawiły się narkotyki. Taylor oczywiście się zgodził, chciał być fajny. Ja odmówiłam i wtedy do mnie dotarło co to za ludzie. Prosiłam go, aby przestał się z nimi spotykać i nie brał tego świństwa. Zapewniał mnie, że to tylko raz i nigdy więcej nie spróbuje. Ale kończyło się tylko na obietnicach. Pewnego dnia byłam sama w domu. Przyszedł naćpany i zaczął się do mnie dobierać. Gdy mu się opierałam zaczął mnie bić. - przerwałam, bo gula w gardle uniemożliwiła mi dalsze mówienie. Marco w skupieniu słuchał mojej opowieści. Po chwili poczułam jak mnie przytula.
- Cii. Już dobrze. To już za Tobą. - mówił głaskając mnie po głowie
- Na szczęście moi rodzice wrócili wcześniej do domu. Skończyło się na wstrząśnieniu mózgu, załamanej ręce i poobijanej twarzy. Spędziłam w szpitalu ponad tydzień. Byłam sama. Żadna z moich przyjaciółek mnie nie odwiedziła. Gdy wróciłam do szkoły czułam spojrzenia wszystkich. To było nie do wytrzymania. Na szczęście tacie zaproponowali przeniesienie. Nie zastanawiałam się ani chwili. Chciałam się stamtąd wynieść i zapomnieć o tym. O ile da się o tym zapomnieć...- dokończyłam.
- Ann Ty się obawiasz, że potraktuję Cię jak tamten śmieć?
- Nie! - szybko zaprotestowałam. - Oczywiście, że nie. Doskonale wiem, że Ty byś tak nie postąpił. Po prostu na razie lepiej jest jak jest teraz.
- Skoro tak to ok. Ale ja się nie poddam i będę czekał, aż zmienisz zdanie. - uśmiechnął się do mnie.
- Nawet jeśli to będzie za 100 lat? - zaśmiałam się.
- Nawet i za milion. - odpowiedział.
- Cierpliwy jesteś. - powiedziałam i wstałam.
- Mówiłem Ci. - poszedł w moje ślady i również podniósł się z ziemi. - Ann? - zapytał po chwili.
- Tak? - zapytałam i spojrzałam na niego.
- Pojutrze chłopaki robią imprezę. Poszłabyś ze mną?
- Marco...
- Oczywiście jako moja przyjaciółka. - przerwał mi. - Każdy z kimś będzie. Nie chce być jako jedyny sam. Prooooszę. - złożył ręce w geście proszenia.
- Niech będzie. - dałam za wygraną. - Robię to tylko dlatego, że jesteś moim przyjacielem. Ale musisz zrobić coś w zamian. - uśmiechnęłam się do niego.
- Wszystko. - zaczął się śmiać.
- Pogadasz z Mario i wszystko sobie wyjaśnicie.
- Skoro tak Ci na tym zależy. - odpowiedział obojętnie i ruszył przed siebie.
~Marco~
Obiecałem Ann, że pogadam z Mario. Sam w końcu i tak bym to zrobił, ale ona mnie zmotywowała.
- Cześć Fabi. Mario jest? - zapytałem, gdy młodszy Götze pojawił się w drzwiach.
- U siebie w pokoju. - odpowiedział przepuszczając mnie.
Skierowałem się do pokoju Mario. Zapukałem i usłyszałem ciche "proszę". Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
- Hej. Przyszedłem Cię przeprosić. - zacząłem. Mario spojrzał na mnie.
- Przeprosić? Za co? - zdziwił się.
- Za to jak się wcześniej zachowałem.
- Należało mi się. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Powinienem Ci o tym powiedzieć.
- Nie powinienem tak reagować. Powinniśmy spokojnie pogadać, a ja zachowałem się jak dzieciak. Rozumiem, że chcesz się rozwijać, a skoro uważasz, że w Bayernie Ci się to uda to cieszę się razem z Tobą. - wyjaśniłem.
- Już nie jesteś na mnie zły? - zapytał.
- Ja nie byłem zły tylko zaskoczony. Ponad to ktoś uświadomił mi, że przyjaźń jest ważniejsza. - zaśmiał się.
- Chyba wiem co za ktosia masz na myśli.
- Ehh Ty zawsze wszystko wiesz. - odpowiedziałem czochrając do po włosach.
- Won od włosów! - odsunął się i zrobił groźną minę. - Chodź na dół pograć w Fifę. - dodał i wyszedł z pokoju.
Ruszyłem za nim do salonu, gdzie rozpoczęliśmy grę.
________________________
Rozdział średnio mi się podoba, ale ogólną ocenę pozostawiam Wam :)
Na chwilę obecną rozdziały będą co piątek, gdyż w tygodniu mam mało czasu aby coś napisać a rozdział piszę około 2-3 dni. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie :)
U góry zrobiłam SPAM, więc byłabym Wam wdzięczna jeśli byście tam pisały swoje blogi oraz informowały mnie o nowych rozdziałach ;)
Pozdrawiam ;*
Stojących nad kanapą Bonnie i Mario. Podeszłam do nich i ujrzałam Fabiana z podbitym okiem, rozwaloną wargą i zakrwawionym nosem.
- Co się stało?! - krzyknęłam z przerażeniem w oczach.
- Fabiego pobili. - odpowiedziała Bonn.
- To widzę, ale dlaczego?
- To przeze mnie. - odpowiedział smutno Mario.
- Jak to przez Ciebie?!
- Mario przenosi się do Bayernu. - włączył się Fabi.
- No i co w związku z tym? - nie wiedziałam o co im chodzi.
- Jak co? Przecież Bayern to wróg numer jeden Borussi. Kibice się dowiedzieli dzisiaj z mediów i pobili Fabiego. - wyjaśniła Bonnie.
- Sprawa jest już na policji. - dodał Mario.
- Ale ja nie rozumiem dlaczego Fabi oberwał za Ciebie! - krzyknęłam na niego. - Skoro wiesz jaka jest sytuacja to nie mogłeś wybrać innego klubu?!
- To nie jest takie proste Ann. Proszę uspokój się. - Mario próbował mnie nieco ostudzić.
- Ty zadufany w sobie egoistyczny dupku! Twój brat został pobity, bo Tobie się jakiegoś Bayernu zachciało i każesz mi się uspokoić?! - wrzeszczałam wymachując rękoma.
- Ann spoko. - powiedział Fabi. - To nie jego wina, że są tacy kibice.
- Owszem jego i to on powinien oberwać, a nie Ty.
W domu Götze zadzwonił dzwonek.
- Ja pójdę otworzyć. - odezwała się Bonnie ruszając ku drzwiom.
Po chwili wróciła do salonu w towarzystwie Marco.
- Fabi co Ci się stało? - zapytał i szybko podszedł do nas.
- Ty nic nie wiesz? - zdziwił się Mario.
- Niby o czym? - zapytał Marco.
- Nie czytałeś dzisiaj gazet?
- Jakoś nie miałem czasu. A co się stało? I co to ma wspólnego z Fabim?
- To może chodźmy do mojego pokoju. - musimy pogadać.
- Ok. - odpowiedział i ruszył za Mario na piętro.
Odchodząc odwrócił się i posłał mi uśmiech, na co ja odpowiedziałam tym samym.
- To on nic nie wie? - zapytała Bonnie siadając na fotelu.
- Nie, Mario nie wiedział jak mu to powiedzieć.
- To od dawna on o tym wie? - włączyłam się do rozmowy.
- Jakoś od początku wakacji. Ale oficjalnie zostało to podane dzisiaj.
- A kto Ci to zrobił? - zmieniłam temat transferu.
- Nie znam ich. Szedłem ze siłowni i mnie zobaczyli. Na początku tylko słownie zaczepiali, ale jak ich ignorowałem to się wkurzyli. Ale policja już ich złapała.
- Chociaż tyle. A jak się czujesz? - zapytałam.
- Już dobrze. - uśmiechnął się lekko, lecz po chwili syknął z grymasem na twarzy co było spowodowane rozwaloną wargą. - Do wesela się zagoi. - dodał próbując zażartować.
Nagle usłyszeliśmy krzyk w pokoju Mario, a po chwili trzaśnięcie drzwiami i ujrzeliśmy zbiegającego na dół Marco.
~Marco~
Poszedłem za Mario po drodze spoglądając na Ann. Uśmiechnęła się do mnie, ale i tak widziałem w jej oczach, że martwi się o Fabiana. Po wejściu do pokoju Mario zamknął drzwi i usiadł na łóżku.
- Mario co jest? - zapytałem po chwili ciszy.
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć. - mówił ze spuszczoną głową.
- Najlepiej prosto z mostu. Przecież jesteśmy przyjaciółmi i nie mamy przed sobą tajemnic.
- Właśnie dlatego, że się przyjaźnimy jest mi jeszcze gorzej.
- Mario do cholery mów co się dzieje, bo zaczynam się bać.
- To pobicie Fabiana...- urwał.
- No co z Fabianem? - nie rozumiałem do czego zmierza.
- To wszystko przeze mnie. - dokończył.
- Ty pobiłeś Fabiego?! - zapytałem zdziwiony.
- Nie! Jacyś kibice go pobili.
- Kibice? Dlaczego?
- Ehh... Marco przechodzę do Bayernu.
- Hahaha. - wybuchnąłem śmiechem. - Mario dobry żart, ale teraz nie pora na to.
- W przyszłym tygodniu rozpoczynam tam treningi. - mówił cicho.
- Że co?! - dopiero teraz do mnie dotarło, że Mario wcale nie żartował. - Od jak dawna wiesz? - zapytałem przez zaciśnięte zęby.
- Od początku wakacji.
- I nic mi nie powiedziałeś?! - ponownie zacząłem krzyczeć. - Dlaczego?! Sam w zeszłym sezonie namawiałeś mnie na granie w BVB, a teraz sam przechodzisz do Bayernu!
- Marco przepraszam. Dobrze wiesz, że od dawna marzyłem, żeby trenować z Guardiolą. - zaczął się tłumaczyć.
- Samo przepraszam nie wystarczy! Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! Ale najwidoczniej się pomyliłem! - krzyknąłem i opuściłem pokój trzaskając drzwiami. Zbiegłem po schodach i wybiegłem na dwór.
Wściekły przede wszystkim na Mario kopnąłem w kosz stojący najbliżej i usiadłem na krawężniku chowając twarz w dłoniach.
- Wszystko będzie dobrze. - usłyszałem po chwili dobrze znany mi głos.
- Nic nie będzie dobrze. Mój najlepszy przyjaciel odchodzi do innego klubu, a ja dowiaduję się o tym na końcu.
- Rozumiem, że jesteś zły i masz do niego żal, ale musisz z nim pogadać. To Twój najlepszy przyjaciel.
- Ann ja już nie mam przyjaciela.
- Nie mów tak. Nerwy teraz nie są dobre w podejmowaniu decyzji. Daj sobie dzień, dwa na poukładanie tego wszystkiego.
- Nie wiem czy jest cokolwiek do układania. - odpowiedziałem i spojrzałem na nią. - Jak z Fabim?
- Już lepiej. Bonnie z nim jest. - uśmiechnęła się do mnie. - Reus ogarnij się! Wstawaj i chodź! - dodała pogodnie.
- Dokąd?
- No chodź i nie marudź. - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
~Ann~
Gdy Marco wybiegł z domu postanowiłam za nim iść i z nim pogadać.
Po naszej rozmowie i tak nie był w najlepszym nastroju. Musiałam coś wymyślić, żeby mu trochę poprawić humor.
- Gdzie idziemy? - zapytał, gdy prowadziłam go w nieznanym mu kierunku.
- Może to banalne i dziecinne, ale gdy ja mam problem zawsze mi to pomaga.
- A możesz jaśniej?
- Ta dam! - wykrzyknęłam wskazując rękoma mój cel.
- Plac zabaw? - zdziwił się.
- Tak plac zabaw. Będąc tu przypominają mi się lata dzieciństwa, gdy wszystko było proste, a jedynym problemem było to, że o 20 mama kazała już wracać do domu. Zapominam choć na chwilę o tym jakie to dorosłe życie jest trudne. Miałam nadzieje, że Tobie też by to pomogło.
- To, że tu ze mną jesteś już mi bardzo pomaga. - odpowiedział.
Słysząc te słowa poczułam przyjemne ciepło w brzuchu. Ogarnij się Ann! To tylko przyjaciel! - pomyślałam. Uśmiechnęłam się tylko do niego i pociągnęłam go w stronę zjeżdżalni. Wygłupialiśmy się i śmialiśmy jakbyśmy mieli po 5 lat.
- Aa Marco wolniej! - krzyczałam śmiejąc się, gdy kręcił mnie na karuzeli.
- Co mówisz? Szybciej? - udawał, że mnie nie rozumie.
- Już, już! Koniec! Niedobrze mi się robi!
Marco zatrzymał karuzelę. Zeszłam z niej czując jak wiruje mi cały świat. Oparłam się o Marco i zaczęliśmy się kierować na huśtawki - ostatnią atrakcję naszych wygłupów.
- Dzięki. Na prawdę mi to pomogło. - powiedział, gdy huśtaliśmy się wolno.
- Mówiłam, że to pomaga. Chociaż ja tak nie szalałam nigdy. - zaśmiałam się.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - powiedział i dźgnął mnie w bok.
- Ei Reus! Nie ładnie tak! - powiedziałam i ruszyłam w jego stronę, aby mu oddać.
I w taki oto sposób zaczęła się nasza wojna na łaskotki. Oczywiście Marco był silniejszy ode mnie co skutkowało tym, że wylądowaliśmy na ziemi.
- Marco proszę przestań! - zanosiłam się śmiechem.
- A co z tego będę miał?
- Nie wiem, ale coś wymyślę.
Nagle przestał mnie łaskotać i zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
- Marco nie... - nie dokończyłam, bo zaczął mnie całować.
Poddałam się tej chwili. To było silniejsze ode mnie. Wplotłam mu dłonie we włosy i mocniej do siebie przyciągnęłam.
- Ann... Proszę daj nam szansę...- powiedział, gdy zakończyliśmy pocałunek.
- Rozmawialiśmy już o tym. - odpowiedziałam wstając.
- Ale dlaczego? Widzę, że Ty też do mnie coś czujesz.
- To nie jest takie proste.
- Co w tym takiego skomplikowanego?
- Moje życie... To znaczy stare życie było skomplikowane.
- To znaczy?
- Ehh... W Gladbach miałam chłopaka. Układało nam się dobrze. Planowaliśmy zdać maturę iść na te same studia, zamieszkać razem itd. Ale pewnego dnia poznał nowe towarzystwo. Z czasem się okazało, że nie za ciekawe. Ciągłe imprezy, olewanie wszystkiego. Na początku mi się to podobało. Na rzecz nowych znajomych zaczęłam zaniedbywać przyjaciół. Na jednej z imprez pojawiły się narkotyki. Taylor oczywiście się zgodził, chciał być fajny. Ja odmówiłam i wtedy do mnie dotarło co to za ludzie. Prosiłam go, aby przestał się z nimi spotykać i nie brał tego świństwa. Zapewniał mnie, że to tylko raz i nigdy więcej nie spróbuje. Ale kończyło się tylko na obietnicach. Pewnego dnia byłam sama w domu. Przyszedł naćpany i zaczął się do mnie dobierać. Gdy mu się opierałam zaczął mnie bić. - przerwałam, bo gula w gardle uniemożliwiła mi dalsze mówienie. Marco w skupieniu słuchał mojej opowieści. Po chwili poczułam jak mnie przytula.
- Cii. Już dobrze. To już za Tobą. - mówił głaskając mnie po głowie
- Na szczęście moi rodzice wrócili wcześniej do domu. Skończyło się na wstrząśnieniu mózgu, załamanej ręce i poobijanej twarzy. Spędziłam w szpitalu ponad tydzień. Byłam sama. Żadna z moich przyjaciółek mnie nie odwiedziła. Gdy wróciłam do szkoły czułam spojrzenia wszystkich. To było nie do wytrzymania. Na szczęście tacie zaproponowali przeniesienie. Nie zastanawiałam się ani chwili. Chciałam się stamtąd wynieść i zapomnieć o tym. O ile da się o tym zapomnieć...- dokończyłam.
- Ann Ty się obawiasz, że potraktuję Cię jak tamten śmieć?
- Nie! - szybko zaprotestowałam. - Oczywiście, że nie. Doskonale wiem, że Ty byś tak nie postąpił. Po prostu na razie lepiej jest jak jest teraz.
- Skoro tak to ok. Ale ja się nie poddam i będę czekał, aż zmienisz zdanie. - uśmiechnął się do mnie.
- Nawet jeśli to będzie za 100 lat? - zaśmiałam się.
- Nawet i za milion. - odpowiedział.
- Cierpliwy jesteś. - powiedziałam i wstałam.
- Mówiłem Ci. - poszedł w moje ślady i również podniósł się z ziemi. - Ann? - zapytał po chwili.
- Tak? - zapytałam i spojrzałam na niego.
- Pojutrze chłopaki robią imprezę. Poszłabyś ze mną?
- Marco...
- Oczywiście jako moja przyjaciółka. - przerwał mi. - Każdy z kimś będzie. Nie chce być jako jedyny sam. Prooooszę. - złożył ręce w geście proszenia.
- Niech będzie. - dałam za wygraną. - Robię to tylko dlatego, że jesteś moim przyjacielem. Ale musisz zrobić coś w zamian. - uśmiechnęłam się do niego.
- Wszystko. - zaczął się śmiać.
- Pogadasz z Mario i wszystko sobie wyjaśnicie.
- Skoro tak Ci na tym zależy. - odpowiedział obojętnie i ruszył przed siebie.
~Marco~
Obiecałem Ann, że pogadam z Mario. Sam w końcu i tak bym to zrobił, ale ona mnie zmotywowała.
- Cześć Fabi. Mario jest? - zapytałem, gdy młodszy Götze pojawił się w drzwiach.
- U siebie w pokoju. - odpowiedział przepuszczając mnie.
Skierowałem się do pokoju Mario. Zapukałem i usłyszałem ciche "proszę". Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
- Hej. Przyszedłem Cię przeprosić. - zacząłem. Mario spojrzał na mnie.
- Przeprosić? Za co? - zdziwił się.
- Za to jak się wcześniej zachowałem.
- Należało mi się. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Powinienem Ci o tym powiedzieć.
- Nie powinienem tak reagować. Powinniśmy spokojnie pogadać, a ja zachowałem się jak dzieciak. Rozumiem, że chcesz się rozwijać, a skoro uważasz, że w Bayernie Ci się to uda to cieszę się razem z Tobą. - wyjaśniłem.
- Już nie jesteś na mnie zły? - zapytał.
- Ja nie byłem zły tylko zaskoczony. Ponad to ktoś uświadomił mi, że przyjaźń jest ważniejsza. - zaśmiał się.
- Chyba wiem co za ktosia masz na myśli.
- Ehh Ty zawsze wszystko wiesz. - odpowiedziałem czochrając do po włosach.
- Won od włosów! - odsunął się i zrobił groźną minę. - Chodź na dół pograć w Fifę. - dodał i wyszedł z pokoju.
Ruszyłem za nim do salonu, gdzie rozpoczęliśmy grę.
________________________
Rozdział średnio mi się podoba, ale ogólną ocenę pozostawiam Wam :)
Na chwilę obecną rozdziały będą co piątek, gdyż w tygodniu mam mało czasu aby coś napisać a rozdział piszę około 2-3 dni. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie :)
U góry zrobiłam SPAM, więc byłabym Wam wdzięczna jeśli byście tam pisały swoje blogi oraz informowały mnie o nowych rozdziałach ;)
Pozdrawiam ;*
piątek, 7 marca 2014
Rozdział 8
- Przepraszam za spóźnienie. Mama mnie zatrzymała. - rzekłam podbiegając do Fabiana.
- Nic nie szkodzi.
- Dzięki, że chciałeś się spotkać. Musimy pogadać o tym co wydarzyło się wczoraj... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Ann przepraszam nie powinienem. Zachowałem się jak debil. Nie wiem co ja sobie myślałem. - tłumaczył się.
- A ja nie powinnam tak wczoraj uciekać. Po prostu zaskoczyłeś mnie. Fabi przykro mi, ale ja nic do Ciebie nie czuję. - wyjaśniłam i spuściłam wzrok.
- Domyśliłem się po tym jak wyszłaś. - zaśmiał się sztucznie.
- Boję się tylko, że teraz wszystko między nami nie będzie tak jak dawniej, a nie chciałabym tego.
- Co Ty wygadujesz? - zdziwił się. - Myślisz, że nie będę się z Tobą przyjaźnił? Dalej tak będzie tylko, że ja będę Cię dodatkowo kochał. - uśmiechnął się.
- Nie pomagasz mi takim wyznaniem.
- Dlaczego?
- Bo będę miała wyrzuty sumienia, że nie potrafię obdarzyć Cię takim uczuciem na jaki oczekujesz.
- Oczekuję od Ciebie tylko przyjaźni. - zaśmiał się. - No to jak zgoda?
- Zgoda. - odpowiedziałam i przytuliliśmy się.
~Marco~
To co dobre szybko się kończy. Dzisiaj zaczynamy przygotowania do nowego sezonu, a ja oczywiście musiałem wczoraj przesadzić z alkoholem. Ledwo zwlokłem się z łóżka i pierwsze po wejściu do kuchni było opróżnienie całej butelki wody. Dodatkowo odszukałem jakieś środki, które pomogą choć w małym stopniu na ból głowy. Mam nadzieję, że do treningu doprowadzę się jakoś do porządku, bo jak nie to Klopp da mi za karę porządny wycisk. Zjadłem lekkie śniadanie, aby mieć choć trochę sił, wziąłem zimny prysznic, który w znacznym stopniu postawił mnie na nogi, ubrałem się, zarzuciłem wcześniej spakowaną torbę na ramię i ruszyłem do samochodu. Po 15 minutach byłem już na SIP. W szatni zastałem już wszystkich chłopaków. Siedzieli i rozmawiali wesoło ze sobą.
- Uuu pobalowało się wczoraj? - zapytał Kuba, a oczy wszystkich zwróciły się na mnie.
- Balowałeś beze mnie?! - oburzył się Mario.
- Mąż mojej siostry wpadł i tak jakoś wyszło. - wymyśliłem na poczekaniu.
- To radzę trzymać Ci się z tyłu, bo jak trener Cię dojrzy to uuuu po Tobie chłopie. - ostrzegł mnie Hummels.
- Jakbym tego nie wiedział. - mruknąłem pod nosem i zacząłem się przebierać.
5 minut później wyszliśmy na murawę, gdzie czekał na nas trener. Wmieszałem się między chłopaków tak, że niewiele było mnie widać.
- Witam panowie po urlopie! - rozpoczął. - Liczę, że wypoczęliście i jesteście gotowi do rozpoczęcia przygotowań na nowy sezon.
- Tak jest! - krzyknęli wszyscy razem.
- No i to mi się podoba. - zaśmiał się. - To na początek zacznijcie rozgrzewkę od biegu. - poinstruował nas i dał sygnał gwizdkiem.
Zacząłem biec truchtem razem z Mario. Uff udało mi się. Pomyślałem.
- Marco możesz podejść? - krzyknął z oddali trener.
- Uu stary już po Tobie. - Mario poklepał mnie po plecach.
Zacząłem kierować się w jego stronę. Starałem się wyglądać jak zawsze. Może to jednak nie o to chodzi...
- Stało się coś trenerze?
- Mam nadzieję się tego od Ciebie dowiedzieć. Dobrze wiesz jakie mam zdanie na imprezowanie dzień przed treningami. - spojrzał na mnie surowym wzrokiem.
Czyli jednak mi się nie upiecze. A szło już tak dobrze.
- Przepraszam trenerze nie piłem dużo.
- Dużo czy nie, ja tego tolerować nie będę. Chłopaki biegają 10 kółek, Ty 20 plus potem coś Ci jeszcze ekstra wymyślę. A teraz wracaj do biegania i mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. Jesteś na prawdę bardzo ważnym zawodnikiem dla drużyny. Mam nadzieje, że zdajesz sobie z tego sprawę.
- Tak. I jeszcze raz przepraszam. - odpowiedziałem i wróciłem do biegania.
Po 2 i pół godziny zmęczeni wracaliśmy do szatni. Trener dał mi wyjątkowy wycisk co w sumie wyszło mi na dobre, bo odżyłem. Po dotarciu do szatni udałem się pod prysznic. Część chłopaków ruszyła za mną, a część odpoczywała. Po zakończonym prysznicu okryłem się ręcznikiem i ruszyłem do swojej szafki po ubrania. Po drodze wycierałem mokre włosy.
- Trener Cię dzisiaj wymęczył. - zaczął Piszczek.
- Nie zaprzeczę, ale pomogło mi to. - uśmiechnąłem się.
- Widzę. Rano ledwo żyłeś. Jak tam sprawy z Twoją tajemniczą dziewczyną?
- Nijak. Chyba interesuję się kimś innym. - odpowiedziałem przypominając sobie wczorajszą scenę pocałunku Ann i Fabiana.
Nagle z rozmyślań wyrwał mnie czyjś krzyk. Nie wiedząc o co chodzi ruszyłem za resztą chłopaków. Podchodząc bliżej usłyszałem kolejny krzyk a zaraz potem wybuch śmiechu.
- Kto mi do cholery zamienił szampon na to coś?!
Podszedłem bliżej, a moim oczom ukazał się czerwony ze wściekłości Robert Lewandowski z... zielonymi włosami?! Jak tylko go ujrzałem tak samo jak reszta wybuchnąłem śmiechem.
- Takie to śmieszne?! - wściekał się dalej Lewy.
- Wybacz, ale tak. - odpowiedział mu Sahin.
- Który to zrobił?! Przyznać się!
- Lewy...No sorry... - zaczął Hummels. - Myśleliśmy z Kubą, że to szampon Mario...
Spojrzałem na rozchichotanego Mario, który po przetworzeniu tej wiadomości nagle spoważniał.
- Dzięki Hummels. Zobaczysz jeszcze tego pożałujesz. - powiedział mrużąc gniewnie oczy.
- Wy jesteście kompletnymi debilami! Jak ja się teraz pokażę na zewnątrz?! - ponownie Lewy dał znać o swojej obecności przeglądając nową fryzurę w lustrze. - Mam nadzieje, że do jutra to zejdzie...
- Yy... No bo ten... - odezwał się Kuba.
- Jak długo?! - krzyknął z przerażeniem Robert.
- Ehem.. - Mats odchrząknął i coś powiedział, ale nikt go nie zrozumiał.
- Mats! - irytował się dalej Lewandowski.
- Tydzień. - powiedział głośno wypuszczając powietrze, a my zaczęliśmy się śmiać.
- TYDZIEŃ?! Zabiję was! - krzyknął i zaczął ich gonić po całej szatni.
- Słyszałeś ich? Dziady na mnie to przygotowali. - pożalił się Mario, gdy stałem już ubrany przy szafce.
- Dobrze, że macie z Lewym takie same szampony. - zaśmiałem się.
- Oo tak. Inaczej byłoby z nimi źle. - odpowiedział i pogładził z czułością swoje włosy.
Spakowałem ostatnie rzeczy do torby i ruszyłem z Mario w kierunku parkingu.
2 dni później
~Ann~
Postanowiłam wybrać się dzisiaj na zakupy do centrum handlowego. Zadzwoniłam do Bonnie, lecz ta nie mogła, bo musiała pojechać do babci, a Fabianowi wypadł jakiś trening. Samotnie więc oglądałam sklepowe witryny, co jakiś czas zaglądając do sklepów.
- Ciekawy ten zestaw na manekinie. Pasuje do Ciebie. - usłyszałam i szybko odwróciłam się, żeby zobaczyć kto to. Marco stał przede mną uśmiechnięty od ucha do ucha. Mi do śmiechu niestety nie było...
- Cześć. Miło Cię widzieć - rzekł wesoło.
- Czego nie mogę powiedzieć o Tobie. Czy Ty się nigdy ode mnie nie odczepisz. - warknęłam i ruszyłam przed siebie omijając go. Jak mogłam się domyślić ruszył za mną. Natrętny dupek. Pomyślałam.
- Jak tam układa wam się z Fabianem? - zapytał, a ja momentalnie stanęłam i odwróciłam się w jego stronę.
- Co takiego? - zapytałam zdziwiona. - Co Ty bredzisz?
- Nie udawaj. - zaśmiał się cwaniacko. - Widziałem was jak się całowaliście.
- Podglądałeś nas?! - krzyknęłam, lecz po chwili dotarło do mnie gdzie jesteśmy i upewniłam się, że nikt tego nie słyszał.
- Po prostu byłem tam i widziałem. To nie było celowe.
- To dla Twojej wiadomości ja i Fabi nie jesteśmy razem. - wyjaśniłam. Po co ja mu się w ogóle tłumaczę?! To nie ma najmniejszego sensu!
- To co widziałem...
- To co widziałeś to było nieporozumienie! - przerwałam mu i zaczęłam odchodzić.
Ponownie zaczęłam przyglądać się wystawom sklepowym starając się ignorować blondyna.
- Czy możesz się ode mnie odczepić w końcu?! - zapytałam zirytowana wchodząc do jakiegoś sklepu. Zaczęłam przeglądać pierwsze lepsze ubrania, lecz Marco jak cień wlazł tam za mną.
- Nie, bo chcę z Tobą pogadać. - odparł. - Oo ta koszulka będzie dla Ciebie dobra. - dodał pokazując jakiś T-shirt.
W odpowiedzi wywróciłam oczami i skierowałam się do wyjścia. Zaczęłam się rozglądać dokąd mogłabym uciec, tak żeby Marco dał mi spokój. Nagle mój wzrok znalazł idealny sklep. Był to bowiem sklep z damską bielizną!
- Tam na pewno nie wejdziesz cwaniaku. - rzekłam do siebie po cichu z cwaniackim spojrzeniem.
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę sklepu. Po wejściu do niego zniknęłam między regałami i przeglądałam bieliznę. Marco na szczęście nigdzie nie widziałam. Ucieszona moim zwycięstwem przeglądałam dalej.
- Ten zestaw będzie dla Ciebie idealna. - nagle zza regałów wyłonił się Marco. Aż podskoczyłam ze strachu!
- Wlazłeś za mną, aż do sklepu z bielizną?! - cicho pisnęłam rozglądając się czy nikt nas nie widzi. - I co to do cholery ma być?! - wskazałam na zestaw który trzymał.
- Po prostu pomyślałem, że dobrze będzie to na Tobie wyglądać. - odparł smutno.
- To źle myślałeś! Odłóż to i wychodzimy!
Wkurzona do granic wytrzymałości wyszłam ze sklepu. Marco pojawił się chwilę po mnie.
- Czego Ty do cholery ode mnie chcesz?!
- Może na początek pójdziemy na kawę? - zapytał jak zawsze spokojnie.
- Dobrze, niech Ci będzie! Ale to pierwszy i ostatni raz! - warknęłam i ruszyłam w kierunku kawiarni.
- I to tyle? Żadnych wrzut pod moim adresem, ani odmowy? - zapytał zdziwiony.
- Idziesz czy nie? Bo zaraz zmienię zdanie! - spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem ignorując pytania.
- Idę, idę. - odrzekł szczerze zaskoczony i ruszył doganiając mnie.
~Marco~
Wkurzanie jej się opłacało. Chociaż nie przypuszczałem, że propozycja wspólnej kawy pójdzie tak dobrze. Weszliśmy do kawiarni, zajęliśmy miejsca i złożyliśmy zamówienia.
- To o czym chciałeś pogadać? - zapytała.
Po głosie było słychać, że nadal jest wkurzona.
- Dlaczego za każdym razem tak się złościsz?
- Złoszczę się, bo nie rozumiesz co do Ciebie mówię.
- Ale ja doskonalę to rozumiem. Tylko zastanawia mnie co ja takiego zrobiłem, że tak na mnie reagujesz.
- Pojawiłeś się na nieodpowiedniej imprezie.
- Nie chce nic sugerować, ale Ty też nie protestowałaś, gdy jechaliśmy do tego hotelu.
- Byłam pijana! Zresztą Ty też powinieneś zareagować. Masz przecież dziewczynę.
- Teraz już byłą. - poprawiłem ją.
- Co? - zapytała zdziwiona. - Przyznałeś się jej?
- Nie zdążyłem. - odpowiedziałem mieszając swoją kawę.
- To znaczy? Nie rozumiem. - drążyła dalej.
- Ehh. Po naszym spotkaniu w parku wróciłem do domu i pokłóciłem się z Caro. Wkurzyłem się, powiedziałem, że jadę do Mario i że nie wrócę na noc. Jednak po rozmowie z nim wróciłem do domu, żeby pogadać i zastałem ją w łóżku z innym facetem.
- Czyli ona też nie była fair. Dobrana z was para. - zaśmiała się ironicznie.
- Tylko, że ja zdradziłem ją raz, a ona zdradzała mnie od dłuższego czasu.
- Kto wie czy Ty też być tak nie zaczął w końcu robić.
- Ann nie jestem taki. Jak kogoś kocham to nie ranię tej osoby. A z Caro... z Caro nam się już od jakiegoś czasu nie układało.
- Mhm. - odrzekła obojętnie.
- Mam propozycję.
- Jaką?
- Zacznijmy od nowa.
- Od nowa? - zapytała zdziwiona.
- Tak od nowa. Uznajmy, że tamtej nocy nie było.
- Nie wiem czy będę tak umiała.
- Dlaczego nie? Nie rozumiem tego.
- Ty jesteś Marco Reus, piłkarz, którego zna każdy. Wszędzie się pewnie media na Ciebie czają. Ja nie wiem czy będę tak umiała.
- Teraz przede wszystkim jestem Marco Reus zwykły chłopak. A media wcale za mną nie łażą. Nie czuję się popularny. Robię to co kocham, a reszta tej otoczki mnie nie interesuję. - uśmiechnąłem się. - To jak? Zaczynamy od nowa?
- Ehh niech będzie. - dała za wygraną.
- W takim razie. Jestem Marco. - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem dłoń w jej stronę.
- Ann. - odpowiedziała podając mi swoją.
W końcu zaczęliśmy normalnie rozmawiać z Ann. Czułem jakbyśmy się znali od lat. Opowiadaliśmy o naszych życiach i poznawaliśmy się na wzajem. Postanowiłem, że będę zbliżał się do Ann małymi kroczkami. Jestem bardzo cierpliwy, jeśli na kimś mi zależy.
Miesiąc później
~Ann~
Połowa wakacji już za mną. Z Marco często rozmawiamy. Rozumiemy się jakbyśmy byli przyjaciółmi od lat. Czasami nawet mówimy razem to samo. Jednak stereotyp, że piłkarze są zadufani w sobie się nie sprawdza. Przełamałam się nawet i poszłam z Bonn i Fabim na mecz sparingowy jaki rozgrywała drużyna BVB. Oczywiście był to przez nich wygrany mecz. Dzisiaj jednak spędzałam leniwie popołudnie. Leżałam za domem na leżaku i opalałam się. Mój spokój przerwał dzwonek telefonu.
- Halo. - powiedziałam po odebraniu.
- Ann. - usłyszałam głos Bonnie.
- No co tam?
- Ann... Błagam Cię przyjedź do Fabiego. - mówiła zdenerwowana.
- Bonn co się stało?! - podniosłam się z leżaka.
- Błagam Cię przyjedź. - powiedziała ponownie i rozłączyła się.
Ruszyłam biegiem do pokoju, aby zmienić ubrania i najszybciej jak mogłam pobiegłam do domu mojego przyjaciela. Gdy tam dotarłam wbiegłam do środka nie czekając, aż ktoś mnie wpuści. Po wejściu do salonu zobaczyłam...
________________________
Rozdział taki jakiś ;D Ale w końcu trzeba ich kiedyś 'pogodzić' ;D
Pozdrawiam ;*
- Nic nie szkodzi.
- Dzięki, że chciałeś się spotkać. Musimy pogadać o tym co wydarzyło się wczoraj... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Ann przepraszam nie powinienem. Zachowałem się jak debil. Nie wiem co ja sobie myślałem. - tłumaczył się.
- A ja nie powinnam tak wczoraj uciekać. Po prostu zaskoczyłeś mnie. Fabi przykro mi, ale ja nic do Ciebie nie czuję. - wyjaśniłam i spuściłam wzrok.
- Domyśliłem się po tym jak wyszłaś. - zaśmiał się sztucznie.
- Boję się tylko, że teraz wszystko między nami nie będzie tak jak dawniej, a nie chciałabym tego.
- Co Ty wygadujesz? - zdziwił się. - Myślisz, że nie będę się z Tobą przyjaźnił? Dalej tak będzie tylko, że ja będę Cię dodatkowo kochał. - uśmiechnął się.
- Nie pomagasz mi takim wyznaniem.
- Dlaczego?
- Bo będę miała wyrzuty sumienia, że nie potrafię obdarzyć Cię takim uczuciem na jaki oczekujesz.
- Oczekuję od Ciebie tylko przyjaźni. - zaśmiał się. - No to jak zgoda?
- Zgoda. - odpowiedziałam i przytuliliśmy się.
~Marco~
To co dobre szybko się kończy. Dzisiaj zaczynamy przygotowania do nowego sezonu, a ja oczywiście musiałem wczoraj przesadzić z alkoholem. Ledwo zwlokłem się z łóżka i pierwsze po wejściu do kuchni było opróżnienie całej butelki wody. Dodatkowo odszukałem jakieś środki, które pomogą choć w małym stopniu na ból głowy. Mam nadzieję, że do treningu doprowadzę się jakoś do porządku, bo jak nie to Klopp da mi za karę porządny wycisk. Zjadłem lekkie śniadanie, aby mieć choć trochę sił, wziąłem zimny prysznic, który w znacznym stopniu postawił mnie na nogi, ubrałem się, zarzuciłem wcześniej spakowaną torbę na ramię i ruszyłem do samochodu. Po 15 minutach byłem już na SIP. W szatni zastałem już wszystkich chłopaków. Siedzieli i rozmawiali wesoło ze sobą.
- Uuu pobalowało się wczoraj? - zapytał Kuba, a oczy wszystkich zwróciły się na mnie.
- Balowałeś beze mnie?! - oburzył się Mario.
- Mąż mojej siostry wpadł i tak jakoś wyszło. - wymyśliłem na poczekaniu.
- To radzę trzymać Ci się z tyłu, bo jak trener Cię dojrzy to uuuu po Tobie chłopie. - ostrzegł mnie Hummels.
- Jakbym tego nie wiedział. - mruknąłem pod nosem i zacząłem się przebierać.
5 minut później wyszliśmy na murawę, gdzie czekał na nas trener. Wmieszałem się między chłopaków tak, że niewiele było mnie widać.
- Witam panowie po urlopie! - rozpoczął. - Liczę, że wypoczęliście i jesteście gotowi do rozpoczęcia przygotowań na nowy sezon.
- Tak jest! - krzyknęli wszyscy razem.
- No i to mi się podoba. - zaśmiał się. - To na początek zacznijcie rozgrzewkę od biegu. - poinstruował nas i dał sygnał gwizdkiem.
Zacząłem biec truchtem razem z Mario. Uff udało mi się. Pomyślałem.
- Marco możesz podejść? - krzyknął z oddali trener.
- Uu stary już po Tobie. - Mario poklepał mnie po plecach.
Zacząłem kierować się w jego stronę. Starałem się wyglądać jak zawsze. Może to jednak nie o to chodzi...
- Stało się coś trenerze?
- Mam nadzieję się tego od Ciebie dowiedzieć. Dobrze wiesz jakie mam zdanie na imprezowanie dzień przed treningami. - spojrzał na mnie surowym wzrokiem.
Czyli jednak mi się nie upiecze. A szło już tak dobrze.
- Przepraszam trenerze nie piłem dużo.
- Dużo czy nie, ja tego tolerować nie będę. Chłopaki biegają 10 kółek, Ty 20 plus potem coś Ci jeszcze ekstra wymyślę. A teraz wracaj do biegania i mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. Jesteś na prawdę bardzo ważnym zawodnikiem dla drużyny. Mam nadzieje, że zdajesz sobie z tego sprawę.
- Tak. I jeszcze raz przepraszam. - odpowiedziałem i wróciłem do biegania.
Po 2 i pół godziny zmęczeni wracaliśmy do szatni. Trener dał mi wyjątkowy wycisk co w sumie wyszło mi na dobre, bo odżyłem. Po dotarciu do szatni udałem się pod prysznic. Część chłopaków ruszyła za mną, a część odpoczywała. Po zakończonym prysznicu okryłem się ręcznikiem i ruszyłem do swojej szafki po ubrania. Po drodze wycierałem mokre włosy.
- Trener Cię dzisiaj wymęczył. - zaczął Piszczek.
- Nie zaprzeczę, ale pomogło mi to. - uśmiechnąłem się.
- Widzę. Rano ledwo żyłeś. Jak tam sprawy z Twoją tajemniczą dziewczyną?
- Nijak. Chyba interesuję się kimś innym. - odpowiedziałem przypominając sobie wczorajszą scenę pocałunku Ann i Fabiana.
Nagle z rozmyślań wyrwał mnie czyjś krzyk. Nie wiedząc o co chodzi ruszyłem za resztą chłopaków. Podchodząc bliżej usłyszałem kolejny krzyk a zaraz potem wybuch śmiechu.
- Kto mi do cholery zamienił szampon na to coś?!
Podszedłem bliżej, a moim oczom ukazał się czerwony ze wściekłości Robert Lewandowski z... zielonymi włosami?! Jak tylko go ujrzałem tak samo jak reszta wybuchnąłem śmiechem.
- Takie to śmieszne?! - wściekał się dalej Lewy.
- Wybacz, ale tak. - odpowiedział mu Sahin.
- Który to zrobił?! Przyznać się!
- Lewy...No sorry... - zaczął Hummels. - Myśleliśmy z Kubą, że to szampon Mario...
Spojrzałem na rozchichotanego Mario, który po przetworzeniu tej wiadomości nagle spoważniał.
- Dzięki Hummels. Zobaczysz jeszcze tego pożałujesz. - powiedział mrużąc gniewnie oczy.
- Wy jesteście kompletnymi debilami! Jak ja się teraz pokażę na zewnątrz?! - ponownie Lewy dał znać o swojej obecności przeglądając nową fryzurę w lustrze. - Mam nadzieje, że do jutra to zejdzie...
- Yy... No bo ten... - odezwał się Kuba.
- Jak długo?! - krzyknął z przerażeniem Robert.
- Ehem.. - Mats odchrząknął i coś powiedział, ale nikt go nie zrozumiał.
- Mats! - irytował się dalej Lewandowski.
- Tydzień. - powiedział głośno wypuszczając powietrze, a my zaczęliśmy się śmiać.
- TYDZIEŃ?! Zabiję was! - krzyknął i zaczął ich gonić po całej szatni.
- Słyszałeś ich? Dziady na mnie to przygotowali. - pożalił się Mario, gdy stałem już ubrany przy szafce.
- Dobrze, że macie z Lewym takie same szampony. - zaśmiałem się.
- Oo tak. Inaczej byłoby z nimi źle. - odpowiedział i pogładził z czułością swoje włosy.
Spakowałem ostatnie rzeczy do torby i ruszyłem z Mario w kierunku parkingu.
2 dni później
~Ann~
Postanowiłam wybrać się dzisiaj na zakupy do centrum handlowego. Zadzwoniłam do Bonnie, lecz ta nie mogła, bo musiała pojechać do babci, a Fabianowi wypadł jakiś trening. Samotnie więc oglądałam sklepowe witryny, co jakiś czas zaglądając do sklepów.
- Ciekawy ten zestaw na manekinie. Pasuje do Ciebie. - usłyszałam i szybko odwróciłam się, żeby zobaczyć kto to. Marco stał przede mną uśmiechnięty od ucha do ucha. Mi do śmiechu niestety nie było...
- Cześć. Miło Cię widzieć - rzekł wesoło.
- Czego nie mogę powiedzieć o Tobie. Czy Ty się nigdy ode mnie nie odczepisz. - warknęłam i ruszyłam przed siebie omijając go. Jak mogłam się domyślić ruszył za mną. Natrętny dupek. Pomyślałam.
- Jak tam układa wam się z Fabianem? - zapytał, a ja momentalnie stanęłam i odwróciłam się w jego stronę.
- Co takiego? - zapytałam zdziwiona. - Co Ty bredzisz?
- Nie udawaj. - zaśmiał się cwaniacko. - Widziałem was jak się całowaliście.
- Podglądałeś nas?! - krzyknęłam, lecz po chwili dotarło do mnie gdzie jesteśmy i upewniłam się, że nikt tego nie słyszał.
- Po prostu byłem tam i widziałem. To nie było celowe.
- To dla Twojej wiadomości ja i Fabi nie jesteśmy razem. - wyjaśniłam. Po co ja mu się w ogóle tłumaczę?! To nie ma najmniejszego sensu!
- To co widziałem...
- To co widziałeś to było nieporozumienie! - przerwałam mu i zaczęłam odchodzić.
Ponownie zaczęłam przyglądać się wystawom sklepowym starając się ignorować blondyna.
- Czy możesz się ode mnie odczepić w końcu?! - zapytałam zirytowana wchodząc do jakiegoś sklepu. Zaczęłam przeglądać pierwsze lepsze ubrania, lecz Marco jak cień wlazł tam za mną.
- Nie, bo chcę z Tobą pogadać. - odparł. - Oo ta koszulka będzie dla Ciebie dobra. - dodał pokazując jakiś T-shirt.
W odpowiedzi wywróciłam oczami i skierowałam się do wyjścia. Zaczęłam się rozglądać dokąd mogłabym uciec, tak żeby Marco dał mi spokój. Nagle mój wzrok znalazł idealny sklep. Był to bowiem sklep z damską bielizną!
- Tam na pewno nie wejdziesz cwaniaku. - rzekłam do siebie po cichu z cwaniackim spojrzeniem.
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę sklepu. Po wejściu do niego zniknęłam między regałami i przeglądałam bieliznę. Marco na szczęście nigdzie nie widziałam. Ucieszona moim zwycięstwem przeglądałam dalej.
- Ten zestaw będzie dla Ciebie idealna. - nagle zza regałów wyłonił się Marco. Aż podskoczyłam ze strachu!
- Wlazłeś za mną, aż do sklepu z bielizną?! - cicho pisnęłam rozglądając się czy nikt nas nie widzi. - I co to do cholery ma być?! - wskazałam na zestaw który trzymał.
- Po prostu pomyślałem, że dobrze będzie to na Tobie wyglądać. - odparł smutno.
- To źle myślałeś! Odłóż to i wychodzimy!
Wkurzona do granic wytrzymałości wyszłam ze sklepu. Marco pojawił się chwilę po mnie.
- Czego Ty do cholery ode mnie chcesz?!
- Może na początek pójdziemy na kawę? - zapytał jak zawsze spokojnie.
- Dobrze, niech Ci będzie! Ale to pierwszy i ostatni raz! - warknęłam i ruszyłam w kierunku kawiarni.
- I to tyle? Żadnych wrzut pod moim adresem, ani odmowy? - zapytał zdziwiony.
- Idziesz czy nie? Bo zaraz zmienię zdanie! - spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem ignorując pytania.
- Idę, idę. - odrzekł szczerze zaskoczony i ruszył doganiając mnie.
~Marco~
Wkurzanie jej się opłacało. Chociaż nie przypuszczałem, że propozycja wspólnej kawy pójdzie tak dobrze. Weszliśmy do kawiarni, zajęliśmy miejsca i złożyliśmy zamówienia.
- To o czym chciałeś pogadać? - zapytała.
Po głosie było słychać, że nadal jest wkurzona.
- Dlaczego za każdym razem tak się złościsz?
- Złoszczę się, bo nie rozumiesz co do Ciebie mówię.
- Ale ja doskonalę to rozumiem. Tylko zastanawia mnie co ja takiego zrobiłem, że tak na mnie reagujesz.
- Pojawiłeś się na nieodpowiedniej imprezie.
- Nie chce nic sugerować, ale Ty też nie protestowałaś, gdy jechaliśmy do tego hotelu.
- Byłam pijana! Zresztą Ty też powinieneś zareagować. Masz przecież dziewczynę.
- Teraz już byłą. - poprawiłem ją.
- Co? - zapytała zdziwiona. - Przyznałeś się jej?
- Nie zdążyłem. - odpowiedziałem mieszając swoją kawę.
- To znaczy? Nie rozumiem. - drążyła dalej.
- Ehh. Po naszym spotkaniu w parku wróciłem do domu i pokłóciłem się z Caro. Wkurzyłem się, powiedziałem, że jadę do Mario i że nie wrócę na noc. Jednak po rozmowie z nim wróciłem do domu, żeby pogadać i zastałem ją w łóżku z innym facetem.
- Czyli ona też nie była fair. Dobrana z was para. - zaśmiała się ironicznie.
- Tylko, że ja zdradziłem ją raz, a ona zdradzała mnie od dłuższego czasu.
- Kto wie czy Ty też być tak nie zaczął w końcu robić.
- Ann nie jestem taki. Jak kogoś kocham to nie ranię tej osoby. A z Caro... z Caro nam się już od jakiegoś czasu nie układało.
- Mhm. - odrzekła obojętnie.
- Mam propozycję.
- Jaką?
- Zacznijmy od nowa.
- Od nowa? - zapytała zdziwiona.
- Tak od nowa. Uznajmy, że tamtej nocy nie było.
- Nie wiem czy będę tak umiała.
- Dlaczego nie? Nie rozumiem tego.
- Ty jesteś Marco Reus, piłkarz, którego zna każdy. Wszędzie się pewnie media na Ciebie czają. Ja nie wiem czy będę tak umiała.
- Teraz przede wszystkim jestem Marco Reus zwykły chłopak. A media wcale za mną nie łażą. Nie czuję się popularny. Robię to co kocham, a reszta tej otoczki mnie nie interesuję. - uśmiechnąłem się. - To jak? Zaczynamy od nowa?
- Ehh niech będzie. - dała za wygraną.
- W takim razie. Jestem Marco. - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem dłoń w jej stronę.
- Ann. - odpowiedziała podając mi swoją.
W końcu zaczęliśmy normalnie rozmawiać z Ann. Czułem jakbyśmy się znali od lat. Opowiadaliśmy o naszych życiach i poznawaliśmy się na wzajem. Postanowiłem, że będę zbliżał się do Ann małymi kroczkami. Jestem bardzo cierpliwy, jeśli na kimś mi zależy.
Miesiąc później
~Ann~
Połowa wakacji już za mną. Z Marco często rozmawiamy. Rozumiemy się jakbyśmy byli przyjaciółmi od lat. Czasami nawet mówimy razem to samo. Jednak stereotyp, że piłkarze są zadufani w sobie się nie sprawdza. Przełamałam się nawet i poszłam z Bonn i Fabim na mecz sparingowy jaki rozgrywała drużyna BVB. Oczywiście był to przez nich wygrany mecz. Dzisiaj jednak spędzałam leniwie popołudnie. Leżałam za domem na leżaku i opalałam się. Mój spokój przerwał dzwonek telefonu.
- Halo. - powiedziałam po odebraniu.
- Ann. - usłyszałam głos Bonnie.
- No co tam?
- Ann... Błagam Cię przyjedź do Fabiego. - mówiła zdenerwowana.
- Bonn co się stało?! - podniosłam się z leżaka.
- Błagam Cię przyjedź. - powiedziała ponownie i rozłączyła się.
Ruszyłam biegiem do pokoju, aby zmienić ubrania i najszybciej jak mogłam pobiegłam do domu mojego przyjaciela. Gdy tam dotarłam wbiegłam do środka nie czekając, aż ktoś mnie wpuści. Po wejściu do salonu zobaczyłam...
________________________
Rozdział taki jakiś ;D Ale w końcu trzeba ich kiedyś 'pogodzić' ;D
Pozdrawiam ;*
środa, 5 marca 2014
Rozdział 7
- Siema stary. - powiedziałem smętnie siadając przy barze. - Duże piwo poproszę. - zwróciłem się do barmana.
- Siema. Zdziwił mnie trochę Twój telefon. Stało się coś?
- Tak. To znaczy nie. Ehh Piszczu już sam nie wiem. - mieszałem się w odpowiedzi.
- To tak, nie czy nie wiem? - Łukasz zaśmiał się biorąc łyk piwa.
- Caro mnie zdradziła. - wyjaśniłem.
- Co? Chyba żartujesz?! - zdziwił się.
- A czy wyglądam jakbym żartował? - zapytałem patrząc na niego. - Nakryłem ich wczoraj w naszym łóżku.
- I co zrobiłeś?
- Jak to co? Kazałem jej się wynosić, a dzisiaj przed drzwiami wystawiłem jej walizki. Nie chce na nią patrzeć!
- Nigdy bym się nie spodziewał, że wykręci Ci taki numer.
- Widać pozory czasami mylą. W sumie to mi chyba przysługę zrobiła. Choć nie mówię, że mnie to nie zabolało.
- Przysługę? Dlaczego? - spojrzał na mnie nie wiedząc o co mi chodzi.
- Bo jej już chyba nie kochałem. Teraz dodatkowo jej nienawidzę.
- Pojawił się ktoś inny?
- W pewnym sensie.
- Coś więcej? Reus mów mi wszystko, a nie tak muszę Cię za język ciągnąć. To Ty chciałeś pogadać.
- No jest taka jedna. Niestety nie jest mną zainteresowana. - odpowiedziałem biorąc łyk piwa.
- Ale Ty jesteś Marco Reus i...? - rozpoczął.
-... i nigdy się nie poddaje! - dokończyłem i obaj wybuchnęliśmy śmiechem. - Masz rację, będę o nią walczyć!
- Skoro jest tego warta. - podsumował mój przyjaciel wzruszając ramionami.
- Jest i to bardzo. - uśmiechnąłem się.
~Ann~
- Minęło już te 15 min? - zapytałam Bonnie.
- Minutę temu pytałaś o to samo. Jeszcze 5 min. - odpowiedziała spoglądając na zegarek.
- To najgorsze 15 min w moim życiu! Bonn dziękuję Ci, że kupiłaś ten test dla mnie. Sama nie dałabym rady. Całą noc przez to nie spałam!
- Od tego jestem. Spokojnie. - podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- A co jak jednak jestem w ciąży? Ja sobie nie dam rady! Nie jestem jeszcze gotowa na dziecko.
- Nie gadaj głupot. Masz rodziców, mnie, Fabiana. Nie jesteś sama. Nie zamartwiaj się na zapas. Już czas. Ty czy ja?
- Nie ja. Muszę zrobić to sama. - odpowiedziałam i podeszłam do stołu na którym leżał test. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na niego. Nagle poczułam ścisk w brzuchu i ogromną gulę w gardle. Do oczu napłynęły mi łzy. Usiadłam na krześle i wybuchłam płaczem.
- Ann co jest? No mów! - niecierpliwiła się Bonnie.
- Ja...- próbowałam z siebie coś wydusić. - Ja...
- Daj mi to do cholery! - podeszła do mnie i wzięła test.
Zaczęła przyglądać się uważnie wynikowi.
- Ann... Czemu płaczesz? Przecież nie jesteś w ciąży. - zapytała zdziwiona.
- Bo okazuje się, że miałam więcej szczęścia niż rozumu. - odpowiedziałam.
- Oj głupia. - uśmiechnęła się do mnie i ponownie tego dnia mnie przytuliła. - Chodź na lody. Należy nam się.
- Zamówię największe jakie się da. - odpowiedziałam wycierając łzy z policzków.
- Niech Ci będzie, ale idź się ubrać i umalować, bo inaczej wystraszysz wszystkich w lodziarni. - rzekła i zaczęła się śmiać.
- Celna uwaga! - zaśmiałam się. - Za chwilę jestem. - dopowiedziałam i ruszyłam na górę.
~Marco~
Wracałem nieśpiesznie do domu. Nie miałem zamiaru siedzieć tam sam. Gdy wcześniej wychodziłem wystawiłem rzeczy Carolin przed drzwiami. Miałem nadzieję, że po powrocie już ich tam nie zastanę. Jakie było moje zdziwienie, gdy ujrzałem walizki w tym samym miejscu, w którym je zostawiłem, a na dodatek ujrzałem Caro siedzącą na schodach.
- Czego chcesz? - warknąłem na nią.
- Marco proszę, porozmawiajmy. - wstała i ruszyła w moją stronę.
- Nie mamy o czym. - spojrzałem na nią chłodnym wzrokiem.
- Chcę Ci to wytłumaczyć.
- A co tu jest do tłumaczenia? Byłaś ze mną tylko i wyłącznie dla kasy, a ja naiwny tego nie widziałem.
- To nie jest prawda. Kochałam Cię.
- No właśnie! Kochałaś! Czas przeszły. Od jak dawna mnie zdradzasz?
- Marco! To nie tak! Ty ciągle miałeś mecze, treningi, wyjazdy, a ja wiecznie byłam sama!
- Chcesz powiedzieć, że to moja wina?! - zaśmiałem się z ironią. - Jesteś bezczelna!
- Gdybyś poświęcał mi więcej czasu nie doszłoby do tego!
- Carolin do cholery! Przecież wiesz jaki mam zawód! Gdy się poznaliśmy zdawałaś sobie sprawę, że chcę się rozwijać! Gdybyś na prawdę mnie kochała zrozumiałabyś to.
- Ale...
- Koniec rozmowy. - przerwałem jej. - Zabierz swoje rzeczy i nie chcę Cię więcej widzieć. - dopowiedziałem spokojnie, wymijając ją na schodach.
- Będziesz tego żałował. - syknęła biorąc walizki.
- Jedyne czego żałuję to to, że byłem tak długo ślepy. - nie czekając na jej odpowiedź zamknąłem drzwi do domu.
~Ann~
- Ann więcej się nie dało?
- Mówiłam Ci, że wezmę tyle ile się da.
- Ale aż tyle?! Masz tu chyba wszystkie smaki jakie mieli w lodziarni!
- Prawie wszystkie. - poprawiłam ją wyszczerzając się.
- I tak tego wszystkiego nie zjesz.
- Oj uwierz, że zjem. Przez tą prawie ciążę tak mi cukier spadł, że nie wiem czy to tu wystarczy. - zaśmiałam się.
- Zobaczymy. - odpowiedziała i pokazała mi język. - Mogę Cię o coś zapytać?
- No jasne, dawaj. - zachęciłam ją.
- Jesteś tu już trochę, a wcale nie mówisz o przyjaciołach czy chłopaku z Gladbach.
- Pewnie myślisz, że tam byłam jakimś nolifem bez znajomych. - zaśmiałam się.
- Nie określiłabym tego tak. - speszyła się.
- Miałam chłopaka, miałam przyjaciół, ale wydarzyło się kilka sytuacji o których na chwilę obecną nie umiem rozmawiać. Kiedyś Ci powiem, ale teraz jest jeszcze na to za wcześnie. Przepraszam. - wyjaśniłam i posłałam jej lekki uśmiech.
- Jasne rozumiem, nie tłumacz się. Nie powinnam pytać. - odpowiedziała.
- Tamte wydarzenia sprawiły, że nie wahałam się z decyzją o przeprowadzeniu się tutaj. Mogę zacząć wszystko od zera z czystym kontem.
- I z nowymi zajebistymi przyjaciółmi! - wyszczerzyła się do mnie.
- W dodatku skromnymi. - dodałam i zaczęłyśmy się śmiać.
Usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Sięgnęłam po telefon do torebki. Wiadomość była od Fabiana.
"Hej Mała :) Jesteś zajęta? :)"
Po przeczytaniu kliknęłam opcję odpisz.
"Hej :) Jestem z Bonn w lodziarni ;P Przyłączysz się? :)"
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
"Nie dzięki :) Możemy się potem spotkać? Tylko mam prośbę. Nie mów o tym Bonn. :)"
Zdziwiła mnie trochę ta prośba. Zaczęłam odpisywać.
- Z kim tak romansujesz? - zaśmiała się moja przyjaciółka.
- Yy mama pyta za ile będę. - skłamałam.
"Brzmi poważnie ;P Coś przeskrobałam? ;D Może być za godzinę u Ciebie?"
Fabian po chwili odpisał.
"Nie, nic nie zrobiłaś ;D Ok to widzimy się za godzinę ;*"
GODZINĘ PÓŹNIEJ
Prosto z lodziarni ruszyłam w stronę domu mojego przyjaciela. Miałam lekkie obawy, że spotkam tam Marco albo co gorsza, że to spotkanie jest zaaranżowane przez niego. Jeśli tak jest to obaj tego pożałują.
- Cześć. Proszę wejdź. - Fabian wpuścił mnie do środka. Jest jakiś poddenerwowany czy tylko mi się wydaje?
- Wszystko dobrze? - zapytałam wchodząc do salonu.
- Tak, dlaczego pytasz?
- Denerwujesz się czymś. - wyjaśniłam.
A co jeśli zaraz pojawi się tu Marco? Nie to się nie stanie. Czemu tyle o nim myślę?! Przecież nic do niego nie czuję.
- Ziemia do Ann! Słuchasz mnie? - pomachał mi przed oczami Fabi.
- Wybacz zamyśliłam się. Co mówiłeś?
- Pytałem jak było z Bonn i czy się czegoś napijesz? - uśmiechnął się do mnie.
- Za picie dziękuję. Z Bonn było dobrze. Wykupiłam prawie wszystkie smaki w lodziarni. - zaśmiałam się. - Właśnie dlaczego nie chciałeś, aby Bonnie przyszła? Pokłóciliście się?
- Co? Nie, nic z tych rzeczy. Chciałem z Tobą pogadać.
- O czym? - nie miałam zielonego pojęcia do czego zmierza.
- O Tobie i o mnie.
- To znaczy? Co masz na myśli?
Fabian podszedł do mnie. Jedną dłonią złapał moją, a drugą głodził mój policzek. Przez chwilę patrzeliśmy sobie prosto w oczy by po tym pochłonąć się w gorącym pocałunku.
- Ann zakochałem się w Tobie. - wyszeptał, gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Fabi ja...ja...przepraszam. - nie wiedziałam co powiedzieć. Wyrwałam dłoń z jego uścisku i wyszłam z jego domu.
Była to niemalże identyczna sytuacja jak ta sprzed kilku dni z Marco. No poza małym incydentem, który się wtedy wydarzył... Mam straszny mętlik w głowie. Czy przez to, że uległam temu pocałunkowi narobiłam Fabianowi nadziei? Nie kocham go. Tego jestem pewna. Nic poza przyjaźnią nie mogę mu zaoferować. Muszę z nim o tym porozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko, ale nie dziś. Za duży chaos mam w głowie. Muszę to sobie poukładać. I znowu Marco! Czy on nie może opuścić moich myśli? Jego też nie kocham, więc dlaczego podczas pocałunku z Fabianem myślałam, o blondynie...?
~Marco~
Szedłem do Mario. Łukaszowi nie chcę już dzisiaj więcej głowy zawracać. Ma swoją rodzinę, swoje problemy. Mario napisał mi wiadomość, że jest z braćmi i że jak będę to mam wejść i przyjść do jego pokoju. Tak więc zrobiłem będąc przed domem przyjaciela. Gdy znalazłem się w środku usłyszałem głosy w salonie. Myślałem, że może znajdę tam Mario, lecz nieco się pomyliłem. Zastałem tam Ann i Fabiana. Stali blisko siebie. Niebezpiecznie blisko siebie. Po chwili ujrzałem jak zaczynają się całować. Widząc to poczułem jeszcze gorsze ukłucie w sercu niż podczas nakrycia Caro z innym facetem w łóżku. Jak najciszej odwróciłem się i ruszyłem ku drzwiom wyjściowym. Gdy znalazłem się na zewnątrz wyjąłem telefon i napisałem wiadomość do Mario, że coś mi wypadło i nie będę mógł przyjść. Ruszyłem w stronę mojego domu po drodze zachodząc do sklepu i zaopatrując się w alkohol. Jedyne o czym marzyłem to zapomnieć choć na chwilę o tym co się wydarzyło...
________________________
Na początku chciałabym Wam baaaaardzo serdecznie podziękować <3 ;**
Nie przypuszczałam, że aż tyle osób będzie komentować moje opowiadanie :D
Jest mi strasznie miło, że podoba się Wam ono :) Czytając te komentarze, aż chce się pisać nowe rozdziały! :D
Dzisiaj mecz Polska - Szwecja :D I Piszczek kapitanem! <3 :D Na zakończenie łapcie Piszczka w nowym stroju reprezentacji :D
Oraz zdjęcie, w którym się wczoraj zakochałam <3 :D Tylko ta dłoń psuje cały urok :(( ;D
Do piątku :) ;**
Subskrybuj:
Posty (Atom)